- Czarownicy, niestety, mają to do siebie, że niekoniecznie chodzą w naszyjnikach z czaszek, płaszczach uwalanych krwią i tylko do tych paskudnych lokali w Nokturnie. Tych najsprytniejszych można spotkać nad ciastkiem i kawką - zapewniła, chociaż lwią część jej uwagi pochłaniała nie Regina, a Cymbał, którego głaska aż do momentu, w którym Rowle oświadczyła swojemu towarzyszowi, że pora dać spokój Brygadzistce.
- Pewnie, że wiem. Bones wywaliłby mnie ze służby, gdybym nie wiedziała - oświadczyła na pytanie półżartem, półserio, bo jej szef i przy okazji mąż jej ciotki, faktycznie był wielkim miłośnikiem pączków. Pod tym względem stanowił stereotypowego gliniarza. – Serdecznie polecam wizytę w Norze Nory, właścicielka serwuje niesamowite wypieki. Jeżeli chodzi o kawę, to tu w pobliżu można kupić na wynos taką, która stawia na nogi nawet jeśli chwilę temu szło się w niby zombie i marzyło tylko o tym, żeby wreszcie umrzeć ostatecznie – powiedziała. O ile Regina mówiła dużo o tym, co ją interesowało, o tyle Brenna w sytuacjach, które nie były poważne, miała tendencje do wypowiadania dwóch zdań zamiast jednego, wzbogacając informacje o różne obrazowe opisy. – To bardzo miłe, ale obawiam się, że mogłoby zostać potraktowane jako przekupstwo. Mogę ci pokazać, gdzie jest Nora Nory, acz potem będę lecieć. Pogłaskanie tego tu potworka mi wszystko wynagrodziło, nie jestem na niego ani trochę zła – stwierdziła, uśmiechając się przy tym najpierw do Rowle, a potem do smoczognika. Brenna po prawdzie była trochę służbistką, mandat darowała, bo „ofiara” się ulotniła i nic nie zgłosiła, więc przyjmowanie czegokolwiek w zamian uznawała za nie na miejscu.