• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[06/06/1972] Zaświadczenie A38, czyli biurokracja w praktyce || erik & sauriel

[06/06/1972] Zaświadczenie A38, czyli biurokracja w praktyce || erik & sauriel
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#11
16.06.2024, 20:06  ✶  
Nigdy na dobrą sprawę nie rozumiał tego, jaki miał wpływ na ludzi, z jakimi nie trzymał się jakoś wyjątkowo blisko. Znał swoją naturę, podobnie też wydawało mu się, że wiedział, jaki ma charakter. Był ugodowy, skory do tego, aby dawać się wypowiedzieć innym ludziom, gdy tylko dostrzegał potencjał na wzbogacenie konwersacji o inną perspektywę.

Chociaż dla ludzi postronnych mógł być po prostu zwykłym wariatem od Longbottomów, którego głównym celem było ''zmienienie świata na lepsze'', tak jakimś cudem nie trzymał się sztywno osób, którzy tej pomocy wymagali. Jakimś cudem w końcu nawiązał znajomość z ludźmi pokroju rodzeństwa Malfoyów czy Perseusza Blacka.

— A więc jesteśmy umówieni — odparł, przystając na datę podsuniętą mu przez Sauriela. Cóż, najwyżej pójdzie w ślady młodszej siostry i po prostu przestanie sypiać, aby mieć coś z życia w tych ciężkich czasach, gdy okazje do spędzenia czasu z innymi czarodziejami i czarownicami dosłownie wchodziły do niego drzwiami i oknami. — Zaświadczenie? Nie, absolutnie nie! — Uśmiechnął się uspokajająca, machając jednocześnie dłonią. — Zostawię na recepcji informację o rezerwacji razem z wiadomością, żeby cię wpuścili, jeśli nie przyjdziemy razem.

Jedyny problem, jaki mógłby się pojawić na miejscu, wystąpiłby zapewne dopiero wtedy, gdy Rookwood zaglądałby po kolei do każdej sali, gabinetu i sali obradowej w siedzibie Klubu Pojedynków. A wbrew pozorom z ludźmi pracującymi na recepcji można było bardzo łatwo się dogadać: kluczem była kultura i szacunek. Poza tym Erik nie miał w planach wystawiać swego kolegi, toteż wątpił, aby coś miało im utrudnić przeprowadzenie tego małego pojedynku. Kto wie, może Sauriel nawet rozważy dołączenie do klubu?

— Nie mogę winić twojego znajomego. Mamy lewitujące drzewka owocowe, rośliny, które samoczynnie rosną i potrawią zdzielić gałązkami po różnych miejscach, więc uciekające ogórki nie byłyby jakimś wielkim odstępstwem od reguły — przyznał, stając poniekąd po stronie Stanleya. Longbottom wychował się pośród sadów w Dolinie Godryka, toteż nawet on miał szansę zobaczyć na własne oczy, że niektóre zielska mają zbyt dużą wolną wolę nawet jak na standardy świata czarodziejów. — Chętnie spróbuję! Jak wyjdą dobre i poszerzysz działalność, to koniecznie będę musiał zamówić u ciebie więcej.

Uśmiechnął się krzywo. Jeszcze kilka miesięcy temu Brenna zaglądała do jego paczek z obawy na to, że ktoś może mu przesłać jakieś podejrzane eliksiry w ciastkach czy czekoladkach. Ciekawe, jak zareaguje, kiedy sowa dostarczy do Warowni nieoznaczony słonik wypełniony ogóraskami podlanymi alkoholem.

Będę musiał się podzielić z resztą, pomyślał od razu. Siostra pewnie sama jednego zje, żeby przetestować, a dalej Morfeusz, Thomas... Ciekawe, czy cokolwiek zostanie dla niego. Erik westchnął cicho i rozejrzał się na lewo i prawo, próbując zorientować się, czy podczas ich rozmowy kolejka chociaż trochę posunęła się do przodu.

— Maszyna biurokracji chyba powinna wymienić zębatki — zażartował słabo, wachlując się swoimi dokumentami. — Nie żebym narzekał, ale czasem mam wrażenie, że powinna istnieć jakaś inna forma urzędowych konsultacji... Nie wiem, rozmowy przez sieć Fiuu czy nawet listowne załatwienie takich spraw.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#12
16.06.2024, 20:42  ✶  

Prychnął cicho pod nosem, nie potrafiąc się przed tym powstrzymać. Chociaż kiedy ktoś ci mówi, że "jesteśmy umówieni", a tobie zbiera się na śmiech, to chyba wypada słabo? Dlatego zaraz pokazał okejkę - kciuka do góry. Po prostu wewnętrznie nie mógł ciągle uwierzyć w to, co się tu odpierdala. Erik Longbottom. Gwiazda walcząca ze Śmierciożercami. Gdyby Sauriel miał pod ręką ogóraski, to właśnie by je przygryzał zamiast popcornu. I gdyby tylko faktycznie jadł, bo niekoniecznie w pełni wychodziło mu to udawanie człowieka. Zaprasza. Go. Na. Pojedynek. Chyba pierwszy raz ta ironia losu tak mocno go uderzała. Ciekawe, czy znał się z Harper? Czy mu płakała za tym frajerem, Greybackiem, któremu Sauriel ujebał łeb? I jak tragiczne było to, że kręciło mu się po głowie, czy n ie powinien spisać wszystkich swoich grzechów i grzechów wszystkich wokół, żeby potem w kopercie złożyć jego siostrze. Jak daleko musiałby uciec i gdzie kończyłby się dla niego świat? Pod który kąt by ci zjebańcy nie zerknęli? Szczycił się niemalże byciem katem tych zjebów, a w przerwach od tego umierała nadzieja normalnego życia. Była już tylko ironia i sarkazm, które jako jedyne mogły zabić ciężary tego świata. Bo to właśnie ironia miała umrzeć ostatnia razem z czarnym humorem.

- Ay, umówieni. - Potwierdził mruknięciem, uśmiechnięty i zadowolony. - A macie chociaż ładną recepcjonistkę? - Może była blondynką? Uwielbiał blondynki. Z tą kulturą to Sauriel nie lubił się obnosić, ale dla blondynek miał specjalne miejsce w swoim czarnym serduszku i potrafił się wysilić nawet na szarmancję. Dla Erika mógł się wysilić na odrobinę jej więcej, skoro go zapraszał, a chyba... od czasu wyjazdu jego najlepszego przyjaciela, Fergusa Ollivandera, nie pamiętał, żeby nawiązywał kontakt szczególny spoza grona swoich Przyjaciół Domu Pani Foster. Nie byli wymyśleni (niestety). Niestety istnieli naprawdę i niestety był do nich całkiem przywiązani, nawet jeśli posiadali jedną komórkę mózgową dopiero po zebraniu ich w gronie pięciu osób. Czy ile ich tam było... nie zdawał matematyki, zdawał Hogwart.

- Niby racja... - Płacząca Wierzba w Hogwarcie potrafiła całkiem nieźle przywalić. Wiedział, bo próbował na nią wleźć. Jak na każdy wysoki punkt, włącznie z dachami wszystkich wież. Chyba nie trzeba mówić, że przyprawiał nauczycieli o zawał? Ich grupka cwaniaczków zresztą i tak przyprawiała o zawał z zasady. Atreus, Stanley, Louvain i Anthony. Bad boys. Albo bad bitches. Z perspektywy czasu to tak jak ludzie z Nokturnu - grupa zjebańców, ale przynajmniej swoich! Zaśmiał się leniwie z tego poszerzenia działalności - już sobie to wyobrażał. Stała robota na polu, w środku nocy i przypominanie Stanleyowi, że komu kurwa świeci, jemu czy sobie?! On musiał tu robić na dwa etaty - robola przy ogórkach i jeszcze starego dla Staszka. Z drugiej strony - jakby mu płacili to by robił. Dla pieniądza PRAWIE wszystko. Whiskey i fajki w końcu kosztowały. Dziwki dla krwi też. - Czuj się zapisany na pierwszą dostawę. - A Brennie wyśle tylko psi-chrupkę, żeby jej smutno nie było.

- O kurwa... nooo... to jest nawet pomysł na biznes... - Przymrużył oczy i przyłożył palce do podbródka, podpierając go na moment, kiedy błysk inteligencji i myśli pojawił się w zwierciadłach jego duszy. Chociaż chwilowy przejaw, COŚ w końcu musiało być w tej czarnej pustce...

... i tak panom mijał wieczór - zamiast na formalności dokumentów to na zastanowieniu się, czy na konsultacjach naprawdę dałoby się zarobić i zrobić z tego prawdziwy biznes.

Koniec sesji


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (3307), Sauriel Rookwood (3666)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa