Pies był przyjazny tak bardzo, że to było aż bolesne. Szedł z nami pod zajazd jak ktoś, kto wreszcie znalazł sensowny kierunek. Usiłowałem udawać, że mnie to była tylko kolejna rzecz do załatwienia - kupić mu mięso, dać coś do picia, spytać w zajeździe, czy ktoś go nie znał. Zanim weszliśmy do B&B, dałem mu jeszcze trochę mięsa, żeby miał czym się zająć, kiedy my pójdziemy robić swoje. Jadł łapczywie, a ja patrzyłem, jak kęs po kęsie wracał mu wiarę w to, że ktoś jeszcze mógł o niego zadbać. Pewnie mieliśmy wrócić do tego tematu, gdy opuścimy zajazd, o ile miał tu grzecznie zostać.
Kiedy Geraldine wynajęła pokój, poszedłem do części barowej zajazdu i zamówiłem dla nas olbrzymie steki wołowe. Przyniosłem talerze, karafkę soku jabłkowego i zacząłem rozstawiać wszystko na tarasie. Brakowało mi tylko poduch na krzesła, bo twardość ich drewna była do zniesienia najwyżej przez chwilę, więc wróciłem do wnętrza, robiąc kilka kroków w jedną i w drugą - prosta logistyka. Wszedłem do korytarzyka, skręciłem w stronę schowka w szafie, wyjmując poduchy i prawie wychodząc na taras, jednak wtedy zobaczyłem ją w odbiciu szyby, wychodzącą z łazienki, obracając się w jej stronę.
Nie trzeba było być szczególnie bystrym, żeby dostrzec zmianę. Nie musiałem być uzdrowicielem, by widzieć różnicę. Jeszcze rano, kiedy krzywiła się i bledła, odcień jej skóry wpadał w zielonkawo-sinawy, chorobliwy ton - znajomy każdemu, kto kiedykolwiek przesadził z alkoholem czy zjadł coś, czego nie powinien. Teraz jednak… To była inna bladość - delikatna, z odrobiną różu w policzkach, ale taką… Wieszczącą coś innego, a ja wiedziałem, co to było, nim mój mózg zdążył w pełni poskładać myśli w słowa. Zacisnąłem szczękę - może trochę zbyt mocno, mrugając kilka razy, żeby zyskać choć te dwie sekundy na opanowanie miny.
Co, do cholery, miałem powiedzieć? „Gratuluję”? Nie - nawet nie w żartach. „Wszystko będzie dobrze”? Też nie, bo po pierwsze, to nie moja rola, a po drugie - sam w to w tej chwili nie wierzyłem. Mogłem oczywiście udawać, że nie widzę, nie wiem, nie czuję, ale… Kłamstwa nie układały mi się na języku tak łatwo, kiedy patrzyłem jej prosto w twarz.
Kurwa.
Nie musiała nic mówić - patrzeć w dół, dotykać brzucha, robić miny, mówić tego teatralnego „Mam ci coś do powiedzenia.” - ja to po prostu wiedziałem. Nie chodziło o medyczną dedukcję, tylko o coś w jej spojrzeniu - w tym, jak nagle cofnęła się w głąb siebie.
Wiedziałem: Będzie miała dziecko. Z Ambroise’em. Ambroise będzie miał dziecko. Ambroise, mój przyjaciel. Dziecko. Kurwa mać. Nie, nie „kurwa mać”. Oby nie. Oby to było dziecko Ambroise’a, chociaż to nie była moja sprawa, ale nie dało się ukryć, że wiedziałem o ich „przerwie” i tym, co się często wtedy działo, no, i miałem praktyczne doświadczenie - poniekąd.
Co miałem powiedzieć? Nie mogłem udawać, że nie widziałem wyrazu jej twarzy i przejść na taras, by zająć się obiadem.
Jedzenie już stało na stoliku na zewnątrz, w karafce połyskiwał sok jabłkowy, wszystko gotowe, i nagle… Jakby ktoś nacisnął pauzę. Oparłem się lekko o framugę, nie spuszczając z niej wzroku - może trochę za natarczywego, ale inaczej się nie dało, czekałem, chciałem, by to ona powiedziała pierwsze słowo, bo jeśli miałem się pomylić - chociaż wiedziałem, że się nie mylę - wolałem, żeby to wyszło od niej. Problem w tym, że cisza zaczynała robić się nieznośna. Zatrzymałem się w progu drzwi tarasowych, z dwiema cholernymi poduszkami pod pachą, po które przyszedłem do pokoju, wpatrując się w nią. Nie ruszyłem się ani o krok. Może powinienem coś zrobić - odłożyć to, co trzymałem, usiąść, dać jej złapać oddech, ale stałem - po prostu stałem. Ona też nie mówiła nic od razu, więc tak - czekałem. Nie z ciekawości, tylko… Z czegoś innego - z tej dziwnej potrzeby, żeby to wyszło od niej, bym mógł złapać się chociaż słów, które wybierze. Cisza między nami gęstniała, a ja miałem wrażenie, że każde kolejne uderzenie serca podbija wagę tej chwili. Czułem, jak napięcie rośnie mi w karku, a w głowie kotłują się pytania, których nie chciałem teraz wypowiadać na głos, tylko wbijałem w nią spojrzenie - cięższe niż planowałem, ale może dobrze, czułem, że jeśli odezwę się pierwszy, mogę powiedzieć coś, czego oboje będziemy żałować.
![[Obrazek: 4GadKlM.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=4GadKlM.png)