14.08.2025, 21:50 ✶
— Tak, dokładnie. Puściłem cię w ogień za resztą Brygady, a ty mi mówisz, że mniej ci ufam, bo nie opowiadam ci z kim piję kawę i komu zawdzięczamy dach nad głową? — wyrzucił z siebie, a okrutny sarkazm sączył się z każdego słowa. W innych okolicznościach nigdy nie odezwałby się tak do własnej córki. Mężczyzna bywał surowy, stanowczy, ale ten jad? Czy kiedykolwiek mówił do niej w ten sposób, jakby była po drugiej stronie barykady, mimo że walczyli ramię w ramię? Kiedy w takich chwilach biło w niej to samo serce, które odziedziczyła po nim?
Julian wiedział, że skoczyłby za nią w ogień bez wahania. Zrobiłby to tego dnia, następnego, zawsze. Więc dlaczego brzmiał tak jakby chciał ją zranić? Dlaczego język był szybszy od rozumu, a gniew nie dawał się ujarzmić?
Tyle że potem najmniejsza Bletchleyówna wspomniała o zaufaniu, a jego serce pękło.
— O to mi dokładnie chodzi! Nic innego się nie liczy, ponieważ jesteś moją córką! — wykrzyczał.
Było w tym coś absurdalnego — kłócić się o zaufanie, kiedy wszystko, co robił od miesięcy, było dla niej, dla Alice, dla ich matki. Kiedy każda decyzja stanowiła efekt obrania sobie jednego celu: żeby przeżyły. Hestia biegała po Londynie, żeby pomagać. Julian tamtej nocy szukał jej. Był gotowy zrezygnować ze służby. To właśnie było źródłem jej gniewu, niepojętej frustracji oraz jego milczącego, dławiącego strachu przed utratą córki na tyle silnego, że nie umiał zamienić go w słowa.
— A może po to żebyś nie popełniała moich błędów! Po to żebyś umiała wrócić z każdej misji żywa! Nawet jeśli będzie to oznaczało pozostawienie kogoś za śmierć. I tak, wiem, że ci się to nie spodoba, ale może właśnie dlatego nie mówię ci wszystkiego, bo nie chcę patrzeć, jak patrzysz na mnie tak, jak teraz!
Julian wiedział, że skoczyłby za nią w ogień bez wahania. Zrobiłby to tego dnia, następnego, zawsze. Więc dlaczego brzmiał tak jakby chciał ją zranić? Dlaczego język był szybszy od rozumu, a gniew nie dawał się ujarzmić?
Tyle że potem najmniejsza Bletchleyówna wspomniała o zaufaniu, a jego serce pękło.
— O to mi dokładnie chodzi! Nic innego się nie liczy, ponieważ jesteś moją córką! — wykrzyczał.
Było w tym coś absurdalnego — kłócić się o zaufanie, kiedy wszystko, co robił od miesięcy, było dla niej, dla Alice, dla ich matki. Kiedy każda decyzja stanowiła efekt obrania sobie jednego celu: żeby przeżyły. Hestia biegała po Londynie, żeby pomagać. Julian tamtej nocy szukał jej. Był gotowy zrezygnować ze służby. To właśnie było źródłem jej gniewu, niepojętej frustracji oraz jego milczącego, dławiącego strachu przed utratą córki na tyle silnego, że nie umiał zamienić go w słowa.
— A może po to żebyś nie popełniała moich błędów! Po to żebyś umiała wrócić z każdej misji żywa! Nawet jeśli będzie to oznaczało pozostawienie kogoś za śmierć. I tak, wiem, że ci się to nie spodoba, ale może właśnie dlatego nie mówię ci wszystkiego, bo nie chcę patrzeć, jak patrzysz na mnie tak, jak teraz!