10.07.2025, 12:43 ✶
W Rejwachu
porozmawiamy z Keyleth o tym, co tu wolno, a co nie
Ulokował całą rodzinę mugolsko-mugolacką w swojej piwnicy, gdzie mieli być do rana bezpieczni. Co za koszmar, pierdolony koszmar. Lecz Rejwach wciąż stał, wciąż miał się dobrze. Kto by pomyślał, że pierdolony śmierdzący pubik na Nokturnie stanie się pewnego dnia jednym z filarów sanity Clemensa Longbottoma.
Czarodziej poczłapał na piętro ukochanego lokalu. Przy każdym ruchu ręką czuł ten pierdolony zgnieciony palec. Czuł, jak tętni w nim krew i jak każdy niewłaściwy gest generuje wykręcający mordę spazm bólu. I jeszcze była dziewucha. Musiał się zająć dziewuchą.
— Nico! — zawołał, nie przerywając marszu do własnej sypialni. — Chodź no tu.
Był zdenerwowany, lecz raczej w ogólności, nie wyłącznie na nią. Nie dało się jednakże ukryć, że ów kolejny podstęp Keyleth nadszarpnął jego i tak napięte tej nocy nerwy, tak skłonne przecież do wybuchowych reakcji. Zająłby się udzielaniem jej pouczenia rano, jako że nie przewidywał w ogniu akcji chwili na podobne błachostki, lecz skoro sytuacja i tak wymusiła na nim przerwę na prowizoryczne wylizanie ran, mógł wykorzystać ją i na przegadanie z nią tego czy owego.
— Chodź tu, pomożesz mi — powtórzył już o wiele łagodniej, po czym puścił dziewczynę przodem do swojego pokoju. — Pojęcia nie mam, kim jesteś. I to jedyne, czego jestem o tobie pewien. To zapytać nie zaszkodzi: nie masz przypadkiem umiejętności uzdrowiciela, cwaniaro? — Uniósł ranną dłoń, uśmiechając się krzywo do Nico.
W środku panował bałagan, lecz znalazło się jakieś krzesło, na którym mogłaby w razie chęci usiąść Keyleth. Sam Woody klapnął sobie w pościeli na łóżku, nie bacząc na to, że jego spodnie są umorusane sadzą, która wetrze się w prześcieradła. Zdrową ręką Tarp pogrzebał w szufladach stolika nocnego, szukając czegoś, co mogłoby się przydać do sporządzenia opatrunku.
piw0 to moje paliwo