• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
02.09.72 | Je suis un artiste, et mon œuvre, c'est Moi | Baldwin & Oleander w Paryżu

02.09.72 | Je suis un artiste, et mon œuvre, c'est Moi | Baldwin & Oleander w Paryżu
Diva
I felt my heart crack -
slowly like a pomegranate,
spilling its seeds.
Burza czarno-srebrnych loków, blade lico, gwiazdozbiory piegów. Oleander jest młodym mężczyzną o 183 centymetrach wzrostu i nienagannej posturze. Jego oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, dnia, pogody, miesiąca - lawiruje pomiędzy odcieniami z pomocą metamorfomagii. Dłonie ma smukłe, palce długie. Nosi biżuterię i kolczyki, ale zazwyczaj tylko wieczorami bądź na występy. Gustuje w perłach, złocie i szafirach. Na pierwszy rzut oka uśmiechnięty, pełny życia i pasji młody człowiek, który nie stroni od tłumów i rozgłosu.

Oleander Crouch
#1
02.07.2025, 23:17  ✶  

Paryż 1972



Kontynentalna suchość francuskiego powietrza przeczesywała ciemne loki Oleandra, popychane wrześniowym słońcem odsłaniały nakrapiany piegami nos; bruk mienił się w popołudniowych promieniach, dachy kościołów i katedr piętrzyły się leniwie, nie do końca przebudzone z nocnych wojaży. Otwarte drzwi balkonowe ukrytych w skrętach wijących się klatek schodowych mieszkań wpuszczały do pomieszczeń miejski zaduch późnego lata. Jesień nadchodziła wielkimi krokami, a wraz z nią długie płaszcze i kaszmirowe szaliki.

Nakrapiany chłodnymi okręgami zimnej wody stolik chwiał się na nierówności bruku. Samotna kropla spływała po zmrożonym szkle. Białe, wytrawne wino ochładzane temperaturą kieliszka grawerowało manifest swego istnienia nim smukły kelner w zbyt zakrywających na tę pogodę ubraniach uwijał się między stolikami zadufanych w sobie, uniesionych nosów.

Rozłożone na stoliku, chronione magią od uszkodzeń, pocztówki przedstawiały przeróżne, narysowane ręcznie warzywa i owoce. Ich obwódki obrysowane były w stylu płytek z marokańskich łaźni i basenów. Oleander wskazał palcem na zielonkawo-żótą cytrynę, jej nieświeży kolor był przeciwieństwem orzeźwiającego smaku kwaśnego owocu z włoskich, kamiennych willi. Zaraz obok, na mniejszym z kartoników, widniało czerwono-złote, soczyste jabłko, jego skórka migotała w świetle, aby bystrzejsze oko mogło dostrzec owijające owoc arabskie napisy, czuwające przy skórce jak pierścienie Saturna. Przeniósł spojrzenie z cytryny na jabłko, zaraz też przesuwając pocztówkę w stronę Malfoya.

- Jabłka w Maroku to symbol dobrobytu. Jamal miał przy pałacu cały sad, co w tych ich słonecznych warunkach jest godne podziwu. Wszystkie jabłka wyglądają dokładnie tak, nie wolno ich zrywać nikomu poza nim oraz wyznaczonym do tego osobom. Pewnie jakbyś tam był tez byś jedno zerwał, ja tak zrobiłem. Nic się nie stało, mam wrażenie, że chciał abym je zerwał, to był jakiś rodzaj dziwnego kuszenia, Merlin jeden wie, to stary koleś, pewnie ma doświadczenie w tych rzeczach. Wiesz jak to jest kiedy ktoś ma do ciebie słabość, prawda? - odchylił pomarańczowe szkiełka okularów przeciwsłonecznych, którymi zaczesał zakręcone, ciemno-srebrne kosmyki. Uśmiechnął się zawadiacko, dumny z siebie i tego, co powiedział.

- Mają taki okres w roku, w którym tylko jedzą te jabłka, podobno sprawiają, że starzeją się wolniej i muszę przyznać, Jamal na pewno nie wygląda na 80 lat, co najwyżej 40. Co ja mówię, on wygląda lepiej niż mój ojciec, a jest od niego znacznie starszy - spojrzał na Baldwina z wyczekiwaniem, jakby chciał usłyszeć komentarz o swoim rodzicielu, o jego atrakcyjności czy wręcz przeciwnie.

- Te jabłka, w każdym razie, to podobno te same, które Herakles kradł od Hesperyd. Zapytałem matki, aby dała mi jakieś książki na temat wykopalisk czy kronik z tamtych okresów, Merlin jeden wie czy to te same owoce, czy nie. Mam ich trochę dla Ciebie, jak je zjesz to działają bardzo... odurzająco. Trochę tak, że chce ci się przelecieć całą okolicę, a najlepiej to zbiorowo, wszystkich na raz. Bardzo chciałem tam pojechać w tym okresie, kiedy jedzą tylko te jabłka, żeby wiesz się oczyścić - zaśmiał się perliście i zafalował znacząco brwiami - ale musieliby mnie ochrzcić, przechrzcić, a matka by mnie chyba wyrzuciła z domu jakbym jej powiedział, że zrobiłem to dla jakichś magicznych jabłek, które robią ci z mózgu spermę - uniósł chłodny kieliszek, pozwalając samotnej kropli skapnąć na odsłonięty dekolt, gdy raczył się smakiem białego wina.

- Jak ci się podobało u projektanta, tak swoją drogą? Uderz mnie czymś interesującym zanim zmienimy lokal i odbierzemy kosmetyki z Avonu. Właśnie, nie powiedziałeś mi w końcu, używasz tego scenicznego makijażu, prawda?


“Why can't I try on different lives, like dresses, to see which one fits best?”
♦♦♦
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#2
03.07.2025, 10:02  ✶  
Paryż.
Stolica miłości, sztuki i stęchlizny. Wprawne oko dostrzegało, że pośród tych katedr, kościołów i urokliwych kamienic kryło się to co kryło się w każdym innym kącie świata - brud, syf i ubóstwo. Ale przecież nie to przyszli tu oglądać. Nie. To była wyprawa czysto towarzyska. Ledwo zdążył rano wziąć prysznic i ubrać się w coś sensownego (czuł, że Lorraine byłaby zachwycona wiedząc, że jego stare, bo stare koszule były odprasowane, a plamy z farb na spodniach doczyszczone - i wszystko to zasługa Mulciberówny, która dostawała szału na widok lekkiego zgniecenia), a już został wyrwany świstoklikiem do Francji. Nie narzekał. Skoro płaciła matulka Oleandra, on mógł mu dotrzymać towarzystwa, kiedy wszyscy inni byli zajęci poważną pracą poważnych ludzi.
Aktualnie siedzieli w jednej z tych irracjonalnie drogich kawiarni, bo Crouch zarządził wreszcie przerwę. Nie buntował się, nie oponował szczególnie mocno. Zwłaszcza, gdy na stole pojawiło się schłodzone wino.

Baldwin leniwie odchylił się na krześle, balansując zręcznie na jego dwóch tylnych nogach. Trzymana na kolanach Rozalinda radośnie popiskiwała, pogrążona w szczurzej dyskusji ze swoim nieco bardziej wychudzonym francuskim kuzynem, który przysiadł przy krześle Malfoy'a. Oba gryzonie zadowolone, bo dokarmione kawałkiem eklerka, po którym na stoliku ostał się jedynie pusty talerzyk. Tak to już się dziwacznie układało, że przybłędy kochały Baldwina.
Oglądali pocztówki, a Malfoy z niekłamaną przyjemnością słuchał opowieści z Maroka. Nie żeby go przesadnie takie wyjazdy intrygowały. Był typem mieszczucha, przyzwyczajonego do Nokturnu i własnej kanapy. Ale kiedy Oleander opowiadał o przeżyciach, mógł spijać emocje malujące się na twarzy przyjaciela. Tworzyć w pamięci nici wspomnień, tak potrzebnych przy jego pracy.
- Mój pan ojciec napisał kiedyś niemal sześćset stron o prachrześcijańskim micie edenistycznym mugoli. Nomen omen, każda jedna zajebiście nudna, ale no jak coś się nazywa “Lilith contra Ecclesia: rola Pierwszej Kobiety w sabatycznym modelu magii rytualnej” to nie może być super interesujące. Może dlatego dostał za nią tyle dojebanych nagród. Anyway. - Obracał w palcach pocztówkę. Uczył się wzorów, stylu, kolorystyki. Kształtu arabskich liter, których znaczenia nie rozumiał wcale, ale znaczenie to nie było mu specjalnie do szczęścia potrzebne.
- Jabłka to tylko jabłka, Oli. Równie dobrze typ mógł mieć barek ze smakującą szczynami whisky czy ulubione landrynki cytrynowe, których nie wolno dotykać.- Odłożył pocztówkę z powrotem na stolik, kompletnie tracąc nią zainteresowanie. Zamiast tego skupił wzrok na tym co go ciekawiło najbardziej - na twarzy przyjaciela. Baldwin miał ten mocno irytujący zwyczaj wpatrywania się w ludzi jakby wcale nimi nie byli - bez mrugnięcia, rozkładając ich twarz na pojedyncze kształty, linie, kodując w pamięciu ułożenie piegów, skaz czy układając paletę kolorów. Uniósł leniwie kącik ust, bezwiednie, bo zwyczajnie podobało mu się to co widzi.- mój pan ojciec by ci powiedział coś w stylu “zamknięcie jabłek i oddanie ich jedynie wybrańcom – jak u Jamala – jest archetypowym powtórzeniem mechanizmu edenicznego, bo tworzy pokusę, ale i strukturę dominacji.”- Ton Baldwina uderzył w tak dobrze znane ze spotkań socjety niemal pompatyczne tony, podszyte wyczuwalną, choć szalenie kulturalną akademicką złośliwością i poczuciem wyższości. W takich chwilach nie dość, że wyglądał jak Marcus Malfoy, to jeszcze na domiar złego tak brzmiał. – Ale czy ten twój Jamal był wężem kusicielem czy raczej Bogiem, który założył obróżkę na twoją uroczą szyję, Skąd pomysł, źe też bym je zerwał Oli?- Zapytał bardziej pchany ciekawością niż złośliwością.- Myślisz, że to jakiś rodzaj buntu, gdy robisz to co zakazane, ale wiesz, że może odrobinę pożądane.
Nie wiedział do końca jakiego komentarza oczekuje przyjaciel, bo niestety stary Septimus Crouch nie leżał w kręgach jego zainteresowań. Nie dość, że był nudny jak jego własny ojciec, to w dodatku nie był żadną seksowną blondynką, a gdyby rozciął palec sędzi to czy krwawiłby krwią jego przodków? Nie. Więc niestety, stary Crouch nie był w żadnym razie nie należał do gatunku  “daddy material”. Dlatego nic nie powiedział. Zamiast tego uniósł rozbawiony brwi. Nachylił się, nóżki krzesła stuknęły głośno o bruk, a sam Baldwin zniżył głos do szeptu, jakby planował zdradzić Oleandrowi największe tajemnice wszechświata.
- Nie musisz o wszystkim mówić matce. Ona i tak widzi tylko to co chce.- Nawet nie udawał, że nie patrzy jak kropla spływa po skórze Oleandra. Pochylił się odrobinę mocniej, tak by móc zręcznym, szybkim ruchem zebrać ją palcem, nim zniknęła pod miękkim materiałem koszuli.- Swojego ślicznego, utalentowanego synka, który pojechał do Maroko się uczyć, a nie kurwić. Nazywaj rzeczy po imieniu Oli. To dopiero oczyszczające.

A potem wszystko wróciło do stanu poprzedniego. Zaalarmowane nagłym ruchem szczury wróciły do swojej szczurzej pogawędki,  Baldwin sięgnął po swój kieliszek. Nic się takiego przecież nie stało.
- Podobało mi się jak się prawie popłakał, kiedy przez przypadek dźgnął cię szpilką.- Zaśmiał się, upijając wina. O wiele mniej dystyngowanie, bo co by tu oszukiwać - alkohol to alkohol i Baldwin nie zamierzał wielce roztrząsać jakie wspaniałe nuty buzują mu na języku. Westchnął cicho.
- Interesującym, hmm? A cóż takiego panicz Crouch uważa za interesujące? Może to jak skończą twoje zaczarowane jabłka jeśli tylko wpadną w moje ręce?- Przechylił lekko głowę, którą leniwie wsparł o nadgarstek, opierając łokieć o blat stolika.- Albo co mógłbym zrobić z Tobą, żebyś nie musiał znowu wybyć na drugi koniec Europy do jakiegoś starego dziada-ogrodnika?
Zapytany o makijaż, skinął lekko głową. Odgarnął z twarzy lekko napuszone po porannym prysznicu, blond kosmyki włosów. W przeciwieństwie do tak perfekcyjnie “niesfornie” układających się loków Oleandra, baldwinowe kudły robiły co chciały. Układały się jak chciały, raz po raz zakładane przez czarodzieja za ucho.
- Specjalnie następnym razem jak będziemy grać Hamleta to się zgłoszę do roli ducha jego starego. Akurat będzie okazja, żeby go użyć.
Diva
I felt my heart crack -
slowly like a pomegranate,
spilling its seeds.
Burza czarno-srebrnych loków, blade lico, gwiazdozbiory piegów. Oleander jest młodym mężczyzną o 183 centymetrach wzrostu i nienagannej posturze. Jego oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, dnia, pogody, miesiąca - lawiruje pomiędzy odcieniami z pomocą metamorfomagii. Dłonie ma smukłe, palce długie. Nosi biżuterię i kolczyki, ale zazwyczaj tylko wieczorami bądź na występy. Gustuje w perłach, złocie i szafirach. Na pierwszy rzut oka uśmiechnięty, pełny życia i pasji młody człowiek, który nie stroni od tłumów i rozgłosu.

Oleander Crouch
#3
06.07.2025, 16:35  ✶  
Uwielbiał spędzać czas z mężczyznami, którzy uważali, że trzeba wytłumaczyć mu cały świat. Byli w tym niesamowicie zdeterminowani, czasami sarkastyczni, ale przede wszystkim liczył się fakt, że chcieli mu zaimponować - czy potrzebowali tym udowodnić coś sobie, światu czy też Crouchowi, nie robiło wielkiej różnicy. Matka często powtarzała mu, że mężczyźni muszą czuć się wysłuchani, aby być szczęśliwym, że ich teorie i argumenty potrzebowały światła reflektorów i wtedy, ale tylko wtedy, można było zacząć przekierowywać światło na siebie, pławić się w wygodach i korzystać z pożądliwych spojrzeń. Problemem Oleandra był fakt, że czasami uświadamia sobie, że on przecież też jest mężczyzną; myśl irracjonalna, całkowicie psująca harmonię układanych przez lata cegiełek, by zbudować łuk triumfalny. Piorunujące spostrzeżenie było spychane w głąb duszy, układane pod warstwą runa leśnego z opadających na jesień, suchych liści.

Nie traktował Malfoya jak każdego jednego chłopa, który zdecydował się wyłożyć mu sens istnienia czy innych absolutnie nieistotnych kwestii jak chociażby inwestycje czy podział klasowy społeczeństwa. Znali się za długo, a poza tym, Baldwin miał do powiedzenia ciekawe rzeczy, jeżeli przedarło się przez warstwę sarkazmu i szyderczych żartów. Oleander lubił jego towarzystwo, nawet jeżeli niektóre ich rozmowy wyglądały dla przechodniów jak zażarte walki.

Uśmiechnął się do niego niewinnie i absolutnie nie speszył wpatrywaniem, wręcz odwrotnie, poczuł napływającą do kończyn ekscytację; pragnienie cudzych oczu na swojej twarzy, ciele, ubraniach, które nierzadko przemieniało się w dotyk. W samym uśmiechu nie było niczego specjalnego, ot przyjemny wyraz twarzy, dopiero w spojrzeniu zielonych oczu można było wyłapać iskierki podekscytowania przeplatające się z zadowoleniem.

- Niewiele myślę, po co mi to? Trudzić się, wykładać sobie drogę utartymi konceptami, gdy można po prostu być - odgarnął rozczochrane, blond fale przyjaciela za ucho, tylko po to, aby te znów wydostały się na wolność w następnych paru sekundach.

- Dominacja jest podniecająca - przyznał bezwstydnie - Ale trudno ją ująć, trudno okiełznać, trzymany łańcuch od obroży bardzo szybko może wysmyknąć się spomiędzy palców. A nawet jeżeli nie, skąd pomysł, że osoba trzymająca łańcuch jest tą dominującą? - westchnął zerkając w głąb kieliszka z winem. Przyzwyczajony do turystycznych kaprysów bogatych bywalców kawiarni kelner nie czekał na inne znaki, podszedł by ponownie napełnić kieliszek.

- Nie wiem, co w słowie 'kurwić' miałoby być dla mnie oczyszczające, ale każdy ma swoje własne metody, więc nie będę Cię oceniał, jak zwykle zresztą, kochany - ostatnie, pieszczotliwe słowo wypowiedział w bardzo miękki sposób kontrastując z ostrym akcentem użytej przez Malfoya bluzgi.

- Czym tak właściwie jest 'kurwienie się' jeżeli po prostu uprawiasz seks, bo obydwoje tego chcecie? - oderwał spojrzenie od ust Baldwina, na których skupiał się odkąd ten wypowiedział ostrzejszą bluzge i popatrzył na kelnera, który wciąż stał obok. Uśmiechnął się do niego, choć nie był to ten sam grymas, którym obdarował chwilę wcześniej blondyna; pusty uśmieszek pełny kokieterii i rozbawienia. Wsadził banknot za pasek czarnego fartucha mężczyzny i nienagannym, paryskim akcentem podziękował za dolewkę wina.

- Będąc całkowicie szczerym, to tak, nie muszę o wszystkim mówić matce i nie robię tego, ale jednocześnie bardzo lubię moje, czy nasze, wypady do Paryża, lubię srebrną zastawę, lubię dobre perfumy. Nie przeszkadzają mi złote pręty tej klatki i bawię się przednio, jak przestanę dam Ci znać - nie był sarkastyczny, faktycznie wiedział, że o życiu poza kontrolowanym luksusem i przepychem nie ma absolutnie pojęcia w przeciwieństwie do Baldwina.

- Ah byłbym zapomniał, te jabłka co są tylko jabłkami, są po prostu zaczarowane. Czy wymaczane w jakimś przedwiecznym eliksirze z afrodyzjaków, czy innych małży. Na tym opiera się moja sztuka, na iluzji, ludzie lubią iluzję, zwłaszcza w czasie wojny. Ludzie lubią cierpienie ubrane w przepiękne, drogie koszule, spływającą po pożartej czarną pleśnią ścianie ambrozję. Nie chcą prawdziwego, śmierdzącego bólu, z którym muszą borykać się na co dzień - jego wyraz twarzy był oksymoronem słów, które wypowiadał. Wraz z winem, Baldwin mógłby ścierać z Oleandra cukier, w którym się obtaczał, zanim dotarłby do absolutnie zgniłego środka, z którego płynęły i tak mocno stonowane słowa.

Zaśmiał się słysząc komentarz o szpilce.

- Faktycznie, załaskotało. Esme tak już ma, jest bardzo wrażliwy. Gorzej, że absolutnie nie przyjmuje krytyki. Ludzie chodzą do niego, bo robi wspaniałe ubrania i faktycznie, takie są, ale od czasu do czasu ma swoje 'momenty', w których tworzy coś, czego nie da się nosić. Nie przytrafiło mi się nigdy, ale modelki po niektórych jego pokazach wychodziły z płaczem, bo kreacje zakończyły ich karierę. Absolutnie nieistotne brednie, sprawiły, że miały rozgłos. Czasami nie daje rady z ilością emocji w Paryżu, więc było mnie tu mniej - opowiedział niezobowiązującą historię, bo przyszła mu na język. projektanta lubił, ale każdy miał swoje minusy.

Nim się zorientował, kolejny kieliszek wina został opróżniony.

- Czyli chcesz mi tym powiedzieć, że tęskniłeś za moją naiwnością, którą możesz nagradzać opowieściami o motywach religijnych? Faktycznie byłoby to ciekawe do odkrycia, bo samo klękanie do modlitwy można wykorzystać na wiele sposobów. Kiedy ostatnio się modliłeś? - uniósł jedną brew i odstawił pusty kieliszek na stolik, omijając jakiekolwiek kontaktu z kelnerem.

- Chodźmy. Znudziło mi się już, a czas leci. Drogeria, co byś mógł wypudrować się na ducha bez zmartwienia o zmarszczki, a potem chcę cię zabrać w jedno miejsce, chyba, że przez przypadek znajdziemy coś ciekawszego. Nigdy nie wiadomo - nie wstawał jeszcze, bo czekał na reakcję swojego kompana.


“Why can't I try on different lives, like dresses, to see which one fits best?”
♦♦♦
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Oleander Crouch (1422), Baldwin Malfoy (917)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa