• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody

[14.08.72, wieczór, Egipt] W krainie ognia i wody
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
20.07.2024, 22:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.07.2024, 22:09 przez Brenna Longbottom.)  
Dla Brenny jedno było jasne.
Jeśli istniała duża szansa, że zwrócenie energii ich zabije, nie powinni tego robić.
Nie odezwała się jednak – to nie była pora na żadne dyskusje, a i decyzja w żadnym razie nie należała do niej. Mogła mieć swoją opinię, narzucanie jej jednak? Nie, to nie byłby dobry pomysł. Nie zamierzała też więcej pytać o nic więcej, pozostawiła to Victorii, ale potem…
…potem w pomieszczeniu błysnęło, a Brenna wyprostowała się gwałtownie.
Nie zaatakowała. Nie miała tu żadnej jurysdykcji: w Anglii już próbowałaby tę kobietę spętać, ale tu nie mogła dokonać aresztowania. Musiałaby ją zabić, a to wprowadziłoby ją na drogę, z której nie było powrotu. O ile jednak na wiele rzeczy umiała przymknąć oka, to do cholery: nie na avadę. Tego zaklęcia nie uczyłeś się, zabijając jaszczurki. Może patrzyła na to zbyt wąsko, bo przecież czarną magię znała od stronu Departamentu głównie, patrzenia na jej ofiary i czytania raportów, ale ta wiedza podpowiadała, że aby osiągnąć ten poziom sztuk magicznych – musiałeś używać czarnej magii na ludziach. Musiałeś ich krzywdzić.
Wszystko w Brennie krzyczało, że ta kobieta powinna trafić za kratki.
I że jest niebezpieczna.
Brenna nie była tym aż tak zaskoczona – jeden z powodów, dla których tak mocno nalegała, by towarzyszyć Victorii w badaniach, to obawa, że ktoś zafascynowany stanem Lestrange mógłby posunąć się podczas tych oględzin… za daleko. Ale i tak do pewnego stopnia nią to wstrząsnęło, adrenalina natychmiast popłynęła wraz z krwią, pompowana przez nagle szybciej bijące serce. No nie. Istniały jakieś granice, a współpracowanie z zimnokrwistymi mordercami było dla Brenny jedną z nich. Nie wspominając już o tym, że skoro tak wiele osób mogło zainteresować się Victorią, to gdyby jakimś cudem ta ożywiła tę jaszczurkę (bogowie: oby to nie było możliwe, nikt nie powinien mieć mocy przywracania innych do życia, to dopiero byłaby anomalia), nie byłoby bezpieczne dokonywać tego na oczach tej kobiety. Jeśli Lestrange chciała kombinować z ożywianiem, mogła spróbować z jakąś martwą pszczołą, do licha, nie tutaj. Chociaż zdaniem Brenny i tego nie należało robić, bo… bo takie akcje mogły mieć konsekwencje. (Że Victoria mogłaby spróbować "wyleczyć się" i przy okazji ożywić Sauriela... to już Brenna nawet nie pomyślała. Nie teraz przynajmniej.)
– Victoria – mruknęła, podnosząc się, obserwując każdy gest tej kobiety i dłoń trzymając w pobliżu różdżki. Nie wykonywała gwałtownych ruchów, ale... skupiała się teraz na tym, czy przypadkiem Afrykanka nie wyceluje w którąś z nich. – Chyba dostałyśmy już odpowiedzi?
A nawet więcej.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
21.07.2024, 15:01  ✶  

Dziwne uczucie – być anomalią od trzech miesięcy i najwyraźniej… powodować dziwne anomalie na świecie. Nic dziwnego, że na Polanie Ognisk pojawiły się drzewa korzeniami do góry, skoro to tam skumulowana była ta cała energia Limbo i gdzie doszło do… czego właściwie? Rozerwania zasłony pomiędzy światem materialnym, a światem duchów? Co dokładnie robił ten dziwny, kręcący się wokół kamień? Victoria nie miała zielonego pojęcia, co się tam dokładnie działo, ale ten został przez nich zniszczony, więc…

– W każde sabaty? Czy tylko majowy i październikowy mają granicę tak… gładką pomiędzy nami a Limbo? – nie użyła słów „Beltane” i „Samhain”, bo też nie miała pojęcia, czy w Egipcie nazywają je tak samo. Wolała operować datami, bo przynajmniej wszyscy wiedzieli, o co chodzi. Victoria słyszała o tych dwóch sabatach, ale co z resztą? Skoro i ich daty nie były przypadkowe, czy miały coś wspólnego z granicą? Czy też wtedy była tak cienka, czy coś się zmieniało? Chyba warto było to wiedzieć…

Tak, nekromancja stała się nielegalna nie bez powodu, ale cała nie była zła. Każde narzędzie można było źle wykorzystać, nawet to najbardziej dobre. Nie tylko nekromancja powodowała, że ludzie zwracali się w stronę czarnej magii, przecież ten sam efekt można było uzyskać za pomocą kształtowania, translokacji, transmutacji pewnie też – Victoria nie zgłębiała tego zanadto, bo nie potrzebowała wymyślać makabrycznych sposobów na to, by pozbawić kogoś życia. A zakaz na nekromancję… Zakazany owoc kusił najbardziej, prawda? Ten zakaz na niektórych działał wręcz odwrotnie i tym bardziej prowadził do zatracenia się.

A jednak ostatnie czego się tutaj spodziewała to to, że kobieta tak po prostu przy nich rzuci to najgorsze zaklęcie na niczego winną jaszczurkę. Victoria wpatrywała się w jej martwe ciało zaskoczona, jakby miała zaraz jednak ruszyć się i wstać, ale nic takiego się nie wydarzyło. Nie była w pracy, a jednak i tak drgnęła w odruchu, serce chyba jej się na moment zatrzymało, by zaraz zacząć bić w szaleńczym tempie. Na co dzień to tym się przecież zajmowała: łapaniem takich, jak ona. Ale jej przecież nie będzie aresztować, przecież była tu w wiadomym celu. I to nie tak, że Victoria nie podejrzewała, że osoba, z którą miały się spotkać, może nie być całkowicie… Że jej dusza może nie być spaczona – bo brała to pod uwagę. Wiedziała też, że spaczona dusza wcale nie równa się szaleństwu, nie tak od razu i nie tak do końca.

Spróbować? Miała spróbować przekazać energię w martwe zwierzę w obcym kraju, przed czarownicą, która była w stanie rzucać to okropne zaklęcie? Fakt, Victoria była zdesperowana, ale… ale nie aż tak. Zresztą dopiero co rozważała to w swoich myślach, a nie była osobą, która tak prędko podejmuje tak ważne decyzje; potrzebowała je przemyśleć, dojrzeć do nich… I wolała to testować na własnych warunkach, w otoczeniu osób, którym ufa, a tu przynajmniej jedna osoba była… cóż. Ufała w to, co mówiła, ale nie była wcale pewna, że nie chciałaby wykorzystać jej do własnych celów. Albo czy gdyby udało się… o bogowie, wskrzesić jaszczurkę, to czy nie testowałaby jej dalej, męcząc biedne zwierzę, by wyciągnąć z niej tę energię? Nie.

– Chyba nie jestem na razie do tego gotowa – odpowiedziała bardzo dyplomatycznie, patrząc w oczy kobiety. Poruszyła się przy tym niespokojnie na krześle, na którym siedziała; Brenna za to już stała na równych nogach. Na moment tylko spojrzała na przyjaciółkę i kiwnęła do niej głową. – Tak, chyba tak…

Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#13
18.08.2024, 22:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.08.2024, 22:58 przez Eutierria.)  
Dostałyście już odpowiedzi, kobieta jednak najwyraźniej nie była szczególnie zadowolona z tego, że nie chciałyście w zamian z nią współracować. Przekręciła głowę wpatrując się w Brennę i prychnęła.

- No jasne, że dostałyście już odpowiedzi, a ja nie dostałam z tego nic - zauważyła z upiornym uśmiechem, mającym zapewne wyglądać na miły, ale wraz z irytacją szybko wypłynęła na wierzch zwyczajna, ludzka brzydota. - Oprócz opowieści rzecz jasna, ale cóż mi z opowieści, kiedy stoi przede mną chodząca żyła energetyczna, z której zapewne można czerpać i czerpać i czerpać... - Ten paskudny uśmiech poszerzył się. - Tylko Beltane i Samhain posiadają tak zachwianą granicę pomiędzy światami, to podstawowa informacja, jaką powinien posiadać każdy wierzący. - Zapewne założyła teraz, że Victoria wierząca nie była. - To dlatego Samhain jest świętem kojarzonym w wielu kulturach z wędrówką dusz. W zaświaty.

Kobieta pogładziła się po długim, ciemnym warkoczu przez moment niby niezainteresowana waszą obecnością. Przeszła obok zwłok zwierzątka, które uśmierciła zaklęciem niewybaczalnym i głośno wypuściła z płuc powietrze. Waszych nozdrzy sięgnął zapach, a właściwie to smród spalenizny. Dusza tejże czarodziejki, wiedźmy, czy jakkolwiek chciałybyście ją nazwać, musiała być bardzo, ale to bardzo zdegradowana. Była tym, kogo szukaliście - doskonałym nekromantą, ale jednocześnie kimś, kto poniósł najwyższą cenę tej wiedzy. Śmierć czegoś, co do tej pory hodowała w terrarium, nie wzruszyło jej ani trochę. Wydawała się pozbawiona jakichkolwiek emocji, ale nie mogła być ich pozbawiona, bo tylko z najczarniejszych ludzkich myśli dało się wykrzesać zielone iskry niosące śmierć.

- Trochę mnie nie obchodzi czy jesteś na to gotowa, czy nie. Przelej na tego trupa energię, którą czerpałaś z Limbo. Wezmę ją po dobroci albo wyszarpię, bo jeżeli stąd odejdziesz zwyczajnie umrę z ciekawości.

Strzeliła kościstymi palcami i na moment spojrzała w kierunku drzwi. Tylko po to, żeby pokręcić głową, patrząc Victorii prosto w oczy.

Przechodzicie tutaj.


there is mystery unfolding
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
20.08.2024, 10:29  ✶  
Wracamy do tematu po rozpisce pojedynku.
Istniały rzeczy, których po prostu nie robiłeś, a jedną z nich było ożywianie zwierząt na rozkaz walniętej nekromantki, która wyraźnie chciała wyssać cię do czysta. Pomijając już to, że zdaniem Brenny nikt nie powinien po prostu chodzić i ożywiać innych istot energią z Limbo – bo jakie to mogło mieć efekty, wpływ na świat, skoro powstawały anomalie, na ludzkie, żywe ciało, nie wspominając już o ryzyku stoczenia się jak ta kobieta? – to było raczej jasne, że ich specjalistka nie ma przyjaznych intencji.
Nic z tego nie miała? Złoto jej wypłacono. Energią płacić nie zamierzały.
Trzy różdżki uniosły się jak na komendę, i w tej chwili Brenna naprawdę błogosławiła fakt, że weszły tutaj we dwie. Może nie było to zbyt sprawiedliwe, ale ona po prawdzie nie bez powodu nie należała do Srebrnych Różdżek – pojedynki rzadko bywały uczciwe, a gdyby ta tutaj wygrała, nie skończyłoby się na ukłonach i poklepywaniu po plecach. A kiedy jeden z czarów rozbił się o tarczę Victorii, jasnym się stało, że kobieta była nie tylko utalentowanym teoretykiem, ale także nie jeden raz już walczyła za pomocą magii. Zasypana gradem czarów dwóch czarownic nie miała jednak szans odbić ich wszystkich i gdy wreszcie walnęły nią o ścianę po raz trzeci, osunęła się nieprzytomna.
Brenna zamarła, na dwa uderzenia serca. Tkwiła po prostu w bezruchu. Nasłuchiwała, czy ktoś nie przyjdzie na pomoc.
– Żałuję, że nigdy nie byłam dobra w zauroczeniu – powiedziała w końcu, wypuszczając powietrze z płuc. Zmodyfikowanie pamięci tej wiedźmie bardzo by pomogło. – Jak się czujesz? – spytała, spoglądając na Victorię, bo ona sama wprawdzie uniknęła oberwania, i czary zamiast w nią trafiły w meble, ale Lestrange… dostała czymś. Brenna nie wiedziała czym, ale pewnie nieprzyjemnym.
Podeszła do kobiety i zgarnęła jej różdżkę, a potem pobieżnie obszukała, czy ta nie ma przy sobie drugiej. Jakiekolwiek amulety, magiczne przedmioty – zamierzała je zabrać, bo może to była kradzież, ale Brenna chciała utrudnić jej ewentualny pościg.
I gdzieś w głowie tłukło się jej…
…że należało tę kobietę zabić.
Że ona na pewno zabijała.
Że wypuszczając ją tak po prostu, będzie miała krew jej ofiar na rękach, a nie może jej tu aresztować.
Nie była jednak na to gotowa. Jeszcze nie. Ale sam fakt, że takie myśli pojawiały się w jej głowie, że przez ułamek sekundy patrzyła na kark tej kobiety, rozmyślając o tym, jak łatwo byłoby sprawić, że go skręci, uświadamiał Brennie boleśnie, jak bardzo zmieniała ją wojna. Podobnie jak to, że żałowała, że ich czary nie zadziałały mocniej – że nie rozbiły jej głowy w walce. Ale jeszcze nie umiała zabić ot bezbronnego.
– Będą kolejni – szepnęła, podnosząc się i oglądając na Victorię. Mogłaby przepraszać, że ją tu zaciągnęła, ale ostatecznie dowiedziały się dużo – bardzo dużo, chociaż trzeba było brać przez sito to, co ta czarownica mówiła, i pamiętać, że nie znała odpowiedzi na pytanie, czy używanie tej energii może być niebezpieczne. Najważniejsza była jednak ta informacja: na Victorię, Mavelle, Patricka i Atreusa mogli polować nekromanci, złaknieni mocy, a przecież najpotężniejszym nekromantą, który nie wziął z Limbo tyle, ile chciał, bo mu przeszkodzono, był Voldemort. Do tej pory chodzili sobie nieświadomi, że mogą stać się obiektem polowania. Cholera, nawet Departament Tajemnic mógł zaciągnąć ich gdzieś w mroki korytarzy, by tam zniknęli bez śladu. – Zamknęłabym ją tutaj. Myślę, że zwiałabym jednak z hotelu w Kairze i wróciła do Alexandrii. I mam ochotę zabrać stąd to cholerne akwarium z tymi zwierzakami.
Jeśli zatrzasną drzwi i ogłuszą jej służącego, nie powinna wydostać się szybko.
I to nie tak, że Brenna nie wiedziała, że ta kobieta znajdzie sobie nowe ofiary. Właśnie dlatego w jej żołądku wiązał się teraz ciasny supeł, a to, że naprawdę nie chciała zabijać kogoś nieprzytomnego, walczyło z myślą o tych wszystkich, zwierzętach i ludziach, których ta suka kiedyś dopadnie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#15
21.08.2024, 21:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.08.2024, 21:06 przez Victoria Lestrange.)  

Nie dostała z tego nic? Nie wydawało jej się. Dostała z tego dokładnie tyle, na ile była umowa a nawet więcej, bo mogła sobie zbadać taką Zimną i posłuchać relacji z pierwszej ręki. Fakt, że kobieta była pomocna, ale żeby nie dostała nic? Nie.

– Będziesz musiała mnie zmusić – Victoria bardzo nie lubiła, kiedy jej się groziło, albo usiłowało do czegoś zmusić, tym bardziej, jeśli sama miała zupełnie inny pogląd na tę sprawę a z każdym słowem tej kobiety była coraz bardziej na nie. Z początku była możliwość, by ją przegadać, przekonać, że to dobry pomysł, ale teraz? Nie, kurwa, po jej trupie. Będzie musiała wyszarpać to siłą, albo spróbować się z nią na umysły, a Victoria nie planowała się poddać bez walki.

Ale nekromantka ewidentnie też nie, bo w jej kościstych palcach bardzo szybko pojawiła się różdżka i zaatakowała Victorię oraz Brennę (cóż z tego, że bez skutku…). Ale ani jedna, ani druga nie planowały czekać, aż tamta je położy i faktycznie strzeli jakimś zaklęciem. Victoria może i była wprawiona w rozpraszaniu magii, lecz prawda było, że najlepszą obroną był atak.


Egipcjanka leżała nieprzytomna przy ścianie, przygnieciona biurkiem, a Victoria dyszała, trzymając się dłonią na wysokości serca, bo jedno z zaklęć kobiety przebiło się przez jej obronę. Jedno jedyne tak prawdę powiedziawszy, bo w większości obie radziły sobie z nią bardzo dobrze. W środku zapanował dziwny spokój i cisza…

– Trochę… trochę mi słabo. Zabrała odrobinę mojej energii – była pewna, że to było zaklęcie nekromancji, nie była tak głupia, by tego nie wiedzieć. To nie z tym miała do czynienia na co dzień? No i coś tam się uczyła, całkowitą ignorantka nie była. – Co prawda nie używam wahadła i trochę wyszłam z wprawy, ale spróbuję jej trochę przeczyścić pamięć. Tymczasowo ale zawsze – ostatecznie Victoria przez cztery lata pracowała w Czarodziejskim Pogotowiu i trochę pamięci mugolom przeczyściła, jednak ich mózgi były trochę inne niż magów. Odczekała, aż Brenna przeszuka wiedźmę, korzystając w tym czasie z tego, by nabrać trochę oddechu i przejechała sobie kilka razy dłonią góra-dół pomiędzy piersiami, jakby to, co zrobiła Egipcjanka, zabolało ją fizycznie, a rozmasowanie tego miało jakoś pomóc. Dopiero wtedy, gdy Brenna się od niej odsunęła, Victoria wycelowała w głowę nekromantki, chcąc spróbować wymazać jej pamięć.


Zauroczenie ◉◉○○○ (słaby sukces od 41)
Rzut 1d100-10 - 38 -10 = 28

Rzut 1d100-10 - 52 -10 = 42


A potem machnęła różdżką, by trochę uprzątnąć tu ten bałagan i by zaraz nie rzuciło się komuś w oczy, ze stoczono tutaj walkę.

Przez myśli Victorii też przemykało właśnie, że dla własnego bezpieczeństwa powinna powziąć bardziej bezpośrednie środki niż jedynie ogłuszenie tej kobiety. Że była niebezpieczna, bo potrafiła użyć najgorszego z niewybaczalnych zaklęć i potrafiła sobie wyobrazić bardzo dużo scenariuszy, bardzo negatywnych, jeśli puszczą ją wolno. Ta wiedźma tak łatwo nie odpuści, wyglądała na taką, która nie lubiła przegrywać, a z jej kościstych dłoni właśnie wywinął się ktoś tak smakowity… Prędzej czy później sobie przypomni, a co jeśli zechce udać się do Anglii na poszukiwania? Victoria nawet uniosła dłoń, jakby chciała rzucić na nią jakieś zaklęcie i wpatrywała się w jej ciało przez moment, nim opuściła rękę z westchnieniem.

– Będą. Ona też się w końcu obudzi – zerknęła na Brennę zmęczona bardziej niż powinna przez to nieszczęsne zaklęcie, które w nią trafiło. – Tak… Nie możemy tu zostać – mruknęła i wydawało się to być oczywiste po tym, co się tu wydarzyło. Muszą się stąd zawinąć jak najszybciej to było możliwe i liczyć, że nikt nie zwietrzy za nimi tropu. – Dasz radę je transmutować? – zmniejszyć, zmienić w coś innego czy cokolwiek… Bo Victoria nie miała nic przeciwko zabrania stąd tych dziwnych, drobnych jaszczurek.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
21.08.2024, 23:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.08.2024, 23:11 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna zerknęła na Victorię, czujnie, jakby chcąc się upewnić, że ta faktycznie jej tu zaraz nie zemdleje. Nekromantka zapewne więc użyła na niej tego samego czaru, którego Lestrange miała użyć na zwierzaku, który wciąż spoczywał martwy na podłodze.
Brennie robiło się niedobrze na samą myśl o tym, że Victoria miałaby go ożywić.
Istniały moce, których śmiertelni nie powinni dostawać w swoje ręce, a to była jedna z nich: ożywianie czegoś, co umarło. I Brenna bała się też konsekwencji – bała się anomalii, jakie mogły się rozprzestrzenić, bała się tego, że coś stanie się w Limbo, bała się, że ciało żywego z czasem źle zacznie reagować, i przede wszystkim bała się, że kiedyś Victoria stanie się taka jak afrykańska czarownica. Ale doskonale wiedziała, że nie ma sensu nawet próbować nakłaniać jej do oddania tej mocy w Samhain i przeczuwała, że Lestrange nie zechce tego zrobić. Zawsze była nie tylko uparta, ale też ambitna i nie wahała się sięgać po takie przewagi.
Brenna w milczeniu więc zajęła się zabieraniem rzeczy, i walką z własnymi, mrocznymi myślami.
Choć prawda była i taka, że gdyby Brenna wiedziała o wampirach to, co ona, pewnie akurat chęć przekazania tej energii zamiast do Limbo, to by zasilić kamień i przywrócić do życia Sauriela… zrozumiałaby. Bo nie byłaby wcale pewna, czy kochając kogoś dostatecznie, nie zrobiłaby tego samego.
– Jasne, transmutuję je – mruknęła, choć na wszelki wypadek ściągnęła też kolorowy obrus z przywróconego stoliczka, by nakryć nim akwarium, gdyby zaklęcie straciło moc w nieodpowiednim momencie. – Spytam potem Laurenta, co to za stwory, na razie zamknę górę, jakby były jadowite albo coś takiego… Tori? Proszę... wyświadcz mi przysługę i jeżeli postanowisz jednak ożywiać jaszczurki, pogadaj najpierw z Cynthią o bezpieczeństwie i higienie pracy z energią przypadkiem zabraną duchom. Chyba... chyba lepiej, żebyś nie robiła tego bez kogoś, kto trochę o takich sprawach wie.
Tak żeby nie wywołać przypadkiem wyrwy między światem żywych i umarłych albo się nie zabić. Brenna nie miała może pojęcia, jak daleko tutaj sięgały zainteresowania Flintówny, ale mogła się domyślać, że wiedziała o pewnych rodzajach magii dużo więcej niż ona i Victoria razem wzięte. Bren naprawdę nie chciała, żeby aurorka przypadkiem się zabiła, przekazując niechcący więcej energii niż by należało.
Transmutowała akwarium i jaszczurki tak, by trochę mniej rzucały się w oczy, a potem ujęła je, gotowa wyjść stąd, zabarykadować drzwi, pogadać z człowiekiem Shafiqa… a później pędzić do hotelu, aby zabrać rzeczy i jak najszybciej opuścić to miasto.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#17
21.08.2024, 23:58  ✶  

Było jej słabo, ale trzymała się na nogach i nie czuła, że zaraz miałaby zemdleć. Będzie potrzebowała trochę czasu, żeby dojść do siebie, zjeść coś, przespać się i powinno być już dobrze, teraz po prostu czuła, że gdyby miała biec maraton, albo znowu pływać pod wodami Windermere, to dostałaby zadyszki po 30 metrach.

Victoria nie wiedziała jeszcze co zrobi z tą mocą. Z początku myślała właśnie, żeby się jej pozbyć, ale kiedy przemyśli to dzisiejsze spotkanie na spokojnie, kiedy jej mózg w końcu ruszy z kopyta i dostrzeże wszystkie opcje – wtedy mogłaby zmienić zdanie. To nie było jednak teraz ani dzisiaj, bo na razie czuła się po prostu zmieszana. Zmieszana i zmęczona, obrzydzona myślą, że u jej stóp leżała ta biedna jaszczurka, która wcale nie musiała ginąć… Było jej szkoda. I pomyślała sobie też, że sama mogłaby tak skończyć zapewne, gdyby ta nekromantka dostała co chciała i nie byłaby jej już potrzebna…

Nie powiedziała nic, oglądała tylko jak Brenna ściąga obrusik i narzuca go na akwarium, a potem wszystkie wywalone meble podniosły się, gdy Victoria je do tego zmusiła i za chwilę wszystko wyglądało prawie tak, jak wtedy, gdy tu weszły – za wyjątkiem obrusu rzecz jasna. No i martwej jaszczurki na podłodze.

– Hmm? – mruknęła, kiedy Brenna się do niej zwróciła i nawet uniosła lekko do góry brwi. – Oczywiście – sama… Heh, jeśli tylko Cynthia będzie dostępna – ale wiedziała już, że wymiana jej energii jest możliwa, bo Cyna tego próbowała na początku maja. Mały ułamek, nic wtedy nie poczuła… Po prostu dała Cynthii słowo, że nikomu nie piśnie o tym, ile Flintówna tak naprawdę potrafi. Był jeszcze Laurent, on też co nieco o nekromancji wiedział. Co prawda nie uczył się od wiedźm z Nowego Orleanu czy skądś tam, ale miała wrażenie, że bardziej to czuł niż Victoria, a przynajmniej tak wynikało z ich rozmów o temacie nekromancji. – Nie martw się na zapas, nie wiem nawet co o tym myśleć – a tym bardziej jaką decyzję podjąć i co w ogóle zrobić. Miała wrażenie, że teraz jej mózg działa trochę ociężale… Za to czuła pewną ulgę, bo jej zaklęcie zadziałało. Nie wiedziała co prawda jak skutecznie – ale przynajmniej nie było niewypałem.

Czekając, aż Brenna dokładnie zajmie się akwarium, wydobyła ze swojej torby jedno opakowanie czekoladowych żab, bo od jakiegoś czasu naprawdę nosiła ze sobą zapasy „na wszelki wypadek”. Tak jak wciśniętą w torbę zapasową parę ubrań (to po tym nieszczęsnym smoku). Zaraz odgryzła żabie łeb, żeby nie próbowała fikać i niemalże od razu zrobiło jej się trochę lepiej. A chwilę później w pośpiechu opuściły ten budynek, rzucając jeszcze zaklęcia na wejście i na służącego, jeśli się gdzieś po drodze napatoczył.

– Mam Laverne de Montmorency – stwierdziła, gdy były już poza budynkiem i znalazły człowieka od Anthonego. Victoria starała się zachowywać najbardziej normalnie, jak się dało.

I najnormalniej jak się dało przekazała, że źle się czuje i muszą się pilnie udać do hotelu, gdzie była gotowa zrobić scenkę rodzajową w stylu rozpieszczonej, wysoko urodzonej paniusi, której przeszkadzają w pokoju wyimaginowane karaluchy. Wszystko po to, żeby mieć podkładkę i zawinąć się do Aleksandrii w trybie już.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (1095), Brenna Longbottom (2985), Victoria Lestrange (3808)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa