26.03.2025, 14:23 ✶
[div]– Świetnie! Tym bardziej dam mu znać o hipogryfach, wiesz Mable zwierzała mi się, że to nie jest sprawa z wczoraj i będzie mi... będę dobrze się czuł z tym, że jakoś mogę przyłożyć się do jej marzeń. – Powiedział z dumą, z taką kiełkującą pewnością tego jakim ojcem chciałby być, natomiast kompletnie zapominając o tym ile dziewczynka ma lat. Ostatecznie czasami posługiwała się o wiele bardziej skomplikowanym słownictwem - zapewne z powodu Karla.
Pokraśniał również na wzmiankę o tym, że Brenna dopuszczała jego zwiad na Knieją.
– Cudownie! Absolutnie nie przeszkadzałby mi nikt na miotle, przecież mielibyśmy wtedy większe szanse, coś dostrzec i ewentualnie zareagować wzajemnie na kryzys. – Działanie w stadzie coraz bardziej mu się podobało, a możliwość ZROBIENIA czegoś dla Kniei napawała go Wielkim Entuzjazmem. – Uzupełnijmy te formularze jak najprędzej i och, będę wyczekiwał z niecierpliwością, żebym mógł pomóc. Brenna ja nie wiem co bym bez Ciebie zrobił, ale się cieszę, że tak to rozczesujesz jak włosy pufków po kąpieli, bez najmniejszego problemu!–Uśmiechał się serdecznie i nawet wyprostował, ze swojego zwyczajowego przygarbienia, okazując się całkiem tykowatym i wysokim jegomościem bardziej przypominającym topolę niż pochyloną, wiecznie zatroskaną wierzbę. Związek najwidoczniej mu służył w tej postępującej socjalizacji.
I nawet rozmowa o marce nie mogła tego zniweczyć w żaden sposób.
– Nie wiem o co jej mogło chodzić. Szczerze... im więcej o tym myślę, tym wszystko to wydaje się coraz dziwniejsze i... coraz smutniejsze dla mnie. Ona pewnie gdzieś tam nadal jest w lesie. Może widma nie wiedzą, że w środku jest człowiek. Może nie wiedzą.– Konflikt wewnętrzny jego gniew i bunt, jego rozeznanie w tym jak wyglądało jego dzieciństwo a jak mogło wyglądać wciąż ścierało się z miłością i troską. Matka przez lata była jego bogiem i wyrocznią. A bogom się nie wybaczało tak łatwo ich pomyłek i nieskuteczności. – Naskrobię o tym do Ginny. Na pewno się ucieszy. Tak się cieszę, że nas ze sobą poznałaś. To wszystko jest teraz takie dziwne. Jakby... nie moje życie. Jakbym obudził się pewnego dnia i odkrył, że nie mam kory na skórze. Dziwne.– Chwilowe zachmurzenie zeszło na prędce z jego szczerego i przyjaznego oblicza. Roześmiał się na komplementy Brenny nie wiedząc za bardzo co z nimi zrobić.
– No już już, żaden ze mnie artysta. Dopiero się wprawiam, ale pan Garrick jest wspaniałym nauczycielem.
Pokraśniał również na wzmiankę o tym, że Brenna dopuszczała jego zwiad na Knieją.
– Cudownie! Absolutnie nie przeszkadzałby mi nikt na miotle, przecież mielibyśmy wtedy większe szanse, coś dostrzec i ewentualnie zareagować wzajemnie na kryzys. – Działanie w stadzie coraz bardziej mu się podobało, a możliwość ZROBIENIA czegoś dla Kniei napawała go Wielkim Entuzjazmem. – Uzupełnijmy te formularze jak najprędzej i och, będę wyczekiwał z niecierpliwością, żebym mógł pomóc. Brenna ja nie wiem co bym bez Ciebie zrobił, ale się cieszę, że tak to rozczesujesz jak włosy pufków po kąpieli, bez najmniejszego problemu!–Uśmiechał się serdecznie i nawet wyprostował, ze swojego zwyczajowego przygarbienia, okazując się całkiem tykowatym i wysokim jegomościem bardziej przypominającym topolę niż pochyloną, wiecznie zatroskaną wierzbę. Związek najwidoczniej mu służył w tej postępującej socjalizacji.
I nawet rozmowa o marce nie mogła tego zniweczyć w żaden sposób.
– Nie wiem o co jej mogło chodzić. Szczerze... im więcej o tym myślę, tym wszystko to wydaje się coraz dziwniejsze i... coraz smutniejsze dla mnie. Ona pewnie gdzieś tam nadal jest w lesie. Może widma nie wiedzą, że w środku jest człowiek. Może nie wiedzą.– Konflikt wewnętrzny jego gniew i bunt, jego rozeznanie w tym jak wyglądało jego dzieciństwo a jak mogło wyglądać wciąż ścierało się z miłością i troską. Matka przez lata była jego bogiem i wyrocznią. A bogom się nie wybaczało tak łatwo ich pomyłek i nieskuteczności. – Naskrobię o tym do Ginny. Na pewno się ucieszy. Tak się cieszę, że nas ze sobą poznałaś. To wszystko jest teraz takie dziwne. Jakby... nie moje życie. Jakbym obudził się pewnego dnia i odkrył, że nie mam kory na skórze. Dziwne.– Chwilowe zachmurzenie zeszło na prędce z jego szczerego i przyjaznego oblicza. Roześmiał się na komplementy Brenny nie wiedząc za bardzo co z nimi zrobić.
– No już już, żaden ze mnie artysta. Dopiero się wprawiam, ale pan Garrick jest wspaniałym nauczycielem.