01.10.2025, 22:30 ✶
—16/09/1972—
Anglia, Londyn
Lorien Mulciber & Anthony Shafiq
![[Obrazek: VC2mkJT.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=VC2mkJT.png)
The canal tells you stories
The canal sings you songs
They hang in that space
Between memory and water
![[Obrazek: VC2mkJT.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=VC2mkJT.png)
The canal tells you stories
The canal sings you songs
They hang in that space
Between memory and water
Na Atrium pojawił się zgodnie ze zwyczajem, z dziesięciominutowym wyprzedzeniem. Oficjalna ministerialna szata została odwieszona w szafie biura Organu Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego. W biurze panowały i tak pustki, ze względu na sobotnią aurę nadgodzin, których nikt nie oczekiwał.
Od Spalonej Nocy minął tydzień. Ludzie powoli jak magma krzepli. Chmury po kilku dniach w końcu się rozwiały.
On pozostał w biurze.
Był ciekaw, czy Lorien to cieszyło. W biurze trzymała go głównie zawiść i próba udowodnienia sobie i temu tępemu gryfonowi, że wie co się dzieje oraz, że panuje nad sytuacją. Musiał jednak zmierzyć się przez ten tydzień z dwoma prawdami: gdy tylko zalepili kryzys spowodowany brakiem kadrowym, stracił absolutnie zainteresowanie. Oraz. Jonathan doskonale prowadził biuro w zwykłej, monotonnej rutynie, tysiąckroć lepiej niż on byłby w stanie kiedykolwiek. Kiedyś powiedziałby, że się uzupełniają, dobry zarządca musiał odnajdować się w sytuacjach pożaru i pokoju. Oni po prostu byli w biurze obaj. Dziś zacisnąłby usta i nie powiedziałby nic.
Tymbardziej więc cieszył się z liściku od Lorien, rad podwójnie, że zdecydował się zajrzeć do biura w sobotę i ucieszyć ją odpowiedzią.
W jednym z odczyszczonych już luster poprawił krawat, wygładził kamizelkę i ułożył nieco lepiej poły wełnianej niebieskiej marynarki, na którą i tak powędrowało czarne palto. Nogawki grafitowych spodni zakrywały cholewkę eleganckich czarnych sztybletów, szyję zaś obwiązał kaszmirowym błękitnym szalikiem. Pojawienie się sędziny rozświetliło jego twarz szczerym uśmiechem zarezerwowanym dla najbliższych, zwłaszcza w miejscach publicznych. Zaproponował jej ramię i skierowali się do wyjścia.
Przeszli się.
Kanał Regenta zwykle malowniczy teraz przerażał nadżartymi ogniem kikutami drzew. Depresyjnie zszarzały pejzaż Londynu wypełniali jednak ludzie uwijający się przy kolejnych miejskich parcelach. Ludzie zwracający uwagę bardziej niż mętna woda, pamiętająca ich krzyki i rozpaczliwe gąsienice wymienianych między sobą wiader.
Szare oczy Anthony'ego ześlizgiwały się po tych rodzajowych scenkach, dość obficie polany żywicznymi perfumami szalik wygrywał przynajmniej na razie w walce ze swądem spalenizny.
– Jak minął Ci tydzień? – zapytał miękko, mając pewne przypuszczenia dedukowane na podstawie zadania, które wysłała mu przy okazji swojej dzisiejszej propozycji, wolał jednak usłyszeć to od niej, aniżeli dopowiadać sobie w głowie potencjalne scenariusze, które być może, nie miały wcale miejsca. – Udało mi się zamówić szklarzy do Little Hangleton, jutro wyślą kogoś do zebrania pomiarów – podzielił się przy okazji nowiną. – To z dobrych wieści. Ze złych, moi rodzice planują pojawić się na Mabon. – Głos wybrzmiał prawie tak samo lekko, referował przyjaciółce najważniejsze punkty. Prawie swobodnie. Prawie
Od Spalonej Nocy minął tydzień. Ludzie powoli jak magma krzepli. Chmury po kilku dniach w końcu się rozwiały.
On pozostał w biurze.
Był ciekaw, czy Lorien to cieszyło. W biurze trzymała go głównie zawiść i próba udowodnienia sobie i temu tępemu gryfonowi, że wie co się dzieje oraz, że panuje nad sytuacją. Musiał jednak zmierzyć się przez ten tydzień z dwoma prawdami: gdy tylko zalepili kryzys spowodowany brakiem kadrowym, stracił absolutnie zainteresowanie. Oraz. Jonathan doskonale prowadził biuro w zwykłej, monotonnej rutynie, tysiąckroć lepiej niż on byłby w stanie kiedykolwiek. Kiedyś powiedziałby, że się uzupełniają, dobry zarządca musiał odnajdować się w sytuacjach pożaru i pokoju. Oni po prostu byli w biurze obaj. Dziś zacisnąłby usta i nie powiedziałby nic.
Tymbardziej więc cieszył się z liściku od Lorien, rad podwójnie, że zdecydował się zajrzeć do biura w sobotę i ucieszyć ją odpowiedzią.
W jednym z odczyszczonych już luster poprawił krawat, wygładził kamizelkę i ułożył nieco lepiej poły wełnianej niebieskiej marynarki, na którą i tak powędrowało czarne palto. Nogawki grafitowych spodni zakrywały cholewkę eleganckich czarnych sztybletów, szyję zaś obwiązał kaszmirowym błękitnym szalikiem. Pojawienie się sędziny rozświetliło jego twarz szczerym uśmiechem zarezerwowanym dla najbliższych, zwłaszcza w miejscach publicznych. Zaproponował jej ramię i skierowali się do wyjścia.
Przeszli się.
Kanał Regenta zwykle malowniczy teraz przerażał nadżartymi ogniem kikutami drzew. Depresyjnie zszarzały pejzaż Londynu wypełniali jednak ludzie uwijający się przy kolejnych miejskich parcelach. Ludzie zwracający uwagę bardziej niż mętna woda, pamiętająca ich krzyki i rozpaczliwe gąsienice wymienianych między sobą wiader.
Szare oczy Anthony'ego ześlizgiwały się po tych rodzajowych scenkach, dość obficie polany żywicznymi perfumami szalik wygrywał przynajmniej na razie w walce ze swądem spalenizny.
– Jak minął Ci tydzień? – zapytał miękko, mając pewne przypuszczenia dedukowane na podstawie zadania, które wysłała mu przy okazji swojej dzisiejszej propozycji, wolał jednak usłyszeć to od niej, aniżeli dopowiadać sobie w głowie potencjalne scenariusze, które być może, nie miały wcale miejsca. – Udało mi się zamówić szklarzy do Little Hangleton, jutro wyślą kogoś do zebrania pomiarów – podzielił się przy okazji nowiną. – To z dobrych wieści. Ze złych, moi rodzice planują pojawić się na Mabon. – Głos wybrzmiał prawie tak samo lekko, referował przyjaciółce najważniejsze punkty. Prawie swobodnie. Prawie