Quintessa & Morpheus
Spalona Noc
Rytmiczne tykanie zegara i palenie w łydkach oraz w sumieniu, tak kompatybilne z przeciągłym spojrzeniem, które pozostawił na Horyzontalnej 14, mijając je tak szybko, aby nie pomyśleć znów o tym, co mogłoby być, gdyby przyjął zaproszenie, zamiast być znów synem swojego ojca i synem swojej matki. Zawsze mógł mówić, że gorycz w ustach, to z powodu pyłu, a nie podjętych przez siebie decyzji. Przynajmniej te były rzeczywiście jego. I tak Vakel nigdy nie ucieknie od jego głosu, tym się pocieszał, będzie go nawiedzał jako duch, jeżeli zginie.
Dopadł do drzwi antykwariatu Tessy i wpadł do niego z gwałtownością wiatru, nieco dzikim spojrzeniem, zauważając jako pierwsze koce, wyrzucone na środek przestrzeni, jakby ktoś rozpoczął jakieś przygotowania, ale nie zdążył z jakiegoś powodu to zrobić. Szukał spojrzeniem właścicielki, czy napotka ją czy jacyś szubrawcy wykorzystywali chaos popiołu i ataków, aby wzbogacić się na czyimś nieszczęściu.
— Tessa?! — zawołał spanikowany, gotów do obrony zaklęciem, gdyby zamiast głosu swojej siostry, otrzymał na twarz zaklęcie. Już teraz miał rozmazane na twarzy popioły opadające na świat zgodnie z magicznym przykazaniem, bo co do tego był pewien. Zajmował swoje myśli tym, co robił zawodowo, swoją pracą, odkrywaniem utajonego, analizą badawczą, myśleniem jak naukowiec, wycofany z emocjonalnego doświadczania. Tylko że nie mógł. Płoną ściany twego domu, ulic gardło gryzie dym [...], mam mrok za sobą, ciebie obok, resztę naszych sił, gdy ty jak wcześniej nikt, jak żaden z nich obracasz nasz świat w pył. Nie czekaj! Nie czekaj. On nie mógł czekać, czekać nie będzie na niego Vasilij. Wdech, wydech, przecież nic się nie stanie. Nie mól tego powiedzieć, nie mógł nikomu złożyć żadnych obietnic, bo w głowie miał wizje płonącej Doliny Godryka. Co jeżeli Tessy tutaj nie ma? Jeżeli utknęła w płonącym domu i nie było nikogo, aby ją uratować? Co jeżeli właśnie Longbottom senior, jego ojciec, dławi się dymem lub torturami czarnoksiężników? Nie, wątpił w to. Godryk prędzej rzuciłby się na własny miecz niż poddał bez walki.
Co powinni zrobić, to ustalić hasła, lepszy system komunikacji, błądzili jak dzieci we mgle, i to obraza dla dzieci w tym momencie. Zagryzł zęby.
On sam bym w tym momencie jak nawiedzony dom, nie należał do siebie samego. Jego przodkowie wyglądali zza okien jego oczu w sposób bardzo przerażający, przekładając jakąkolwiek jego wolną wolę w swoja wolę, wolę pokoleń dzierżących miecz sprawiedliwości. Był w tym momencie w tajemniczej samotności dwuznacznych stanów, unoszenia się na ziemi niczyjej między życiem i śmiercią, snem, a jawą, za żywopłotem z kolczastych kwiatów, które sam tam zasadził.
— Jestem pan Mitchell, potrzebuje pan pomocy? — powiedział do Morpheusa mężczyzna w aptekarskim ubraniu, jeszcze lekko roztrzęsionym głosem, sugerującym niedawno przeżyte przerażenie, zapewne spowodowane atakiem. Nie wyglądał na rannego, nie wyglądał też na kogoś, kto mógłby zaatakować któregoś z Longbottomów, ale tego jasnowidz nie mógł być pewien. Niczego nie mógł być już pewien, właściwie nigdy nie mógł. Gorzka prawda o rzeczywistości, która nigdy nie była taka, jaką by chciał, aby była, prostolinijna, skłoniła go, aby zajrzeć w duszę mężczyzny. Już bez rozmytego spojrzenia, której jeszcze do niedawna mu towarzyszyło. Już jakiś czas temu odkrył, że jego spojrzenie przy widzeniu nadal jest klarowne. Po tylu latach.
Percepcja ◉◉◉◉◉: Wykaz Intencji (III), Morpheus sprawdza, czy mężczyzna w antykwariacie nie jest podejrzany
Sukces!
*Miuosh i Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” - Pieśń Pierwsza