Chociaż dla ludzi postronnych mógł być po prostu zwykłym wariatem od Longbottomów, którego głównym celem było ''zmienienie świata na lepsze'', tak jakimś cudem nie trzymał się sztywno osób, którzy tej pomocy wymagali. Jakimś cudem w końcu nawiązał znajomość z ludźmi pokroju rodzeństwa Malfoyów czy Perseusza Blacka.
— A więc jesteśmy umówieni — odparł, przystając na datę podsuniętą mu przez Sauriela. Cóż, najwyżej pójdzie w ślady młodszej siostry i po prostu przestanie sypiać, aby mieć coś z życia w tych ciężkich czasach, gdy okazje do spędzenia czasu z innymi czarodziejami i czarownicami dosłownie wchodziły do niego drzwiami i oknami. — Zaświadczenie? Nie, absolutnie nie! — Uśmiechnął się uspokajająca, machając jednocześnie dłonią. — Zostawię na recepcji informację o rezerwacji razem z wiadomością, żeby cię wpuścili, jeśli nie przyjdziemy razem.
Jedyny problem, jaki mógłby się pojawić na miejscu, wystąpiłby zapewne dopiero wtedy, gdy Rookwood zaglądałby po kolei do każdej sali, gabinetu i sali obradowej w siedzibie Klubu Pojedynków. A wbrew pozorom z ludźmi pracującymi na recepcji można było bardzo łatwo się dogadać: kluczem była kultura i szacunek. Poza tym Erik nie miał w planach wystawiać swego kolegi, toteż wątpił, aby coś miało im utrudnić przeprowadzenie tego małego pojedynku. Kto wie, może Sauriel nawet rozważy dołączenie do klubu?
— Nie mogę winić twojego znajomego. Mamy lewitujące drzewka owocowe, rośliny, które samoczynnie rosną i potrawią zdzielić gałązkami po różnych miejscach, więc uciekające ogórki nie byłyby jakimś wielkim odstępstwem od reguły — przyznał, stając poniekąd po stronie Stanleya. Longbottom wychował się pośród sadów w Dolinie Godryka, toteż nawet on miał szansę zobaczyć na własne oczy, że niektóre zielska mają zbyt dużą wolną wolę nawet jak na standardy świata czarodziejów. — Chętnie spróbuję! Jak wyjdą dobre i poszerzysz działalność, to koniecznie będę musiał zamówić u ciebie więcej.
Uśmiechnął się krzywo. Jeszcze kilka miesięcy temu Brenna zaglądała do jego paczek z obawy na to, że ktoś może mu przesłać jakieś podejrzane eliksiry w ciastkach czy czekoladkach. Ciekawe, jak zareaguje, kiedy sowa dostarczy do Warowni nieoznaczony słonik wypełniony ogóraskami podlanymi alkoholem.
Będę musiał się podzielić z resztą, pomyślał od razu. Siostra pewnie sama jednego zje, żeby przetestować, a dalej Morfeusz, Thomas... Ciekawe, czy cokolwiek zostanie dla niego. Erik westchnął cicho i rozejrzał się na lewo i prawo, próbując zorientować się, czy podczas ich rozmowy kolejka chociaż trochę posunęła się do przodu.
— Maszyna biurokracji chyba powinna wymienić zębatki — zażartował słabo, wachlując się swoimi dokumentami. — Nie żebym narzekał, ale czasem mam wrażenie, że powinna istnieć jakaś inna forma urzędowych konsultacji... Nie wiem, rozmowy przez sieć Fiuu czy nawet listowne załatwienie takich spraw.
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞