25.09.2025, 15:29 ✶
Czym William Lestrange i Helloise zajmowali się po Beltane?
Beltane zostawiło tego roku nad Knieją smród paniki i głośne, powracające echem poruszenie, którego strzępy docierały również do odosobnionego zakątka Helloise. Kilka razy przywiało na jej podwórze również zabłąkanych wolonatriuszy poszukujących kogoś, kogo mogliby uratować, lecz wiedźma spod Kniei z całą pewnością ratunku nie potrzebowała. Potrzebowała, aby uspokoiła się wreszcie ta niepotrzebna histeria, a Ministerstwo wyniosło z lasu. Był to wciąż okres, gdy żyła w przekonaniu, że sytuację wystarczy przeczekać, ponieważ wszystko samoistnie się wyreguluje.
Cieszyła się więc w międzyczasie piękną wiosenną pogodą, ocieplającymi się nieśmiało dniami i wieczorami. Nie puszczano ludzi do lasu, lecz było co robić w ogrodzie, toteż początkowo rządowy zakaz kwitowała jedynie wyrazem niesmaku na twarzy, klątwą mamrotaną pod nosem i powrotem do domu. Wiosna, to sadzić trzeba, poprzycinać drzewka oraz krzewy, rośliny porozmnażać w szklarniach. Pracowała więc w ogrodzie od bladego świtu w cieniu rozkwitających na biało drzew i młodych zielonych listków, mimo że tej wiosny nad wyraz uciążliwe okazały się wiatry. Między zajęciami przygotowywała dla pałętających się po podwórzu kurczaków specjały: twarogi z ziołami i sałatki, a gdy słońce w południe przypiekało, wynosiła im do misek na wodę lodu z mrożoną porzeczką. Jadała na dworze, pracowała na dworze, czasem drzemała pod dzikimi jabłonkami z uchem przy ziemi, dając się obłazić mrówkom. Siedziała długo po zmroku, mimo że wieczory wciąż były chłodne i po pewnej godzinie musiała owinąć się szalem. Nie czuła jeszcze grozy nadciągającej z głębi Kniei, a przynajmniej nie w pełni.
Gdy w okolice chatki na kurzej stopie zawędrował niespodziewany gość, ognisko ze ściętych tamtego dnia starych gałęzi już dogasało, wciąż jednak wesoło czerwienił się żar, a w popiele dopiekały się ziemniaki na kolację. Obok stał kocioł pełen ciepłej wody, przy nim na trawie rozłożono dużą ścierkę: suszyły się na niej wygotowane we wrzątku szkła laboratoryjne. Być może nie był to najbardziej zgodny ze sztuką sposób sterylizacji narzędzi, szczególnie gdy do jednej z kolb podszedł zaciekawiony bezpański kot i niebezpiecznie blisko niuchnął noskiem. Helloise w przeciwieństwie do Williama Lestrange’a nie szukała jednakże cudownego remedium na śmierć, nie przejmowała się toteż nadto własną niedbałością.
Czarownica wciąż żyła Beltane. W świetle ubywającego księżyca, pogrążona w modlitwie do Matki, stała boso na szczycie spadzistego dachu kurzej chaty, przyciągając spojrzenia usadowionych na rynnach i kominie kawek. W zwiewnej spódnicy balansowała to na jednej, to na drugiej nodze, czasem robiła drobny, ostrożny kroczek. Jej ręce tańczyły tańcem gałązek na bujanym łagodnym wiatrem drzewie, a nocne światło srebrzyło jasne włosy płynące za kołyszącą się powoli głową.
Pani Księżyca wycofywała się — należało wykorzystać każdą szansę bliskości z Nią.
dotknij trawy