22.07.2025, 18:46 ✶
Klątwy niecodziennie przemieniały podstarzałego sprzedawcę walizek w starożytnego Rzymianina.
Dzisiaj kiedy Basilius skończył swoją pracę wczesnym popołudniem (były jakieś plusy stawiania się w szpitalu wcześniej, niż było to w przypadku urzędników Ministerstwa Magii) postanowił przejść się po Pokątnej, aby coś kupić, ale nie zdążył przejść zbyt wielu kroków, gdy zatrzymała go znana mu już wcześniej Dhalia O'Hara z prośbą o pomoc.
Państwo O'Hara byli parą czarodziejów półkrwi, którzy prowadzili razem niewielki sklepik z kurami podróżnymi i wszystkim w czym czarodziej mógł przechowywać swoje rzeczy. Basilius kilka razy przychodził do nich w ramach domowych wizyt, ale nigdy nie były to poważne sprawy, a tym bardziej klątwy. Sam James O'Hara śmiał się zawsze, że wybrali doskonały biznes, bo przychody z tego były zadowalające, a jednocześnie ich życie było odpowiednio nudne.
Najwyraźniej jednak klątwa mogła dopaść każdego.
Na miejscu poza tłumem walizek, zobaczył pana O'Hare, dość niskiego, siwiejącego już czarodzieja w garniturze, a także jego mocno zaniepokojonego syna, ktory musiał ledwo co ukończyć Hogwart.
– Ojciec robi dziwne rzeczy ‐ wymamrotał, ale podobnie jak jego matka, która przyprowadziła tutaj uzdrowiciela, nie potrafił powiedzieć nic więcej.
Stan pana O'Hary był... Ciekawy. Mężczyzna raz szalał po sklepie, gadając jakieś brednie i starwał na walizkach, a raz poważniał i próbował coś im tłumaczyć. To nie było niecodzienne działanie klątw. Ale to że mężczyzna mówił po łacinie już tak. Szybkie badanie wykazało, że klątwa była dość łagodna, ale jednocześnie na tyle złośliwa, że aby ją złamać należało wiedzieć jak dokładniej została rzucona i czy była to sprawka jakiegoś przedmiotu, czy też człowieka.
No ale jego pacjent mówił po łacinie.
Znaleźli jakiś słownik. Niestety nie nadążali za tym co mówił mężczyzna, a oczywiście złośliwość losu sprawiła, nieszczęsny właściciel potrafił jedynie mówić po łacinie, a nie w niej pisać. Pisać obecnie nie potrafił w ogóls żadnym języku.
Basilius uznał więc, że potrzebna będzie pomoc jedynego eksperta w sprawie łaciny, który mógłby mu teraz pomóc.
Dlatego chwilę później pukał do drzwi mieszkania Mony i od progu przywitał brata słowami.
– Proszę powiedz mi, że jesteś w stanie zrozumieć monolog wypowiadany w łacinie, ale prawdopodobnie z angielskim akcentem.
Dzisiaj kiedy Basilius skończył swoją pracę wczesnym popołudniem (były jakieś plusy stawiania się w szpitalu wcześniej, niż było to w przypadku urzędników Ministerstwa Magii) postanowił przejść się po Pokątnej, aby coś kupić, ale nie zdążył przejść zbyt wielu kroków, gdy zatrzymała go znana mu już wcześniej Dhalia O'Hara z prośbą o pomoc.
Państwo O'Hara byli parą czarodziejów półkrwi, którzy prowadzili razem niewielki sklepik z kurami podróżnymi i wszystkim w czym czarodziej mógł przechowywać swoje rzeczy. Basilius kilka razy przychodził do nich w ramach domowych wizyt, ale nigdy nie były to poważne sprawy, a tym bardziej klątwy. Sam James O'Hara śmiał się zawsze, że wybrali doskonały biznes, bo przychody z tego były zadowalające, a jednocześnie ich życie było odpowiednio nudne.
Najwyraźniej jednak klątwa mogła dopaść każdego.
Na miejscu poza tłumem walizek, zobaczył pana O'Hare, dość niskiego, siwiejącego już czarodzieja w garniturze, a także jego mocno zaniepokojonego syna, ktory musiał ledwo co ukończyć Hogwart.
– Ojciec robi dziwne rzeczy ‐ wymamrotał, ale podobnie jak jego matka, która przyprowadziła tutaj uzdrowiciela, nie potrafił powiedzieć nic więcej.
Stan pana O'Hary był... Ciekawy. Mężczyzna raz szalał po sklepie, gadając jakieś brednie i starwał na walizkach, a raz poważniał i próbował coś im tłumaczyć. To nie było niecodzienne działanie klątw. Ale to że mężczyzna mówił po łacinie już tak. Szybkie badanie wykazało, że klątwa była dość łagodna, ale jednocześnie na tyle złośliwa, że aby ją złamać należało wiedzieć jak dokładniej została rzucona i czy była to sprawka jakiegoś przedmiotu, czy też człowieka.
No ale jego pacjent mówił po łacinie.
Znaleźli jakiś słownik. Niestety nie nadążali za tym co mówił mężczyzna, a oczywiście złośliwość losu sprawiła, nieszczęsny właściciel potrafił jedynie mówić po łacinie, a nie w niej pisać. Pisać obecnie nie potrafił w ogóls żadnym języku.
Basilius uznał więc, że potrzebna będzie pomoc jedynego eksperta w sprawie łaciny, który mógłby mu teraz pomóc.
Dlatego chwilę później pukał do drzwi mieszkania Mony i od progu przywitał brata słowami.
– Proszę powiedz mi, że jesteś w stanie zrozumieć monolog wypowiadany w łacinie, ale prawdopodobnie z angielskim akcentem.