28.09.2025, 20:15 ✶
Gest, który mógłby go tylko rozdrażnić okraszony został najpiękniejszym uśmiechem nie tylko tej szerokości geograficznej, ale może i wszystkich szerokości geograficznych. Topił się w cieple pulsującego serca swojego zastępcy, topił się w wizji przedstawionej przed chwilą operującej dużą ilością miękkości, ciepła i otaczających go ramion w świecie, który w żadnej mierze nie powinien i nie był życzliwy.
– Absolutnie stażyści – rozmawiali po francusku, ale zapomniał o tym, myśląc o każdej następnej minucie, którą spędzą w swoim, w swoim gabinecie. Każdej minucie, kiedy wystarczy, że podniesie wzrok i zobaczy go obok. Czarującego, niezłomnego, kruszącego wszelki lód, a na pewno kruszącego jego lód, jeśli jakikolwiek jeszcze pozostał. Ostatni miesiąc w biurze był mordęgą, ale teraz wizja jawiła mu się jako słodka tortura. Wszystkie wspólnie zjedzone śniadania, lunche, wszystkie spotkania, wszystkie wypady... Nikogo to nie powinno dziwić. W końcu pracowali ze sobą od dawna.
Westchnął. Rozmarzony. Rozkochany. Zdecydowanie pijany, choć może mniejszy w tym udział był alkoholu a większy Selwyna, który wciąż nie miał pojęcia jak potrafił działać samym błyskiem w oku. A co dopiero, gdy otworzył usta...
– Kłótnie tak, najważniejsze, że nie między nami. Doprawdy. Nie wiem czy zgłosić tę sytuację Carrowowi. Mam wrażenie, że każdy z Ministerstwa chociaż raz powinien trafić na wadliwy produkt... – W sumie teraz pewnie mogliby się teleportować na drogę do Anglii, czy Hiszpanii zgodnie z pierwotnym zamiarem. I pewnie tak zrobią, ale jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz... Po śniadaniu? Brzmiało jak wyborny plan. I wtedy zatoczy się koło. Wtedy wejdą w tłum okładający się pałami po głowie. Ale jeszcze nie dziś. Jeszcze nie teraz.
– Andiamo – podniósł się momentalnie, języki mieszały się w jego głowie, choć kierunek miał jasny. Nie mając wróżbiarstwa, ani trzeciego oka wiedział gdzie spędzi najbliższe godziny i to mu w zupełności do szczęścia wystarczało.
– Absolutnie stażyści – rozmawiali po francusku, ale zapomniał o tym, myśląc o każdej następnej minucie, którą spędzą w swoim, w swoim gabinecie. Każdej minucie, kiedy wystarczy, że podniesie wzrok i zobaczy go obok. Czarującego, niezłomnego, kruszącego wszelki lód, a na pewno kruszącego jego lód, jeśli jakikolwiek jeszcze pozostał. Ostatni miesiąc w biurze był mordęgą, ale teraz wizja jawiła mu się jako słodka tortura. Wszystkie wspólnie zjedzone śniadania, lunche, wszystkie spotkania, wszystkie wypady... Nikogo to nie powinno dziwić. W końcu pracowali ze sobą od dawna.
Westchnął. Rozmarzony. Rozkochany. Zdecydowanie pijany, choć może mniejszy w tym udział był alkoholu a większy Selwyna, który wciąż nie miał pojęcia jak potrafił działać samym błyskiem w oku. A co dopiero, gdy otworzył usta...
– Kłótnie tak, najważniejsze, że nie między nami. Doprawdy. Nie wiem czy zgłosić tę sytuację Carrowowi. Mam wrażenie, że każdy z Ministerstwa chociaż raz powinien trafić na wadliwy produkt... – W sumie teraz pewnie mogliby się teleportować na drogę do Anglii, czy Hiszpanii zgodnie z pierwotnym zamiarem. I pewnie tak zrobią, ale jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz... Po śniadaniu? Brzmiało jak wyborny plan. I wtedy zatoczy się koło. Wtedy wejdą w tłum okładający się pałami po głowie. Ale jeszcze nie dziś. Jeszcze nie teraz.
– Andiamo – podniósł się momentalnie, języki mieszały się w jego głowie, choć kierunek miał jasny. Nie mając wróżbiarstwa, ani trzeciego oka wiedział gdzie spędzi najbliższe godziny i to mu w zupełności do szczęścia wystarczało.
Koniec sesji