• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[20.08.1972] Follow the white rat, Alice | Moira & Baldwin

[20.08.1972] Follow the white rat, Alice | Moira & Baldwin
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#1
21.09.2024, 09:53  ✶  
Podziemne Ścieżki cuchnęły nie bardziej niż zwykle. Ale cuchnęły… znajomo. Jak dawno opuszczony dom rodzinny, gdzie nachlany ojciec zarzygał przed laty dywan i nikt nie kwapił się tego posprzątać; gdzie garnki zarastały pleśnią w zlewie, a pies przypięty na łańcuchu skowytał nad pustą miską.
Było coś pięknego w zasnutych ciemnością korytarzach, dziesiątkach schodów i zakrętów. Nagląca rządza by się w nich zgubić, oddać zapomnieniu i snuć dniami po zwodniczych drogach. Ześlizgnąć się na dno katakumb i utkać sobie miły grób na wieczne spoczywanie. Podniósł spojrzenie na błyszczącą od światła świec Herbaciarnię. Stał wystarczająco daleko, żeby się niepotrzebnie nie naprzykrzać szanownej pani właścicielce i nie napatoczyć się na naćpane grupki wychodzące (wynoszone) z przybytku.
Odtwarzał w pamięci list, który dostał od Moiry.
Ktoś musi ci naprawdę pokazać, jak przechodzić do sedna. Szalona, mała Changówna!
Jeszcze nie oszalał, żeby o Wielkich Tajemnicach otwarcie pisać w listach. Przecież wszyscy wiedzieli, że ministerstwo magii czyta korespondencję swoich obywateli. Co, nie słyszała opowieści o pokoju przez który przelatywała każda jedna wysłana sowa, żeby tam przeszkolona kadra ministerskich świń mogła się dorwać do tego co piszą i wysyłają? Szpiegowska siatka skrzatów domowych (ha tfu) śledziła każdy ich krok.

Z różdżką leniwie wetkniętą za ucho, dopalając spokojnie papierosa, Baldwin Malfoy czekał. Minęła niecała godzina, więc czekał. I nie było w tym żadnej większej filozofii. Ani cierpliwość, ani punktualność nie należały do jego mocnych stron to trzeba przyznać.
Dlatego stał oparty o jedną z kamiennych ścian obserwując toczące się tu wieczorne życie. Ktoś leżał w kącie, ale nie zamierzał sprawdzać czy jeszcze dycha. Ktoś gdzieś w oddali krzyczał. Dostrzegł błysk zielonego światła kątem oka – zaklęcie czy poblask okolicznych kwiatów i grzybów porastających ściany? Stare dobre Bezdroża.

Rozalinda wychylała leniwie łeb z dużej kieszeni w ciemnoszarym płaszczu Baldwina, a różowa spinka-kokarda, którą miała dziś zapiętą na jednym z naddartych uszu, zdawała się być jedynym akcentem kolorystycznym okolicy. Uniosła niewidzące szczurze oczyska i przez moment Baldwin miał wrażenie, że spogląda na niego z oburzeniem.
- Nie wypuszczę cię tu Linda, cholera wie, co te chińskie szczury za paskudztwa przenoszą. – Mruknął. Przesunął czule palcami po bródce podopiecznej, drapiąc ją pieszczotliwie brudnymi od farby paznokciami. Nie uśmiało mu się, żeby ulubiony pupilek nagle zaczął piszczeć w dziwacznym azjatyckim dialekcie. Albo spłodził jakieś żółtawe szczurzątka.
Widmo
harpy hare, where have you buried all your children?
Podobnie jak siostry i matkę, cechują ją ciemne oczy, ciemne włosy oraz azjatycka uroda. Mierzy 168 centymetrów (które często zawyża, nosząc buty na wysokim obcasie) i jest dość szczupła; jeżeli ktoś ma szczęście zobaczyć ją bez ubrania, to bez trudu dostrzeże rysujące się gdzieniegdzie mięśnie. Skośne oczy spoglądają zwykle na innych ciekawskim spojrzeniem; zmienia się to jednak w chłód, gdy dostrzeże mężczyznę. Ubiera się tak, jak w danym dniu się jej uwidzi; nieodłączną częścią jej garderoby są jednak dwie skrajności; ubiory z kwiecistymi wzorami, te eleganckie lub stroje poplamione farbą. Właśnie to ona często przyozdabia też twarz oraz dłonie kobiety.

Moira Chang
#2
21.09.2024, 18:12  ✶  
Jej dłonie wyglądały, jakby były pokryte siniakami; w nocy wykwitły na nich fioletowo-niebiesko-zielone plamy, niemalże wdzięcznie zdobiąc skórę kobiety. Podobny widok można było zastać, przyglądając się policzkowi Moiry - jednak wprawne oko po chwili zauważyłoby, że trudno tu mówić o jakichkolwiek obrażeniach.

Po prostu spędziła noc na malowaniu.

Niedbałym ruchem poprawiła naprędce spleciony warkocz, pozwalając mu opaść na tył czarnego płaszcza; dziś wspaniałomyślnie ubrała coś bardziej kwiecistego (i czystszego), niż zwykle, chociaż kłamstwem byłoby twierdzenie, że i temu ubiorowi udało się uciec niszczycielskiemu wpływowi nowych farb, które ostatnio sobie załatwiła. Może i były ciut za silne, może i plamy trudno schodziły, ale wszelki ten trud wynagradzał efekt, które pozostawiały na płótnie.

Stając wreszcie w progu, obejrzała się przez ramię; dym kadzideł, które wcześniej rozpaliła, leniwie unosił się w pomieszczeniu, spowijając już i tak rozanielonych gości przyjemnym odrętwieniem. Czasami zastanawiała się, jak to jest, unosić się tak w chmurach. Nieskończenie wiele razy już uchwycała to na swoich obrazach; niczym zamknięte za szkłem, to odczucie nie było przeznaczone dla niej. Jej wzrok przesunął się po porcelanowym dzbanku, który właśnie został przez kogoś podniesiony; ledwo chwilę obserwowała błysk płynu lanego do szklanki. W końcu nie wychodziła z Herbaciarni, by podziwiać to, co działo się w środku.

Lekkim krokiem znalazła się na zewnątrz, posyłając wokół siebie stukot słupkowych obcasów i wsunęła dłonie w kieszenie. Miejscówka? Baldwin i jego pomysły. Nigdy nie brała ich na poważnie, bo przecież wychodziły od niego - nie miała jednak dzisiaj nic lepszego do roboty, a skoro była mowa o sztuce i o tym, o czym rozmawiali ostatnim razem...

Ktoś leżał na ziemi; skąd indziej dobiegał krzyk, opleciony codziennym gwarem tych bardziej szemranych ulic. Światła świec przyjemnie migotały dookoła; część z nich była tymi, które Moira sama zrobiła. Niektóre były tymi mniej udanymi, które wyrzuciła ze swojego pokoju. Na Ścieżkach nic tak naprawdę się nie marnowało.

Bez trudu dostrzegła blond włosy, które zdawały się niczym latarnia w dali. Rezydenci zazwyczaj omijali właścicieli tych pukli szerokim łukiem; nikt nie chciał zadzierać z Malfoyami. Powinna się cieszyć, że ten jeden chciał zadzierać właśnie z nią?

Czy rzucić go na pożarcie Matce za to, że ośmielił się tu pokazać?

Mimo wszystko skierowała się w jego stronę dość leniwie, nie czując potrzeby spieszenia się dla kogoś takiego, jak on; chociaż dzielili zainteresowania, to jednak...

Chińskie szczury?

Uniosła wysoko brew, będąc już na tyle blisko, by móc usłyszeć część jego wypowiedzi. Bez większego zastanowienia wymierzyła mu, wciąż dość lekkie, kopnięcie w łydkę, a w jej oczach błysnęło poirytowanie.

— Uważaj, te chińskie szczury bardzo lubią pożerać blondasków — mruknęła, posyłając nieprzyjazne spojrzenie szczurowi, który wychylał głowę z kieszeni Baldwina. Gdyby była w swojej kociej formie, na pewno zapolowałaby na niego.

— Więc? Gdzie ta twoja wspaniała miejscówka? Czy faktycznie masz zamiar tu stać, aż coś cię nie pożre?
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#3
25.09.2024, 20:43  ✶  
Było coś z artyzmu w każdym kroku Moiry Chang. Sakralnej sztuki, choć tylko głupiec pokusiłby się o wskazanie kultu.
Była jak kwiat z japońskiej wiśni, którego płatki umoczono w czarnym atramencie. Delikatność zrodzona w najmroczniejszych odmętach tego cholernego miejsca. Jego wzrok powędrował do dłoni Chang. Fioletowo-zielono-niebieska tęcza siniaków. Nie. Nie siniaków. Farby. Była zachwycająca – ubrudzona kolorami bólu i cierpienia. Myśli Malfoy’a natychmiast powędrowały ku obrazom. Jak mocno należałoby zawiązać supły sznur na nadgarstkach by wydobyć tak niezwykłe odcienie fioletu; głębokiej zieleni; krwiaków tak ciemnych, że ciężko ich odróżnić od czerni w jakiej skąpane były Podziemia. Przesunął zasnute mgłą spojrzenie na twarz dziewczyny. Kolory tkane farbą życia – jej cieniutkich żył, tego pastelowego różu rozlewającego się na jej porcelanowych policzkach. Gdzie on ostatnio widział tak doskonałą mieszaninę półtonów? Odcieni? Heban jej ocz…
Yaya ye coco jambo yaya…
Co do kurwy?!
Degustację kolorów przerwał piskliwy głosik, który w jednej chwili rozbrzmiał mu we łbie z pełną mocą. Podświadomość postanowiła Baldwina wychujać w najgorszym możliwym momencie. Już pamiętał, gdzie ostatnio widział ten zjebany róż. Wspomnienie może trzy-, czterocalowej, chujkoświeczki, która tańcowała wyśpiewując wniebogłosy tą okropną piosenkę, kiwając się przy tym do rytmu i trzęsąc swoimi… Zamarł.
Normalnie w tym momencie Baldwin po prostu zamarł, wpatrując się w martwy punkt.

- OUCH.- Warknął, gdy z krainy piekielnych wyobrażeń wyrwał go promieniujący ból w łydce. Co znowu tej wariatce odbiło?! Zamrugał parokrotnie, skupiając się na twarzy Moiry, całym sobą próbując zrozumieć co do niego mówi. Put me up… Put me down… Nie. Coś innego. Coś o szczurach?
Ach. Rozalinda schowała się głębiej w kieszeni Baldwina, a on sam zmarszczył lekko brwi.
- Och…. Kinky.- Odparł tylko, wyraźnie rozbawiony groźbą. Otrząsnął się. Chyba. Ciężko powiedzieć, bo trochę obawiał się teraz nawet na sekundę zamknąć oczy w obawie przez wspomnieniem tego różowego cholerstwa. Zamiast tego ostentacyjnie obejrzał poszukując owych słynnych „chińskich szczurów” na koniec na moment dłużej zawiesił wzrok znów na jej drobnej postaci. Wyraźnie przy ignorował nieprzyjemne spojrzenie, które dziewczyna rzucała jego podopiecznej. Jeden nieprzemyślany ruch w stronę szczura i krucha relacja, którą nawiązali była gotowa trzasnąć jak szklana bańka. Nawet jeśli na nowo się uśmiechał tylko tak jak uśmiechać potrafił się ktoś co ma niewiele do stracenia. Niepoprawny, niebezpieczny optymista.
- Miejscówka?- Powtórzy pytanie. Nadal przez moment trudno było mu połączyć ze sobą wszystkie fakty. Po co żyjemy? Dokąd zmierzamy? Czy gdzieś na końcu tęczy jest gar pełen złota wokół którego Leprokonusy tańczą w kółeczku śpiewając coco jam… Kurwa. Zamrugał ponownie. - Ach miejscówka! Będziesz zachwycona!- Pokiwał lekko głową, podwijając rękaw szaty. W słabym świetle podziemnej ulicy Moira mogła zauważyć krzywą mapę wyrysowaną na bladym przedramieniu chłopaka. Ktokolwiek ją malował, z pewnością musiał być po kilku głębszych. Żadna z linii nie była prosta, choć dało się zauważyć konkretne zakręty i wskazówki w formie piktogramów. Taka palarnia na przykład była oznaczona filiżanką. Droga rzeczywiście nie wydawała się ani specjalnie długa, ani skomplikowana. Całkiem niedaleko.
Zastanowił się jeszcze nad czymś przez moment. Jakby coś trzymało go w miejscu.
- Czy… Czy Twoja Matka nie ma nic przeciwko?- Zapytał nagle.
Może i Baldwin był szaleńcem. Może i był gotów splunąć diabłom w twarz, a Bogom rzucić wyzwanie i pewnie wygrać. Ale pani Chang to on się kurwa bał. Pojebana baba – nie było nic straszniejszego na świecie. A już na pewno nie chciał umierać, kiedy pieprzone coco jambo napierdalało mu w mózgu.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Baldwin Malfoy (930), Moira Chang (463)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa