• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[15.09.1972] I tylko przyjdź

[15.09.1972] I tylko przyjdź
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#1
28.09.2025, 16:04  ✶  
Zawsze odnosił wrażenie, że czas po przesileniu letnim płynął o wiele szybciej. Jakby koło roku śpieszyło się by odejmować minut od dnia, czego ciężko było uświadczyć w odwrotnej instancji, kiedy zima przemijała i nadchodziła wiosna. Wtedy skrawki światła zdawały się być wręcz wyrywane siłą i doklejane do już zastanych godzin. Był wrzesień, już jego połowa, a na dworze ciemniało w zastraszającym tempie. Ciemne chmury co prawda przez dłuższy czas wisiały nad Anglią, po Spalonej Nocy, ale teraz pozostawało ich już na niebie niewiele - snuły się niemrawo, trochę sennie i jakby zapomniały tylko rozwiać się do końca.

On miał jednak o wiele większe problemy i zupełnie innej natury. Absolutnie bowiem nie wiedział, dlaczego Helloise nie mogła sobie poradzić sama z zaistniałym problemem. Przede wszystkim była kobietą i Leviathan miał to na myśli w najlepszym możliwym tego słowa znaczeniu. Do tego była tak samo zielarską jak i znawczynią eliksirów, na pewno więc znała jakieś poręczne sztuczki na wywabianie plam, nie wspominając już o tym że chyba nikt jej nie połamał różdżki ostatnimi czasy, ani jej nie ukradł, więc mogła jej użyć, prawda?
Stał więc, nad rozlewającą się po deskach plamą, która pociemniała i wgryzła się w podłogę, jego zdaniem nawet nie tak bardzo rażąc w podłogę, bo kurza chatka miała swój specyficzny klimat i nawet ewentualny, słodkawy zapach krwi i śmierci, przykrywał gruby aromat ziół i kadzideł.
- I co ja mam z tym zrobić? - zapytał, spoglądając jednak wciąż na plamę, z dłońmi wsuniętymi w kieszenie cienkiej szaty wierzchniej, szytej na czarodziejską modłę. - Nie możesz rzucić na tego zaklęcia sama i mieć to z głowy?


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#2
28.09.2025, 17:39  ✶  
— Czy ty się w ogóle słyszysz? — Może i mogła spodziewać się po nim takiej ignorancji, lecz nie usunęło to rozczarowania, które dała mu w swoim głosie wyraźnie odczuć. — To kawałek czyjegoś życia.
W domku i wokół niego było cmentarnie cicho, między drzewami hulał samotny wiatr, który — całe szczęście — nie miał już wstępu do środka, od kiedy wszystkie okna Helloise wymieniła na nowe. Zebrała z podłogi szaleństwo i resztki po Spalonej Nocy. Było znów prawie przytulnie. Czarownica przywykła do tej plamy przy palenisku, która pociemniała tak, że wyglądała trochę jak czarny nalot z pleśni czy inny sympatyczny brud. Przywykła i miała to zostawić, dopóki poprzedniego wieczora nie wróciła do domu po nieco zbyt zuchwałym zbliżeniu się do Kniei — nagle zaskakująco wiele rzeczy zaczęło wydawać się jej obce i groźne.
— Człowiek cierpiał tu, wylał tyle… życia w to miejsce. Bogini wie, czy przeżył. — Obeszła plamę tak, żeby znaleźć się naprzeciwko Leviathana, plecami do ognia trzaskającego w palenisku, przy którym rzecz się wydarzyła. — Mówisz o zamienieniu czyjegoś bólu… życia… krwi… w magiczną bańkę mydlaną. — Wzięła głęboki wdech. Znajdowała się gdzieś na granicy histerii i oburzenia. — Nie chcę tu tego. Nie chcę tu tego człowieka. Bo jeśli on nie żyje…? I jego energia wróci do świata. A wróci. Nie chcę, żeby wracała tędy. Nie chcę, żeby cokolwiek tędy chodziło. — Przy ostatnich słowach aż uniosła głos. — Ani, co gorsza, zatrzymywało się, bo je znieważyłam.
Miała w niewyspanych, zmęczonych oczach ten rodzaj chorobliwego uporu, przez który trudno było się przebić, a już z pewnością nie dało się przez niego przebić racjonalnie. Nie mówiła racjonalnie, więc czemu miałaby coś racjonalnego zrozumieć?


dotknij trawy
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#3
28.09.2025, 18:10  ✶  
Spojrzał na nią kątem oka, bo wciąż pochylał głowę nad brunatną plamą, nie ruszywszy się nawet o milimetr. W oczach też, kryło się jakieś domniemanie szaleństwa, ale nie było to przesadnie dziwne bo Leviathan patrzył na nią w ten sposób bardzo często i spodziewał się, że inni też to robili.

Nie obchodziło go, że był to kawałek czyjegoś życia. Znajdowało się na podłodze jej domku i jeśli martwiła o znieważanie kogokolwiek i czegokolwiek, to może powinna się nad tym zastanowić nieco wcześniej, a nie dopiero teraz. Przez ostatnie sześć dni wsiąkania w drewno, to cudze życie i domniemana śmierć mogły się wystarczająco obrazić na to, jak były traktowane.
- No tak, bo dotychczasowe leżenie tej kałuży tutaj to nikogo nie obrażało, tak? - zapytał z pewną kąśliwością, bo jego zdaniem wystarczało się zastanowić dwa razy. Ale może w tym leżał pies pogrzebany, że o tym wcześniej nie myślała przesadnie intensywnie. - No ale dobrze, nie chcesz bańki mydlanej więc czego ode mnie oczekujesz? Mam ci wyczarować szczotkę, żebyś mogła tę podłogę wyszorować? - zapytał głucho, bo ciężko w jego głowie było się dopatrzyć jakichkolwiek emocji. Starał się ją zrozumieć, oczywiście, ale ani nie miał się z czego aktualnie złościć ani też cieszyć. Pozostawało jakieś leniwe zdziwienie. - Poduszkę też, żeby cię od klękania kolana nie bolały? Wiadro z wodą ci nalać? Mydło kupić? Skrzata zapewnić, żeby zrobił to za ciebie? - ostatnia opcja była niezwykle łaskawa jego zdaniem, bo skrzat to był od tego, żeby zajmować się domem swojego pana, a nie biegać po krewnych, zapomnianych czy nie.


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#4
28.09.2025, 19:22  ✶  
Nie reagowała tak na co dzień. Każdego innego dnia miałaby dla niego pełen wyższości i przekonania o własnej racji uduchowiony wykład o balansie wszechrzeczy, wszechświatów i energii. Coś niewiele bardziej racjonalnego w treści od wygłoszonego wcześniej monologu, lecz o wiele bardziej zrównoważonego w formie przekazu. W klimacie tej jej typowej mieszaniny sennej duchowości i głębokich zachwytów oraz melancholii wyłonionych z refleksji nad urojonym porządkiem świata.
Gdy tymczasem Leviathan pochylał się nad jej plamą obojętnie nieporuszony, Helloise odchodziła powoli od zmysłów — o ile wciąż można było powiedzieć, że się ich trzymała. Od czasu Spalonej Nocy nie potrafiła odnaleźć spokoju dla nieustannie szarpanych nerwów, płynęła z jednej obsesji w drugą, zacierał się jej przed oczami obiektywny obraz sytuacji. Każde słowo jego kpiny zaś bujało huśtawką jej nastroju tylko mocniej i mocniej.
— Przestań. — Wymijając pochylonego Leviathana, dłonią zaciśniętą w pięść walnęła go bezsilnie w łopatkę. Nieszczególnie mocno, tyle tylko żeby poczuł na własnej skórze jej frustrację. — Przestań — powtórzyła, dreptając po kuchni bez celu innego niż wyładowanie nadmiaru emocji. — Dotychczasowe leżenie… kiedy miałam to zrobić? Tyle dni chodziło mi po domu… po domu… coś. Coś chodziło mi po domu. Potem naprawiałam te przeklęte okna. Potem… — Westchnęła, poddając wyliczankę. Cokolwiek to było dzień wcześniej. Cokolwiek to było.
Usiadła przy stole kuchennym, gdzie czekała na nią czarka pełna ziołowego naparu. W założeniu na uspokojenie, ale — Bogini świadkiem — żadne ziółka dawno nie pomagały. Nie to ją trzymało.
— Nie możesz go… po prostu wyjąć? — zapytała zrezygnowana, po czym upiła nerwowo łyk wciąż zbyt gorącego napoju. — Oddzielić krew od drewna, kawałek po kawałku i zabrać go gdzieś? Nie wiem, Levi. — Odstawiła parzące w palce naczynie. — Nie wiem. Ty z nas dwojga skończyłeś szkołę i umiesz takie rzeczy. Zrób użytek z mądrej główki.


dotknij trawy
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#5
28.09.2025, 19:57  ✶  
Niekoniecznie nawet zabiegał o to, żeby z niej szydzić. Sama gdzieś zgubiła rozum, a jego słowom brakowało jakiejś uszczypliwości. Był chyba bardziej zmęczony, zastanawiając się od kiedy został sprzątaczką, martwiącą się czym wywabić barwnik z cudzej podłogi. Jej słabość była zwyczajnie w tym momencie niezrozumiała.

Wzniósł oczy do nieba, kiedy kazała mu przestać, wreszcie się ruszając i podnosząc głowę, ale też nic sobie nie robiąc ze szturchnięcia, które umieściła gdzieś na wysokości jego łopatki. Była rozemocjonowana, tego akurat nie dało się przeoczyć, ale jeszcze nie udało jej się wypluć z siebie dlaczego. Przynajmniej do czasu.

Uniósł lekko brew na wiadomość, że coś podobno snuło jej się po domu przez ostatnie dni. Powstrzymał się, siłą niemal, by nie zapytać czy przypadkiem nie zapaliła czegoś niewłaściwego, a potem oddała się sztuce eksterioryzacji i coś zwyczajnie namieszało jej się w głowie. Zamiast tego podszedł do niej. Powoli, krok za krokiem zbliżając się do krzesła na którym siedziała, by wreszcie zatrzymać za nią i położyć dłonie na jej ramionach, naciskając kciukami mocniej u podstawy jej karku i przez moment zastanawiając się.
- Coś? Czy to coś miało jakiś kształt? - zapytał wreszcie, łaskawie ignorując jej dalsze słowa, przynajmniej na razie. Wyjęcie było problematyczne i raczej w tym momencie zaleciłby jej ugotowanie kociołka jakiegoś zajzajeru, który zrobiłby dokładnie to co opisała. Mógł co najwyżej tę krew transmutować, ale to już za chwilę. Ukończenie edukacji też, nie miało tutaj raczej nic do powiedzenia. Nikt przecież nie uczył w Hogwarcie jak radzić sobie z plamami krwi rozlanymi na podłodze.


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#6
29.09.2025, 01:06  ✶  
Tym przyjemniej było poczuć blisko człowieka, gdy wciąż żywą pozostawała w jej pamięci mroźna mgła wiejąca znad Kniei. Mruknęła z zadowoleniem — Leviathan miał ciepłe ręce, właściwe. Nie był Zimnym ani leśną pokraką czającą się nieopodal między drzewami.
— Myślisz, że w ten sposób odpuszczę tę sprawę? — zapytała ostro dla kontrastu, gdy Rowle zmienił temat i zmienił nastawienie, choć przed chwilą jeszcze wyraźnie nie poruszały go jej problemy.
Ona zostawiła już za sobą domową klątwę Voldemorta, uznając temat za zamknięty, a on zainteresował się tym wspominkiem bardziej niż całkiem bieżącym kłopotem wsiąkniętym w podłogę.
— Kształt — powtórzyła za nim niechętnie. Okrążyła palcami krawędź czarki, zanim z rozmysłem zanurzyła na moment czubki palców w gorącej herbacie, w miniaturowym rytuale o sobie tylko znanym znaczeniu. — Oczywiście, miało kształt. — Patrzyła tępo, jak kropelki zbierają się na zawieszonych nad naczyniem paznokciach, aby jedna za drugą wpadać z powrotem do naparu. — Stopy. Weszły tamtej nocy zaraz za nim. I chodziły. Chodziły. Chodziły. Gdy próbowałam spać, one chodziły. — I choć spędziła przy rozmyślaniach nad owymi śladami wiele czasu, snuła teraz opowieść monotonnie i obojętnie, niemal znudzona. — Były wszędzie. Łaziły tu, kręciły się wokół mojego łóżka, po łazience. Wszędzie. Brzmi znajomo?
Zawalczyła z pokusą odchylenia głowy do tyłu, aby spojrzeć mu w twarz i oglądać, jak zaczyna rozumieć. Nie zrobiła tego.
— Były wszędzie, ale nie miały znaczenia, jak się dowiedziałam — podsumowała. — Co ma znaczenie, to widma. — Spojrzała wymownie na pozasłaniane okna, które zwykle otwierały widok na okolicę. — One są głodne krwi. Nie potrzebuję trzymać u siebie dodatkowej przynęty z kawałków cudzego życia.


dotknij trawy
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#7
29.09.2025, 18:34  ✶  
- Nie o to mi przecież chodzi - mruknął, nie próbując iść z nią w konkurs odnośnie ostrości ci głośności tonu. Bardzo chciał teraz uzyskać odpowiedź na swoje pytanie i spieranie się dalsze raczej nie miało sensu. Szkoda tylko, że w pewien sposób się zwyczajnie rozczarował.

Leviathan chyba początkowo pomyślał, że to co zalęgło się jej w domu, było kolejnym widmem które wypełzło z kniei. Nie wiedział, jakie klątwy znajdowali ludzie w swoich domach po Spalonej Nocy bo i czemu miałby? Posiadłość rodowa, rezerwat i jego dom znajdowały się w jak najlepszym stanie, a popiół całkowicie je ominął. Widma natomiast, zgodnie ze zgłoszeniami aurorów z końca sierpnia, poczynały sobie coraz lepiej. Lazarus mówił o tym piąte przez dziesiąte, ale zaciekawienie jego syna było wciąż takie same. Pewnie o wiele bardziej aktywne, gdyby tym wątkiem interesował się też Czarny Pan, ale ten zdawał się zamykać na to oczy całkowicie.

- Przez moment faktycznie myślałem, że wlazło ci tu widmo - rzucił cicho, puszczając ją i stając przy stole tak, żeby widzieć jej twarz. - Dalej ci tu chodzą? Stopy, w sensie, czy może udało ci się z nimi poradzić? - miał szczerą nadzieję, że tak, bo nie miał zamiaru zabierać się i za czyszczenie podłogi i jeszcze prosić o pomoc klątwołamacza czy innego specjalisty od widmowych stópek.
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#8
29.09.2025, 21:01  ✶  
Sama sugestia, że kniejowe bestie mogły zalęgnąć się w jej domu, przyprawiła Helloise o dreszcze. Przypomniała sobie znów lęk, który opętał ją dzień wcześniej pod ciężarem spojrzenia widm. Snuł się za nią do tej pory, czaił z tyłu głowy, nie dawał spokoju. Samych widm jednakże w chacie nie było. Pozostało wyłącznie traumatyczne wrażenie.
— Nie. Nie rozmawialibyśmy teraz, gdyby widma tu za nami przyszły — wymamrotała niczym oczywistość, nie podnosząc intensywnego wzroku znad kubka. — Chyba pozwoliły nam odejść. Dlaczego nazwali je widmami? Są… fizczne. Nie jak duchy. Biegają. Ryczą. Są jak… sama nie wiem.
Choć próbowała spać, widma obłaziły jej sny jak szarańcza. Nie potrafiła skupić się na tyle, aby zostawić za sobą ciało na pastwę losu i pójść daleko, daleko za Dolinę, dopóki nie uzna, że stosownie wypoczęła. Wszystko było wciąż zbyt świeże i surrealistyczne, a Knieja zbyt bliska, więc czarownica miotła się w czterech ścianach pomiędzy własnymi zbyt głośnymi myślami, wciąż za bardzo pokrzywionymi, aby złożyły się w spójną wewnętrzną narrację.
Potrzebowała odbić się od cudzej myśli. Leviathan pojawił się pośrodku jej koszmarnego majaku jak z innego świata: z prawdziwego świata, z chłodną trzeźwą głową.
— Stopy zniknęły, gdy wstawiłam okna. — Wzruszyła ramionami, w końcu odrywając oczy od pary unoszącej się znad ziółek. Patrzyła w ciszy na czarodzieja, szukając na jego twarzy potwierdzenia własnej tezy. Był Śmierciożercą. Nie wiedział, co siali i jak działało? Próbowała przy tym w myślach porozdzielać wydarzenia ostatniego tygodnia i przypomnieć sobie, kiedy naprawiała dom. Niedawno. Dwa dni temu? Trzy? Nie miała czasu cieszyć się zniknięciem stóp czy utwierdzić się w tym, że rzeczywiście nie wracają. — Mam nadzieję.


dotknij trawy
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#9
01.10.2025, 05:47  ✶  
Leviathan nigdy w sumie nie znalazł się z widmami nawet na wyciągnięcie ręki. Trochę go zastanawiały, trochę fascynowały, a trochę były dla niego dokładnie takimi samymi stworzeniami jak wszystko inne, co pałętało się po tym padole. Były tak samo uciążliwe jak takie śmierciotule i jak było widać, radzono sobie z nimi dokładnie tak samo skwapliwie jak z innymi niebezpieczeństwami czarodziejskiego świata czyli powoli albo wcale. Wszystko polepszał fakt, że Lazarus wychodził z założenia iż każde stworzenie miało prawo do życia. Czemu więc nie to?

- Szkoda - wyrwało mu się pół szeptem, ale kiedy się na tym złapał, nie zamierzał się poprawiać. Nie chodziło mu przecież o to, że żałował iż Heli nic się nie stało i chyba powinna to rozumieć. Chyba - Nam? Komu? - zamiast tego uczepił się czegoś innego, z pewną irytacją uświadamiając sobie, że kombinowała na boku coś, co mogło się skończyć tragicznie. I to z kimś obcym - Tak jest teraz. Wcześniej były chyba raczej gdzieś na granicy świadomości i o wiele słabsze. No, jak widma. Widma strachu.

Rowle od Spalonej Nocy spał snem sprawiedliwego, nie przejmując się praktycznie niczym. Co prawda posiadłość rodzinna stała się nieco bardziej tłoczna, bo matka Roselyn wprowadziła się tam na jakiś czas, biorąc pod uwagę zniszczenie domu Greengrassów, ale parę dalekich krewnych jeszcze nie sprawiło by dzień Leviego stał się całkowicie bezużyteczny. Lepiej, dzięki temu można było powiedzieć, że jego rodzina też ucierpiała, nawet jeśli nie w rodowej posiadłości.

- Przynajmniej tyle dobrego. Gdyby ktoś tu ci się panoszył, byłoby to tylko problematyczne. Chciałabyś, żeby jakiś klątwołamacz to jeszcze sprawdził?


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#10
01.10.2025, 15:43  ✶  
Szkoda. W pierwszej chwili Helloise spięła się, jakby miała ponownie wyładować na Leviathanie swój gniew. Powróciły do niej jednakże wspomnienia tego, wokół czego sama snuła do niedawna plany — klatki na widma, przynęty, sidła. Sama zamierzała wywlec je z lasu, sama jeszcze dzień wcześniej powiedziałaby ignoranckie: szkoda. Zorientowała się, że nie była zła — była wystraszona i jak osaczone zwierzę reagowała wrogością. Znów.
— Szkoda. — Zaśmiała się głucho. Gotujące się emocje opadły, a za nimi czarownica, która rozpłynęła się po krześle: odchyliła głowę przez oparcie, spuściła ramiona swobodnie w dół. — Szkoda — powtórzyła zaskoczona, odkrywając na nowo, kim była jeszcze dzień wcześniej, zanim zakorzenił się w niej strach.
Komu? A więc rzeczywiście nie wiedział. Trafnie oceniła, że wcale nie wysłał do niej nikogo, szczególnie nie Śmierciożercy. Uśmiechnęła się chytrze do sufitu, z którego zwieszały się łodyżki roślin ozdobnych rosnących w podwieszonych donicach. Ciemnozielone liściaste girlandy bujały się hipnotycznie, chwytając nieco nieostry wzrok czarownicy w swoje sidła.
— Spotkałam chłopca. — Helloise wyciągnęła jedno z wiotkich ramion w górę, łapiąc listeczki między palce. — Spotkałam chłopca, gdy zbierałam żołędzie. Nie pytałam o imię. Naprawdę myślisz, że musisz wiedzieć o każdym?
Obracała w palcach liście rzucające na ścianę cienie wydłużone blaskiem świec. Nie miała siły ani motywacji podnosić się z krzesła, mimo że drewniane oparcie nieprzyjemnie twardo wbijało się w kark.
— Hm — mruknęła, gdy zaproponował jej klątwołamacza, po czym zamilkła na dłuższą chwilę. Nie, aby pożytkowała ją na zastanawianie się nad odpowiedzią. Zastanawiała się znów nad śladami, nad ich bezsensownością, wokół której postawiła tyle teorii. — Nie. Jeśli wrócą… nie, nie wrócą — zmieniła zdanie. — Została tylko ta plama. A nie może zostać.


dotknij trawy
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Leviathan Rowle (2871), Helloise (3179)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa