• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[grudzień 1971] Godzina już późna, noc nieprzespana || Ambroise & Prudence

[grudzień 1971] Godzina już późna, noc nieprzespana || Ambroise & Prudence
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#11
17.09.2025, 10:33  ✶  
Bez wątpienia istniał szereg dziedzin i tematów, których konieczność dotknięcia w szerszym, bardziej długofalowym i zaawansowanym temacie nie stanowiłaby dla niego najmniejszego problemu. Ba, gdyby rzeczywiście tego chciał, również tutaj żadnego by nie widział, jednakże tak się akurat zdarzyło, że z naprawdę dużej puli wylosowali coś, co może i było całkiem interesujące, ale nie na tyle, żeby chciał całkowicie się w tym zanurzyć. Nie miał zatem obiekcji przed machnięciem ręką, wzruszeniem ramionami i odłożeniem szerszych astronomicznych aspektów rytuałów na tę samą zakurzoną półkę, na której znajdowało się już kilka innych pobieżnie poruszonych pomysłów.
- Mhm - kiwnął głową, odrywając wzrok od ulotki i na powrót patrząc na dziewczynę.
Przez ten cały czas, jaki zdążyli spędzić we wzajemnym towarzystwie, Ambroise zdążył już zauważyć pewne naleciałości i standardy, jakie miała jego towarzyszka. Oczywiście, bez wątpienia zdarzyło mu się również skomentować jej zatrważająco rozległe przygotowanie teoretyczne praktycznie do wszystkiego, do czego siadała. Bowiem chociaż on sam także wolał mieć podstawy i nie popełnić żadnego karygodnego, momentami idiotycznego błędu przez to, że ominął jakąś część instrukcji, w duchu i z wychowania był jednak głównie praktykiem.
Nic zresztą dziwnego, czyż nie? Tak wyglądała ta główna dziedzina, w której specjalizowali się członkowie jego rodu. Tak, szlak zostawał stopniowo coraz bardziej przetarty, wynajdywanie koła na nowo nie zawsze miało sens, ale później pojawiały się kolejne zmienne, następne potrzeby, pomysły i tak dalej. Gdyby nie kładzenie największego nacisku na część badawczo-rozwojową, na praktykę, staliby teraz w miejscu. Zatrzymaliby się w martwym punkcie i co dalej?
Choćby nawet z ostatnim projektem, w jaki zaangażował się na prośbę ojca... ...gdyby nie dosyć ryzykanckie zachowania i alternatywne podejście, nigdy nie osiągnęliby satysfakcjonujących wyników. Jeżeli dokładnie trzymaliby się wszystkiego, co już zostało ujęte we wnioski i zapisane, bez wątpienia nie udałoby im się coś, co wiele kosztowało, ale jednocześnie jeszcze więcej dawało.
Tak, mógł bardzo dużo czytać, mógł przygotowywać się z ksiąg, ale tylko działanie było gwarantem prawdziwej nauki. Czasami przynoszącej korzyści, czasami wprost przeciwnie. Podzielał zdanie Prue odnośnie zgłębiania szczegółów, jednakże nie potrzebował miesiącami czytać wszystkiego, co zostało wydane na dany temat.
Tak, bywały wyjątki od tej reguły. Zazwyczaj dosyć niechlubne, ponieważ w takich momentach zwykł fiksować się na każdej możliwej kwestii, sięgając nawet po najgorzej sformułowane czytadła. Czasami tak bardzo usilnie starał się znaleźć to, co potrzebował przeczytać, że rzeczywiście był w stanie zakopać się w literaturze. Dotyczyło to jednak spraw, których raczej nie poruszałby do ich wspólnej kawki.
W przeciwieństwie do wilkołaków. W przeciwieństwie do właściwości ich (i nie tylko ich) krwi. Tu Bletchleyówna miała jego zainteresowanie.
- Dałoby się to zorganizować - stwierdził bez zająknięcia, nawet nie mrugając przy tym okiem.
Nie potrzebował zbyt wiele, aby odnieść się do słów Prudence. Nie musiała tłumaczyć mu swoich pobudek, bo przecież aż nazbyt dobrze je znał. Nie uważał także, aby to tak naprawdę była jakaś większa sprawa. Za to szansa? Oczywiście, że tak. To bez wątpienia była szansa, żeby dogłębniej przyjrzeć się problemowi, mogąc obrócić go na swoją korzyść. Wystarczyło tylko odpowiednio do tego podejść...


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#12
17.09.2025, 10:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2025, 10:56 przez Prudence Bletchley.)  

Cóż, nie można było posiadać wiedzy na każdy temat, być ekspertem w każdej dziedzinie. Prudence należała do osób, które interesowały się wieloma rzeczami, jednak i ona nie była w stanie przyswoić wszystkiego. Jedne rzeczy ciekawiły ją mniej, inne bardziej, astronomia nigdy do nich nie należała, nie wiedzieć czemu, bo przecież z gwiazd można było naprawdę wiele wyczytać.

Najwyraźniej byli zgodni co do tego, aby nie zagłębiać się w te badania. Jasne, mogły wnieść jakieś nowe spojrzenie, jednak żadne z nich nie mogło pochwalić się wiedzą w tym temacie, musieliby korzystać z pomocy osób trzecich, a do tego poświęcić temu naprawdę dużo czasu. Gra nie była warta świeczki i mieli na ten temat podobne zdanie. Dobrze, mogli przejść dalej, całkiem sprawnie poszła im ta dedukcja.

Nie widziała nic złego w teoretycznym przygotowaniu, skoro mogło ono uchronić ją przed głupimi błędami nowicjuszy. Zdecydowanie wolała odbębnić ślęczenie przy księgach, wyczerpać wszystkie źródła, by później przejść do praktyki. Gdyby wszyscy postępowali w podobny sposób to w Mungu byłoby zapewne dużo mniej pacjentów. Jasne, miała świadomość, że niektórzy próbowali odkrywać zupełnie nowe rzeczy, wtedy wyglądało to nieco inaczej, jednakże mało było takich doświadczeń, których kiedyś, ktoś nie próbował już wprowadzać. Także zawsze można było znaleźć jakieś notatki, księgi, cokolwiek. To oczywiście również wymagało czasu i zaangażowania, ale na tym przecież to wszystko polegało. Wolała wybierać tę bardziej skrupulatną drogę, zresztą i tak nie miała niczego lepszego do roboty niż siedzenie nad księgami, to był jej ulubiony sposób na spędzanie wolnego czasu. Zaszywanie się w swoim mieszkaniu, otoczonej stosami ksiąg. Potrafiła siedzieć tak godzinami, bez jedzenia, przemierzając wzrokiem kolejne strony. W jej przypadku wiązało się to również z analizą, filtrowaniem danych, przypominaniem sobie ciągle, że gdzieś widziała coś podobnego, w innej księdze, na innym manuskrypcie, wieczne rozkładanie wszystkiego na części pierwsze. To trwało, na szczęście nigdzie się nie spieszyła.

- Tak? - Uniosła z zaciekawieniem głowę, aby spojrzeć na Greengrassa, teraz to ją nieco zainteresował. Skoro można by to było zorganizować, to jak najbardziej była chętna. Nie znosiła wilkołaków, miała do nich ogromną awersję, chociaż zazwyczaj nie była nietolerancyjna, akceptowała naprawdę najróżniejsze odchylenia od normy, jednak nie w tym przypadku. Była wyjątkowo zaciekła jeśli chodzi o zdanie na temat klątwy likanotropii. Uważała, że wilkołacy nie powinni chodzić wolni po ulicach, bo stanowili zbyt wielkie zagrożenie. - Kiedy? - To było dość istotnym pytaniem, bo najwyraźniej była gotowa chyba nawet w tej chwili wstać i się w to zaangażować.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#13
17.09.2025, 16:08  ✶  
Nie mógł powiedzieć, że nie drgnęły mu kąciki ust, gdy usłyszał reakcję Prue. Właśnie tego się spodziewał. Wiedział, że się dogadają.
- Niedługo - odpowiedział, tym razem także nie odczuwając konieczności zbyt długo się nad tym zastanawiać.
To nie był pierwszy raz, gdy myślał o tej możliwości. Może niekoniecznie w kontekście wykorzystywania wilkołaczej posoki w celu tego, o czym czytała Prudence. Rytuały energetyczne z związane z krwią nie były mu obce, należały raczej do tych bardziej powszechnych, z pewnością było o nich całkiem sporo mniej legalnej literatury, w której bez wątpienia fanatycznie zaczytywała się Bletchleyówna. Znał ją już na tyle, żeby doskonale wiedzieć, że gdy już podłapała temat, zachowywała się jak pies gończy, który złapał trop i nie zamierzał odpuścić, dopóki nie odczuje pełnej satysfakcji.
W jego wypadku, był to po prostu kolejny raz, gdy myślał o tym wszystkim, co doprowadziło ich do tej sytuacji. Gdyby nie tamten atak wilkołaka, pewnie nie znajdowaliby się w tej chwili w tym miejscu. No, a już zdecydowanie nie razem. Raczej w dalszym ciągu byliby po prostu neutralnymi znajomymi ze szpitala, którzy od czasu do czasu mijali się w częściach wspólnych Munga i wymieniali zdanie bądź dwa.
Wydawało mu się dosyć jasne, że gdyby nie tamte chwile, nie zaangażowałby się w żaden sposób w prywatne życie koleżanki. To tamten splot wydarzeń sprawił, że byli tu, gdzie byli. Nie tylko fizycznie, lecz także mentalnie. Fragment po fragmencie, słowo po słowie, sytuacja po sytuacji. Zbieg okoliczności przyczynił się do ich współpracy.
Ale teraz nie musieli już na nim polegać, nieprawdaż? Tak właściwie, jego zdaniem nadeszła odpowiednia chwila, by powrócić do tamtych czasów, wyciągając z nich to, co było potrzebne, aby pchnąć temat dalej. Prudence od dłuższego czasu nie wyglądała już na smutną czy roztrzęsioną, wręcz przeciwnie. Widział w niej gniew, wstręt i potencjalne pragnienie przekucia własnych doświadczeń w miecz. Jeśli dobrze to rozegrają, nie obusieczny.
- Moim zdaniem, najrozsądniej będzie zrobić to kilka dni po pełni, wykorzystując sytuację - stwierdził na tyle pewnie, że nie pozostawało wątpliwości: nie pierwszy, nie drugi, nie trzeci raz myślał o tym zagadnieniu. - Za to przygotować się musimy wcześniej. Odwiedzić kilka sklepów, korzystając z sabatowego zakupowego zamieszania i tak dalej - brzmiało to rozsądnie, nieprawdaż?
Oczywiście, że tak było. Inaczej by tego nie mówił.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#14
17.09.2025, 20:22  ✶  

Westchnęła głośno, gdy usłyszała odpowiedź Greengrassa. Nie znosiła takich niejasnych informacji, niedługo - nie mówiło to niczego konkretnego, bo wszystko zależało od tego, kto w jaki sposób odbierał ten termin, dla jednych mogło to być jutro, dla innych za kilka miesięcy, zdecydowanie wolała otrzymywać bardziej klarowne odpowiedzi, ale oczywiście nie zamierzała mówić o tym teraz w głos, chociaż widać było na jej twarzy rozczarowanie. Miała problem z wilkołakami, i wcale tego nie ukrywała.

To co dla jednych powszechne, dla innych było mniej. Prudence była całkiem biegła w różnych rytuałach, bo od lat ją one interesowały, wcześniej musiała nieco kryć się ze swoją pasją, aktualnie jednak już nie było nic, co by ją ograniczało, nikt nie sugerował jej tego, że jej zainteresowania są nieodpowiednie, że powinna nieco odpuścić, zmienić się, być bardziej zwyczajna. Wbrew pozorom pewien ciężar z niej spadł, kiedy znowu została sama, nie, żeby był to jej wybór, zawsze potrafiła się dostosować, starała się być taka, jaką chcieli ją widzieć inni, ale nie najgorzej było móc podążać tą ścieżką, która faktycznie ją fascynowała. Wiedziała, że łatwo jest się w tym zatracić, ale jej nigdy nie zależało na tym, aby zostać panią życia i śmierci, może odrobinę, tylko ociupinkę, nie chciała bowiem dopuścić do tego, aby znowu ktoś na kim będzie jej zależało odszedł w jej ramionach. Nie znosiła tego poczucia bezsilności, które jej wtedy towarzyszyło, nie mogła sobie pozwolić na taką słabość. Właśnie dlatego nie przestawała szukać informacji, rozwijać się, poszerzać swojej wiedzy, robiła się coraz bardziej biegła w pewnych dziedzinach, co przynosiło jej wewnętrzny spokój.

- Tak, to będzie najlepszy moment, pełnia ich osłabia. - To było całkiem oczywiste, że przemiana kosztowała wilkołaków sporo energii, mogli więc skorzystać z momentu, kiedy będą w najgorszej formie, nie widziała w tym niczego złego, oni również nie mieli oporów, by atakować innych podczas momentów słabości, to były całkiem logiczne kalkulacje. - Nie ma lepszego momentu na podobne zakupy od zbliżającego się sabatu. - Zgadzali się co do tego. Ludzie wpadali wtedy w świąteczny szał zakupów i brali wszystko jak leci, nikt nie powinien zauważyć w tym niczego dziwnego, na pewno nie będą rzucać się w oczy, gdy uzupełnią swoje zapasy wszystkim, czym mogli osłabić te pomioty szatana.

- Mogę się tym zająć. - Nie miała z tym najmniejszego problemu, zresztą mogła poprosić matkę o parę składników, na pewno nie podejrzewałaby Prue o jakieś niecne plany, spoglądała na nią raczej jako na dość mocno zagubioną w rzeczywistości osobę, która nie była w stanie nikogo skrzywdzić i bardzo dobrze, im mniej wiedziała, tym spała spokojniej, czyż nie?

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#15
18.09.2025, 01:07  ✶  
- Daruj sobie - tak, nie zamierzał pozostawić tej reakcji bez adekwatnego komentarza, niemal synchronicznie wywracając oczami. - Jak już ustaliliśmy, astronomia to nie nasza ulubiona dziedzina. A ja nie jestem BUMowcem, by odpowiedzieć ci z marszu. Muszę się zastanowić - skwitował w typowej dla siebie manierze, nie zionąc frustracją, lecz raczej zachowując się w tym momencie tak, jakby miał do czynienia z naprawdę nadaktywnym, przesadnie ciekawskim stażystą.
Tyle tylko, że wobec stażysty nie byłby aż tak dosadny. Przy stażyście wyłącznie uniósłby wzrok w kierunku sufitu, wewnętrznie podziwiając własną cierpliwość i poświęcenie dla dobra nauki oraz zdrowia (choć raczej nie psychicznego; o to byłoby trudno, bo niektórzy przyszli uzdrowiciele byli po prostu naturalnie skrzywieni) przyszłych pokoleń. A potem bardzo powoli zasugerowałby rozwiązanie, korzystając z cennych sekund, aby je znaleźć. Lub, co wygodniejsze, odesłałby jegomościa do samodzielnego poszukania odpowiedzi w encyklopedii, żeby samemu móc także w spokoju zweryfikować fakty.
Przy Prue to zdecydowanie nie miało zadziałać. Tak. Ona potrzebowała konkretu. Chciała daty. Czy mógł ją za to winić? W końcu sam wiedział, jaki potrafił być, gdy się na coś napalił. On również niekoniecznie lubił ogólniki, wolał operować faktami. Tyle, że nie musiała tak ostentacyjnie wzdychać. Nie była koniem.
Dorzucając słowa dotyczące pełni i przygotowań przy okazji najbliższego sabatu, przesunął ręką kalendarzyk w kierunku dziewczyny, nie kłopocząc się papierami leżącymi pod spodem, a już szczególnie nie tą nieszczęsną ulotką.
- Czyń honory - stwierdził naturalnie, bowiem skoro chciała daty, tylko tak miała ją otrzymać; wskazując pełnię w kalendarzu.
On tymczasem kiwnął głową, kolejny raz stukając palcami w drewniany blat i rozważając możliwości.
- Podzielmy się po połowie - zasugerował po chwili. - Zróbmy listę. Wyszczególnijmy co bardziej kontrowersyjne przedmioty, a potem rozdzielmy oczywiste połączenia - składniki, które dobrane razem aż krzyczały o złych zamiarach, akcesoria zazwyczaj kupowane w zestawie, żeby dokonywać wiadomych czynów...
...i tak dalej, i tak dalej. Wiedzieli, o co chodzi.
Co prowadziło go do jeszcze jednego wniosku.
- To musi być ktoś inny - jego słowom brakowało tonu sugerującego możliwość dyskusji, zaraz zresztą przeszedł do tego, do czego zmierzał od samego początku. - Inny wilkołak. Ktoś parszywy, ale bez związku - bez powiązań z Bletchleyówną. - Na pierwszy ogień - zaznaczył, gdyby jednak postanowiła zaprotestować.
Testowali rozwiązania, tak? Zamierzali je badać. Podchodzić do tego w naukowy sposób. To nie mógł być ten rodzaj vendetty. Nie, mogliby tym sobie zbyt mocno zaszkodzić. Musieli celować w kogoś, kto nie stanowiłby żadnej straty dla społeczeństwa, ale gdyby coś poszło bardzo nie po ich myśli, nie byłby też z nimi powiązany. W żaden sposób.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#16
18.09.2025, 10:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2025, 12:07 przez Prudence Bletchley.)  

- No to, zastanawiaj się szybciej. - Potrzebowała konkretów, a nie słów rzucanych na wiatr. Szczególnie, że ta sprawa wyjątkowo ją zainteresowała. Daleko była od stażystów, którzy napalali się na każdy możliwy przypadek. Pownien sobie zdawać z tego sprawę, że doświadczenie, które ją spotkało związane z wilkołakami było dość brutalne, dlatego też tak zareagowała.

Mogła się tym zająć sama, nie była skazana na niczyją łaskę, zwłaszcza, że jej doświadczenie i umiejętności były większe od niego, nie było sensu udawać, że tego nie widzi. Nie miała zamiaru czekać w nieskończność, skoro pomysł już padł i faktycznie ją zafascynował. Być może była drobna, niepozorna, jednak nie przeszkadzało jej to w tym, aby zająć się tym w pojedynkę. Przez wiele lat pogłębiała swoje zainteresowania sama, więc wiedziała jak to jest.

Nie musiała zbyt długo się przyglądać datom w kalendarzu, wybrała najbliższą, co mogło być całkiem oczywiste zważając na jej reakcję. - Pełnia jest trzydziestego pierwszego grudnia, to byłby bardzo miły prezent urodzinowy. - Nieszczególnie celebrowała swoje urodziny, jednak w tym momencie wydawało jej się to być całkiem niezłą opcją na spędzenie tego dnia w najbliższym roku. Sama mogła zrobić sobie prezent, wspaniale, tak jak wszystko robiła sama. Nikt o nią lepiej nie zadba od niej samej.

- Może być. - Mogli się podzielić tą listą zakupów, chociaż te słowa padły z jej ust raczej automatycznie, miała już wizję, w której to ona, tylko i wyłącznie ona sama przeprowadza te jakże ciekawe badanie, a że mogła przy okazji zemścić się na jednym ze stworzeń, których nienawidziła... cóż, to wcale, ale to wcale nie był priorytet, prawda? W jej oczach na chwilę pojawił się błysk, zgasł jednak stosunkowo szybko, nie powinna po sobie pokazywać, jak bardzo ekscytuje ją taka możliwość.

- Naturalnie. - Nie była głupia, wiedziała, że nie może pozowlić na atak na tego konkretnego wilkołaka, niczego to jednak nie zmieniało, nienawidziła ich wszystkich, uważała, że były zakałą tego świata, najlepiej byłoby pozbyć się ich wszystkich, ale na to też kiedyś przyjdzie pora.



Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Prudence Bletchley (2970), Ambroise Greengrass (3728)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa