• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10
Kwiecień 1972 | Kłopoty w raju...

Kwiecień 1972 | Kłopoty w raju...
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#21
10.01.2023, 19:44  ✶  
Jak się okazało później, krwawienie było tylko jednym z problemów, z jakimi przyszło im się zmierzyć. Ustało, to prawda - kiedy Brenna zwolniła uścisk, mogła dostrzec, że z krwawienia, które wcześniej z trudnością hamowała, pozostał nieznaczny wysięk, który najpewniej samoistnie się zasklepi. Pozostawała jeszcze kwestia tego, że stracił jej... dużo. Bardzo dużo. Teleportacja w tak krytycznym i niestabilnym stanie była murowanym wstrząsem hipowolemicznym, którego ryzyko pojawienia się i tak było bardzo duże. Nie mogli ryzykować. Drugim problemem było to, że cokolwiek zraniło Fergusa, teraz zżerało go od środka.
- Castiel, przyrzekam, że gdy zemdlejesz, nie będę wchodziła Brennie w drogę, gdy postanowi zatargać Cię do Munga. A patrząc na nią, jest gotowa zrobić to za włosy.- odezwała się. To nie była groźba, absolutnie - to nie było w stylu Danielle. Bardziej stwierdzenie, że swoją uwagę w pełni musi poświęcić Fergusowi, więc starsza Longbottom będzie miała pełną dowolność w sprawie Castiela. Pytanie Flinta puściła mimo uszu - jej odpowiedź nie byłaby dla niego pocieszeniem. Tym bardziej, że aura jaka od niego emanowała mogła świadczyć o zawzięciu, uporczywości. 
Wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się nikt. Gdy Flint próbował zakończyć zaklęcie, które jednocześnie wyniszczało jego i podtrzymywało Fergusa przy życiu, jego różdżka wydała z siebie ciche skrzypnięcie i... pękła.
- Cholera jasna...- mruknęła pod nosem, starając się przerwać zaklęcie. Miała tylko nadzieję, że jej różdżka nie postanowi zrobić tego samego. Ale hej, co dwie głowy to nie jedna, prawda? Skupiając siły, były w stanie przerwać zaklęcie, bez wyrządzenia większych szkód.
Wtedy też na moment mogła przyjrzeć się artefaktowi, o którym wspomnieli. Nie, żeby się na tym znała - jej konikiem i specjalnością były urazy pozaklęciowe, a nie przeklęte bibeloty (bez urazy Cas). Wiedziała jednak, jak istotną rzeczą było przekazywanie informacji - jak najdokładniejsze opisanie tego co widziała, znacznie ułatwi pracę uzdrowicielom w Mungu... gdy już tam trafią. Jedyne co mogła zrobić ona, to zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się martwicy i uzupełnienie krwi mężczyzny. I tutaj z pomocą przyszłą Brenna.
- Jest jeden eliksir, który jest w stanie zmusić organizm do szybszej produkcji krwi. - przytaknęła, ujmując pióro w dłoń, by na podsuniętym pergaminie spisać jego nazwę. Pisała bardzo niewyraźnie, jak większość uzdrowicieli; na szczęście aptekarze byli wprawieni w boju i nie mieli problemu z oczytaniem bazgrołów. - Co prawda jest zbyt słaby, żeby całkowicie odnowić to, co Fergus stracił i nie postawi go na nogi w ciągu jednego dnia... ale na pewno ustabilizuje jego stan i pozwoli nam bezpiecznie dotrzeć do szpitala. - wyjaśniła szybko. Dopisała jeszcze dwie nazwy - eliksir, który pozwoli na stłumienie bólu, który Fergus na pewno znacznie odczuwać przy takim zranieniu, oraz inną substancję, która być może pomoże spowolnić postępującą martwicę.
- Zaczarowana szkatułka-pułapka... wspaniale.- mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż Castiela. To stąd te pokłady czarnej magii, którą wyczuwała w powietrzu. W tym samym momencie przyłożyła różdżkę do zranionego miejsca i wypowiedziała cicho zaklęcie. Na pierwszy rzut oka, nie wydarzyło się absolutnie nic, martwa tkanka nie zniknęła; po prostu przestała się poszerzać.
Tym razem nie mogła zignorować pytania, które jej zadał. Uniosła głowę, spoglądając na Castiela z dozą współczucia.
- Wiem, że Ci na nim zależy.- powiedziała cicho; jej głos był spokojny i łagodny. Nie mogła jednak zapewnić go, że wszystko będzie okej... bo tego nie wiedziała. Nie mogła tego wiedzieć. - Robię co w mojej mocy, żeby tak było. - dodała. To była jedyna słuszna odpowiedź na to pytanie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#22
10.01.2023, 21:50  ✶  
Brenna natychmiast rzuciła się pomagać kuzynce w próbach rozproszenia zaklęcia i odciągnięcia Castiela od Fergusa. Naprawdę, nie potrzebowali tutaj dwóch nieprzytomnych. Na całe szczęście – udało się to stosunkowo szybko. Nawet nie chciała się zastanawiać, co by zrobiła, gdyby stało się inaczej.
A jego różdzka?
Jak Fergus odzyska sprawność w ręku, zrobi mu nową.
- Dziękuję, że przyszłaś – rzuciła do Danielle. Nie było to może należyte podziękowanie, ale Brenna nie miała po prostu czasu na inne. Nie bacząc na swój obecny wygląd – twarzowe rozczochranie, porwaną koszulę, krew na ubraniu i rękach – znikła z cichym trzaskiem. Wciąż znajdowali się w sytuacji, w której walczyli o życie Ollivandera, a przynajmniej takie miała wrażenie na podstawie zachowania kuzynki, nie mogła więc przejmować się drobiazgami.
Pojawiła się z powrotem niecałe pięć minut później. Jak udało się jej to tak szybko? Cóż, skorzystała z tego, że trafiła tutaj wciąż w mundurze, z odznaką w kieszeni. Kiedy do apteki wpada okrwawiony brygadzista, wymachując odznaką i przepychając się między ludźmi, ci zwykle przepuszczają go na przód kolejki – choćby po to, aby nie ubrudziła ich krwią. Brenna nie kłopotała się też liczeniem należności: eliksiry nieomal wyrwała z rąk obsługującej ją osoby, rzuciła na ladę z połowę zawartości swojej sakiewki – przy okazji płacąc pewnie z galeona albo dwa za dużo – i znikła wprost sprzed okienka.
- Mam! – rzuciła od progu, z trudem chwytając oddech, gdy aportowała się z powrotem pod drzwiami gabinetu. W pośpiechu podbiegła do Danielle, podając jej dwie fiolki i maść. Ona sama nie miała pojęcia, który specyfik był którym ani jak należało je dawkować. – Powinnam skoczyć do Munga? – spytała jeszcze, nie kierując tych słów do nikogo konkretnego, a raczej rzucając w przestrzeń, bo zrobiła już wszystko, co przyszło jej do głowy. Czy w tej chwili potrzebowali tu więcej uzdrowicieli, czy wystarczyła wiadomość posłana z prośbą o pomoc w transporcie… to już była raczej decyzja bazująca na wiedzy Danielle albo Flincie. Tego drugiego Brenna zmierzyła zresztą uważnym spojrzeniem, jakby próbując ocenić jego stan.
Miała wielką ochotę spytać, do czego tu doszło i dlaczego najwyraźniej zajmował się czymś czarnomagicznym bez odpowiednich zabezpieczeń, ale to nie była pora na to. Wyglądał jak trzy ćwierci od śmierci, i wyraźnie nie mógł myśleć o niczym poza Fergusie.
Tak. Zmycie im głów odłoży na później.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#23
10.01.2023, 22:08  ✶  
Obie panie były zaaferowane próbami opanowania sytuacji. Właśnie odkrył, że bez kobiecej zaradności to świat nie dałby rady istnieć. We dwie robiły furorę, od razu były w stanie zażegnać największe niebezpieczeństwo i zdejmowały z jego ramion ogromny ciężar. Ich przeplatający się wzajemnie głos cucił go z ospałości i otępienia.
- Nie mdleć. Zapamiętam. Będę przytomny, obiecuję.- grzecznie zapewniał o swoim postanowieniu, na którego realizację miał słaby wpływ. Gdyby "nie odcięły" zaklęcia to faktycznie byłby drugą osobą do ratowania. Nie uważał jednak, że przesadza. Był im obu wdzięczny, że go nie oceniały, nie wierciły dziury w brzuchu tylko zajmowały się najważniejszym - Fergusem. Nie pytał gdzie poszła Brenna (zauważył za to urwane w jednym zawiasie drzwi, na początku potraktowane przez Brennę Bombardą), ufał im.
Po raz setny popatrzył ze strachem na blade lica Fergusa i po raz kolejny sprawdzał czy ten oddycha i ma puls. Ogrzewał jego rękę swoją dłonią, a był rozgorączkowany emocjami, magią, trudną sytuacją. Mimo fatalnego samopoczucia zarejestrował brak odpowiedzi na pytanie czy Fergus z tego wyjdzie. Ta świadomość przygniatała go do podłogi i uniemożliwiała powstanie. Posłał Danielle pełne niepokoju spojrzenie gdy wspomniała, że wie, że mu na nim zależy. Nie mogła wiedzieć, prawda? Nie miał sił o tym myśleć.
- To nie tak miało dziś wyglądać.- jęknął i zatrząsł się od lodowatego deszczu paraliżującego jego nerwy. Poderwał głowę na widok Brenny, patrząc na to, co trzyma w dłoniach.
- Nie wiem. Nie wiem co robić. Czemu on jest taki zimny? Czemu nie może się obudzić?- jęknął. Adrenalina z niego powoli uciekała, ustępując panice.
- Nie wybaczę sobie, nie wybaczę. Nie da rady…- wydusił te słowa do siebie, chyba nieświadomy, że je wypowiadał na głos. Nie utrudniał jednak pracy Danielle. Nie przeszkadzał choć nie potrafił się od niego odsunąć. Powinien wstać, podziękować im za reakcje, za umiejętności, za niezawodność. Powinien im wszystko wytłumaczyć, sto razy się usprawiedliwić ale… nie umiał się na tym skupić. Oddychał płytko i ignorował osłabienie swojego organizmu bo nade wszystko najważniejsze było ocalenie Fergusa. Odrobinę pocieszała go myśl, że powiodło mu się podtrzymanie jego życia. Udało mu się, zrobił to i nie żałował, mimo że poniósł za to taki koszt. Miał świadomość, że to dopiero początek konsekwencji dzisiejszego dnia. One jeszcze nadejdą...
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#24
10.01.2023, 23:10  ✶  
Na podziękowania Brenny odpowiedziała skinięciem głowy i lekkim uśmiechem. Nie potrzebowała podziękowań czy wyrazów wdzięczności, bo po to ma się rodzinę, żeby sobie pomagać; była to oczywista oczywistość. Nie ulegało wątpliwości, że gdyby to Dani potrzebowała pomocy i wysłała wiadomość "Brenn, pomusz, biją", starsza Longbottom zjawiłaby się na miejscu natychmiast.
Nie oceniała, bo nie takie było jej zadanie. Przejęty Castiel i tak obwiniał się o to co się wydarzyło, tak jakby to on wcisnął Fergusowi szkatułę w dłoń, więc nie trzeba było dołować go jeszcze bardziej. Nauczony doświadczeniem, następnym razem na pewno zadba o odpowiednie zabezpieczenie przedmiotów - przecież karteczka "Nie dotykać, niebezpieczny przedmiot" by wystarczyła, prawda?
Końcówka jej różdżki dotykała nadgarstka nieprzytomnego Fergusa; nie śmiała odsunąć jej ani na moment. W czasie, gdy Brenna niczym piorun wystrzeliła w stronę Apteki, Dani przyglądała się Ollivanderowi, co jakiś czas spoglądając ukratkiem na Flinta. Nie drążyła tematu aury i nici, które dostrzegła; w tej chwili jej priorytetem było ustabilizowanie stanu mężczyzny.
Podróż Brenny do apteki i z powrotem trwała... chwilę. Dosłownie, chwilę.
- Mam tylko nadzieję, że za chwilę nie wpadnie tu aptekarz żądny zaległej zapłaty...- odezwała się do aurorki, szybko przejmując zamówienie. Na moment odsunęła różdżkę od nadgarstka Fergusa, by sięgnąć po jeden z eliksirów. Delikatnym ruchem ujęła policzek Fergusa, by przechylić jego twarz lekko w bok - podawanie eliksirów nieprzytomnym trzeba było zrobić ostrożnie, by ci dodatkowo nie zachłysnęli się cieczą.
- Możesz posłać tam patronusa, żeby szykowali miejsce na oddziale. I niech przyślą kogoś z teleportacją łączną. - odpowiedziała kuzynce. Zdecydowanie czuła się pewniej, mając ją w pobliżu - w razie gdyby okazało się, że klątwa postępuje i co więcej, chce się bronić przed zneutralizowaniem, dobrze było mieć obok aurorkę, która znała się na zaklęciach defensywnych i ofensywnych. Castiel (ponownie, bez urazy), w tym stanie nie był zbyt przydatny.
- Jego organizm walczy z tym, co go zaatakowało. Poza tym... - urwała na moment. Chciała choć trochę podnieść Castiela na duchu. -Kiedy jest nieprzytomny, nie odczuwa żadnego bólu ani strachu.
Kiedy skończyła podawać eliksir Fergusowi, jego policzki nabrały delikatnego koloru - przestały przypominać mleczną biel. Wciąż, nie wyglądała to jak skóra zdrowego, pełnego sił człowieka, ale było ciut lepiej. Najwyraźniej o taki efekt chodziło Danielle, gdyż odetchnęła, z wyraźną ulgą. Układ krwiotwórczy został pobudzony do działania, kwestia czasu aż będą mogli bezpiecznie dotrzeć do szpitala. Drugi eliksir wylądował bezpośrednio na zranieniu i dookoła niego; krople, które wylądowały na skórze, cicho zasyczały, i zniknęły, ewidentnie wchłaniając się do organizmu. Maścią ostrożnie posmarowała brzegi zaczernionej tkanki, w napięciu przyglądając się efektom swoich starań.
- Pewnie w szpitalu usuną mu tą tkankę. Istnieje spora szansa, że rana będzie paskudnie się goić i zostanie spora blizna...- odezwała się. Nie zamierzała tego robić teraz; miejsce w którym się znajdowali nie należało do najczystszych ani sterylnych, a nie chciała narażać osłabionego organizmu Fergusa na walkę z kolejną infekcją.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#25
11.01.2023, 10:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.08.2023, 23:09 przez Brenna Longbottom.)  
- Aptekarz prawdopodobnie nigdy nie miał tak dobrego utargu. Chyba rzuciłam na ladę kilka dodatkowych galeonów – parsknęła Brenna, sama niepewna w tej kwestii, bo naprawdę nie miała głowy do liczenia pieniędzy. Mogłyby kosztować życie Fergusa. Na całe szczęście, wywodziła się z głównej linii, jej matka była obrzydliwie bogata, przez co Bren nie musiała liczyć się z takimi drobiazgami jak parę dodatkowych galeonów.
Obserwowała w napięciu jak Danielle podaje eliksir, zaraz jednak się zreflektowała. Siedząc i patrząc, nie pomagała. Zamiast tego zaczęła więc krążyć po gabinecie Flinta (starając się nie dotknąć czegoś podejrzanego, nie planowała skończyć jak Fergus) w poszukiwaniu jakiegoś koca, marynarki, czegokolwiek, aby Ollivandera okryć, bo coś się jej zdawało, że przy takiej stracie krwi, chłopak może marznąć. Nie wspominając o tym, że Castiel też stracił dużo energii. Kiedy kuzynka oświadczyła, by posłała wiadomość, zamiast samej się aportować, tak też zrobiła: chociaż sowę (nie patronusa, tego mogła słać kuzynce, nie do biura...) posłała do siedziby Brygady, z prośbą, aby załatwili sprawę. Obawiała się, że w szpitalu mogliby po prostu ją zignorować, jeżeli nie pojawi się osobiście, to w końcu mógł być jakiś dowcip, natomiast ktoś znajomy na pewno tym się zajmie.
- Castiela też powinien ktoś przebadać? Jeżeli nie, to odstawię go do kogoś krewnego. A potem, zdaje się, czeka mnie trochę papierkowej roboty.
Nie było mowy, aby kogoś ze śladami czarnej magii ot tak odstawić na oddział. Uzdrowiciele będą pytać, Brygadziści będą pytać i szef Castiela też na pewno będzie pytać. Brenna musiała wspiąć się na szczyty kreatywności pod tym względem, aby zaraz nie wpadła tu banda aurorów przekonana, że doszło do próby zabójstwa czarnomagicznym artefaktem.
Nie wspominając już o tym, że sama miała parę pytań. To jednak mogło poczekać. Na razie tkwiła po prostu u boku kuzynki, póki w gabinecie nie pojawili się przedstawiciele czarodziejskiego pogotowia, by przetransportować rannego do szpitala, a pozostała trójka mogła się rozejść w trzy strony.

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2404), Castiel Flint (4951), Fergus Ollivander (3491), Danielle Longbottom (1815)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa