• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[06.06 Mona & Anthony] Pójdź, smoku mój dobry

[06.06 Mona & Anthony] Pójdź, smoku mój dobry
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
26.09.2024, 18:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:41 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—06/06/1972—
Anglia, Londyn
Mona Rowle & Anthony Shafiq
[Obrazek: 1ZAj5pk.png]

Pójdź, smoku mój dobry, lasu pełny,
o oczach gasnących każdym obojem wiatru,
o oczach pełnych smutków szybkostrzelnych.
Nocą chodzi żal dookoła jak patrol.
O - statki odchodzą w dół rzek.
Na zakręgu dróg wybucha drogowskaz,
który obiąkai nas setny, tysiączny, dwudziesty.
Pola zgniłe odrywa wiatr od ziemi -
- pełne troski.
Każdy z nas:
chodzimy przez wydmy zaklute ostem i rdestem
do gór szklanych - warowni nieba.
Pójdź, smoku mój dobry,
o oczach wszystkich psów zgubionych,
o żalu umierających skowronków,
o łzach ostatniego z ogrójców.
Pomyśl:
to dzień każdy jak ostatni
z pąków trumien wyłonił.
Stań się mały jak kot,
sypką ciszą oczy mi omyj,
obroń.
To noc uderza naokrąg w samotność.
Chodź, smoku mój dobry,
w lesie pozbieramy codzienność opuszczeń.



Poranek zapowiadał się dobrze. Dziś zamierzał rozmówić się ze swoim stażystą, musiał też dotrzeć do biura, żeby pokazać swojemu ulubionemu zastępcy, że żyje i ma się dobrze. Będzie musiał znieść pełne powątpiewania i troski spojrzenie i uśmiechnąć się szeroko. Będzie musiał nie zezować na wspólnych korytarzach, trzymać fason i udawać, udawać i jeszcze raz udawać.

To nie mogło być trudne.

Wierzył w siebie.

Nie byłby sobą jeśli jednak nie zajrzałby wpierw do swojego ulubionego Departamentu. To znaczy - drugiego ulubionego, po własnym. Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami miał dwa, to znaczy jedno bardzo interesujące biuro: Badań i Hodowli Smoków. Że przez ścianę znajdował się Rejestr Wilkołaków, nie było aż tak istotne, bo przecież te sześć lat temu spędził długie godziny w innym dziale, tym odpowiedzialnym za resocjalizację osób obciążonych klątwą. To było dawno temu, to nie miało teraz już znaczenia, to nie miało z pewnością również podtekstu, te odwiedziny, w których mógłby liczyć na to, by inny wilkołak z innego Departamentu zajrzał tu... w jakimkolwiek celu. Nie, jego myśli były absolutnie uporządkowane, jego cel prosty.

Chciał odwiedzić Monę i wyciągnąć ją na kawę.

Czemu lubił tę kaleką dziewczynkę? Cóż, darzył ją sympatią jeszcze w czasach gdy pałętała się mu pod nogami podczas odwiedzin w angielskich smoczych rezerwatach. Jej miłość do tych stworzeń prawie dorównywała jego miłości, nie miała środków by poszczycić się taką kolekcją jak jego, by zwiedzić pół świata i odwiedzać inne hodowle innych gatunków. Zabrał ją już dwa, trzy razy na Islandię i do Tanzanii, to o niej myślał za każdym razem, gdy zbierał dokumenty i fanty, starając się by ów zbiór był podwójny, by przywieźć jej coś z wojaży, by zobaczyć ten blask w niewinnych, rozkochanych tymi majestatycznymi bestiami oczach.

– Czy moja ulubiona specjalistka do spraw smoczych wszelakich na ochotę na kawę i rozmowę o opalookich? – Mimo wzajemnej sympatii, nie był tak blisko spowinowacony z Rowlem, aby móc nazywać się jej wujem, wciąż pozostawało w nim wiele sympatii przez współdzieloną miłość. Zaraz jednak gdy zajrzał do niej, zmarszczył brwi.
– Ostatnio gdy zaglądałem do Twojego biura młoda damo, miałaś większy porządek... – zauważył, reflektując się, że zagaduje do niej tak, jakby widzieli się tydzień temu, gdy tymczasem ostatnio rozmawiali... pół roku? Chyba był już 72. Choć może to było przed Yule, gdy wymieniali się prezentami?
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#2
27.09.2024, 23:48  ✶  
To był wyjątkowy chujowy dzień. Często ból prawego ramienia jej doskwierał, a czasami jej ciało pulsowało na tyle mocno i intensywnie, że nie potrafiła go ignorować i musiała sięgnąć po coś mocniejszego. Dawał o sobie znać zwykle wtedy, kiedy była zajęta; wtedy Mona wzdychała z rozdrażnieniem i miała ochotę cisnąć wszystko, co trzymała, gdzieś daleko, ale proteza jej na to nie pozwalała. Zawsze było to irytującym przypomnieniem o własnych ograniczeniach. Znowu to samo, pomyślała. Proteza była chłodna, metal zimny i obcy. Zawsze taki pozostanie. Pomimo tego, że zdążyła się już przyzwyczaić do tej dodatkowej, nienaturalnej części ciała, wciąż czuła się z nią nieswojo. Mona chowała tę rękę zwykle pod specjalnie wykonaną rękawiczką, która miała ukryć jej niedoskonałość, ale prawda była taka, że materiał nie zawsze starczał, by uciszyć ciekawość innych. Zawsze zbyt często pytali.

A w tym momencie czekała na nią praca, której nikt inny nie zamierzał wykonać. A ktoś musiał. Jak zawsze.

Jak ona w ogóle wylądowała w tym przeklętym mieście? Od czasu, kiedy wyprowadziła się z Walii, zdążyła już zapomnieć, jak pachnie świeże powietrze. Londyn cuchnął spalinami, hałasował o każdej porze dnia i nocy, a smród wąskich uliczek, gdzie napotkała więcej razy coś, co niegdyś mogło być jedzeniem, sprawiał, że jeszcze bardziej tęskniła za domem.

O, tym razem drugi stos nie tylko nie miał sensu, ale i był kompletnie pomieszany. Dlaczego te protokoły były tu w takim stanie? Zmarszczyła brwi, patrząc na leżące przed nią dokumenty, które zdecydowanie nie należały do jej wydziału.

Nagle usłyszała znajomy głos i Mona podniosła wzrok znad akt sprawy, przerywając na chwilę zmagania z rozrzuconymi na biurku papierami. Widok jego sylwetki w drzwiach biura sprawił, że kąciki jej ust drgnęły uśmiechu. Anthony zawsze miał ten sam wyraz twarzy – mieszankę rozbawienia i pewnej nonszalancji. Kiedy właściwie ostatnim razem go widziała?

Wujek Anthon. Tak go nazywała, chociaż nie byli ze sobą spokrewnieni. W pracy starała się unikać tego określenia; ministerstwo było gniazdem plotek, a ona nie chciała, żeby ktoś sobie coś wyobraził. Kiedy była jeszcze dziewczynką, pałętającą się po rezerwatach, on już wtedy traktował ją poważnie. Był jak nieformalny opiekun, nie musiał nią się zajmować, a jednak robił to z chęcią. Nigdy nie próbował jej traktować protekcjonalnie, choć wiedziała, że mógłby: w końcu znał świat lepiej, był starszy i miał więcej doświadczenia. Mona nigdy nie zapomniała, jak po każdej swojej podróży przywoził jej drobiazgi – księgi, smocze łuski, a czasem nawet coś tak absurdalnego, jak popiół z legowiska opalookiego. Teraz, kiedy stał w jej biurze, z tą dobrze znaną, nieco ironiczną nutą w głosie, nie mogła się nie uśmiechnąć.

— Kawę? – powtórzyła, podnosząc z podłogi kolejny dokument i przeglądając go pobieżnie. — Dziś chyba pierwszy raz odmówię — w jej głosie pobrzmiewała szczera skrucha.

Czekała ją długa noc segregowania raportów i poprawiania cudzych błędów. W normalnych okolicznościach może by i skorzystała z zaproszenia. Uwielbiała te ich wspólne rozmowy o smokach, o podróżach, które on odbywał, a ona o nich tylko marzyła. Otóż Anthony Shafiq nie mylił się. Zwykle na jej biurku panował względny porządek, ale tego dnia... wszystko wyglądało jak po burzy, a każda próba zapanowania nad chaosem wydawała się skazana na porażkę. Spojrzała na niego, próbując ukryć znużenie. Nie była zła na niego, nigdy nie była, ale moment zdecydowanie nie był najlepszy. Ramię bolało, biurko tonęło pod papierami, a ona miała wrażenie, że zginie pod lawiną dokumentów, jeśli zaraz nie zacznie ich sortować. Zrzuciła jeden ze zwojów pergaminu, który z cichym plaskiem uderzył o podłogę. W duchu przeklęła sama siebie za to, że rzeczywiście biuro wyglądało, jakby ktoś je odwiedzał tylko od święta. Wiedziała, że on nigdy nie był człowiekiem, który przykładał wagę do takich rzeczy, ale i tak zawsze chciała zrobić na nim wrażenie. 

— Och, wiem – powiedziała, wskazując (zdrową) ręką na swoje biurko. – Ale spójrz na to wszystko. Ktoś musiał pomylić dokumenty. Mam raporty z utylizacji, coś z Biura Kontroli Ghouli i nie wiadomo co jeszcze. Wszystko leży nie tam, gdzie powinno — cmoknęła z irytacją. – Chyba ktoś mnie nienawidzi, skoro podrzuca mi takie bzdury do roboty. Mam stosy papierów, których nawet nie powinnam dostać. A teraz jeszcze muszę to wszystko posegregować.

Ból stawał się coraz bardziej natarczywy, ale nie zamierzała dać po sobie tego poznać. Zamiast tego wstała z krzesła, sięgając po kolejny stos dokumentów. Może kawa innym razem. Czekała ją długotrwała walka z papierologią. Jej wzrok przez chwilę utkwił w raporcie, na którym widniała pieczęć Rejestracji Wilkołaków. Kolejna pomyłka. Tego dnia nic nie szło zgodnie z planem.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
29.09.2024, 17:25  ✶  
– Och... to tylko kwestia dokumentów, ja mogę... – już chciał posłać po Enzo, któremu pomimo jego mugolackiego pochodzenia trudno było odmówić profesjonalnego podejścia do kwestii biurokracji, gdy jego wzrok padł na pieczęć.

– Rejestr wilkołaków tutaj? – Zmrużył ślepia, bezsprzecznie przyznając się do tego jak świetnie jest obyty w ministerialnej heraldyce zwłaszcza tego Departamentu. Postąpił kilka kroków bez zaproszenia, zamykając za sobą drzwi do gabinetu, a jego długie, pianistyczne palce zaczęły pospiesznie przeczesywać złączone ze sobą karty i teczki. – Tu skrzaty, tu w końcu smoki, a tu proszę... archiwa... To nie wygląda na pomyłkę moja droga. – Brzmiał poważnie, jego twarz ściągnął nieprzyjemny grymas, a wzrok na moment uciekł do kalekiej ręki. Sprzątanie tego realnie zajęłoby jej wieczność, magia była zbyt surowa, zbyt niedokładna by segregować dokumenty, co z resztą tłumaczyło biurokratyczną machinę ministerstwa aż nazbyt dobrze. Jego oddział pracował bez zarzutu. W jego oddziale za takie coś posypałaby się cudza głowa.

Tutaj jednak to nie było jego królestwo, a miał świadomość że Rowle - szef Departamentu - boryka się z wieloma problemami, których on w OMSHMie zwyczajnie nie ma. Trochę też - możliwie, że zaskrzypiała jego dawno nieużywana empatia - obawiał się, że zgłoszenie problemu może poddać w wątpliwość zasadność zatrudniania kogoś bez ręki, kogoś, kto jest połowę mniej efektywny od w pełni sprawnej osoby.

Decyzja podjęła się sama.

Anthony eleganckim ruchem przysunął sobie krzesło do biurka i usiadł, ruchem różdżki tworząc lewitujące złociste tace. Każda z nich miała symbol biura Departamentu, jedna przedstawiała pieczęć archiwum.
– Reagują na łacinę – powiedział tak, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie i zaczął bez słowa segregować. Dokument po dokumencie. Teczki na razie zostawił i przestrzegł przed tym Monę:
– Nie wiemy, czy żartowniś nie pomieszał również tej treści, zostawmy je na koniec, to i tak niewiele zmieni, a przecież nie możemy sobie pozwolić na pomyłki, czyż nie?

Wrócił do porządków, a potem złapał się na refleksji, że Jonathan byłby pewnie bardzo dumny widząc swojego przełożonego pomagającego komuś, a przy okazji robiącego biurową pracę nawet jeśli to nie było jego biuro, jego piętro. Cóż, dlatego też będzie musiał dopilnować, żeby jego rosły zastępca nigdy się o tym nie dowiedział. Bardzo to mogłoby zaszkodzić jego reputacji.
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#4
03.10.2024, 12:48  ✶  
Kobieta zamrugała, kiedy Anthony Shafiq rozsiadł się na krześle przed nią. My? W sensie, że zamierzał z nią wykonywać jej pracę? Bogowie, jak musiała teraz wyglądać w jego oczach? To był jej bałagan. Stłumiła ochotę przywalenia łbem w mur. Poczuła na sobie ciężar jego spojrzenia, gdy na ułamek sekundy zawisło na jej ramieniu. Przez chwilę chciała powiedzieć coś kąśliwego, ale słowa ugrzęzły jej w gardle.

Nawet w tak złym momencie nie mogła powstrzymać się od zauważenia, jak jego dłonie poruszały się z wprawą, z którą ona nigdy nie mogła się mierzyć. Nawet zanim straciła rękę, ona nigdy nie była tak biegła w biurokratycznej grze. W jego rzeczowym tonie usłyszała nutę surowości i Mona aż starała się nie czuć jak uczennica przyłapana na błędzie. I wtedy się zganiła. To przecież był Anthony Shafiq, przypomniała sobie. Nie jej wróg, nie ktoś, kto przyszedł jej dołożyć. Nigdy w życiu przecież nie podważył jej kompetencji ani nie wytykał błędów. On po prostu chciał pomóc. Napięcie w jej ramionach powoli ustąpiło, a ona sama się rozluźniła.

— Nie musisz mi pomagać — odezwała się w końcu. — Właściwie... to nie masz swojego departamentu?

Anthony był tutaj już od dłuższego czasu, jego nazwisko miało swoją wagę, a ona? Mona była tym niedawno przybyłym trybikiem w ministerialnej machinie, ledwo próbującym nadążyć za tempem pracy, które narzucali inni. Może to dlatego jego pomoc, chociaż niewątpliwie potrzebna — wydawała się jej tak niekomfortowa. Czuła, że zawiodła. Choćby dlatego, że nawet nie pomyślała o tym, że teczki mogły zawierać błędy i ktoś świadomie mógł pomieszać papiery.

— Żartowniś?
— powtórzyła powoli, marszcząc brwi. — Sądzisz, że ktoś celowo to zrobił? Może to zwyczajna pomyłka. Te dokumenty mogły zostać źle posegregowane przez stażystów. Bywa, że są przeciążeni.

Szczerze wątpiła, aby ktoś naprawdę miałby powód, żeby jej zaszkodzić. Nie była najszybsza w pracy, to prawda, ale nie była też osobą, która szukała problemów. Starała się być dokładna, nie robić zamieszania. Dlaczego ktoś miałby chcieć utrudnić jej życie? Może to były tylko przypadkowe niedociągnięcia. Może stażyści byli po prostu nieuważni, może ktoś przez przypadek przerzucił dokumenty do niewłaściwej sekcji. Ale z drugiej strony… Jeśli on miał jakieś podejrzenia, to może coś w tym było?

— Dziękuję — dodała po chwili. Zaskakująco trudno było jej to powiedzieć.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
03.10.2024, 19:59  ✶  
Najgorszą potwarzą, którą można było uczynić wobec Anthony'ego Shafiqa było odrzucenie jego pomocy i całe szczęście Mona jeszcze nie odczuła na swojej skórze tej lekcji.

Dziewczyna oczywiście miała rację, lawirował w tej politycznej machnie od dwudziestu pięciu lat, był szkolony do tego celu od czterdziestu. W rękach błysnęły cieniutkie złote oprawki wyciągniętych okularów, które niedługo później znalazły się na szczupłym nosie. Był srogi, ale wobec bałaganu, który ktoś zrobił jego pupilce z jego ulubionego Departamentu. W dodatku znał dość szorstki charakter jej wuja i wiedział, że ona nie może się poskarżyć. Nie może pokazać słabości. Musi być dwa razy lepsza, skuteczniejsza od innych, żeby udowodnić sobie i jemu, że nie jest ciężarem.

Kiedy jednak wspomniała, że to na pewno pomyłka stażysty, zatrzymał się w połowie ruchu i jego oblicze momentalnie złagodniało, a stalowe, chłodne oczy nabrały przyjemnego ciepła otulającego ją koca.
– Moja droga... jesteś wciąż pełna wiary w ludzi – niemal westchnął, nie kryjąc w tonie, że był to komplement najczystszej próby, nie sarkazm, którego mogłaby się spodziewać. Zaraz potem pokiwał głową i wrócił do segregowania. – W moim departamencie pan Remington ustawił wszystkich do pionu jeśli chodzi o porządek w dokumentacji. To dobrze naoliwiona maszyna, nie tylko w kontekście przepływu dokumentów, ale też w kontekście zespołu. A tu... – na moment ściągnął usta w wąską linię zastanawiając się w myślach jak w ogóle ten Departament może w ogóle cokolwiek kontrolować, skoro dokumenty z tak różnych biur z taką łatwością znalazły się na biurku biednej Rowle.

Tace zapełniały się dokumentami. Coraz trudniej można było mówić o pomyłce...
– Jedyne zadanie, które mam dzisiaj u siebie to przyjrzenie się nowemu stażyście, ale to zaplanowałem w okolicach lunchu. Ściągnąłem go z Włoch jak w pijackim szale opowiadał o swoim wielkim niepokoju o sytuację w kraju. Szczęśliwie udało mi się pobudzić jego patriotyzm i o dziwo stawił się na rozmowie kwalifikacyjnej. Jestem go bardzo ciekaw. Napisał dwie książki, z czego druga była bardzo przygnębiająca, mimo że dotyczyła mugolskiej historii najnowszej. – opowiadał jej swobodnie, gdy nagle do pomieszczenia zajrzała ruda głowa wysokiego Wesleya - stażysty, który rok czekał na to, by w końcu dostać tę pracę w okolicach marca. Anthony nie kojarzył go z wzajemnością, w końcu dawno tu nie zagladał.

– Hej Mona no i co z tą klasyfikacją past do zębów, strasznie się pieklą na górze, że jeszcze tego nie przyniosłaś – jego głos był naglący i protekcjonalny, mimo, że był w ministerstwie zdecydowanie krócej. Widać taki typ, znalazł sobie niepewną siebie i swojej wartości dziewczynę. Zaraz jednak jego zielone oczy przeniosły się na Shafiqa, który cały czas segregował dokumenty.
– A Ty coś za jeden? Nie wiedziałem, że zatrudniają od zera takich... dojrzałych czarodziei. A może Cie karnie przenieśli z innego piętra eleganciku co? – Bez pytania otworzył drzwi i rozparł się w progu jakby był u siebie, krzyżując przed sobą ramiona wyzywająco.
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#6
05.10.2024, 14:52  ✶  
— Może powinnam podchodzić do ludzi z większą rezerwą – przyznała, ale naprawdę ciepło przyjęła jego słowa. Na opowiastkę zaczęła się rozluźniać, a na jej twarzy wpełzał leniwy uśmiech. Znała takiego jednego, który także marzył o wydaniu książki historycznej, bo… no bo lubił historię. Ale to BARDZO. I również uwielbiał łacinę. Stłumiła westchnienie, czując drobne ukłucie w sercu, które pojawiło się znikąd. Przez moment przeniosła się myślami do tamtego okresu sprzed kilku lat, do wspomnień, które dawno starała się w sobie zakopać.

— Po jakiemu nawijaliście? Wiesz, to… zabawne, że wspomniałeś o tym koledze z Włoch — zaczęła. — Sama byłam kiedyś z kimś takim. Historyk, pełen pasji, marzył o wydaniu książki. Wtedy myślałam, że może to być coś poważnego, a on… no cóż, jego pasja naprawdę była dla niego całym światem. Może to ten sam człowiek? — dodała, śmiejąc się pod nosem. — Albo po prostu to jakiś włoski styl. Mój wygłaszał nawet komplementy w płomiennych przemowach po łacinie.

A potem w jej biurze stawił się drugi gość. Mustang Weasley. Znowu. Rudy i wysoki, miał w sobie coś z młodego psa, który za bardzo cieszy się swoim własnym głosem. Mona nie zwracała na niego zbytnio zbyt dużej uwagi, nie był jej problemem, a jego arogancja była bardziej męcząca niż szkodliwa. Wiedziała, że lubił plotkować i komentować wszystko wokół.

Eleganciku? Spojrzała na mężczyznę, który kontynuował swoją pracę nad segregatorami, podczas gdy Weasley wciąż stał w progu i wyczekiwał odpowiedzi. Ale w tej sytuacji była niemal wdzięczna za to, jak ten drugi bardzo ignorował otaczającą go rzeczywistość. I za to, że nie miał pojęcia z kim właśnie rozmawiał.

Bo Anthony nie powinien formalnie zajmować się jej dokumentami! Już nawet nie chodziło o obowiązujące przepisy dotyczące hierarchii i podziału obowiązków między departamentami, bo wprawdzie współpraca między różnymi działami była możliwa, ale jeśli taka papla jak rudy Weasley miałaby zobaczyć jak Anthony pracuje przy jej biurku… Cała ministerialna machina plotek ruszyłaby pełną parą. W najgorszym przypadku na następny dzień cała administracja wiedziałaby, że Shafiq „miesza się” w sprawach innego działu. A to mogłoby narobić im nie lada kłopotów.

— Och, Waesley, no tak, pasty… Przepraszam, trochę się to przeciągnęło, bo mam tu nowego stażystę — wyjaśniła. Tak nikt nie powinien podnieść alarmu, prawda? — Wiesz, uczymy się razem, jak wszystko działa w naszym departamencie zanim oficjalnie dostanie przydział. A jest, cóż… bardzo zaangażowany. Może nie wygląda na nowicjusza, ale jest pełen zapału w kwestii… um, smoków.

— Stażysta? Taa… Jasne. A ja jestem nowy asystent ministra, co? — jego ton był wyzywający, ale zauważyła, że był rownież dość zaskoczony informacją o nowym stażyście. — No, ale skoro masz kogoś do pomocy, to klasyfikacja past do zębów powinna być skończona jeszcze szybciej, nie?

— Klasyfikacja past do zębów, prawda? Fascynujące zagadnienie. Czuję, że mogę cię tu wiele nauczyć… Przypomnij mi swoje imię? — ciągnęła, a potem jeszcze raz spojrzała na starszego mężczyznę siedzącego obok. Uśmiechnęła się szeroko do niego, może trochę zbyt słodko. Czyż nie dołączy do swojej smoczej ulubienicy w małym teatrzyku?

— No, no, pięknisiu, to lepiej weź się z Moną do roboty. Jak nie karnie, to skąd cię właściwie wytrzasnęli?

Mona o mało się nie przewróciła o stos akt leżących na ziemi.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
08.10.2024, 18:19  ✶  
– Po jakiemu co? – nie skojarzył w pierwszym momencie tego słowa, nawet jeśli dzięki magii, mógł mówić w każdym języku. Choć jego talent działał pasywnie, czasami gwara różnych regionów przytłaczała go wielością znaczeń. – Po angielsku, to anglik. Ale czy mówi w ogóle po łacinie? – uciekł wzrokiem stalowych oczu ku górze, próbując w kryształowym pałacu własnej pamięci odtworzyć dane na jego temat. – Rozwiewając Twoje wątpliwości to Bagshot. Isaac Bagshot. Coś Ci to mówi? – Nie podawał daty urodzenia, ale zdawało mu się że Mona nie była z nim na jednym roku.

Tymczasem coś w jej tonie skupiło jego uwagę. Pewien żal wciąż nieutulony. Och, jak dobrze go rozumiał. Biuro zdecydowanie nie było odpowiednim miejscem, aby o tym rozmawiać, choć bardzo prawdopodobne, że Anthony nie zamierzał o tym rozmawiać z nikim. O tęsknocie, która czasem rozpycha serce aż do żeber, a czasem przykleja je do kręgosłupa w żelaznym uścisku. Na co dzień udawał i szło mu to całkiem nieźle, ale nawet tu, nawet teraz, myślą o tym jak dział wilkołaków jest blisko...

Dobrze, że pojawił się ryży okrutnik, który - co zdawało mu się bardzo prawdopodobne - był pierwszym możliwym podejrzanym co do pomieszanych dokumentów. Szczególnie, że ewidentnie punktował jej tempo pracy. Z oczywistych względów nic nie dał po sobie poznać swojego oburzenia i niechęci, nie tak załatwiało się tego typu żarty.

A potem Mona przemówiła i och, jakże mógłby sobie odmówić udziału w tej szaradzie? Lekkość z jaką przyszła jej ta śpiewka, była przyjemnie nęcąca. Jak on uwielbiał tą dziewczynę! Niby niepozorna, niby płatki zwinięte jeszcze przed pełnym rozkwitem, a jak potrafiła swoją spontanicznością i butą onieśmielić! Ten potencjał, aż żałował, że namówił ja na pracę u wuja, a nie u siebie.
– E mi scusi, Crowley. Jestem Aleister Crowley. – mówił z silnym włoskim akcentem, podnosząc swoje szare oczy i przyjemnie uśmiechniętą twarz do nieznajomego. Sesja dla Rosierów dopiero jutro, niedługo miały zawisnąć plakaty z jego twarzą wszędzie, ale teraz, przez ten ostatni moment, po trzech, czterech miesiącach nieobecności w Ministerstwie, mógł sobie pozwolić na odrobinę anonimowości. – Przeprowadziłem się niedawno z Włoch, gdzie pracowałem przez ostatnich 15 lat. Specjalizuję się w smokach i bardzo liczę na ten przydział, ale na razie... nawet szatę dali mi od innego Departamentu, bo nie mieli mojego rozmiaru, będe musiał iść do... jakie to było słowo? Non ricordo come si dice sarto in inglese – zwrócił się do Mony, jakby ona miała rozumieć.

Ryży zmrużył oczy podejrzliwie, ale płynna włoszczyzna która popłynęła z ust nieznajomego wystarczyła mu jako potwierdzenie jego słów. Kto normalny uczyłby się włoskiego?

– Tu jest Anglia tu się mówi po Angielsku! Co, kilka lat za granicą i już zapominasz mowę ojców Crowley? – w głosie było słuchać pogardę i źle zrozumiany patriotyzm. – On Cię tylko opóźnia Mona, weź ogarnij te pasty, bo Ci wuja łeb urwie przy dupie jak się dowie, że się nie sprawdzasz. – prychnął znów kierując swoje słowa do dziewczyny i nerwowo postukując piętą o parkiet.
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#8
11.10.2024, 17:56  ✶  
Mona podłapała jego spojrzenie i o mało nie parsknęła śmiechem, gdy zaczął mówić po włosku. Kiwała głową, aby potwierdzić, że Anthony był rzeczywiście tylko stażystą czekającym na przydział.

Szczerze mówiąc, nawet nie pomyślała o tym, że Mustang Weasley mógłby być odpowiedzialnym za chaos w jej biurze. Może również Mona nie znosiła typa. I może Weasleya nigdy nie obchodziło, co faktycznie robiła, a teraz zmartwiło ją coś jeszcze innego. Normalnie puściłaby jego słowa mimo uszu, ale dzisiaj to Anthony siedział obok niej! Nie powinien być świadkiem takiej sytuacji; nie powinien on w ogóle lawirować między jadowitymi uwagami z strony losowego stażysty, który gdyby tylko wiedział…

— W porządku, Weasley. Zajmę się tym jak tylko… — zatrzymała się na chwilę, kiedy usłyszała uwagę o jej wujku i że Mona się nie s p r a w d z a. Właściwie to była zszokowana, no bo jak? Usłyszał, że zatrudnili nowego stażystę i Weasley uznał, że mógł sobie pozwolić na więcej? Szalone. Już ze swoim irytującym głosem był niezwykle trudny do zniesienia, no ale chuj miał tupet. Szkoda, że nie mogła sobie pozwolić na szczerość, a chociażby przez kwestię tożsamości Shafiqa, którą też przecież musiała mieć na uwadze.

Weasley chciał jej wytknąć niekompetencję? Może najlepszym sposobem na niego była odrobina teatru i wmówienie mu bzdur o myciu smoczych zębów. Skinęła głową z pełnym przekonaniem, a potem odwróciła się do Anthony’ego, czyli do Aleistera Crowleya, licząc na to, że kontynuacja ich fałszywej opowieści pójdzie równie gładko.

— Każdy moment jest dobry do nauki, zwłaszcza kiedy Ant… — poprawiła się szybko. — Aleister również specjalizuje się w smokach. Jak dobrze, że wspomniałeś właśnie o tych pastach do zębów, bo wiesz Weasley, nasze ukochane stworzenia mają dość specyficzne wymagania, jeśli chodzi o higienę — zaczęła z wyraźnie udawaną powagą. — Tak naprawdę to jest coś o czym się nie mówi. A pan Crowley ma trochę doświadczenia, nie? — spojrzała na Anthony’ego.

Weasley patrzył na nią sceptycznie, ale… wciąż stał i słuchał?

— Naprawdę?
— mruknął.

— Mamy w planach szkolenie, jak myć smocze zęby. To jedna z podstawowych procedur w przypadku smoków hodowlanych, szczególnie jeśli chodzi o zapobieganie próchnicy… Nie wspominając już o tych nieprzyjemnych wyziewach ognia. Serio, można w ten sposób uniknąć wielu nieprzyjemnych wypadków — uniosła brwi, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. — Dlatego ważne jest, żeby młody stażysta… taki jak pan Aleister — spojrzała znacząco na Weasleya. — Poznał również podstawy proceduralne zanim zajmie się poważniejszymi przypadkami.

— Pasty do zębów… dla smoków? – powtórzył Weasley. — Przecież to jakiś absurd…

— No przecież nie możesz pozwolić, żeby smoki miały próchnicę – rzuciła Mona. – Wyobraź sobie co by się stało, gdyby smok zaatakował i połamał sobie kły tylko dlatego, że nikt mu nie wyczyścił wcześniej zębów. To jest nie tylko niebezpieczne, ale i skandaliczne zaniedbanie. A ty? Znasz standardy? Pracujesz tu już jakiś czas, prawda? – zapytała z pozorną troską. – Czy kiedykolwiek brałeś udział w kontroli smoczych zębów?

— Nie, ale… – który to już raz prychnął? Weasley zmarszczył brwi. Czyżby próbował przeanalizować czy przypadkiem nie ominęły go jakieś nowe procedury?

— No właśnie. Widzisz, to wcale nie jest takie proste.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
20.10.2024, 14:26  ✶  
To absolutnie nie przystawało jego funkcji. To absolutnie nie powinno mieć miejsca. Anthony jednak rozsmakował się w tej cwhili, w tym momencie cudownego braku rozpoznawalności u kogoś tak cudownie i słodko nieświadomego. On zaraz się dowie, niejedna osoba w tym Departamencie popełniła ten błąd, zwłaszcza sześć lat temu, gdy przedzierał się przez wszelkie informacje związane z wilkołakami, jakie udało mu się tutaj znaleźć. Aktualne dane, wytyczne, liczby, liczby i jeszcze raz liczby. Przez moment stał się specjalistą. Przez moment wiedział wszystko. W teorii oczywiście, bo przecież nie był wilkołakiem. W teorii bo po dziś dzień nie widział wilkołaka. Nie w swojej wilkołaczej formie.

Ta myśl nie zespuła mu jednak chwili, nie zepsuła mu radości, którą sprawiało obserwowanie Mony. Cicha woda, tak ją widział, gdy brylowała punktując opierającemu się o ramę impertynentowi, przemądrzalsko wytykała mu niewiedzę. Nie przyspoży jej to przyjaciół, będzie musiał z czasem porozmawiać z nią o tym jak zbudować swoją pozycję w ministerstwie, ale to nie było na dziś.

Dziś była zabawa.

I już miał otworzyć usta, by coś dodać, by coś dorzucić światłego do tej wymiany zdań na temat past, ale niestety w drzwiach pojawił się ktoś jeszcze, kto momentalnie zamknął usta całej trójce. Na twarzy pokrytej łuską pojawiło się zdziwienie uniesionych brwi.

- Tak właśnie myślałem, że to Ty. Znów pomyliłeś piętra? - zapytał wprost Shafiqa, który rozrzucił na właściwe kupki jeszcze kilka dokumentów, które zgarnął w dłoń, po czym podniósł się wygładzając ministerialną szatę, niosąc na twarzy swój czarujący uśmiech numer 5.

- Chciałem zająć... tylko chwilę. Chyba nie masz nic przeciwko? Mona wybacz, obowiązki. - szepnął przepraszająco manipulując splotem tak, by lewitujące tace nie zderzyły się zbyt gwałtownie z ziemią. - Jest szansa, na eksport jednego ze smoczych suplementów z Kambodży. Mają tam bardzo dobre algi. - powiedział już do Szefa Departamentu, przechodząc obok oniemiałemgo rudowłosego stażysty. Przeszedł kilka kroków z Rowlem, a potem wymigując się prostym kłamstwem "pozostawienia czegoś" w gabinecie Mony, podszedł do Wesley'a, który wciąż za bardzo nie wiedział jak ma zareagować na to czego był świadkiem.

[b]- Chcesz, żeby po moim zakończonym spotkaniu z Twoim przełożonym biurko Mony było czyste, a dokumenty trafiły do swoich działów.[b] - Nie miało to nic wspólnego z magią zauroczeń. Anthony uśmiechał się przyjaźnie, jego głos brzmiał ciepło, co jeszcze bardzo uwydatniło zatruty sztylet leżący między nimi. Przyjazne poklepanie po ramieniu dołączyło do pożegnania. To był jeden z podejrzanych, ale nie jedyny z osób, które mogły chcieć uprzykrzeć jego ulubionej Rowle'ównie życie.

Następnym razem przejdzie się tu z Jonathanem. Im szybciej wyciśnie się tego pryszcza tym lepiej dla wszystkich.

Anthony tego dnia już nie powrócił między ciasnotę upchanych na piętrze biur, ale jedno było pewne - nigdy jeszcze Mona nie widziała tak szybko sortowanych dokumentów przez grupkę trzech kolegów z pracy, z czego dwóch pierwszy raz od miesięcy w ogóle przyznało się do tego, żę zauważa jej istnienie. Nie można było tego nazwać działaniem nepotyzmu. W końcu z Shafiq'iem nie była spokrewniona.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (2346), Mona Rowle (2174)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa