• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[8.09.1972] Killshot | Oliver, Guinevere

[8.09.1972] Killshot | Oliver, Guinevere
Czarodziej
Większość ludzi nie jest tak fałszywa, jak myślisz, ani tak szczera, jak sobie wmawiasz
Przeciętnego wzrostu (178 cm), bardzo szczupły mężczyzna o błękitnych oczach. Piegi na nosie i policzkach wyróżniają go z tłumu, podobnie jak wiecznie ułożone w nieładzie ciemnoblond włosy. Ubiera się zwykle skromnie, chociaż ciuchy są zawsze czyste i niepogniecione.

Oliver McKinnon
#1
10.06.2025, 14:45  ✶  

8 września 1972

Plan był bardzo prosty i w zasadzie bardzo łatwy do wykonania - gdy z nieba zaczął sypać się popiół, zmienił kierunek. Wtedy jeszcze znajdował się na Nokturnie i był rzut beretem od swojego mieszkania: naturalnym więc odruchem była chęć sprawdzenia, czy z domem nic się nie dzieje. Domem... Jego tymczasowym domem, wynajmowanym mieszkaniem. Niewielkim, ale czystym i mimo że znajdowało się na Nokturnie - przytulnym. Runę, którą dostrzegł, zignorował. Machnął na nią ręką, bo zniknęła, a on nie miał czasu, żeby się teraz tym martwić. Kolejnym punktem tej pieprzonej nocy było sprawdzenie, czy Zamtuzowi i Ambrosii nic się nie stało. Kolejny punkt dobrego planu. Ale dobre plany miały to do siebie, że często się wykrzaczały.

I tak gdy po raz kolejny znalazł się na Nokturnie, oberwał rykoszetem. Jedna z szyb budynku, obok którego przechodził, po prostu pękła pod wpływem ognia. Ten budynek nie miał tyle szczęścia co jego mieszkanie i sam McKinnon - nagle otoczyła go chmara gorącego, ostrego szkła. Mężczyzna odruchowo zasłonił twarz rękami, ale na niewiele się to zdało. Jego refleks był za wolny, a szkło pędzące pod wpływem wybuchu zbyt szybkie: rozorało mu policzki, wpadło do nosa, poraniło skórę na szyi. Zdążył zamknąć oczy, chroniąc piękne ślepia przed destrukcyjnym wpływem szkła. Rozorało mu powieki, a Oliver zalał się krwią. Wrzasnął z bólu, bo szkło dostało się także pod skórę na dłoniach i przedramionach. Krew wlała się do oczu, te zapiekły nieprzyjemnie. Nie widział nic, bo gdy próbował je otworzyć: wszystko się rozmazywało.

McKinnon ruszył więc przed siebie, praktycznie po omacku. Ktoś chwycił go za ramię.
- Potrzebujesz pomocy? Chodź, tam powinien ktoś być - nie znał tego głosu, ale zaufał mu, mimo że nie powinien. Tak właśnie znalazł się na Horyzontalnej. I pewnie byłby wdzięczny mężczyźnie, który go prowadził, gdyby nie poczuł w kieszeni cienkiej kurtki jego dłoni.
- Ej kurwa, łapy przy sobie! - może i nie widział za dobrze, ale też i jego "przeciwnik" nie był zbyt subtelny w próbie kradzieży. Oliver podjął próbę odepchnięcia gagatka, nie zważając na krzyki ludzi wokół. Jebany złodziej.

Rzut na AF, odepchnięcie złodzieja 1K
Rzut O 1d100 - 72
Sukces!
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#2
21.06.2025, 18:44  ✶  

Właściwie już od momentu, w którym pojawiła się tego wieczoru w Londynie, wiedziała, że jest na właściwym miejscu. Było gorąco (tak w przenośni jak i bardzo dosłownie), było duszno, dym drapał w gardło i co i rusz zdarzało się Ginewrze odkasływać i chrząkać, ale wiedziała, że jej obecność już zrobiła różnicę. Najpierw zajęła się młodym chłopakiem, najwyraźniej popularnym aktorem, który za sprawą jej postawy, odnalazł w sobie nieznane sobie wcześniej pokłady odwagi i niczym ten rycerz na białym koniu ruszył z nią w noc, by się do czegoś przydać. Później była świadkiem wybuchu piekarni i musiała bardzo widowiskowo, na chodniku, zajmować się mocno ranną kobietą. To po tym zdarzeniu rozdzieliła się z Hannibalem i McGonagall ruszyła przed siebie, nie będąc już wcale pewna, czy idzie w głąb Pokątnej, czy może cofnęła się do rozwidlenia ulic i trafiła na Horyzontalną. Jej orientacja w magicznych dzielnicach nie należała do najlepszych, bywała tu stanowczo zbyt rzadko, a teraz, gdy tak wiele budynków płonęło, a widoczność była jaka była… to tym bardziej.

Ale wcale nie zmierzała w żadnym konkretnym kierunku, było jej tak naprawdę obojętnie, gdzie się uda. Cel przyświecał jej przecież jeden: pomóc tym, którzy tej pomocy wymagali. Zrobić różnicę tam, gdzie uzdrowiciele szpitala wykazać się nie mogli. Nie wątpiła, że w Mungu mieli ręce pełne roboty, że byli obłożeni rannymi i potrzebującymi. Ale co z tymi, którzy do szpitala dotrzeć nie mogli? Co z tymi, którzy nie potrafili się teleportować, co z tymi, których teleportować się już nie mogli, albo lepiej by tego w swoim stanie nie robili? Co z tymi, którzy czekając na swoją kolej, stracą tak naprawdę swoją szansę…? Nie była żadnym sędzią, który miał wydawać taki osąd. Szła po prostu tam, gdzie niosły ją nogi, a może to przeznaczenie zapisane w gwiazdach, pchało ją właśnie w tym konkretnym kierunku…

I tak właśnie była świadkiem sceny, jak młody (no a na raczej młodszy od niej) mężczyzna szarpie się z drugim i wykrzykuje, by trzymał przy sobie łapy. Zmrużyła swoje złote oczy o pionowych, kocich źrenicach akurat wtedy, gdy temu pierwszemu udało się odepchnąć tego drugiego, który zatoczył się, najwyraźniej zupełnie niegotowy na to, że tak poraniona osoba będzie miała w sobie jeszcze siłę do stawiania oporu. I być może ponowiłby cokolwiek chciał zrobić, ale wtedy dostrzegł, że mają towarzystwo i bardzo szybko zebrał się do ucieczki.

– A spierdalaj, człowiek chce pomóc… Zjeb – z przekleństwem na ustach zniknął w dymie i tłumie, bardzo niepocieszony, że nie udało mu się oskubać tak łatwy cel.

Ktoś jeszcze otarł się o Olivera, ktoś inny gwałtownie wciągnął powietrze, widząc jak wygląda.

– Hej, dobrze się czujesz? – Ginny zbliżyła się na tyle, by złapać McKinnona za przedramię, zdecydowanie nie odczuwając strachu z powodu jego wyglądu. Raczej… Czuła ścisk w sercu, że kolejna osoba w tym całym zamieszaniu skończyła tak, że potrzebowała pomocy – bo blondyn raczej jej potrzebował, a teraz z bliska widziała to wyraźniej. – Tamten już poszedł, ale… – mówiła z wyraźnym akcentem kogoś, kto nie jest z Anglii, ale jednak płynnie, niełamiącym głosem i szybko. – Potrzebujesz pomocy? – cóż, na siłę zbawiać świata przecież nie zamierzała.


// Przewaga: Animagia, Chimera, Język angielski
Czarodziej
Większość ludzi nie jest tak fałszywa, jak myślisz, ani tak szczera, jak sobie wmawiasz
Przeciętnego wzrostu (178 cm), bardzo szczupły mężczyzna o błękitnych oczach. Piegi na nosie i policzkach wyróżniają go z tłumu, podobnie jak wiecznie ułożone w nieładzie ciemnoblond włosy. Ubiera się zwykle skromnie, chociaż ciuchy są zawsze czyste i niepogniecione.

Oliver McKinnon
#3
14.07.2025, 09:27  ✶  

- Ta kurwa, pomóc, złodzieju jebany - być może Oliver nie otwierał oczu i właśnie pozbawił się swojego jedynego przewodnika, ale prędzej wpadnie na śmierciożercę, niż da się obrabować ze swoich ostatnich sykli. Nie należał do biedaków, ale nie można też było powiedzieć o nim, że śmierdział pieniędzmi. Każda moneta była na wagę złota (hehe), szczególnie teraz, gdy jego dom nawiedził jakiś pokurwiony dym i sadza - kto wie, ile będzie kosztowało wyczyszczenie mieszkania? O ile w ogóle się da, bo jeszcze tego nie próbował. Chciał odnaleźć siostrę, a potem iść do Kościanego, by upewnić się że z matką i dziadkiem wszystko w porządku, ale oczywiście jego pech musiał dać o sobie znać i teraz sam potrzebował pomocy.

Gdy poczuł na swoim ciele dotyk, odruchowo się wzdrygnął, bo jak Matkę kochał, nie słyszał w tym jazgocie by ktoś inny się zbliżał.
- Nie mam przy sobie za wiele, zostaw mnie - nie był doskonałym aktorem, ale wciąż myślał, że znajdował się na Nokturnie. Mógł być pod protekcją dziadka, ale wciąż miał wrogów - a poza tym był naprawdę łatwym celem, każdy mógł go okraść czy pobić, a on nie będzie w stanie wskazać sprawcy. Oliver spiął się, czując dotyk na przedramieniu. Ale nie wyszarpnął się, nie tym razem: baba. Baby były z reguły słabsze, nie? I coś w tonie głosu tej kobiety, która oferowała mu pomoc, było kojącego. Niespotykany wcześniej akcent, ale przyjemny dla ucha głos... McKinnon zmrużyłby oczy, ale nie chciał by odłamki wpadły za powieki. Zrezygnował więc z grania ofiary - tak jakby teraz w tym momencie nią nie był, prawda? - Um... Chyba tak. Nie widzę. To znaczy widzę, ale mam pełno szkła na twarzy.
Rozejrzał się, chociaż oczy nadal miał zamknięte. Bał się, nie chciał stracić wzroku. Żadna magia by mu go nie przywróciła.
- Nie wiem jak jest źle, ale boli jak diabli. Nie mogę otworzyć oczu - dodał niepewnie, odruchowo unosząc brudną od sadzy dłoń do oczu.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#4
02.10.2025, 21:55  ✶  

– Nie chcę twoich pieniędzy – odparła niemalże od razu po tym, jak zaczął się „bronić”.

Nie wyglądało to dobrze. Z bliska dokładnie widziała poranioną twarz Olivera, kawałki szkła wbite w skórę, strużki krwi, drgania mięśni w małych spazmach bólu… na bogów, co takiego się wydarzyło, że tak skończył? McGonagall miała co do tego pewne pomysły po tym, jak widziała wybuch w piekarni i rany pracownic. Może i ten nieszczęśnik akurat znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze, gdy coś wybuchło, a szkło poleciało na wszystkie strony, wbijając się w jego twarz? To było tak cholernie niebezpieczne… nie było czasu, jego wzrok, oczy mogły być zagrożone i gdy Guinevere uświadomiła to sobie z pełną mocą, jej uścisk na przedramieniu mężczyzny stał się odrobinę mocniejszy, żeby jej się teraz nie wyrwał.

– Spróbuj nie ruszać mięśniami twarzy – poradziła, zapewne całkiem bez sensu, ale w takich momentach przerażeni pacjenci (o ile tak można było nazwać McKinnona, ale chyba tak) potrzebowali słyszeć różne oczywistości. Sama powtórzyła jego ruch, to jest rozejrzała się na boki, ale ona akurat oczy miała otwarte, wypatrując jakiegoś miejsca na uboczu, gdzie mogłaby się nim zająć – takiego, gdzie nic nie będzie płonąć, nikt nie będzie na nich wpadać i tak dalej. Nie była zaznajomiona z Magicznym Londynem na tyle, żeby wiedzieć, gdzie dokładnie się znajdują, cholera, nie wiedziała nawet, czy jest nadal na Pokątnej, czy już nie, nie wiedziała jakie dokładnie znajdują się tutaj budynki, oprócz pubu, aptek i sklepu z różdżkami, które miała okazję odwiedzić. – I nie otwieraj oczu. Masz cholerne szczęście, że to szkło nie wbiło ci się mocniej – na tym etapie, przynajmniej na pierwszy rzut oka (hehe), wydawało się, że jego oczy są jeszcze do uratowania. – Tu jest trochę miejsca, chodź – dostrzegła w końcu jakieś schodki prowadzące do wejścia do kamienicy, wystarczająco na boku, żeby co chwila ktoś na nich nie wpadał i nie potrącał. – Teleportacja w tym stanie mogłaby się skończyć różnie. Powyciągam ci to – pociągnęła go delikatnie za rękę, sugerując kierunek, w który chciała się udać.

Czarodziej
Większość ludzi nie jest tak fałszywa, jak myślisz, ani tak szczera, jak sobie wmawiasz
Przeciętnego wzrostu (178 cm), bardzo szczupły mężczyzna o błękitnych oczach. Piegi na nosie i policzkach wyróżniają go z tłumu, podobnie jak wiecznie ułożone w nieładzie ciemnoblond włosy. Ubiera się zwykle skromnie, chociaż ciuchy są zawsze czyste i niepogniecione.

Oliver McKinnon
#5
12.10.2025, 12:18  ✶  

- To dobrze, bo raczej nie uratowałoby cię kilka knutów, co? - może i nie był biedny jak mysz kościelna, ale hej, przynajmniej nie był na tyle głupi, żeby nosić przy sobie większą sumę. Uspokoił się nieco, bo baba chyba nie będzie go okradać, nie? A przynajmniej taką miał nadzieję, bo cholera jasna, Nokturn był pełny babiszcz typu Ambrosii, jego siostry, a ta nie dość, że zabrałaby te knuty, to jeszcze kopnęła go w kostkę, tak na dokładkę. - Ciężko mówić bez ruszania ustami.
Burknął, ale na chwilkę posłusznie zamknął jadaczkę. Faktycznie, mówienie czy w ogóle cokolwiek związanego z twarzą sprawiało mu ból, więc może to i lepiej, żeby się przymknął i ktoś mu pomógł. Jak nie ona, to ktokolwiek, kto widział i mógł wyciągnąć szkło.

Mruknął coś, ale posłusznie dał się nie tylko zaprowadzić na schodki, ale też i usiadł. Gdy poczuł zimny kamień pod dupą, westchnął.
- Mama mówiła, żeby nie siadać na zimnym, bo się wilka dostanie - powiedział, wykrzywiając lekko twarz. I to był błąd, bo pisnął z bólu jak mała dziewczynka, gdy kawałeczek szkła ruszył się, a z policzka pociekła mu krew. - Kurwa mać, mówisz że to było szczęście? Boli jak jasny chuj, ale w sumie dobrze, że nie byłem w środku tego sklepu, bo pewnie by mnie rozerwało na strzępy.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Guinevere McGonagall (875), Oliver McKinnon (898)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa