04.02.2024, 01:12 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2024, 17:50 przez The Lightbringer.)
Miesiąc miłości - 50 twarzy Greya
Diana była biczem bożym, ostatnią z boskich plag - aniołem, który wymagał, by pomazać się krwią przed obliczem jego majestatu, kiedy kroczył wśród ludzkich osiedli, węsząc jazz lub seks lub męską słabość piekielnej chuci (och, jakże pragnął, by boski wysłannik przebił go swoją ognistą klingą, za każdym razem, kiedy zaglądał w jej błyszczące hardością wyprawionej stali oczy) - karą, zesłaną na Jima, który widocznie zgrzeszył próżnością nazywając się całe życie synem bożym.
Nienawidził jej, wtedy, kiedy umartwiał swój tors i pragnął, by język bicza, który sunął po jego plecach, zostawiał po sobie nie krwawiące rany tylko łaskoczące widmo pocałunków; a może jedno i drugie, myślał, a chociaż - kiedy oblizywał łapczywie spiechrzniętych od zabaw z ogniem popękane usta - zamiast śliny wciąż czuł posmak krwi, czuł też gorąc, i silniej uderzał się rzemieniami plecionego bicza, aż języki ognia drzemiącego w jego ciele dołączały się do masochistycznej pokuty i lizały wzgórki nabrzmiałych od wysiłku żył, i przerwał z wściekłym krzykiem zapamiętałe tortury dopiero, kiedy stojąca przed świętym obrazem gromnica zaczęła się topić, a rozlana parafina, kapiąca na podłogę sparzyła mu palce. I tak była bezużyteczna: nie potrafiła przecież ochronić go przed burzowymi oczyma Diany.
Nie myślał bowiem o męce biczowanego Pana Jezusa, nie myślał o średniowiecznych flagellantach, o żalu za grzechy, ani o dobrostanie własnej duszy. Kończył na kolanach, ale nie modląc się, a myśląc o niej.
Nic dziwnego, że zjawił się w końcu pod jej domem - przekonany, że egzorcyzm, jakiemu poddał ją pod klubem Madonna, naraził ich oboje na gorszą niedolę, a Zły Duch, który do tej pory mieszkał w ciele Diany, zawładnął także i jego duszą - zdesperowany, by znaleźć rozwiązanie. Zaproponował, że może gdyby zdobyli święte relikwie z lokalnych katakumb - może wtedy osłabiliby moc Złego - może wtedy byliby wolni... Udali się więc na zapomniany przez Boga i ludzi cmentarz, i zeszli do podziemi, gdzie spodziewali się odnaleźć kości świętych mnichów prawosławnych, ale zamiast tego, znaleźli skrytkę pełną złota i... Gniazdo potworów.
Ghoule zapewne były jego winą: zwabione metalicznym zapachem krwi sączącej się z ran na jego plecach, zaatakowały Jima i Dianę, błądzących niespiesznie po podziemnych korytarzach. Potwory nie spodziewały się jednak, że ich ofiarami będzie dwójka magów, którzy, w przeciwieństwie do mugolskich rabusiów, potrafili stawiać opór krwiożerczym monstrom. Uciekli ghoulom - nie bez szwanku, choć bardziej ucierpiał cmentarz niż oni sami - podobnie jak i dwóm zastępom straży pożarnej, policji oraz przerażonemu dozorcy; oboje zadyszani oraz trochę przerażeni, postanowili schronić się w losowym motelu, położonym w bezpiecznym oddaleniu od epicentrum tragedii.
A wy co, szukacie teleportu do Vegas? - skwitowała ironicznie kobieta, testując w zębach wytrzymałość srebrnego pierścienia znalezionego przez Jima w katakumbach (zapewne sam zsunął się z ręki gnijącego trupa albo pomógł mu w tym jakiś złodziej, który, uciekając potem przed potworami, zgubił cenny łup), którym postanowił zapłacić za nocleg, jako że nie miał czasu ukraść żadnych mugolskich pieniędzy. Bezczelnie taksowała ich wzrokiem: musieli stanowić niecodzienny widok, on w wyświechtanym garniturze z cyrkowego archiwum kostiumów, ona w skromnej sukience z burleski, oboje pokryci pajęczynami, krwią (niewidoczną na czerwonych ubraniach), smrodem tanich kadzideł i śmierci, zaś w ich ruchach wciąż obecne było, po tych wszystkich cmentarnych przygodach, dziwne napięcie. Jim już chciał zaprzeczyć, nagle zdjęty trwogą, że łamią ustawę o tajności użycia czarów, ale mugolka nie wydawała się specjalnie przejęta całą sprawą. Oględziny świecidełka z katakumb także musiały wypaść pomyślnie, bo kobieta pozwoliła im zatrzymać się na jedną noc, a kiedy już wręczyła klucz Dianie, bardziej konspiracyjnym, ściszonym tonem, zakomunikowała im, że dosłownie ulicę dalej mogą znaleźć jej znajomego, który wynajmuje swój helikopter na romantyczne przeloty nad miastem - oczywiście, gdyby byli zainteresowani - ale Jim nic na to nie odpowiedział, bo akurat przydeptywał dyskretnie sypiące mu się z mankietów i nogawek spodni iskry.
Jakie szaleństwo podkusiło go, by tu z nią przyjść? Ich pokój znajdował się na piętrze motelu; schody prowadzące do nieba okazały się drogą na Golgotę - choć nie dźwigał ciężaru krzyża, tylko leciutką jak piórko ze skrzydła archanioła Dianę, która zakomunikowała, że boli ją nóżka - bo na szczycie przywitało ich legowisko Szatana. Przywitał ich nie pokój, tylko romantyczna sypialnia z wystrojem wnętrza wyjętym prosto z taniego burdelu. Przywitała ich ścianami pokrytymi obrzydliwą czerwoną tapetą, łóżkiem, które wyglądało tak, jakby w każdej chwili miało się rozlecieć, i stojącą na rozchwianym stoliku obok mrugającą lampą, dającą snop światła tak słaby, że pokój pozostawał spowity w lekkim półmroku...
W ciemnościach zaś, czaiło się coś straszniejszego niż ghoule.
- Nie dotykaj mnie - wyszeptał. Nigdy nie potrafił zrozumieć jezusowego noli me tangere, ale teraz, kiedy czuł jak dłoń Diany wpija się w jego ramię, wiedział już, dlaczego ten obawiał się czułości Marii Magdaleny. - Nie dotykaj mnie - powtórzył już głośniej, z upiornym udręczeniem w głosie - słowa jakimś cudem przedostały się przez jego ściśnięte gardło, kradnąc ostatek powietrza z płuc mężczyzny, którego ciężki oddech wypełnił teraz niemal całkowicie otaczającą ich ciszę - znów, zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy wcale nie wypuścił Diany z objęć, a jego ręce wciąż pozostały ufiksowane na jej biodrach.
- Powinienem wiedzieć, że zły duch, który tak męczył twoją duszę, nie posłucha zaklęć słabego grzesznika, i zamiast opuścić twoje ciało, opęta nas oboje. - pokręcił głową, jakby chciał odsunąć od siebie jakąś niewygodną myśl, jego rozpłomienione oczy błyskające postanowieniem celibatu, jej zaś - płonące ideą kompletnie kontradykcyjną. - Przepraszam; jak mogłem myśleć, że dam mu radę? Jak - skoro nie mogę spowiadać się z grzechów, i prosić o wybaczenie, bo nie potrafię choćby na chwilę przestać grzeszyć - z tobą.
Twarz anioła, tak najlepiej mógł podsumować Dianę, kiedy tonął w jej oczach; słodka jak grzech, tak myślał, kiedy przsunął wzrok na jej usta, amen, dzwoniło mu w głowie, kiedy czuł jej wężowy dotyk. Jak kiedykolwiek mógł myśleć, że jej nienawidzi? - Jak mogę wznosić modły do Boga, kiedy nieustannie dręczy mnie jedna myśl: gdybym legł z samym diabłem, czy to byłoby bluźnierstwo, czy jednak miłość?
gniew mój wybuchnie
jak ogień będzie płonął
i nikt nie zdoła go zgasić
jak ogień będzie płonął
i nikt nie zdoła go zgasić