Albert Rookwood & Chester Rookwood
Z wyjątkowo zmęczonym uśmiechem postawił dwie pinty pale ale i dwa szoty whisky na lepiącym się od brudu blacie stolika wgłębi głośnego lokalu. Biały Wiwern nikomu nie kojarzył się ze szczególnym luksusem, ale Albert od czasów młodości żywił do tego miejsca szczególny sentyment. Lubił jego ciężką, duszną atmosferę szemranego towarzystwa skupionego przede wszystkim na sobie i powietrza tak siwego od dymu, że równie dobrze mogłoby być celowo translokowane prosto z industrialnej wędzarni.
- Więc... jak ci płynie życie? Coś nowego? - zapytał z udawanym rozluźnieniem, usiadłszy naprzeciwko brata.
Zastanawiał się, jak szybko Chester przerzuci ciężar konwersacji na niego, jako że podejrzewał, że spotkali się tutaj głównie dlatego, że nie zjawił się w rezydencji Rookwoodów od ponad tygodnia. Gdzieś w głębi ciała czuł pewne napięcie, chociaż nic z tego, co się wydarzyło, nie było jego winą. Spodziewał się, że to po prostu pierwsze oznaki irytacji, którą narastała w nim ze względu na powracające do niego wspomnienie niedawnego zachowania Heleny.