Mimo to, on sam w dalszym ciągu nie chciał przyczyniać się do czegokolwiek, co mogłoby stanowić dla otoczenia pożywkę dla prób skrzywdzenia kogokolwiek, na kim mu zależało. Dokładnie tak samo jak nie zwykł przerzucać na innych swoich prywatnych problemów, tak i w tym wypadku nie zamierzał być ich powodem. Być może często gęsto lubił robić wokół siebie szum, ale nie w tym konkretnym sensie.
Tym bardziej, że Nora miała narzeczonego. Co prawda ten sam narzeczony był z pewnością bardzo blisko innych kobiet. Może nie w romantycznym sensie (a przynajmniej na to Roise liczył, bo w dalszym ciągu niespecjalnie znał jego mimowolnego towarzysza niedoli z Kniei), jednak nie dało się ukryć, że Samuel z pewnością doskonale dogadywał się z kobietami. Jego więź z Roselyn była jawnym dowodem, który plotkujące otoczenie również mogło wykorzystać ku swojej uciesze.
W końcu panna z dobrego domu okazująca bardzo wyraźną sympatię wobec lokalnego rzemieślnika była dokładnie tak samo, jeśli nawet nie bardziej atrakcyjnym tematem plotek, co czystokrwisty kawaler odwiedzający po nocy zaręczone właścicielki znanych londyńskich biznesów. Szczególnie w momencie, w którym ludzie potrzebowali odwrócić swoją uwagę od niedawnych pożarów. Towarzyskie sępy zawsze były czujne, a jeśli mogły zmienić temat z dlaczego ogień nie naruszył twojego domu, skoro przebił się nawet przez najlepiej nałożone zabezpieczenia w innych lokalach na ocho, niektórzy korzystają z ogólnego zamieszania, aby skradać się pod osłoną nocy zajmować się, ekhm, pocieszaniem przyjaciół, z pewnością miały to zrobić.
Nawet w stolicy ogarniętej chaosem, plotki rozsiewały się szybciej niż nasiona perzu. Zresztą nie dało się ukryć, że tu zebrani poniekąd też stosunkowo szybko przeszli do rozmów i spekulacji. Co prawda, nie obgadywali niczyjego życia romantycznego, ale wszystko, co dało się zacząć od na mieście mówi się bez wątpienia zaliczało się do gadania o pogłoskach. Nie tylko o faktach. No cóż, natura ludzka już taka była.
- Gdyby widma faktycznie opuściły Knieję, mielibyśmy nie tylko znacznie poważniejsze problemy - tak, zupełnie tak, jakby pożary same w sobie nie były dostatecznie dramatyczne - a już zupełnie patową sytuację - stwierdził, przenosząc spojrzenie z Nory na Erika i z Erika z powrotem na Norę. - Może nie jestem ekspertem od klątw ani klęsk żywiołowych - tu przelotnie spojrzał też na Benjy'ego - ale czymkolwiek były te... ...istoty... ...jeśli pojawiły się z ogniem... ...nie sądzę, by mogły pochodzić z Kniei. Czegoś takiego nawet Ministerstwo nie byłoby w stanie łatwo zatuszować - jasne, jak do tej pory, rządowi względnie udawało się sprawiać wrażenie, jakby panował nad sytuacją nieopodal Doliny Godryka, ale tamtejsze widma były raczej nadal okolicznym problemem.
Przynajmniej jeszcze na ten moment, bo przecież zaczęły wychodzić z lasu, zapuszczać się coraz dalej. Ale do Londynu? Bez wyraźnie widocznych śladów? Tak po prostu? Nie, nie sądził, aby to było ze sobą aż tak mocno związane. Prócz tego, zdawał sobie sprawę z tego, że traumatyczne wydarzenia zwykły generować różne pogłoski. Mniej lub bardziej mające związek z rzeczywistością. Niezmiernie łatwo było poddać się masowej halucynacji, zwłaszcza będąc pod wpływem paniki i duszących, często gęsto toksycznych oparów z płonących budynków i elementów infrastruktury.
Poza tym nie dało się zignorować faktu, że niektórzy wręcz czerpali z rozsiewania strachu. Czy to zyski, czy to chociażby chorą satysfakcję. Znaczna część opowieści mogła nie być prawdziwa albo zawierać celowo przerysowane fragmenty. Ambroise szczerze nie zdziwiłby się, gdyby tak było w tym przypadku. Z drugiej strony, nie byłby również wyjątkowo zszokowany, gdyby ewidentnie czarnomagiczny pożar faktycznie ściągnął im na głowę istoty z dymu i pyłu, które pojawiły się na chwilę albo zaszyły się gdzieś w ciemnych zakamarkach miasta.
W świecie, w jakim żyli należało być w stanie przyjąć wszystkie możliwe wersje zdarzeń. Przynajmniej, dopóki nie zyskało się pewności, że jakaś jest znacznie bardziej prawdopodobna albo nie stało się faktycznym naocznym świadkiem jakichś wydarzeń potwierdzających albo wykluczających plotki.
W tym momencie, mając na głowie dostatecznie dużo problemów, wolał nie wyciągać pochopnych wniosków. Tym bardziej, że (o ironio) w tym wypadku jego niewiara w brytyjskie Ministerstwo Magii pozwalała mu twierdzić, że gdyby rzeczywiście mieli tu problem z istotami takimi jak widma z Kniei, rząd nie byłby w stanie tego zatuszować. Nie tak szybko, nie z taką łatwością.
Prócz tego, posiadanie swoich ludzi w szpitalu oraz w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów miało tę zaletę, że wszyscy tu obecni bez wątpienia szybko dowiedzieliby się o eskalacji problemu. Choćby nawet nieoficjalnie. Po to, aby przygotować się na kolejną falę doznań. Również epidemiologicznych, które (o zgrozo) rzeczywiście wcale nie były aż tak nieprawdopodobne.
Nie chciał być panem marudą, pogromcą uśmiechów, które zresztą i tak na ten moment nie istniały jeszcze na twarzy większości gości Nory, ale czuł się upoważniony do tego, by wtrącić swoje do tematu. W końcu miał z nim większy związek niż z klątwami.
- Tak po prawdzie, całkiem sporo osób już w tej chwili uskarża się na chroniczny kaszel. Z tego, co mi wiadomo, niewiele jeszcze wiemy na ten temat. Statystyki dopiero powstają, ale - wymownie uniósł brwi, biorąc przy tym głęboki wdech przez nos i uderzając językiem i podniebienie. - Sądzę, że chcąc nie chcąc, możesz mieć jeszcze całkiem sporo dodatkowych zleceń - zwrócił się do Figgówny. - Sam będę potrzebować pomocy w kwestii kilku specyfików, ale to nie dziś - stwierdził, jednocześnie kończąc zlecone mu zadanie i posyłając pytające spojrzenie w kierunku gospodyni lokalu.
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down