• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 9 Dalej »
[3.07.1972] Zniszczona suknia

[3.07.1972] Zniszczona suknia
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#11
30.04.2024, 13:22  ✶  
Czy Lestrange się nudził? Cóż... Najpewniej, chociaż dzielnie nie dawał po sobie tego poznać. Mimo młodego wieku odznaczał się ogromną cierpliwością. Chociaż trzeba było przyznać, że i ona miała swoje granice - lecz mimo wszystko Rodolphus nie wyglądał, jakby był zły czy znudzony. Raczej... Obojętny. Jego wyraz twarzy zmieniał się odrobinę, gdy Marie pokazywała mu sukienki. Pracował nad mimiką, by kobieta niczego się nie domyśliła.
- Weźmiemy obie - powiedział do kobiety, przenosząc wzrok z Marie na ekspedientkę. Jeżeli Abbott chciałaby zaprotestować, uniósłby lekko dłoń w geście nieznoszącym sprzeciwu. Mogło to być odczytane dwojako - być może naprawdę się nudził i miał już dosyć? A być może uznał, że obie sukienki pasowały do dziewczyny? Ufał, że Marie odbierze to w ten drugi sposób.
- Cudownie! Wejdę z panią, zbiorę miarę - oczy starszej kobiety aż się zaświeciły na ten niespodziewany zarobek. Zanim Abbott zdążyła zaprotestować, już była w przebierali, za kotarą, i przymierzała różne pary butów na obcasie, by ekspedientka mogła zaznaczyć magiczną, nieprzerywającą materiału szpilką miejsca, gdzie powinni wprowadzić poprawki. Zarówno w jednej, jak i drugiej sukni. - Będę gotowe za dwa dni. Ale ma pani szczęście!
Świergoliła, zerkając na Marie niemal z uwielbieniem. Ile by dała, by ktoś tak o kupował jej drogie ubrania...

Lestrange tymczasem wstał, żeby rozprostować kości. Przywykł do siedzenia w jednej pozycji, ale zwykle miał wtedy ważniejsze, zajmujące umysł sprawy do roboty. Wolał więc wstać, poczekać aż panie skończą i nieco oczyścić mózg z nieprzyjemnych myśli, bo przecież przedstawienie się jeszcze nie skończyło. Musieli jeszcze iść na kawę. Na samą myśl o tym westchnął w duchu i poszedł uregulować płatność czekiem, żeby przypadkiem nie okazało się, że za dwa dni będzie musiał tu przyjść znowu. Chyba by nie przeżył. Potem miał zamiar po prostu poczekać, aż Marie i ekspedientka skończą.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#12
02.05.2024, 08:44  ✶  

”Czy on powiedział… Weźmiemy obie?” – Marie te słowa musiała sobie powtórzyć w głowie, gdyż nie wierzyła w to usłyszała. Zamrugała oczami, trzepocząc rzęsami w zaskoczeniu, ale też i onieśmieleniu? Szoku wewnętrznej radości? ”Kupi jej dwie sukienki!” – kolejna myśl.
- Ale…
Zaczęła, z grzeczności chcąc odmówić. Przecież ta wieczorowa była dość droga. Właściwie to czego się przejmuje? Przecież on jest BOGATY!

Widząc jego gest dłoni, zamilkła od razu. Ekspedientka zaraz uradowana takim obrotem sprawy, zabrała ją na pomiary, gdzie co poprawić. W tej sukni, jak i w poprzedniej, która równie dobrze na niej leżała. Marie była jeszcze w szoku, ale przeszczęśliwa. ”Takiego narzeczonego ze świecą szukać… Marie wróć, on jest zajęty! ZAJĘTY!” – karciła się sama w myślach. Nie chcąc dopuścić do siebie tej paskudnej wizji, że miał narzeczoną. A może, to początek przeznaczenia? Wróżba jaką otrzymała, ziści się na jej korzyść? Musiała być cierpliwa.

Kiedy wszelkie poprawki zostały odmierzone, zanotowane, Panna Abbott ubrała się z powrotem w swoje ubrania i dołączyła do Lestrange’a, który po dokonaniu formalności płatniczych, czekał na nią.

- Nie spodziewałam się… że kupisz mi dwie sukienki.
Zaczęła niepewnie. Ale aż jej oczka zaświeciły z tej jego uprzejmości. I jeszcze ta kawa, jaka ich czekała. Motylki w brzuchu wciąż jej latały.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#13
07.05.2024, 11:00  ✶  
- Byłbym okrutny, gdybym pozwolił ci wybrać tylko jedną. W obu wyglądałaś zjawiskowo - odpowiedział, siląc się na uśmiech. Marie latały motylki w brzuchu, jemu zaś… Też coś latało, ale z pewnością nie były to motylki. - Proszę, potraktuj to jako prezent przeprosinowy, że w ogóle doszło do tego nieszczęśliwego wypadku.
Który wypadkiem wcale nie był, ale Abbott tego nie wiedziała. Wiedział Robert - od początku. I od pewnego momentu także Rodolphus. Ale Marie była biedna, nieświadoma, wrzucona we mgłę, w której widziała tylko to, co było przed jej nosem i to w odległości zaledwie pół metra, nie więcej. Jak dziecko, które potrzebowało latarni, by obrać właściwy kierunek. Pech chciał, że latarnia, którą metaforycznie trzymał Lestrange, prędzej miała okazać się jej zgubą, niż ratunkiem.

Lestrange otworzył przed Marie drzwi, zachęcając ją uśmiechem do tego, by wyszła pierwsza z Rosiera. Sukienki zostały opłacone, Rodolphus dostał kwitek, potwierdzający opłacenie oraz termin odbioru. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, wręczył go Marie.
- Chciałbym obiecać, że będę przy odbiorze, ale obawiam się, że moja praca może mi pokrzyżować plany - wyjaśnił z udawanym smutkiem. - Bezpieczniej będzie, jeśli zjawisz się za te kilka dni osobiście i napiszesz do mnie, czy wszystko z sukienkami jest w porządku, dobrze?
Kąciki ust drgnęły, wyginając się w uśmiechu. Gdy musiał, potrafił to robić - miał niezwykle plastyczną twarz, zdolną do wykonywania różnych ekspresji. Uśmiech, śmiech, zaskoczenie, smutek, rozpacz… To było dla niego łatwe. Po prostu nie korzystał z tej umiejętności często z prostych powodów - im rzadziej się uśmiechał, tym jego uśmiech stawał się cenniejszy dla osób takich jak Marie.
- Czy masz jakąś ulubioną kawiarnię, w której jest stosunkowo cicho? Tak, żeby nikt nie przerywał w rozmowie - wolałby unikać zatłoczonych miejsc. Choćby dlatego, że nie chciał, by ktokolwiek znajomy zobaczył ich razem, nawet jeśli nic takiego się nie działo.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#14
09.05.2024, 12:17  ✶  

On okrutny? Przecież na takiego nie wyglądał. Był, a raczej jest, dla niej bardzo miły, uprzejmy. Dotrzymał słowa i odkupił jej sukienkę. A nawet dwie! Teraz to ona trochę głupio się poczuła, że sprawa miała taki obrót. Czy może coś było na rzeczy? Musiała przestać bujać w myślach, bo przecież Rodolphus Piękny do niej mówił!

- Dobrze. Dziękuję raz jeszcze.
Z rumieńcami, zgodziła się od razu na jego propozycję. Na przeprosiny i potraktowanie tej drugiej sukienki jako dodatkowy prezent przeprosinowy. Słów jej brakowało, aby wyrazić ten zachwyt. Nie będzie przecież w sklepie i na ulicy skakać z radości, rzucać się mu na szyję. Powinna się szanować, dobrze zachowywać. Wyleje z siebie tę całą radość w swoim pokoju.

Dziewczyna, choć młoda, nie miała pojęcia o tym, że cała ta sytuacja była zaplanowana. Gdy tylko zobaczyła jego nazwisko, wszystko przestało mieć znaczenie. Nawet logiczne myślenie i ostrożność.
”Dżentelmen…” – znów wróciła do swoich romantycznych myśli, kiedy Rodolphus otworzył jej drzwi. Na zewnątrz wyjaśnił jej sprawę z odbiorem sukienek. Nie mógł być przy ich odbiorze. Doskonale go rozumiała! I tak dużo dla niej zrobił. Zapłacił a to było także ważne.

- Oczywiście! Znaczy, tak. Napiszę do Ciebie i zdam relację, czy z odbiorem nie było problemu i czy zadbali odpowiednio o poprawki.
Uprzejmie udzieliła odpowiedź zgody na jego propozycję. Bardzo chętnie będzie do niego pisać, skoro ma kolejną taką możliwość. Tylko, czy to nie zakończy ich serii spotkań? Kiedy te sukienki otrzyma już na swoją własność?

Na jego pytanie musiała się zastanowić. Kawiarnia, gdzie jest cicho. Dawno nie odwiedzała takich miejsc, kiedy miała swój mały kryzys młodzieńczy. Albo potrzebowała cichego miejsca do pracy w miejscu publicznym.

- Znam taką jedną. U końca Alei Horyzontalnej. W ciągu dnia raczej nie ma nikogo. Popołudniami jest średni ruch. Gdy chciałam być sama, to tam chodziłam. Mają pyszną kremową kawę. "Białe Drzewo". Tak się nazywa.
Wyjaśniła, przypominając sobie także miejsce, gdzie mogła się znajdować. Czy to będzie mu odpowiadało? Mogą się tam udać i sam oceni.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#15
15.05.2024, 11:24  ✶  
- Ciekawa nazwa - powiedział, odwracając wzrok. Białe drzewo... Mogli nazwać kawiarnię po prostu brzoza, bo chyba brzozy miały białą korę? Nie był pewny, bo mimo iż z nauk przyrodniczych był dobry, to jednak cały jego rozwój skupiał się na człowieku i jego mózgu. Gdyby ktoś go teraz wrzucił do lasu, bez możliwości teleportacji, to pewnie by nie przeżył nawet jednej nocy, nawet z magią. - W takim razie chodźmy.

W zasadzie nie miał żadnego szczególnego planu co do Marie - przynajmniej nie dzisiaj. Jego celem było zbliżenie się do kobiety, więc gdy tylko dotarli do Białego Drzewa, usiedli przy jednym z wolnych stolików i zamówił dla siebie herbatę. Dla niej kawę lub cokolwiek innego chciała - zapewnił przy okazji, że on płaci, jako ta osoba, która zaprasza. Mógł nie traktować Marie Abbott poważnie, ale przecież był dobrze wychowany, nie mógł pozwolić, by kobiecie chociaż przez myśl przeszło, że miałaby płacić. Rozmawiali w zasadzie o wszystkim i o niczym. Lestrange pytał mimochodem, jak idzie kobiecie w pracy. Nie wypytywał o to, co robi - pytał czy ma jej dużo, czy przełożeni są dla niej mili. Taki zwykły small talk, którego szczerze nienawidził, ale musiał to robić, jeżeli chciał zaskarbić sobie jej zaufanie. Bo to było kluczowe - im więcej spotkań i zwykłych rozmów, tym większa szansa na to, że Abbott sama zacznie dzielić się z nim szczegółami z pracy, o których niekoniecznie mogła mówić każdemu... Po wszystkim oczywiście odprowadził ją do domu, jak na dżentelmena przystało. Pozwolił sobie nawet na muśnięcie grzbietu jej dłoni ustami na pożegnanie, nie chcąc się zbyt spoufalać na tym etapie znajomości.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (2026), Rodolphus Lestrange (2594)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa