zawsze samotnym i spostrzegawczym.
—15/08/1972—
Norwegia, Ålesund
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
![[Obrazek: AQHTfHT.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=AQHTfHT.png)
nie zdołałem ocalić
ani jednego życia
nie umiałem zatrzymać
ani jednej kuli
więc krążę po cmentarzach
których nie ma
szukam słów
których nie ma
biegnę
na pomoc nie wołaną
na spóźniony ratunek
chcę zdążyć
choćby poniewczasie
![[Obrazek: AQHTfHT.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=AQHTfHT.png)
nie zdołałem ocalić
ani jednego życia
nie umiałem zatrzymać
ani jednej kuli
więc krążę po cmentarzach
których nie ma
szukam słów
których nie ma
biegnę
na pomoc nie wołaną
na spóźniony ratunek
chcę zdążyć
choćby poniewczasie
Słowa pełne żarliwości.
Pieczenie zapłakanych oczu po nieprzespanej nocy.
Anthony był słaby. Kto tylko poznał go lepiej, kto zajrzał do serca ukrytego za chłodną stalą kalkulacji, dostrzegła miękkość wody, łagodność usposobienia i ogromne serce, które kochało mocniej, niż można by przypuszczać po zewnętrznej powłoce. Kto znał Anthony'ego lepiej, chciał go chronić, milczeniem odsuwać niewygody losu, mamić go dopóty, dopóki sprawa nie była tak drażniąca, że wymagała ingerencji osoby trzeciej. Osoby, która mogła bardzo wiele.
Serce Anthony'ego krwawiło, rzeczywistość realnie przytłoczyła go wraz z wyznaniami spływającymi z ust najdłużej znanego mu przyjaciela, jego umiłowanej duszy, anam cara. Nielegalna bojówka w którą wmieszał się dla zemsty, kontakt z boginią determinujący nadchodzący los jego i całej jego rodziny... Barki dyplomaty, który tak skrzętnie ignorował i deprecjonował problem, przez lata żartując z zamaskowanych przebierańców, były dociążone jak nigdy. Odpowiedzialnością. Strachem. Potrzebą działania.
Serce krwawiło, lecz ciało z żelazną determinacją podźwignęło się. Usta ani na moment nie zaproponowały odwrotu. Longbottom był wojownikiem, czy tego chciał czy nie, swój popis dał u Abbottów, jego pochmurna twarz nosiła znamiona siły, która dopiero miała znaleźć swoje ucieleśnienie.
Kochali badania. Kochali książki i wiedzę w nich ukrytą. Opowieści, które nie odciskały na ciele piętna, raniąc ledwie duszę. Kochali czas tłustego pokoju. Beztroskę.
Teraz jednak, przemierzając Europę kilkoma pospiesznie zorganizowanymi świstoklikami dotarli do miasta na siedmiu wyspach, otoczonego siedmioma wzgórzami. Płomień strawił pierwotną jego architekturę, lecz magowie zwyczajnie zeszli do podziemi, ukrywając wiedzę przed spopielonymi przed wiekami mugolami. Skandynawowie, mieli inne podejście do magii tak zwanej czarnej. Jeśli gdziekolwiek para gentelmanów miała znaleźć wykraczające poza angielską rutyną myślenie, to najbliżej było tu - w surowej Norwegii, gdzie w obliczu żywiołu wszystkie chwyty były dozwolone.
– Pracuje tu bratanek drakonologa, z którym współpracuje od dwudziestu lat. Powinien...– odchrząknął, poprawiając połę szaty - radykalne przekonania miejscowej ludności co do podziałów ról absolutnie odwodziły od pomysłu flirtu z mugolską modą. Był chłodny, nieprzejednany i zdeterminowany. Maska powagi ukrywała strach, ale mięśnie rwały się do działania. – ..być przydatny. Zna angielski, więc nie będziesz mnie potrzebował gdy zniknę między regałami szukać woluminów ichniejszej wersji protego. A jeśli tak to wiesz co robić. – Palcami zakręcił młynka w powietrzu, sugerując "motylą" formą komunikacji. Czasu było niewiele, każda minuta przesypywała się... czy może topniała, jak lodowce na północy. Każda minuta, była tak koszmarnie cenna.