08.05.2025, 14:54 ✶
—08/09/1972—
Anglia, Londyn
Julián Bletchley & Anthony Shafiq
![[Obrazek: mB3ZrlZ.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=mB3ZrlZ.png)
Now in the falling of the gloom
The red fire paints the empty room:
And warmly on the roof it looks,
And flickers on the back of books.
![[Obrazek: mB3ZrlZ.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=mB3ZrlZ.png)
Now in the falling of the gloom
The red fire paints the empty room:
And warmly on the roof it looks,
And flickers on the back of books.
Informacje które dostał od rodzeństwa Kellych było jednoznaczne i skłamałby, gdyby nagle zaczął rozpowiadać, że go to zaskoczyło.
Zaciśnięta szczęka, decyzja, która została podjęta niemal natychmiast.
Zachowawczość schowana do kieszeni? Zachowawczość, która płonęła wraz z Londyńskimi domami.
To był impuls, ale nie wyrósł on z jałowego gruntu. Brzemienna w skutki decyzja była powodowana okolicznościami, które kłębiły się wokół jego głowy od wieczoru, w którym Morpheus zdradził mu przynależność do tajnego stowarzyszenia, które nasiliły się wraz z kolejnym wyznaniem, jakoby ich wspólny wieloletni przyjaciel Jonathan również do niego należał, które rozkwitły złowieszczą łuną w pełni wczorajszego wieczoru podczas rozmowy, która przebiegła w zupełnie inny sposób niż miała przebiec. Wzajemne oskarżenia o bierność czy właśnie brak tej bierności, o tajemnice, o lojalność i zaufanie które zostały złamane, były oliwą dla wszechogarniającego strachu, że tej nocy, nocy przepowiedzianej przez Morpheusa, nocy która miała sfinalizować się odnalezieniem zwęglonego ciała Longbottoma... Anthony nie mógł pozbyć się myśli, że tej nocy może stracić nie jednego a obu przyjaciół. Że opuszczą go i pozostawią w niekończącym się poczuciu winy wynikającym z jego pasywności, z pozostania w bezpiecznym punkcie w Ministerstwie Magii, gdy oni ruszyli narażać swoje życia w imię sprawy. Narażać jego przyjaciół, czyli samych siebie.
Nie myślał, gdy teleportował się do Biblioteki Parkinsonów, miał tylko jeden cel - dostanie się do Fontanny Szczęścia, do której najprawdopodobniej zmierzał Selwyn. Może on - Shafiq - nie wiedział co się działo z Longbottomem, ale w końcu jego zastępca mógł mieć dostęp do informacji, których nie chciał mu powiedzieć na ministerialnym korytarzu. Paranoiczny brak zaufania podsycany był tym, że Selwyn potwierdził plan ponownego spotkania w atrium po czym intencjonalnie wybrał inną ścieżkę.
Pieprzony Gryfon... – było jednym z łagodniejszych określeń kłębiących się w głowie Anthony'ego.
Od razu po opuszczeniu biblioteki obrał azymut na Fontannę, licząc że zdoła dojść tam nim Jonathan z niej wyjdzie. Miał kilka, kilkanaście minut straty.
– Patrzcie to on! – kiedy to usłyszał, nie był świadom, że mowa o nim. Dopiero szarpnięcie w tył go otrzeźwiło. Chaos narastał. Niebo pokrywały ciemne magiczne chmury, z których sypał się popiół. Padał jak śnieg lecz nie przynosił chłodu a pożogę...
Zatrzymał się zszokowany takim zachowaniem ze strony kogokolwiek, a wtedy to się wydarzyło. Jego twarz, barki i dłonie zostały pokryte lepką cieczą. Bardzo odległym wspomnieniem absolutnie niepodobnej sytuacji, przypomniał sobie incydent z Czarnego Wesela, gdy to Amerykańska ambasadorka potraktowała go w ten sposób używając do tego celu swojego drinka. Ale to nie był słodki napitek. To była...
farba?!
Zakrztusił się, gdy dotarły do niego krzyki:
– Masz za swoje Shafiq! Ludzie umierają PRZEZ CIEBIE! Masz ich krew na rękach rasistowski złamasie! – kolejne szarpnięcie wybiło go z oszołomienia, choć bał się otworzyć powieki, żeby farba nie dostała się do oczu.
– Do reszty oszaleliście? Trzeba pomagać ludziom a nie... a nie robić... nie atakować... musimy... razem pomóc... – krztusił się czując smak farby w ustach, brakowało mu słów... Był sparaliżowany gwałtowną utratą jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją i tym barbarzyńskim atakiem wobec niego, wobec osoby która absolutnie nikomu nic nie zrobiła w tym konflikcie. Ale... Czy aby na pewno? Czy nie był tym, który tuszował pierwsze ataki śmierciożerców? Tym który podsycał anty mugolackie nastroje za panowania Leacha? Czy nie był tym, który mówił, że śmierciożercy to banda przebierańców, cyrk w wykonaniu znudzonych podlotków? Czy rzeczywiście nie miał krwi na rękach teraz, gdy Londyn płonął?!
– Pierdolisz kutasie! Pewnie biegłeś podłożyć ogień pod kolejną mugolacką kamienicą! – usłyszał przy kolejnym pchnięciu inny głos. – Działamy tu w czynie społecznym! Ratujemy tych, których chciałeś dziś zajebać!
Zaciśnięta szczęka, decyzja, która została podjęta niemal natychmiast.
Zachowawczość schowana do kieszeni? Zachowawczość, która płonęła wraz z Londyńskimi domami.
To był impuls, ale nie wyrósł on z jałowego gruntu. Brzemienna w skutki decyzja była powodowana okolicznościami, które kłębiły się wokół jego głowy od wieczoru, w którym Morpheus zdradził mu przynależność do tajnego stowarzyszenia, które nasiliły się wraz z kolejnym wyznaniem, jakoby ich wspólny wieloletni przyjaciel Jonathan również do niego należał, które rozkwitły złowieszczą łuną w pełni wczorajszego wieczoru podczas rozmowy, która przebiegła w zupełnie inny sposób niż miała przebiec. Wzajemne oskarżenia o bierność czy właśnie brak tej bierności, o tajemnice, o lojalność i zaufanie które zostały złamane, były oliwą dla wszechogarniającego strachu, że tej nocy, nocy przepowiedzianej przez Morpheusa, nocy która miała sfinalizować się odnalezieniem zwęglonego ciała Longbottoma... Anthony nie mógł pozbyć się myśli, że tej nocy może stracić nie jednego a obu przyjaciół. Że opuszczą go i pozostawią w niekończącym się poczuciu winy wynikającym z jego pasywności, z pozostania w bezpiecznym punkcie w Ministerstwie Magii, gdy oni ruszyli narażać swoje życia w imię sprawy. Narażać jego przyjaciół, czyli samych siebie.
Nie myślał, gdy teleportował się do Biblioteki Parkinsonów, miał tylko jeden cel - dostanie się do Fontanny Szczęścia, do której najprawdopodobniej zmierzał Selwyn. Może on - Shafiq - nie wiedział co się działo z Longbottomem, ale w końcu jego zastępca mógł mieć dostęp do informacji, których nie chciał mu powiedzieć na ministerialnym korytarzu. Paranoiczny brak zaufania podsycany był tym, że Selwyn potwierdził plan ponownego spotkania w atrium po czym intencjonalnie wybrał inną ścieżkę.
Pieprzony Gryfon... – było jednym z łagodniejszych określeń kłębiących się w głowie Anthony'ego.
Od razu po opuszczeniu biblioteki obrał azymut na Fontannę, licząc że zdoła dojść tam nim Jonathan z niej wyjdzie. Miał kilka, kilkanaście minut straty.
– Patrzcie to on! – kiedy to usłyszał, nie był świadom, że mowa o nim. Dopiero szarpnięcie w tył go otrzeźwiło. Chaos narastał. Niebo pokrywały ciemne magiczne chmury, z których sypał się popiół. Padał jak śnieg lecz nie przynosił chłodu a pożogę...
Zatrzymał się zszokowany takim zachowaniem ze strony kogokolwiek, a wtedy to się wydarzyło. Jego twarz, barki i dłonie zostały pokryte lepką cieczą. Bardzo odległym wspomnieniem absolutnie niepodobnej sytuacji, przypomniał sobie incydent z Czarnego Wesela, gdy to Amerykańska ambasadorka potraktowała go w ten sposób używając do tego celu swojego drinka. Ale to nie był słodki napitek. To była...
farba?!
Zakrztusił się, gdy dotarły do niego krzyki:
– Masz za swoje Shafiq! Ludzie umierają PRZEZ CIEBIE! Masz ich krew na rękach rasistowski złamasie! – kolejne szarpnięcie wybiło go z oszołomienia, choć bał się otworzyć powieki, żeby farba nie dostała się do oczu.
– Do reszty oszaleliście? Trzeba pomagać ludziom a nie... a nie robić... nie atakować... musimy... razem pomóc... – krztusił się czując smak farby w ustach, brakowało mu słów... Był sparaliżowany gwałtowną utratą jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją i tym barbarzyńskim atakiem wobec niego, wobec osoby która absolutnie nikomu nic nie zrobiła w tym konflikcie. Ale... Czy aby na pewno? Czy nie był tym, który tuszował pierwsze ataki śmierciożerców? Tym który podsycał anty mugolackie nastroje za panowania Leacha? Czy nie był tym, który mówił, że śmierciożercy to banda przebierańców, cyrk w wykonaniu znudzonych podlotków? Czy rzeczywiście nie miał krwi na rękach teraz, gdy Londyn płonął?!
– Pierdolisz kutasie! Pewnie biegłeś podłożyć ogień pod kolejną mugolacką kamienicą! – usłyszał przy kolejnym pchnięciu inny głos. – Działamy tu w czynie społecznym! Ratujemy tych, których chciałeś dziś zajebać!
popularny/rozpoznawalność VI
snob, nerwica natręctw - sytuacja wymknęła się spod kontroli i Anthony nie umie obronić się sam przed atakiem.
snob, nerwica natręctw - sytuacja wymknęła się spod kontroli i Anthony nie umie obronić się sam przed atakiem.