- Weźmiemy obie - powiedział do kobiety, przenosząc wzrok z Marie na ekspedientkę. Jeżeli Abbott chciałaby zaprotestować, uniósłby lekko dłoń w geście nieznoszącym sprzeciwu. Mogło to być odczytane dwojako - być może naprawdę się nudził i miał już dosyć? A być może uznał, że obie sukienki pasowały do dziewczyny? Ufał, że Marie odbierze to w ten drugi sposób.
- Cudownie! Wejdę z panią, zbiorę miarę - oczy starszej kobiety aż się zaświeciły na ten niespodziewany zarobek. Zanim Abbott zdążyła zaprotestować, już była w przebierali, za kotarą, i przymierzała różne pary butów na obcasie, by ekspedientka mogła zaznaczyć magiczną, nieprzerywającą materiału szpilką miejsca, gdzie powinni wprowadzić poprawki. Zarówno w jednej, jak i drugiej sukni. - Będę gotowe za dwa dni. Ale ma pani szczęście!
Świergoliła, zerkając na Marie niemal z uwielbieniem. Ile by dała, by ktoś tak o kupował jej drogie ubrania...
Lestrange tymczasem wstał, żeby rozprostować kości. Przywykł do siedzenia w jednej pozycji, ale zwykle miał wtedy ważniejsze, zajmujące umysł sprawy do roboty. Wolał więc wstać, poczekać aż panie skończą i nieco oczyścić mózg z nieprzyjemnych myśli, bo przecież przedstawienie się jeszcze nie skończyło. Musieli jeszcze iść na kawę. Na samą myśl o tym westchnął w duchu i poszedł uregulować płatność czekiem, żeby przypadkiem nie okazało się, że za dwa dni będzie musiał tu przyjść znowu. Chyba by nie przeżył. Potem miał zamiar po prostu poczekać, aż Marie i ekspedientka skończą.