1 godzinę temu ✶
Było coś pocieszającego w tym, że faktycznie zależało jej na tym, żeby nic mu się nie stało. czasem zwyczajnie zapominał, że ludzie o siebie dbali - o niego. Chłód posiadłości rodziny Rowle był wyczuwalny od zawsze i czasem przenikał go na wskroś, sprawiając że zapominał o rzeczach ważnych. Kiedy sobie jednak przypominał, niewiele to zmieniało, bo zbyt głęboko tkwił w czymś, co było zdecydowanie większe od niego samego.
- Nasz mały, zielony smoczek stwierdził, że woli latać samotnie. Bardziej dziwi mnie jej brak dobrego serca; świadomie narazić kogoś na śmierć? To wręcz okrutne - odpowiedział cicho, ciszej niż wcześniej, szczególnie kiedy dzieliło ich teraz o wiele mniej. Gdzieś w kącikach ust zatańczyła kpina, ale bardziej to przeniewierzenie go martwiło. Lubił Monę - to było proste stwierdzenie, ale niezwykle prawdziwe. Lubił ją i nie chciał, by stała jej się krzywda.
Czując ciężar słoiczka, na nowo zagłębiającego się w fałdach szaty, przesunął dłoń po jej ręce, splatając ich palce ze sobą i pociągając ją ku górze, tak by wysunęła się z kieszeni i próbowała już niczego podejrzanego. Stał, spokojny i z właściwą dla siebie manierą przemieniając się na moment w nieruchawy posążek, czyhającego na coś gada, nawet kiedy wyprostowała się dumnie, a może i szczególnie wtedy.
- Kiedy widziałem Matkę, zastanawiałem się nad tym - odparł swobodnie, niby to mimowolnie przywołując ten drobny fakt, że stanął przed samą boginią. - Zastanawiałem się, czemu nie zdecydowała się naprawić tego, co zostało rozdarte w Kniei. Ale ona jedyne czego chciała tylko uzdrowienia dla tego, co zrobiła Arcykapłanka. Jeśli potrzebowała naszych rąk, byliśmy gotowi jej je dać. Wiem, że kiedy cierpi Knieja, cierpisz i ty, ale może to nie tylko cierpienie? Może to przemiana? Transcendencja.
- Nasz mały, zielony smoczek stwierdził, że woli latać samotnie. Bardziej dziwi mnie jej brak dobrego serca; świadomie narazić kogoś na śmierć? To wręcz okrutne - odpowiedział cicho, ciszej niż wcześniej, szczególnie kiedy dzieliło ich teraz o wiele mniej. Gdzieś w kącikach ust zatańczyła kpina, ale bardziej to przeniewierzenie go martwiło. Lubił Monę - to było proste stwierdzenie, ale niezwykle prawdziwe. Lubił ją i nie chciał, by stała jej się krzywda.
Czując ciężar słoiczka, na nowo zagłębiającego się w fałdach szaty, przesunął dłoń po jej ręce, splatając ich palce ze sobą i pociągając ją ku górze, tak by wysunęła się z kieszeni i próbowała już niczego podejrzanego. Stał, spokojny i z właściwą dla siebie manierą przemieniając się na moment w nieruchawy posążek, czyhającego na coś gada, nawet kiedy wyprostowała się dumnie, a może i szczególnie wtedy.
- Kiedy widziałem Matkę, zastanawiałem się nad tym - odparł swobodnie, niby to mimowolnie przywołując ten drobny fakt, że stanął przed samą boginią. - Zastanawiałem się, czemu nie zdecydowała się naprawić tego, co zostało rozdarte w Kniei. Ale ona jedyne czego chciała tylko uzdrowienia dla tego, co zrobiła Arcykapłanka. Jeśli potrzebowała naszych rąk, byliśmy gotowi jej je dać. Wiem, że kiedy cierpi Knieja, cierpisz i ty, ale może to nie tylko cierpienie? Może to przemiana? Transcendencja.
We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast