Ten funkcjonariusz nie wiedział tego, skupiony na zadaniu, skupiony na ścieżce awansu i wykazaniu się przed przełożonymi. Co jednak wiedział to to, że lepiej nie zadzierać z dziećmi wysoko postawionych urzędników państwowych. Zwłaszcza z rodzin szczycących się statusem czystej krwi, a do takich właśnie zaliczała się rodzina Shafiq'ów.
Kłamstwo weszło gładko, zobaczyła przestrach w jego oczach.
– Ach... ach tak, oj ja... tak oczywiście. Mm, przepraszam i w takim razie em... powodzenia w Pani misji. – Nagle przepaść między nimi stała się gigantyczna. Chłopak najwidoczniej był nikim ważnym. Kto wie? Może był mugolakiem, który w szkolnych murach srogo przekonał się, że nie warto walczyć z systemem, na pewno nie w bezpośrednim starciu, na pewno nie teraz, gdy był absolutnie nikim i choć ona - zgodnie z własnymi słowami - też była żółtodziobem, to jej żółty dziób a jego dzieliły hektolitry czerwonego osocza. Więc już nie per Ty, a per Pani, już nie było kontaktu wzrokowego, chęci zagadania, zaproszenia na kawę. Tak nagle jak się pojawił, młody bumowiec zniknął w tłumie ludzi zmierzających między straganami, burcząc kilka słów przeprosin za niedogodności, które przez niego doświadczyła.
Kajdany opadły. Chwilowe trudności przeminęły, a Rita w końcu mogła odetchnąć z ulgą.