• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[22.09.1972] Diabłu ogarek

[22.09.1972] Diabłu ogarek
Z pierwszych stron gazet

Madame Velanair
#1
22.09.2025, 19:40  ✶  
Tragedia, istna tragedia...
   Wydarzenia z tak zwanej Spalonej Nocy niejednego czarodzieja pozbawiły dachu nad głową. W tym zaszczytnym gronie znalazło się i miejsce dla Madame Velanair, która, choć jej kamienica według niektórych mogła wydawać się pozostawiona w niemal nienaruszonym stanie, nadal nosiła na sobie piętno tamtych wydarzeń. Przez to właśnie piętno zarówno zakład, jak i sklep były od kilku dni zamknięte, a wszelkie zamówienia były przyjmowane wyłącznie drogą pocztową bezpośrednio na ręce właścicielki.
   Aliénor stała przed kamienicą i czuła, jak wielka gula rośnie jej w gardle – wiele lat ciężkiej pracy, aby uczynić ten butik rozpoznawalny; krwawica tak jej rodziców, jak i jej własna; w końcu – jej dom. Dom, który w tym momencie był dla niej nieosiągalny.
   Niemal widziała, jak ciemna masa smrodu dymu, popiołu i zgnilizny unosi się nad fasadą i wyciąga po nią swoje brudne łapska. Ostatni raz czuła chyba takie obrzydzenie, kiedy natrafiła na wywiad z przedstawicielem Domu Mody Rosier na łamach Proroka Codziennego. W wywiadzie tym rzeczona osoba twierdziła, że jakoby to Rosierowie w głównej mierze przyłożyli się do zrewolucjonizowania mody w czarodziejskiej Anglii. Na brodę Merlina, gdyby nie kunszt Velanair, większość brytyjskich oficjeli i wyższych sfer nadal chodziłaby w worach na karfotle, których nie powstydziłby się niejeden średniowieczny asceta!
   Bez dwóch zdań należało coś z tym zrobić. Madame jeszcze nie wiedziała, co dokładnie – co prawda finanse nie stanowiły tu absolutnie żadnego problemu, ale każdy specjalista, z którym kobieta zdążyła się rozmówić, rozkładał ręce, jakoby zapach wniknął w ściany tak głęboko, że tylko boska interwencja mogła tu cokolwiek zdziałać (nie żeby wszyscy byli czarodziejami, na psa urok).
   Nagle, jakby znikąd, w jej dłoni znalazła się różdżka. Kobieta nakreśliła nad głową bliżej nieokreślony dla przypadkowego przechodnia symbol, pod nosem wymamrotała inkantację. Powietrze zawirowało delikatnie wokół jej głowy, otulając ją bańką świeżego powietrza. Nie było już smrodu dymu, popiołu i zgnilizny – teraz do jej nozdrzy dochodziła tylko woń lawendy i wody różanej. W końcu mogła wziąć głębszy oddech.
   Pewnym krokiem podeszła do drzwi i obróciła klucz w zamku. Gdy naciskała na klamkę, w tyle głowy świtała jej myśl, co może być dobrym wyjściem z sytuacji, ale na ten moment pragnęła wyczerpać wszystkie inne możliwości.
   Zdecydowanie mniejszym upokorzeniem byłoby, gdyby cała kamienica po prostu poszła z dymem.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#2
23.09.2025, 09:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.09.2025, 10:33 przez Dearg Dur.)  
Pani Grażyna Tkaczyk nie miała łatwego życia. Teoretycznie jako magini mogła mieć w pogardzie geopolitykę mugoli, a jednak żelazna kurtyna wiele spraw utrudniała. Gdy więc w wieku dwudziestu lat postanowiła spakować się zaraz po wojnie i uciec do krainy mlekiem i miodem płynącej, nie spodziewała się, że z jednego piekła trafi do drugiego.

I tak prawie już 30 lat...

Pani Grażyna zwana dla ułatwienia Grace Tytchyck pełniła swoją służbę wiernie, ale czasami musiała przeczytać list od rodziców, żeby przynieść sobie otuchy w tej niedoli. Bycie gosposią Madame Velanair bywało trudne, bywało nieznośne, ale ostatnie tygodnie stanowiły prawdziwą próbę charakteru - jej, bynajmniej nie ociekającej bogactwem właścicielki kamienicy, której kabalistyczne klątwy leciały na prawo i lewo, przy każdej nieudanej próbie.

Ale! Była nadzieja. Poczta pantoflowa działała i bez trucheł usmażonego ptactwa, więc gdy do pani Grażynki (rozpaczliwie próbującej zapamiętać jak ma na prawdę na imię) dotarło, że w trakcie święta bogini Matka na pewno będzie nadstawiać ucha na prośby swoich wiernych, również - a może przede wszystkim! - te najprostsze, najbardziej prozaiczne, najbardziej rozpaczliwe...

- Błagam Bogini, niech przestanie śmierdzieć - To były słowa z którymi obudziła się 22.09. Może jeśli będzie powtarzać je cały czas to zaklnie rzeczywistość? Może jeśli cały czas będzie to klepać jak mantrę, to wyłamie się chociaż trochę w kolejce wszystkich innych błagań. O chleb, o dach nad głową, o spokojną śmierć dla tych, którzy niby przeżyli pożar, ale jakby głową zostali cały czas w nim... nie nie nie Bogini musi zrozumieć, że ten smród, ten parszywy odór to kwestia życia i śmierci! Pani Grażyna była pewna, że nie zniesie utyskiwań Madame ani jeden dzień dłużej.

Dlatego też wszystko za wczasu ogarnęła. Odwiedziła kiermasz zgodnie z wolą Bogini (błagam Bogini, niech przestanie śmierdzieć! a i dziękuję Ci za te dwa sykle i pół knuta za które mogę kupić połowę chleba, który nie śmierdzi popiołem), udała się też do kowenu aby złożyć swój biedny wieniec spleciony z kawałków materiału, któego madame nigdy przenigdy nie użyje, bo przecież ten zapach był absolutnie wszędzie, wżerał się w umysł tak jak w sploty tkaniny błagam Bogini, niech przestanie śmierdzieć! Przygotowała skromną kolację, która już śmierdziała, ale jej kuma Gwen zapierała się, że zgodnie z wolą Boską, o czym kapłani pomiędzy sobą szepczą, ale nikt oficjalnie tego nie powie, trzeba zjeść kolację w swoim domu, zapalić świecę i pomodlić się. Bez tego ani rusz zapach pozostanie!  kolei ta paskudna Stacy  z Alei 23 drwiła z niej i pyszniła się, że taki sam proceder palonej świecy na Lammas osłonił mieszkanie jej jaśniepaństwa i pani Grażyna trzęsła się ze złości, że jej jaśniepani uważała święta za absolutny zabobon i niedopuszczalne w jej domu herezje.

A przecież to był też dom pani Grażyny!

błagam Bogini, niech przestanie śmierdzieć

Brakuje słów na ziemi, aby opisać przerażenie gospodsi, gdy już wszystko niemalże było gotowe w salonie. Gotowe - dodajmy - bez pozwolenia i wyraźnej aprobaty Madame. Pani Grażyna była przekonana, że absolutnie władczyni jej życia, tyranka i wizjonerka, a jednak no przyznajmy to szczerze bardziej tyranka jej pracodawczyni nie przyjdzie dzisiaj do domu. Bywała w nim tylko by krzyczeć na fachowców, którzy nie wywiązywali się ze swoich umów i smród - błagam Cię boginii, niech przestanie śmierdzieć! - nie znikał.

- Ja... ja to wszystko mogę wytłumaczyć! - wypadła ku niej, bez bańki na głowie, ale za to w odświętnym swoim ubraniu (worku na ziemniaki z kokardką), z przerażeniem i szlaeństwem w oczach, wyciągając przed siebie ręce ku Madame, jakby w salonie conajmniej się paliło, chociaż nie zdążyła jeszcze zapalić tej przeklętej (och błogosławionej, tak błogosławionej Bogini dla Ciebie, błagam niech przestanie śmierdzieć!) świecy. Jej pucułowata twarz ułożyła się w drżącą podkówkę, strach przed gniewem Madame był wielki, ale musiała, musiała dopełnić rytuału.
- To tylko jedna świeca, nic więcej. - jęczała, zupełnie jakby najpierw trzeba było przebłagać Madame, aby móc dalej przebłagiwać Boginię, bo przecież Madame na pewno jakoś się dowiedziała, wyczytała to w jej głowie i na pewno wie cóż za świętokradcze praktyki miały dziać się w jej domu, nawet dla jej dobra. Dla dobra wszystkich zaangażowanych, niech przestanie śmierdzieć...
Z pierwszych stron gazet

Madame Velanair
#3
27.09.2025, 23:29  ✶  
Naciskając na klamkę, zgodnie ze swoim zwyczajem ucałowała palce prawej dłoni i wyciągnęła je ku prawicy, aby dotknąć powieszoną na framudze mezuzę – po czym zastygła, gdy drzwi ujawniły wnętrze pomieszczenia. Widok mógłby być co najmniej bawiący: Aliénor z dłonią na symbolicznym przypomnieniu o Bożych przykazaniach, a naprzeciw niej gosposia odświętnie wystrojona, gotowa do celebracji.
   Pierwszym, co przemknęło przez myśl Madame było lekkie zdziwienie, wszak Grace nigdy nie zdawała się kojarzyć jakichkolwiek świąt obchodzonych przez jej chlebodawczynię, nic już nie mówiąc o Sukkot, którego w tym roku, z oczywistych względów, nie było czasu i sposobności obchodzić. Po chwili jednak Velanair połączyła kropki i westchnęła ciężko.
   Aliénor, pomimo jasnych poglądów i wierzeń nigdy nie twierdziła, że jakakolwiek religia ma wyższość nad inną. To, co wyznawała większość świata czarodziejskiego niewiele ją obchodziło, ale i jej wyznanie zdawało się raczej nie spędzać snu z powiek znanym jej osobom. Ona należała do grupy, której dane zostały pewne konkretne przykazania i prawa do przestrzegania – na gojim nie nałożono tego ciężaru i mogą docierać do Haszem innymi drogami. Wielu wiedziało, że Madame należy do tzw. Narodu Wybranego, ale niewielu zdawało sobie sprawę z tego, że każdy naród jest wybrany do czegoś – po prostu niezbadane są wyroki boskie i często niełatwo jest wybadać charyzmat swojego ludu.
   Zdjęła palce z mezuzy – i tak za długo już tam spoczywały – po czym przestąpiła próg.
   – Już o tym rozmawialiśmy, Grace – rzuciła niby od niechcenia. – Tak długo jak dobrze wykonujesz swoje obowiązki i nie próbujesz mnie na nic nawracać, dla mnie możesz modlić się i do nabitego na pal świńskiego łba.
   W tonie Madame Velanair na pierwszy rzut można było wyczuć neutralność, wręcz znudzenie, choć oczami podejrzliwie spozierała na swoją pracownicę. Wszak, jakby nie patrzeć, niniejszy budynek należał do Aliénor – cholera wie, jak na kwestie własności i rytuałów z nią związanych, zapatrują się obrzędy ku czci Bogini.
   – Ja tylko na moment, nie przeszkadzaj sobie w celebracjach – dodała, po czym skierowała się pewnym krokiem ku kominkowi.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Madame Velanair (704), Dearg Dur (676)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa