31.08.2025, 09:38 ✶
Hestia uwielbiał chodzić nad morze od małego, a w szczególności tę najbliżej od Doliny Godryka. Czasem pływała, a czasem po prostu rozkładała się na przyniesionym kocu i rysowała. Teraz co prawda to zadanie stawało się powoli coraz trudniejsze nie tylko ze względu na ochładzającą się pogodę, ale też fakt, że obecnie ich rodzinny dom nie był do końca dysponowany. Dzisiaj jednak miała wrażenie, że cały świat krzyczał, a ona potrzebowała chwili samotności z ołówkiem w ręku. Nie że coś się działo właśnie teraz. Było całkiem spokojnie po prostu… Po prostu wspomnienie pożaru było wciąż silne, w pracy rozmawiała z wdową po ofierze tej katastrofy i nagle całe miasto była za głośne, zbyt duszące, a ludzie… Za bardzo.
Dlatego też w wolną sobotę wzięła najpotrzebniejsze rzeczy i już chwilę później siedziała na różowym kocu na drewnianym molo ze szkicownikiem w ręku i nogami dyndającymi nad wodą. Miło było chociaż przez chwilę udawać, że nic się nie działo, a ta jsszcze-nie-jesienna sobota nie wymagała od niej oderwania się od rzeczywistości aby być przyjemną. Tylko ona, ołówek, morze i spokój.
Najwyraźniej jednak los miał inne plany.
Hestia w pewnym momencie uniosła głowę znad szkicownika słysząc…
Śpiew.
I to nie byle jaki śpiew. Oj nie. To był śpiew inny od wszystkich, które do tej pory znała. Śpiew, który wydobywał się z ust przepięknej istoty o długich, jasnych włosach i androgynicznej urodzie. Hestia nigdy wcześniej nie rozumiała jak bardzo muzyka może działać na ludzi, aż do teraz. Bo teraz ta melodia ją przyciągała, kazała rzucić wszystko i podążyć za nią w ramiona tej istoty. Kiedy znalazła się wodzie? Kiedy w ogóle podjęła decyzję, aby rzucić się do morza i oddać pocałunki oferowane jej przez tę istotę?
Nie była pewna. Jedyne co pamiętała to moment, gdy zaczęło do niej docierać, że jest właśnie topiona. Szybko próbowała się wyszarpnąć. Istota nie dawała za wygraną. Hestia nie dawała za wygraną. Szarpanina w wodzie trwała, chociaż młoda Bletchley była niestety na razie w nie tak korzystnej sytuacji.
Dlatego też w wolną sobotę wzięła najpotrzebniejsze rzeczy i już chwilę później siedziała na różowym kocu na drewnianym molo ze szkicownikiem w ręku i nogami dyndającymi nad wodą. Miło było chociaż przez chwilę udawać, że nic się nie działo, a ta jsszcze-nie-jesienna sobota nie wymagała od niej oderwania się od rzeczywistości aby być przyjemną. Tylko ona, ołówek, morze i spokój.
Najwyraźniej jednak los miał inne plany.
Hestia w pewnym momencie uniosła głowę znad szkicownika słysząc…
Śpiew.
I to nie byle jaki śpiew. Oj nie. To był śpiew inny od wszystkich, które do tej pory znała. Śpiew, który wydobywał się z ust przepięknej istoty o długich, jasnych włosach i androgynicznej urodzie. Hestia nigdy wcześniej nie rozumiała jak bardzo muzyka może działać na ludzi, aż do teraz. Bo teraz ta melodia ją przyciągała, kazała rzucić wszystko i podążyć za nią w ramiona tej istoty. Kiedy znalazła się wodzie? Kiedy w ogóle podjęła decyzję, aby rzucić się do morza i oddać pocałunki oferowane jej przez tę istotę?
Nie była pewna. Jedyne co pamiętała to moment, gdy zaczęło do niej docierać, że jest właśnie topiona. Szybko próbowała się wyszarpnąć. Istota nie dawała za wygraną. Hestia nie dawała za wygraną. Szarpanina w wodzie trwała, chociaż młoda Bletchley była niestety na razie w nie tak korzystnej sytuacji.