Początkowo chciał wyciągnąć do tego bliźniaczkę, ale ta oznajmiła, że nie ma czasu. Oburzenie trwało do momentu, w którym potrafił doliczyć do dwudziestu bez zgubienia się przed tym kilka razy. Bo tak, w stanie trzeźwości potrafił do tylu doliczyć.
Gdy alkohol pozwolił mu wybaczyć siostrze, postanowił wyruszyć na miasto samodzielnie. Nie był to może szczyt jego marzeń, ale był święcie przekonany, że na miejscu spotka kogoś, do kogo będzie mógł się dosiąść. Na drogę wziął oczywiście wypitą do połowy butelkę wina, którą powoli sączył w trakcie wędrówki. Ot, żeby nie zdążył wytrzeźwieć. Gdzie w ogóle zmierzał? Oczywiście do Kotła, bo chociaż jego siostra dzisiaj nie pracowała, knajpa ta zdecydowanie była mu najbliższa. Spędził tutaj z Dio tyle czasu co w pracy u Tima, jeśli nie więcej. Nierzadko w końcu zarywał nocki, oddając się zewowi przygody, czy może raczej alkoholizmu.
Gdy dotarł już na miejsce, na wejście pomachał do zgromadzonych ludzi. Nie do końca ich rozpoznawał, ale czy miało to jakieś znaczenie? Przyszli tutaj pić, a skoro lubili alkohol, to musieli być fajni. To przecież proste i logiczne!
Rzuciwszy butelkę do kosza przy drzwiach, po czym ruszył do baru, przy którym zamówił piwo kremowe. Jasne, może nie był to najmocniejszy alkohol, ale naprawdę lubił jego smak. W końcu to właśnie nim się pożywiał, gdy leczył kaca. Tak, pożywiał. Jedząc je łyżką z miski, w której zmieszane było z płatkami.
Na razie nie starał się jednak przeżyć potwornego bólu głowy, a dopiero go wywołać.
Zgarnąwszy kufel, odwrócił się w stronę stolików, plecami opierając się o blat. Przyglądał się kolejnym twarzom, szukając kogoś znajomego i dość szybko rzuciła mu się w oczy znajoma, ruda czupryna. Czy to była... tak, to ona!
— Heather! — rzucił głośno, odkładając kufel za siebie. Następnie zeskoczył ze stołka... i momentalnie się zachwiał. Przechylił się kilka razy w lewo i prawo, ale ostatecznie ustał na nogach. Nie przejmował się tym jednak jakoś szczególnie, wzrok mając skupiony na dziewczynie. Gdy tylko odzyskał pełnię równowagi, ruszył w stronę stolika, przy którym siedziała. Nie czekając na żadne przywitanie, nachylił się i mocno ją wyściskał.
— Ale my się dawno nie widzieliśmy! Jeju. Masz super fryzurę. I stylówkę! Co pijesz? Mogę spróbować? — zaczął trajkotać, gdy tylko się od niej odsunął. Nagle jednak się zatrzymał, jak gdyby coś sobie uświadomił, bo w sumie faktycznie tak było. Jego zaciemniony umysł potrzebował więcej czasu niż zazwyczaj, żeby połączyć kropki, ale gdy w końcu tak się stało, momentalnie spochmurniał. Przypomnienie sobie tego, że dała mu kosza, zdecydowanie nie poprawiło mu humoru.
— Zaraz... przecież ja Cię nie lubię. Ja pierdolę, sorry. Pojebało mi się — rzucił z lekkim zdegustowaniem połączonym ze zdenerwowaniem, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę blatu, a gdy już się tam znalazł, zajął z powrotem swoje miejsce i pociągnął solidny łyk piwa.
Nosz ja pierdole, a miało być tak fajnie.