• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[8.09 Quintessa & Anthony] Kto sieje wiatr...

[8.09 Quintessa & Anthony] Kto sieje wiatr...
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
17.03.2025, 19:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.03.2025, 23:54 przez Anthony Shafiq.)  

—08/09/1972—
Anglia, Dolina Godryka
Quintessa Longbottom & Anthony Shafiq
[Obrazek: 9f0lRrj.png]

Feelings of drainage
Nothing but the sole emptiness

Wanting to be feared and hurt.
Wanting to be the one to end things
Wanting all..

Repairs, and broken.
Repairs again.

Fixed once?
Never whole.
Always broken

Moving along, trying to pace.
New smiles
Fake love
heartless motives...

nothing stays



Na eleganckim stoliczku leżała elegancka serwetka. Na serwetce leżał elegancki talerzyk. Na talerzyku leżały przepiękne croisanty, pokryte słodkim, gęstym, białym lukrem, którego powierzchnię zdobił misterny błękitny wzór.

Anthony był we Francji.

Anthony siedział przy eleganckim stoliczku jak dziecko przemocą zmuszone do spędzenia czasu z ciocią. Zdradzał wszelkie objawy bardzo złego, żeby nie powiedzieć tragicznego stanu. Był blady jak ściana, jego skóra była ziemista, powieki pod oczami napuchnięte, a białka zaczerwienione tak, jakby zaraz miał się tu u jej kolan rozpłakać.

Oczywiście nie było żadnego powodu, zeby być w takim stanie.

ŻADNEGO

Oddychał płytko, co jakiś czas siorpiąc czarną i gorzką jak jego życie kawę. Jego strój był elegancki i schludny, szata oficjalna - znać, że później planował kolejne Bardzo Ważne Spotkania w Ministerstwie, choć jeszcze nie przyznał się Quintesie jakie. Przydługie włosy układały się elegancko, tylko twarz... twarz przydałoby się zmienić i to nie przefasonowaniem tak bardzo pasującym do ex-pana tego domu, a delikatną i kojącą magią Potterów. Być może przygotowany na wszystko Anthony miał przewidzianą taką wizytę w drodze do Londynu. Być może nie zwracał uwagi na to jak tragicznie się prezentował.

Kiedy się spotkali ostatnio? Minęła wieczność od tego czasu. Chyba tydzień. Kilka dni. Zmieniło się wszystko. Nie zmieniło się nic.

Czuł się winny, że w ogóle pokazuje się jej w takim stanie, ale wiedział że po pierwsez obiecał rogaliki, po drugie, miał świadomość że pokazywanie się Quintessie w takim stanie obfitować będzie w deszcz pytań, bardzo zwerbalizowaną konsekwencje podejmowanych przez niego decyzji, które doprowadziły go do tej szalenie niewygodnej pozycji przy szalenie eleganckim stoliczku.

- Mam dzisiaj spotkanie z Ministrą Magii w sprawie Magicznej Akademii. W końcu postanowiono sfinansować powstanie kolejnego filaru edukacji. Mam. Mam się tym zająć. Dziś mam poznać szczegóły. - powiedział jej jako drugiej, bo z oczywistych względów Morpheus dowiedział się jako pierwszy. Powiedział jej to teraz, żeby liczyć na zasłonę dymną tej Wielkiej Nowiny. Powiedział, żeby nie myśleć o słowach wykrzyczanych sobie prosto w twarz ile godzin temu? Nie myśleć o liściku przepraszającym za nieobecność na śniadaniu, nie myśleć o tym, że po rozmowie z Jenkins będzie musiał iść do biura i zrobić rewizję dokumentacji tak na wszelki wypadek, żeby nikt nie podważyłprofesjonalizmu tego pieprzonego Brutusa, który swoją postawą zniszczył wszystko.

Odetchnął drżąco i pochylił głowę. Nawet nie zauważył, kiedy w końcu jego fizjologia podążyła za dławiącą emocją, a łzy doprawiły słoną goryczą jego czarną kawę.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#2
22.03.2025, 23:32  ✶  
— Masz?
Powtórzyła zaraz po nim z lekkim uśmiechem, nachylając się nad nim, aby dolać kawy do jego filiżanki. Zestaw był wykonany z cienkiej, jak papier porcelany. Chyba kupiła to na wycieczce w Holandii? A może dostała w jakimś prezencie, nie była już aż tak bardzo pewna.
Siedzieli na oszklonym ganku domu Tessy i w początkowym zamyśle ustanowiono opalanie się w ostatnich promieniach słońca. Niestety los zadecydował tak, że już po kwadransie zmuszeni byli przymknąć drzwi do ogrodu i zostawić lekko uchylone okno. Czarownica zapaliła również świece na parapetach i kryształowe lampiony, podwieszone przy suficie.
Obserwowała go już od chwili, kiedy przekroczył próg sieni — gdy zdejmował buty i zmieniał je na kapcie, a płaszcz zostawił na wieszaku. W jaki sposób kręcił głową, kiedy proponowała kawałek jabłecznika i jak machał nadgarstkiem, ukazując pakunek z paryskimi croissantami.
Tylko idiota nie zauważyłby, że coś nie gra. A ona do takich nie należała. Oczywiście nie mogła również zignorować umęczonego wzroku Anthony’ego, jego bladej skóry i worów pod oczami. Czyli ogólnego wizerunku podręcznikowego nieszczęścia.
— Kochany — zaczęła w końcu Longbottom z lekkim westchnieniem, odkładając własną filiżankę na odpowiedni jej spodek. — oboje dobrze wiemy, że nie chcesz rozmawiać ani o Ministerstwie, ani o żadnych spotkaniach, które Cię teraz czekają. Jeśli chciałbyś to zrobić, równie dobrze mógłbyś zaprosić swoją sekretarkę na kawę.
Patrzyła na niego z lekko przechyloną głową i ułożyła się nieco wygodniej w wiklinowym fotelu, otulonym uprzednio miękkim kocem i kilkoma poduszkami. Wyciągnęła również cynamonową cygaretkę, którą wdzięcznie wsunęła do końcówki lufki, aby ostatecznie zapalić papierosa i podnieść ustnik do swoich warg.
— Coś się stało u was w biurze, że tak dużo trajkotasz o pracy? Ani słowem nie wspomniałeś nawet o tym, co słychać u Jonathana ani nawet nie pisnąłeś o swoich poprzednich wyprawach!
W chwili kiedy Tessa przepytywała biednego przyjaciela, Piernik — ukochany, rudy kocur — przydreptał ze swojego legowiska w salonie i zaczął uderzać łebkiem o nogi Shafiqa. Mruczał głośno, dopraszając się, aby mężczyzna wziął go na kolana i ofiarował chociaż trochę swojej uwagi. Chociaż w przypadku Piernika bardziej oznaczało to, że zaszczycił czarodzieja swoją atencją.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
23.03.2025, 00:21  ✶  
Oczywiście, że wiedziała, że coś się dzieje. Normalnie Anthony wolałby ze wszech miar zamknąć się w domu i nigdzie dziś nie wychodzić, nikomu się nie pokazywać w takim stanie, a obiecane śniadanie przełożyć na inny termin. Mało było ludzi, przed którymi pokazywał się w takim stanie, chociaż z perspektywy Quintessy zapewne jego normalnym stanem był stan rozdeptanego kapcia. Była trochę jak statua opiekuńczej matki, której nigdy nie miał, a do której przychodziło się wtedy, gdy w człowieku zebrało się stanowczo za dużo wody.

A potem wsadziła swoje paluchy prosto do najświeższej rany i bez pudła mogła dostrzec ten moment. Gdy padło imię Jonathana grymas wewnętrznego bólu rozkwitł na twarzy mężczyzny, którego oczy stały się jeszcze czerwieńsze nim ukrył twarz w dłoniach trzęsąc się jak osika.

– Po spotkaniu z Ministrą zrobię inwentaryzację biura i oddam mu je i już nigdy, nigdy więcej się w nim nie pojawie i nigdy, nigdy więcej nie będziemy rozmawiać. Nie przyjaźnimy się już. – Wyskamlał w swoje dłonie i rozpłakał się, nie mając lat czterdziestu, tylko najprawdopodobniej czternaście.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#4
30.05.2025, 00:51  ✶  
Oczekiwała z jego strony parsknięcia śmiechem i typowo w jego stylu zbycia tematu. Czekała na wymijającą odpowiedź, gdzie przyznałby, że zwyczajnie poprztykali się z Selwynem o coś głupiego, jak mieli to w zwyczaju. To znowu przypadkiem ubrali ten sam garnitur w czwartek do biura i przez to wyglądali jak ośmioletnie bliźniaki, które matka ubrała w ten sposób specjalnie. To ponownie nie zgadzali się w jakiejś sprawie i każdy musiał tupnąć nogą na swój sposób, nie chcąc przyznać racji temu drugiemu. Czasami naprawdę czuła się jak ich opiekunka, która miałaby ich rozdzielać i potem godzić przy każdej najmniejszej kłótni.
Ale tego się nie spodziewała. Nie miała jak.
Przez chwilę siedziała jeszcze odchylona na fotelu — z nogą założoną na nogę, z papierosem w lufce w jednej dłoni i filiżanką herbaty w drugiej. Zaraz potem, kiedy tylko opuścił głowę na modłę wyglądania niczym kopnięty szczeniak, odstawiła naprędku filiżankę na stół, nieprzyjemnie głośno stukając porcelaną o spodek. Papieros wylądował obok porzuconego naczynia. Dopalał się w swoim własnym tempie, brudząc biel i błękit malowanych, fajansowych kwiatów. A potem zaruszało krzesło, a deski tarasu zaskrzypiały cierpiętniczo, kiedy gwałtownie przesunęła wiklinowy fotel w jego stronę. Od razu objęła go ramionami, przesuwając kojąco dłonią po jego plecach. Pozwoliła mu płakać. Jej ojciec nigdy nie popierał, kiedy jej bracia to robili. Ostatecznie kończyło się to na tym, że Tessa musiała potem wynajdywać ich w domu — wyciągać z szaf czy spod łóżek, skąd cicho chlipali, nie chcąc sprawić przykrości ojcu.
Przesunęła palcami po jego włosach, a potem skierowała je na twarz, skąd uniosła ją delikatnie w górę, aby móc spojrzeć mu w oczy. Otarła łzy wierzchem dłoni i zwyczajnie trzymała śródręcze przy jego rozpalonym policzku.
— Anthony, kochany… — zaczęła najpierw cicho, a serce krajało się jej na sam widok umęczonego przyjaciela. Widziała go już w wielu sytuacjach, wyciągała go z wielu dołków, ale teraz nie była w stanie nic powiedzieć. Przynajmniej przez pierwszą chwilę. — Co się stało? Znam was dobrze, całą dwójkę, i wiem, że nie mogło pójść o byle co.
Miała ochotę znowu go przytulić. Poklepać po głowie i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Zamiast tego odsunęła się na moment, wróciła do domu, uprzednio nakazując mu aby poczekał i wróciła z butelką brandy. I dwoma szklankami.
Nalała kapkę do obu i podała mu jedną, samej przytulając tą drugą.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
03.06.2025, 20:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2025, 22:14 przez Anthony Shafiq.)  
Spirala myśli trzęsła nim jak galaretą, każde słowo, każde zdanie, każda myśl eksplodowała tysiącem kolejnych. Pytania Quintessy, tak niewinne w swoim wymiarze, nadkruszyły ostatecznie tamę, która i tak wcześniej była naruszona nawracającą bezsennością i koszmarami nękającymi go od niemal miesiąca. I nawet w końcu gdy znajdował ukojenie w objęciach kochanka, gdy pozwalał sobie na słodką bezmyślność i tak była ona okupiona godzinami fizycznej aktywności biegunowo odległymi od odpoczywania. Anthony Shafiq nie umiał odpoczywać, a w ostatnim czasie nie odpoczywał podówjnie.

Potrójnie.

Początkowo chciał odmwić alkoholu, ocierając twarz jedwabną chusteczką wyszywaną w błękitny kwiecisty wzór. Początkowo rozpaczliwie próbował uspokoić skołatane nerwy, by jakkolwiek uciąć temat, ale nie potrafił. Quintessa miała w sobie matczyne ciepło, o którym ledwie czytał w ksiązkach, traktując je przez wiele lat jako czczy wymysł ploretariatu, który swojąfantazją próbował nadrobić brak gotówki i możliwości. Tak uważał - dopóki jej nie poznał.

W końcu usiedli. W końcu napili się. Twarz miał już oczyszczoną, choć wciąż zaczerwienioną, podobnie z resztą jak wielkie rozmemłane oczy, nadające się tylko do melancholijnego patrzenia w dal - jak mu powiedziano ledwie kilka godzin temu.

Byłby w stanie przyjąć ze śmiechem to zdanie od każdego. Byłby w stanie odgryźć się odkuć. Każde słowo jednak wypowiedziane w jego kierunku, kłamliwa maska i prawda, w końcu prawda o tym co były przyjaciel o nim sądził... Dusza piekła od wymierzonych w nią razy.

To chwile trwało, gdy zaczynał, to znów urywał, próbując znaleźć nić, próbując znaleźć w ogóle język, gdy pierwsze zdania z jego ust popłynęły po hiszpańsku. Opamiętał się jednak, osuszył szklankę po czym podjął swoją żałosną opowieść.
– Jak wiesz, przyjaźnimy się od lat i było... było we mnie bardzo silne przekonanie droga Quintesso, że cokolwiek postanowimy, choćby to było coś jak najbardziej szalonego, to będziemy mogli na sobie polegać. Wspierać się. Stawać do bitew w ważnych dla nas sprawach. W braterstwie krwi. W...– umilkł na moment, po czym po chwili wahania dolał sobie złocistego płynu, który bardzo złudnie pomagał mu się uspokoić. Na bogów! I to w takim stanie miał odwiedzić dzisiaj Jenkins!?

– W ostatnim czasie dowiedziałem się jednak, że pan Selwyn, mój zastępca odnajduje mnie jako gnuśnego, zepsutego arystokratę, który byronowsko leżałby całymi dniami zapatrzony w bezkres oceanu, otoczoną szklanym kloszem mimozę, której nawet najlżejsze dmuchnięcie nie może zmierzwić liści. Odmówiono mi sprawczości. Odmówiono wtajemniczenia w problemy, które dla osoby, którą miałem za jedną z najbliższych memu sercu... były istotne. Były kształtujące jego życie i mogące wpłynąć nań w sposób ostateczny. – Nie dbał o to jak głupio brzmiał, nie dbał o to, że niemalże słyszał szyderstwo zza pleców, punktujące mu używanie takiej, a nie innej stylistyki, gdy sytuację mozna było zamknąć dwóch słowach.

Dwa lata

On powiedziałby: Jedenaście lat.

Nie dało się ukryć, że pewien francuski hrabia utkwił mu solą w oku, ale nie był tu po to, aby eksponować cudze tajemnice.

– Więc wczoraj odbyła się konfrontacja, gdy dołożyłem wszelkich starań, aby znalazł wyjście awaryjne. Poprowadziłem rozmowę tak, że w każdej jednej chwili mógł się odsłonić, zamiast graćdalej swoją rolę, idealnego beztroskiego jakże nielojalnego... – umilkł znów, unosząc głowę na Quintessę, zaraz jednak odwrócił wzrok, uciekając nim do ogrodów, którego piękna i tak nie mógł w pełni docenić. – To moja wina. Powinienem się domyślić. Powinienem to rozgryźć. Powinienem wiedzieć zanim dowiedziałem się inaczej. – Wrażliwe ego trzęsło się jak osika. Konflikt z Jonathanem dotykał też kwestii kontroli i przekonania, że jest się Panem Wszelkich Informacji. Nie żeby szpiegował swoich bliskich. Ale powinien wiedzieć. Zupełnie jakby patrzył i nie widział.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#6
18.09.2025, 20:54  ✶  
Słuchała każdego jego słowa ze spokojem.
Patrzyła tylko, jak mężczyzna po raz kolejny dolewa sobie alkoholu, najwyraźniej zamierzając doszukać się sensu sprzeczki z Selwynem na dnie butelki, która i tak była już wypita do połowy. Będzie musiała pamiętać, aby w porę zatkać korek z powrotem. A potem najlepiej schować bezpiecznie brandy w barku, do którego klucz zawsze wciskała pomiędzy ramki, stojące na kominku. Małe przyzwyczajenie jeszcze z czasów, kiedy zamiast rozwódka mogła pochwalić się zgoła innym tytułem, bo — mężatka.
Piła zatem powoli, obserwując Anthony’ego i myślała nad tym, jak mogła mu pomóc. O ile mogła mu pomóc. Bo choć bardzo lubiła wciskać się w takie sprawy i ubierać na siebie szarfę z napisem Mediator, tak tutaj… Tutaj wiedziała, że nie mogła tego robić. Konflikt był zbyt żywy, zbyt czerwony i zbyt gęsto posypali sobie nawzajem solą po dopiero co otwartych ranach. Niczym dzieci, choć posiadające zdecydowanie większą władzę i plakietkę ze swoim imieniem na biurku.
Po jakimś czasie papieros sam zawitał w jej dłoni — najpewniej wprosił się całkiem sam, choć to Tessa wzięła do ręki niedopaloną cygaretkę — i wydmuchnęła śmierdzący, ale pachnący cynamonem dym lekko na bok. Topił smutki w krysztale z brandy, dlatego nie chciała proponować mu kolejnej używki, bo jeszcze zadławiłby się oparami. A mówił. Więc picie, palenie i nawijanie w tym samym czasie mogłoby go lekko przerosnąć, szczególnie, że mówił o czymś naprawdę ważnym.
Tessa nie była pewna, co zrobiłaby w swoim życiu bez przyjaciół.
Zawsze to ona starała się być tą osobą, do której każdy mógłby się zwrócić nawet w najgorszej sytuacji. Potrzebujesz na szybko jakiegoś zaświadczenia z Ministerstwa? Nie przejmuj się, ona wszystkim się zajmie! A może trzeba upiec jakieś ciasto, bo zapomniało się, że teściowa przyjeżdża; albo musisz zacerować na szybko dziurę w sukience, którą zauważyło się w lustrze i to w toalecie jakiejś restauracji? Poczekaj, ona już przecież wyciąga z torebki pudełko z igłą i nićmi. Może jednak musisz wymienić oponę w samochodzie, a kompletnie nie wiesz, jak to zrobić? Mógłbyś zadzwonić wtedy do niej, pojęczeć przez chwilę przy komórce, a ona pojawiłaby się już po chwili. No i ogarnęłaby wszystko, choć w jej obecnym życiu nie miało to żadnego podkładu. Życie w czarodziejskim społeczeństwie miało to do siebie, że mało kto jeździł samochodem. No i telefonów też nie stwierdzono.
Ale po poznaniu Jo zrozumiała, że to nie zawsze ona musi być tym oparciem. Że jej też czasami pozwoli się na przyciśnięcie komuś zapłakanego policzka do ramienia. Dalej nie była pewna, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby Bletchey nie obudziła się, kiedy (jeszcze wtedy przyszła) pani Longbottom zbierała się do spieprzenia przez okno. W noc przed swoim ślubem. Ale najbardziej nie chciała myśleć o tym, co by było, gdyby Jolene nie wspierała jej po stracie ciąży. Nie chciała do tego wracać. Naprawdę nie chciała.
W lekkim zamyśleniu potarła lekko zaśniedziały kolczyk, a potem postukała paznokciem w wprawioną weń perłę. Uśmiechnęła się też pocieszająco do Anthony’ego, zachęcając go, żeby mówił dalej. A ona słuchała.
— Kochany… — zaczęła potem tonem iście matczynym, którym na pewno odzywałaby się do swoich dzieci, a którym jednak zazwyczaj raczyła swoich licznych bratanków. — Nie obwiniaj się za coś takiego. Nie możesz. Bo nie mogłeś wiedzieć.
Nie sposób było tutaj mówić coś bardziej wyszukanego, bo Quintessa nie była ani znakomitą myślicielką, której rady ratowały życia i związki, ani też nie nazywała się Jonathan Selwyn. A to z nim Shafiq musiał najlepiej trafić do jakiegoś schroniska w Alpach, żeby tam mogli porozmawiać w spokoju. Najlepiej żeby jeszcze zamknięto ich przypadkiem w jednym pokoju. I to z jednym łóżkiem.
— Chodź, zostaw brandy. — Podniosła się z wiklinowego siedziska, wyciągając dłoń w stronę czarodzieja. — Zjesz coś ciepłego, a potem pójdziesz spać. Na chwilę. Żeby potem nie było, że przychodzisz do mnie kompletnie roztrzaskany, a ja potem jeszcze cię upijam… Masz w końcu przed sobą spotkanie z Ministrą! A ona ma bardzo małe okienka, szczególnie jeśli chodzi o jej korespondencję.
I chwyciła go mocno pod ramię, aby zaprowadzić potem do kuchni. Posadziła go zaraz przy stole, gdzie w czasie oczekiwania na jakiś konkret dostał kromkę chleba z domowym pasztetem i ogórkiem małosolnymi. Kiedy rozmawiali o sprawach błahych — rzeczach wagi pogody i wymiany paneli na ostatnim stopniu w schodach na piętro — podgrzewała mu gulasz wołowy.
Kiedy już grzecznie zjadł, położyła go w łóżku w gościnnym, który na całe szczęście nie był zagracony papierami, podręcznikami i pudłami ze zdjęciami, pościąganymi z kominka. To wszystko było w jej sypialni. Będzie musiała to uprzątnąć i uporządkować, kiedy wróci z Piernikiem od weterynarza. Ale miała na to czas. Przecież dom nie spłonie jej w jedną noc, prawda?
Spojrzała potem na przyjaciela, kiedy leżał pod grubym, dzierganym kocem i starała się powstrzymać uśmiech. Przypomniała sobie o czymś zgoła innym, choć na tyle podobnym, aby spokojna twarz Shafiqa mogła wyciągnąć te wspomnienia na wierzch. Bo pomyślała o dwójce innych facetów, mamroczących pijacko przez sen i przytulających się do siebie, kiedy już w końcu zdołała ich namówić, aby położyli się spać.
Kiedy to było?
Cicho zamknęła za sobą drzwi.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
19.09.2025, 15:07  ✶  
...bo on nie chce się już ze mną bawić...

Zasmarkany nos, obraz nędzy i rozpaczy. Tu jednak był bezpieczny. Tu żaden z fotografów nie przydybałby go w takiej rozsypce z powodu nieporozumienia.

Owe nieporozumienie piekło żywym ogniem, nie mógł zapomnieć tych słów, rozdrapywał je cały czas, ale Tessa dała mu tylko i aż przestrzeń aby mógł to robić bez lęku, że zostanie wyśmiany. Unikatowa sytuacja.

...bo on już mnie nie lubi...

Psychoanalitycy z pewnością nadaliby łatkę temu zdarzeniu. Regresja w służbie ego. Przy kimś, kto owej "regresji" nie miał prawa mieć nawet gdy wiek pozwalał na takie przejawy emocji, momenty przyzwolenia sobie na tego typu czucie głębokie było mocno rezonującym i dotykającym wielu innych, aniżeli nieporozumienie z przyjacielem spraw.

Proces. Trwał w nim po uszy, odkąd Morpheus powiedział mu słów kilka, na temat swojej działalności poza Ministerstwem. Trwał w nim jeszcze głębiej, po drugiej rozmowie. I było w tym kotle wszystko i bardzo i teraz na świeżo - nie można było nic zaradzić. Tylko czuć.

Gorycz.

Brandy.

Suchość.

Woda.

Gulasz.

Ciężar.

Zmęczenie.

Mówiła, że ma się nie obwiniać, ale nie było to proste. Ba! było to wręcz niemożliwe. Mówiła, że nie mógł wiedzieć, ale obstawał uparcie przy swoim. Mówiła, że wszystko się ułoży...

...bo mnie się nie da lubić...

Kulił się na kanapie, zaciskając dłonie na miękkim kocu, pozwalając temu wszystkiemu płynąć, na co absolutnie nie pozwalał sobie we Francji. Nie wolno było okazywać słabości. Przywiązanie tylko szkodziło interesom. To było narzędzie, które się zepsuło, więc trzeba je wymienić na nowe. Głosy nakazujące mu pozbierać się do kupy były coraz bardziej autoagresywne i zajadłe. Miał kilka godzin, żeby się zregenerować, wytrzeźwieć i skonfrontować z Ministrą. Miał kilka godzin, żeby być wsparciem dla drogiej Lorien, o której życie trząsł się w ostatnich dniach po awarii świstoklika, musiał być w formie na wspólnym obiedzie, który tak niefortunnie z powodu wyjazdu do Egiptu ominął jej urodziny. Miał kilka godzin a potem...

...będzie musiał przyjąć do wiadomości, że jego świat spopielił się i nic już nie będzie takie jak dawniej.

I chociaż teraz zamykał swoje oba oczy ze zmęczenia fizycznego i psychicznego, a trzeciego oka nie posiadał, zaskakujące jak w myślach o popiele był bliski temu, co się wydarzyło w boleśnie niemetaforycznym ujęciu postępujących po sobie zdarzeń.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (1585), Quintessa Longbottom (1566)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa