• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[14.09.1972] But that's the worst-case scenario, right? || Ambroise & Geraldine

[14.09.1972] But that's the worst-case scenario, right? || Ambroise & Geraldine
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#21
28.08.2025, 18:59  ✶  
Nie. Po chwili namysłu doszedł do wniosku, że pytanie o to, w jakich okolicznościach to akurat Benjy dowiedział się o ciąży, jako pierwszy nie było tym, co chciał teraz robić. Jasne, z pewnością miał wrócić do tego tematu, jednak nie sądził, aby robienie tego w tym momencie miało przynieść im jakiekolwiek korzyści. Teraz musieli raczej nieco zmienić tor rozmowy, rozluźnić atmosferę po początkowym napięciu, odzyskując rytm.
Nie szło im to zresztą aż tak źle. Prawdę mówiąc, całkiem szybko znaleźli się znowu obok siebie, nie przerywając dyskusji, ale bez wątpienia nie robiąc już tego aż tak nieswojo. Dystans zdecydowanie nie był im potrzebny. No, przynajmniej nie ten od siebie nawzajem, bo ten od całej sprawy...
...być może? Należało wziąć dwa czy trzy oddechy, żeby całkiem racjonalnie spojrzeć na nowe okoliczności. Poruszenie kwestii ślubu było przy tym czymś zupełnie naturalnym, całkiem logiczną konsekwencją, koleją rzeczy. Bez wątpienia powinni brać pod uwagę to, że najlepiej było znaleźć stosunkowo bliski termin. On sam także bez wątpienia nie dopuszczał możliwości, aby odwlekali to o wiele miesięcy. Nie, nie zamierzał tego robić.
A jednak wrzesień? Tydzień? Raptem kilka dni? Zamrugał, kolejny raz unosząc brwi. Domyślał się skuteczności Ursuli, jej niewątpliwej chęci przyłożenia ręki do organizacji wesela, ale jeśli Lestlange w istocie nie wiedziała o ciąży Geraldine, był...
...lekko skonsternowany?
- Masz suknię ślubną - nie pytał, raczej stwierdzał fakt, robiąc to tak neutralnym tonem głosu, jakby naprawdę nie dostrzegał w tym nic dziwnego.
A przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że załatwienie podobnego stroju powinno wiązać się z całkiem sporym czasem oczekiwania. Szczególnie w przypadku, w którym nie było się zbyt standardowego wzrostu, raczej nie mogąc pozwolić sobie na to, aby korzystać z gotowych kreacji poddawanych tylko lekkim alteracjom i minimalnym poprawkom krawieckim.
Nie przeszło mu przez myśl, żeby pytać o pochodzenie sukienki. Być może w innym momencie dosyć łatwo byłoby mu połączyć ze sobą kropki, bo przecież zdawał sobie sprawę z przeszłości ciotki, jak i z tego, że z pewnością musiała być niegdyś właścicielką podobnej, niewykorzystanej kreacji. Jednak tego wieczoru zdecydowanie nie był najbardziej światły. W dalszym ciągu czuł się dosyć mocno skołowany, łapiąc się tych wszystkich drobnych części wypowiedzi Riny, nawiązując do nich, ale nie pogłębiając tematu. Musiała mu to po prostu wybaczyć. Przynajmniej starał się być chociażby trochę responsywny.
- Dzień po Mabon - powtórzył w swojej aktualnej manierze, lekko marszcząc czoło. - Dwudziesty trzeci? - Tak, tym razem nie potrzebował zadawać pytania, a jednak jego głos zdecydowanie był pytający.
No cóż.
Nie chodziło o sam termin. To nie data wzbudzała jego konsternację. Chodziło o sam fakt, dlaczego został on wskazany przez obie kobiety, jako ten idealny.
- To nie jest zły pomysł - przytaknął, wcale nie tak późno, potrzebując na to raptem około pół minuty, po czym odsunął głowę tylko na tyle, by spojrzeć w oczy dziewczyny. - Jak do tego doszłyście? - Musiał, po prostu musiał zadać to pytanie, mając ku temu przecież dosyć jasne powody.
Wydawało mu się, że Geraldine mogła się ich domyślić, była dosyć mocno zaznajomiona ze sposobem, w jaki zazwyczaj przebiegał jego rok myślowy, nawet jeśli w tym momencie był on całkiem chaotyczny. Zresztą, dokładnie z tego powodu informacja o tym, co jeszcze stało się tego dnia ani trochę go nie ruszyła. Nie zamierzał kwestionować decyzji o powiększeniu ich rodziny o zwierzę. To był mały pikuś.
Naprawdę mały? Nie widział go przecież w okolicy.
- W porządku - tak naprawdę, płeć pupila nigdy nie robiła mu żadnej różnicy. - Mamy trzy psy - jego ton ponownie nie zabrzmiał pytająco, nawet jeśli sam kontekst wypowiedzi mógłby sugerować konieczność potwierdzenia tych rewelacji.
Minęło zaledwie kilka godzin. Nie był w Londynie przez wiele dni. To było kilka, no, może kilkanaście godzin, tymczasem odnosił wrażenie, jakby nagle znalazł się w wyjątkowo osobliwej pętli czasoprzestrzennej. I nie, nie był zły. Był za to na tyle skołowany, że w tym momencie naprawdę nie zamierzał zajmować sobie głowy tym, czy będą mieć w domu dwa, czy może jednak trzy psy.
Po prawdzie mówiąc, każda ilość starych i nowych czworonogów, która mieściła się w przedziale nieprzekraczającym sto dwa zapewne byłaby dla niego do mimowolnego przełknięcia. Jego myśli zaprzątały w tym momencie zupełnie inne tematy. Poza tym, skoro przeżył już pierdolone bobry w sypialni, czy mógłby być zły o coś tak normalnego jak jeszcze jeden pies?
- Jasne, Benjy jak zwykle miga się od odpowiedzialności - to też nie powinno go dziwić, tego również nie powiedział innym tonem, nie był nawet zrezygnowany. - Jest z pozostałymi? - Nie wiedział, czy to dobry pomysł, ale z drugiej strony, aktualnie nie wiedział naprawdę wielu rzeczy.
Jeśli zostały razem to najwyraźniej dobrze się dogadywały i ich nowy członek szalenie szybko powiększającej się rodziny nie potrzebował przechodzić żadnej kwarantanny. Jeśli natomiast było inaczej, wierzył w zdrowy osąd Yaxleyówny.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#22
29.08.2025, 18:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.08.2025, 18:25 przez Geraldine Yaxley.)  

Tak naprawdę Yaxley sama nie do końca wiedziała jak i dlaczego to akurat Benjy został pierwszą osobą poinformowaną o zaistniałej sytuacji, los tak chciał czy coś, nie byłby jej osobistym wyborem, ale nie było sensu się na tym skupiać i tego roztrząsać. Stało się, tyle.

Zdawała sobie sprawę, że tydzień z hakiem to nie było szczególnie dużo czasu, jednak to też ustaliła zupełnie przypadkiem z Ursulą. Po wymianie spostrzeżeń doszły do tego, że będzie to dla nich najlepszą możliwością, może faktycznie wypadało przedyskutować to wcześniej, jednak aktualnie chyba nie było lepszego rozwiązania, nie patrząc na to w jakim stanie się znajdowała.

- Tak, jakoś tak wyszło. - Dosyć szybko zorganizowała sobie strój, w którym miała wystąpić podczas ceremonii, tak właściwie to po raz kolejny Lestrange o to zadbała, ta kobieta była przygotowana na wszystko, jak się okazywało. Geraldine doceniała jej pomoc i zaangażowanie, nie wątpiła też w to, że dzięki niej wszystko będzie prostsze. Sama nie należała do osób, które przepadały za organizacją podobnych wydarzeń, więc doskonale składało się, że ciocia postanowiła wesprzeć ich swoim doświadczeniem.

Zdawała sobie sprawę, że gdyby miała zlecić komuś uszycie podobnej sukni, to pewnie zajęłoby dużo więcej czasu, nie ma się co oszukiwać, jej gabaryty były bardzo specyficzne i nie dostałaby od ręki czegoś, co mogło na nią pasować. Oczywiście, że Ursula miała coś takiego w swojej szafie, było to przecież całkiem logiczne - gotowa na wszystko. Doceniała ten gest, nie sądziła, że ciocia postanowiłaby byle komu oddać swoją własną sukienkę.

- Wiem, że to szybko. - Nie wydawało jej się, aby potrzebował potwierdzenia, bo przecież jasno określiła o jakim dniu myślały. To mogło zostać uznane za całkiem spontaniczny krok, w sumie dokładnie tak było, ale w tym momencie chyba nie mieli za bardzo innego wyjścia. Im szybciej będą mieli to za sobą tym lepiej.

- Stwierdziłyśmy, że nikt nie będzie kwestionował powodu ślubu, jeśli dojdzie do niego szybko, ludzie będą zajęci prostowaniem wszystkiego po pożarach i dzięki temu unikniemy niepotrzebnego zwracania na siebie uwagi, Ursula wspomniała jednak o tym, że w tym wypadku nie powinniśmy się zbyt szybko doprowadzać do powiększenia rodziny, ale na to trochę zbyt późno. - Bo pewnie niektórzy byliby w stanie dodać dwa do dwóch i mogli sobie tłumaczyć w inny sposób ten pośpiech. Lestrange pewnie nie będzie do końca zadowolona, że wszystko potoczyło się nieco inaczej, ale aktualnie było zbyt późno, aby coś z tym zrobić.

- Nie mogłam go zostawić, w sumie to jej, a jeden pies już chyba nie robi nam większej różnicy. - Szczególnie, że planowali kupić dom, więc nie mieli powodu, aby przejmować się tym, czy zwierzęta będą miały się gdzie pomieścić. Kot, psy, koń, niedługo pąkiel, ich rodzina powiększała się w bardzo szybkim tempie.

- Tak, trochę tak wyszło. - Niby rozumiała argumenty Fenwicka, chociaż trochę nie do końca, gdyby naprawdę chciał, to bez problemu poradziłby sobie z psim towarzyszem, mógł się jednak spodziewać, że jeśli nie on, to ona go weźmie i jakoś tak się właśnie złożyło, bo przecież nie mogła go zostawić.

- Tak, polubiły się. - Psy przyjęły ją do swojego stada bez żadnego problemu, Yaxley nawet nie spodziewała się tego, że pójdzie to tak łatwo.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (6917), Ambroise Greengrass (9549)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa