10.01.2023, 19:44 ✶
Jak się okazało później, krwawienie było tylko jednym z problemów, z jakimi przyszło im się zmierzyć. Ustało, to prawda - kiedy Brenna zwolniła uścisk, mogła dostrzec, że z krwawienia, które wcześniej z trudnością hamowała, pozostał nieznaczny wysięk, który najpewniej samoistnie się zasklepi. Pozostawała jeszcze kwestia tego, że stracił jej... dużo. Bardzo dużo. Teleportacja w tak krytycznym i niestabilnym stanie była murowanym wstrząsem hipowolemicznym, którego ryzyko pojawienia się i tak było bardzo duże. Nie mogli ryzykować. Drugim problemem było to, że cokolwiek zraniło Fergusa, teraz zżerało go od środka.
- Castiel, przyrzekam, że gdy zemdlejesz, nie będę wchodziła Brennie w drogę, gdy postanowi zatargać Cię do Munga. A patrząc na nią, jest gotowa zrobić to za włosy.- odezwała się. To nie była groźba, absolutnie - to nie było w stylu Danielle. Bardziej stwierdzenie, że swoją uwagę w pełni musi poświęcić Fergusowi, więc starsza Longbottom będzie miała pełną dowolność w sprawie Castiela. Pytanie Flinta puściła mimo uszu - jej odpowiedź nie byłaby dla niego pocieszeniem. Tym bardziej, że aura jaka od niego emanowała mogła świadczyć o zawzięciu, uporczywości.
Wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się nikt. Gdy Flint próbował zakończyć zaklęcie, które jednocześnie wyniszczało jego i podtrzymywało Fergusa przy życiu, jego różdżka wydała z siebie ciche skrzypnięcie i... pękła.
- Cholera jasna...- mruknęła pod nosem, starając się przerwać zaklęcie. Miała tylko nadzieję, że jej różdżka nie postanowi zrobić tego samego. Ale hej, co dwie głowy to nie jedna, prawda? Skupiając siły, były w stanie przerwać zaklęcie, bez wyrządzenia większych szkód.
Wtedy też na moment mogła przyjrzeć się artefaktowi, o którym wspomnieli. Nie, żeby się na tym znała - jej konikiem i specjalnością były urazy pozaklęciowe, a nie przeklęte bibeloty (bez urazy Cas). Wiedziała jednak, jak istotną rzeczą było przekazywanie informacji - jak najdokładniejsze opisanie tego co widziała, znacznie ułatwi pracę uzdrowicielom w Mungu... gdy już tam trafią. Jedyne co mogła zrobić ona, to zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się martwicy i uzupełnienie krwi mężczyzny. I tutaj z pomocą przyszłą Brenna.
- Jest jeden eliksir, który jest w stanie zmusić organizm do szybszej produkcji krwi. - przytaknęła, ujmując pióro w dłoń, by na podsuniętym pergaminie spisać jego nazwę. Pisała bardzo niewyraźnie, jak większość uzdrowicieli; na szczęście aptekarze byli wprawieni w boju i nie mieli problemu z oczytaniem bazgrołów. - Co prawda jest zbyt słaby, żeby całkowicie odnowić to, co Fergus stracił i nie postawi go na nogi w ciągu jednego dnia... ale na pewno ustabilizuje jego stan i pozwoli nam bezpiecznie dotrzeć do szpitala. - wyjaśniła szybko. Dopisała jeszcze dwie nazwy - eliksir, który pozwoli na stłumienie bólu, który Fergus na pewno znacznie odczuwać przy takim zranieniu, oraz inną substancję, która być może pomoże spowolnić postępującą martwicę.
- Zaczarowana szkatułka-pułapka... wspaniale.- mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż Castiela. To stąd te pokłady czarnej magii, którą wyczuwała w powietrzu. W tym samym momencie przyłożyła różdżkę do zranionego miejsca i wypowiedziała cicho zaklęcie. Na pierwszy rzut oka, nie wydarzyło się absolutnie nic, martwa tkanka nie zniknęła; po prostu przestała się poszerzać.
Tym razem nie mogła zignorować pytania, które jej zadał. Uniosła głowę, spoglądając na Castiela z dozą współczucia.
- Wiem, że Ci na nim zależy.- powiedziała cicho; jej głos był spokojny i łagodny. Nie mogła jednak zapewnić go, że wszystko będzie okej... bo tego nie wiedziała. Nie mogła tego wiedzieć. - Robię co w mojej mocy, żeby tak było. - dodała. To była jedyna słuszna odpowiedź na to pytanie.
- Castiel, przyrzekam, że gdy zemdlejesz, nie będę wchodziła Brennie w drogę, gdy postanowi zatargać Cię do Munga. A patrząc na nią, jest gotowa zrobić to za włosy.- odezwała się. To nie była groźba, absolutnie - to nie było w stylu Danielle. Bardziej stwierdzenie, że swoją uwagę w pełni musi poświęcić Fergusowi, więc starsza Longbottom będzie miała pełną dowolność w sprawie Castiela. Pytanie Flinta puściła mimo uszu - jej odpowiedź nie byłaby dla niego pocieszeniem. Tym bardziej, że aura jaka od niego emanowała mogła świadczyć o zawzięciu, uporczywości.
Wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się nikt. Gdy Flint próbował zakończyć zaklęcie, które jednocześnie wyniszczało jego i podtrzymywało Fergusa przy życiu, jego różdżka wydała z siebie ciche skrzypnięcie i... pękła.
- Cholera jasna...- mruknęła pod nosem, starając się przerwać zaklęcie. Miała tylko nadzieję, że jej różdżka nie postanowi zrobić tego samego. Ale hej, co dwie głowy to nie jedna, prawda? Skupiając siły, były w stanie przerwać zaklęcie, bez wyrządzenia większych szkód.
Wtedy też na moment mogła przyjrzeć się artefaktowi, o którym wspomnieli. Nie, żeby się na tym znała - jej konikiem i specjalnością były urazy pozaklęciowe, a nie przeklęte bibeloty (bez urazy Cas). Wiedziała jednak, jak istotną rzeczą było przekazywanie informacji - jak najdokładniejsze opisanie tego co widziała, znacznie ułatwi pracę uzdrowicielom w Mungu... gdy już tam trafią. Jedyne co mogła zrobić ona, to zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się martwicy i uzupełnienie krwi mężczyzny. I tutaj z pomocą przyszłą Brenna.
- Jest jeden eliksir, który jest w stanie zmusić organizm do szybszej produkcji krwi. - przytaknęła, ujmując pióro w dłoń, by na podsuniętym pergaminie spisać jego nazwę. Pisała bardzo niewyraźnie, jak większość uzdrowicieli; na szczęście aptekarze byli wprawieni w boju i nie mieli problemu z oczytaniem bazgrołów. - Co prawda jest zbyt słaby, żeby całkowicie odnowić to, co Fergus stracił i nie postawi go na nogi w ciągu jednego dnia... ale na pewno ustabilizuje jego stan i pozwoli nam bezpiecznie dotrzeć do szpitala. - wyjaśniła szybko. Dopisała jeszcze dwie nazwy - eliksir, który pozwoli na stłumienie bólu, który Fergus na pewno znacznie odczuwać przy takim zranieniu, oraz inną substancję, która być może pomoże spowolnić postępującą martwicę.
- Zaczarowana szkatułka-pułapka... wspaniale.- mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż Castiela. To stąd te pokłady czarnej magii, którą wyczuwała w powietrzu. W tym samym momencie przyłożyła różdżkę do zranionego miejsca i wypowiedziała cicho zaklęcie. Na pierwszy rzut oka, nie wydarzyło się absolutnie nic, martwa tkanka nie zniknęła; po prostu przestała się poszerzać.
Tym razem nie mogła zignorować pytania, które jej zadał. Uniosła głowę, spoglądając na Castiela z dozą współczucia.
- Wiem, że Ci na nim zależy.- powiedziała cicho; jej głos był spokojny i łagodny. Nie mogła jednak zapewnić go, że wszystko będzie okej... bo tego nie wiedziała. Nie mogła tego wiedzieć. - Robię co w mojej mocy, żeby tak było. - dodała. To była jedyna słuszna odpowiedź na to pytanie.