• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[18.05.72] Porozmawiajmy o widmach - Brenna & Victoria & Laurent & Patrick

[18.05.72] Porozmawiajmy o widmach - Brenna & Victoria & Laurent & Patrick
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#11
09.10.2023, 22:19  ✶  

Biedne zwierzęta... Każda istota, która dostała się do miejsca, w którym być jej nie powinno, które umykało z naturalnego środowiska. Czy te widma były więc biedne? Ach... lepiej byłoby, żeby ten temat przemilczał, bo któż wiedział, czym dokładnie były i skąd dokładnie się wzięły? A jeśli z Limbo - jak powstały? Niektóre rzeczy pozostawały wielkimi tajemnicami - tak jak dementorzy. Niekoniecznie byli odważni albo biegli, żeby dokładnie wszystko zbadać, a czasami tropy się urywały, zacierały, brakowało pewnych danych i docieraliśmy do punktu zero. Dobrze, że w tej historii było zakończenie chyba dobre - błotoryje zostały zapewne przeniesione... albo odstrzelone, jeśli zagrażały tamtym terenom, a nie było gdzie je przenieść bez niszczenia ekosystemu okolicy. Pokiwał głową na słowa Patricka o tym żerowaniu, z jakiegoś powodu kręciły się wokół tych ubrań. Co czuły? Zapach? Jakąś obecność, ślad? Czemu nie podążały śladami Mildred?

- Ubranie pana Longbottoma było całe, w ogóle nienaruszone. - Powiedział cicho, bo nie był pewien, co dokładnie myślał Patrick o tym żerowaniu na przedmiotach, ale może to jakkolwiek mu pomagało czy też ukierunkowywało? Spojrzał na poważnego, milczącego w dużej mierze mężczyznę - nie to, że teraz milczał. Wydawał się po prostu... cichy i wycofany. Ciekawe, jak na jego życie wpłynęło bycie Zimnym? Jak wiele zniszczyło, jak dużo go to kosztowało? Czy zmienił się, czy... pewnie zawsze był człowiekiem, który niekoniecznie pchał się, o zgrozo, w ogień. A jednak. - Niektóre rzeczy, niestety, można zaobserwować tylko w dłuższym odstępie czasu. - Potwierdził trochę machinalnie na słowa o żerowaniu na zwierzętach i na liściach. Ale może jednak... one coś czuły, miały jakieś wspomnienia, coś... - Jeśli jednak są z Limbo, są jakimiś pokracznymi duchami... może jakieś echo przeszłości wiąże je z tak trywialnymi rzeczami jak odzież. - To też było wolno rzucona myśl, bo może, może... tyle rzeczy było ciągle do odkrycia, tyle niepewnych. Nic dziwnego. Przecież to był ledwo początek.

- Instynkt. - Odezwał się Michael, spoglądając mądrymi, czerwonymi oczyma na Brennę. - To jest złe. Być może moje kuzynostwo poradziłoby sobie z nimi lepiej. To nie jest walka dla mnie i Dumy. - Choć Michael nie zamierzał zostawiać Laurenta.

- Jednorożce? - Przyszło na myśl od razu Laurentowi i sam spojrzał na Michaela, który w odpowiedzi kiwnął łbem twierdząco. No tak... w końcu jednorożce wytwarzały wokół siebie aurę dobra, trochę na podobieństwo samego patronusa. Że też o tym nie pomyślał wcześniej...

Nie chciał tutaj wnikać w to, czego Victoria nie wiedziała, co wiedziała z wydziału aurorów i brygadzistów - mogli o tym porozmawiać później, w dowolnym czasie, na osobności. Gdziekolwiek. Był zresztą nawet za bardzo zmęczony, żeby wyciągać z tego jakieś zbyt daleko idące wnioski. Brenna zresztą wyszła naprzeciw temu niezrozumieniu i postanowiła to razem z Patrickiem nieco szerzej wyjaśnić i opisać, a pewnie czego nie wyjaśnią teraz, dogadają później, albo wystarczyło spojrzeć w raporty. Bo pewnie jakieś były? Czy to było pierwsze zetknięcie z tym cholerstwem? Tak można było myśleć aż do słów Brenny, która potwierdziła, że one nawet były na Beltane. I to one pożarły jej wuja. Zamknął oczy z bólem, mając teraz pod powiekami tamten widok. Niby nie makabryczny, w pierwszej chwili w końcu nawet nie wiedział, że miał do czynienia z... człowiekiem. A raczej z tym, co po człowieku pozostało. Kto by na to wpadł? W końcu tutaj byli ludzie, magia, a nie było krwi, nie było zwłok, nie było... to się nie trzymało niczego logicznego, żeby pomyśleć: tak, to zwłoki. Dopiero, kiedy się zbliżył, dotknął. I wtedy już na orientację było za późno.

- Chodzi o badanie tych stworzeń i zakwalifikowanie ich jako skrajnie niebezpiecznych. Dopóki tak się nie stanie, pan Lazaurs Rowle może stawać okoniem do jakiegokolwiek nadzoru ich. - Albo unicestwienia. Tak nawet abstrahując od jego silnego poczucia i potrzeby zmienienia czegoś na tym świecie na lepsze to chodziło też o zmianę tu i teraz, pomijając politykę. Chodziło o to, żeby ustalić, czy te potwory trzeba egzorcyzmować, unicestwić, czy może jednak da się je zamienić w łagodne baranki. Albo chociaż wilki pod ochroną i kontrolą. Jak dementorzy chociażby.

- Spirytystę? - Powtórzył trochę czujnie. - Na pewno poproszę o osobę specjalizującą się w kwestii duchów o przydzielenie do tej sprawy, kiedy już wysmaruję list do pana Lazarusa Rowle. Przynajmniej jeśli o widma chodzi. Potrzebny jest ktoś z wiedzą i wglądem w Limbo, żeby to wszystko... ocenił. - Czemu jednak Departament Tajemnic był tak zaangażowany, skoro magiczne stworzenia to nie była ich działka - nie wiadomo. Ale oni angażowali się w różne dziwne sprawy. Te najdziwniejsze zwłaszcza. Laurent się nimi nie interesował, bo nie dzielili się informacjami i... no cóż, kompletnie nic go z nimi nie łączyło i nie miał do nich interesów.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
11.10.2023, 13:47  ✶  

Jechali na tym samym wózku – ona i Patrick. Victoria bardzo starała się nie wypaść z obiegu, wróciła do pracy kiedy poczuła się na siłach i w dużej mierze siedziała w biurze, przewalając prace papierkową, starała się być na tyle w centrum wydarzeń, na ile w takim stanie mogła, ale jej skupienie było podzielone na inne rzeczy. Na przykład na to, że coś mieszało jej się w głowie i to dość konkretnie i to ją przerażało. Mogła ominąć pewne informacje, mogła czegoś nie zarejestrować… Ale nie dało się ukryć, że nie była we wszystko zamieszana po uszy. I Patrick też nie był – chociaż samej Lestrange wydawało się, że jest dobrze poinformowany, bo wrócił do czynnej służby. Wybrał zaległy urlop czy nie – jakoś była przekonana, że kto jak kto, ale on będzie doinformowany. Najwyraźniej się myliła – o czym nie miała najmniejszego pojęcia.

Nie podobało jej się to wszystko. Żerowanie na trupach, na… na przedmiotach… to było…. To nie mieściło jej się po prostu w głowie. Nie potrafiła znaleźć na to żadnego logicznego wytłumaczenia, czuła taki wzierający w duszę i jaźń niepokój, którego nie umiała przyrównać do niczego, co znała. Nawet podczas Beltane, kiedy wbiegli w ogień, to nie czuła niczego w tę nutę. Ale wtedy najpewniej działała adrenalina, która zagłuszała wszystko inne… O ile mogła w ogóle w Limbo działać, przecież to była reakcja chemiczna organizmu a ich ciała leżały przy ogniskach… albo jak w jej przypadku – w ogniu, nim Erik ją wyciągnął, nie mając pojęcia, że jest odporna na wszelki ogień. To nie był paraliżujący strach, ale już informacja, że coś się bardzo mocno nie podoba.

– Nie rozumiem tego trochę. Przedmioty je interesują, „żerują” na nich – poruszała nawet palcami, robiąc w powietrzu cudzysłowie – Ale już rośliny nie? W sensie to przecież… Hm. Są organizmy na pewien sposób żywe – i w Limbo Victoria doskonale widziała przecież drogę, jaką szli Śmierciożercy i Voldemort, bo zostawili za sobą pas martwych roślin pośród tej bujnie rosnącej. Nie, nie umiała tego objąć umysłem. I ten temat ją denerwował.  Ale Zaraz Brenna wyjaśniła, że bardziej chodzi o to, co z ludzi zostaje na tych przedmiotach. Że nie chodzi o same przedmioty. To ją wewnętrznie wykręciło chyba jeszcze mocniej. Tak jak stwierdzenie Brenny, że „będzie to mogła sprawdzić”. Niby JAK?!

Na pytanie Patricka wzruszyła ramionami, bo nie maiła pojęcia o jaki artykuł chodzi. Ale rzeczywiście warto było prześledzić potencjalny obszar ich występowania – o ile to z ich winy te błotoryje podlazły tak blisko miasteczka.

– Czyli co. Przez te prawie trzy tygodnie widma rosły w siłę, z niewidzialnych stały się widzialne, z możliwości odebrania siły i uśpienia, teraz przeszły do postarzania? – żołądek zawiązał jej się w supeł. JEŚLI to był powód, jeśli to się ciągnęło od Beltane, jeśli to były te same istoty i rosły w siłę, to mieli prawdziwy kurwa problem i zamknięcie Kniei niczego nie zmieni. Będzie gorzej. JEŚLI to to samo, to co będzie gdy pożywią się na tyle, by pragnąć jeszcze więcej? Jakie zdolności posiądą wtedy? Zabijanie samym dotykiem po sekundowym kontakcie? Pozostawianie za sobą zasuszone ludzkie morelki? Nie powiedziała tego wszystkiego na głos – ale rzecz jasna o tym pomyślała i skrzywiła się wyraźnie. Brenna wydawała się być nieustępliwa, a najpewniej potrzebowała usiąść i odpocząć. Ale nie.

Ubranie pana Longbottoma – powiedział Laurent i ciemne oczy Victorii skierowały się na niego. Longbottoma? Sposób w jaki się o nim wypowiedział…

Czy chodziło o Derwina? Ta zaciśnięta w pięść dłoń zadrżała. Stała tam z szeroko otwartymi oczami, wpatrzona w przestrzeń. Słowa przepływały obok niej, kiedy rozmawiali, o Lazarusie Rowle’u, o spirytyście. Jakoś… Siły z niej opadły i czuła to wyraźnie. Przymknęła na moment oczy i odezwała się dopiero, kiedy wydało jej się, że nie przerwie tej rozmowy w jakimś dziwnym miejscu.

– Tak, trzeba to zgłosić. Napiszę raport i wyślę go gdzie trzeba. A teraz… Przepraszam, ale pójdę już. Miłego dnia – mogło to wyglądać niemalże jak wtedy, gdy nagle stwierdziła, że musi iść na Nokturn – tylko tym razem jej wzrok w żadnym punkcie nie był zamglony. No i mówiła to wszystko takim wypranym z emocji głosem.

Odwróciła się i poszła w stronę swojego domu.


Postać opuszcza sesję
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#13
24.10.2023, 21:01  ✶  
Patrick podniósł wzrok na Brennę, gdy prostowała jego słowa. Machnął niedbale ręką, jakby dając do zrozumienia, że dokładnie o to mu chodziło: o energię, która pozostała na ubraniach po ludziach, którzy je nosili. Stąd nie niszczyły ubrań, nie rozrywały ich na strzępy – po prostu wchłaniały ludzkie pozostałości. I tak, w ogólnym rozrachunku mogło to brzmieć dość makabrycznie.
- Nie jestem, co prawda, specjalistą w tym temacie… – zaczął powoli, gdy Victoria zadała pytanie, czemu właściwie widma nie interesowały się roślinami. – Wydaje mi się, że podobnie jest w świecie zwierząt. Nie wszystkie są wszystkożercami. – Widma mogły się w tej kwestii niewiele różnić od zwierząt i żerowały jedynie na ludziach i innych zwierzętach, ale gardziły trawą, drzewem lub krzakiem. Wtedy nie chodziłoby tylko o kwestię samego życia, ale również tego jakie ono było. Może chodziło o pamięć? Wspomnienia? Zdolność do myślenia abstrakcyjnego? Emocje? Sam w końcu widział wiązki kolorowej energii, które buzowały w widmach zaraz po żerowaniu.
Tu już Patrick mógł tylko gdybać.
Ostatecznie Laurent miał rację. Potrzebowali czasu i dłuższych obserwacji, by mogli wyciągnąć jakieś bardziej obiektywne wnioski. I z pewnością kogoś mądrzejszego od Stewarda, który zdawał sobie sprawę z własnych braków intelektualnych w tej materii.
- Działaj – powiedział jeszcze tylko do Brenny i posłał jej dłuższe spojrzenie, proszące by go informowała o wszystkim.
Potem już się nie odzywał, tylko obserwował, pożegnał Victorię skinieniem głowy, sam gotowy był odejść, gdy rozmowa dobiegnie końca.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
25.10.2023, 17:45  ✶  
- Niewiele wiem o widmach i nekromancji, ale na każdym przedmiocie i miejscu pozostają swego rodzaju echa po wydarzeniach i ludziach. Być może to tym żywiły się w domu Mildred – powiedziała Brenna, dość nieporadnie. Bo jak miała wyjaśnić to, co chwytała instynktownie, odkąd była małym dzieckiem? Nie umiała ubrać tego w słowa, nie wspominając o tym, że nie miała żadnej pewności, czy faktycznie to, czym żywiły się widma, i co widywała ona, było w jakiś sposób pokrewne. Rzucała zaklęciami na ślepo.
– Obawiam się, że jednorożca mogłyby zjeść na śniadanie – mruknęła. Skoro żywiły się życiem i zapewne magią, to… jednorożce były samą magią i samym życiem.
Jeżeli szło o raporty, to Brenna sama nie wiedziała, ile i jakie były, i gdzie trafiły, bo po Beltane były ich całe stosy. Ale ciało wuja trafiło do Biura Koronera, zanim je skremowano, z pewnością więc sporządzono stosowane dokumenty. Brenna w końcu nie próbowała wykradać ciała Derwina, a nawet gdyby wpadło jej to do szalonej głowy – nie miałaby szans, przetransportowano je przecież początkowo do namiotów, gdzie wolontariusze znosili szczątki. A informacje wolontariuszy odnośnie dziwnych spotkań w lesie przekazywano zapewne Brygadzie, chociaż ona akurat usłyszała o tym z ust do ust – niemniej wątpiła, czy Alastor nie zostawiłby odpowiedniej informacji w Biurze Aurorów.
– Nie wiem – powiedziała Victorii bezradnie, gdy ta zaczęła wypytywać, czy istoty rosły w siłę przez ostatnie trzy tygodnie. Czy tak było? Może się mnożyły? Albo dotąd ukrywały? – Wiedziałam, że coś wyszło tutaj z Beltane i próbowałam dowiedzieć się, co. Ale nic po Beltane nie wskazywało na to, że dalej tutaj są i dotąd nie byłam niczego pewna. Może coś więcej jest w informacjach w Departamencie, jednak ja do tych nie dotarłam. Tylko do tych po sabacie. Te pewnie znajdziesz u aurorów.
Nie odpowiedziała na dywagacje Laurenta odnośnie Rowle’a, bo miała dziwne wrażenie, że to niekoniecznie kompetencje tego wydziału.
Kiwnęła za to niemo głową Patrickowi. Nie mogła obiecać rezultatów. Ale mogła już obiecać, że spróbuje – i na pewno podzieli się z nim wszystkim, co znajdzie.
– Lecę do Ministerstwa. Do zobaczenia, Laurent – rzuciła Brenna, by chwilę później się teleportować.
Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1877), Patrick Steward (1789), Victoria Lestrange (1685), Laurent Prewett (1997)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa