02.07.2025, 23:17 ✶
Paryż 1972
Kontynentalna suchość francuskiego powietrza przeczesywała ciemne loki Oleandra, popychane wrześniowym słońcem odsłaniały nakrapiany piegami nos; bruk mienił się w popołudniowych promieniach, dachy kościołów i katedr piętrzyły się leniwie, nie do końca przebudzone z nocnych wojaży. Otwarte drzwi balkonowe ukrytych w skrętach wijących się klatek schodowych mieszkań wpuszczały do pomieszczeń miejski zaduch późnego lata. Jesień nadchodziła wielkimi krokami, a wraz z nią długie płaszcze i kaszmirowe szaliki.
Nakrapiany chłodnymi okręgami zimnej wody stolik chwiał się na nierówności bruku. Samotna kropla spływała po zmrożonym szkle. Białe, wytrawne wino ochładzane temperaturą kieliszka grawerowało manifest swego istnienia nim smukły kelner w zbyt zakrywających na tę pogodę ubraniach uwijał się między stolikami zadufanych w sobie, uniesionych nosów.
Rozłożone na stoliku, chronione magią od uszkodzeń, pocztówki przedstawiały przeróżne, narysowane ręcznie warzywa i owoce. Ich obwódki obrysowane były w stylu płytek z marokańskich łaźni i basenów. Oleander wskazał palcem na zielonkawo-żótą cytrynę, jej nieświeży kolor był przeciwieństwem orzeźwiającego smaku kwaśnego owocu z włoskich, kamiennych willi. Zaraz obok, na mniejszym z kartoników, widniało czerwono-złote, soczyste jabłko, jego skórka migotała w świetle, aby bystrzejsze oko mogło dostrzec owijające owoc arabskie napisy, czuwające przy skórce jak pierścienie Saturna. Przeniósł spojrzenie z cytryny na jabłko, zaraz też przesuwając pocztówkę w stronę Malfoya.
- Jabłka w Maroku to symbol dobrobytu. Jamal miał przy pałacu cały sad, co w tych ich słonecznych warunkach jest godne podziwu. Wszystkie jabłka wyglądają dokładnie tak, nie wolno ich zrywać nikomu poza nim oraz wyznaczonym do tego osobom. Pewnie jakbyś tam był tez byś jedno zerwał, ja tak zrobiłem. Nic się nie stało, mam wrażenie, że chciał abym je zerwał, to był jakiś rodzaj dziwnego kuszenia, Merlin jeden wie, to stary koleś, pewnie ma doświadczenie w tych rzeczach. Wiesz jak to jest kiedy ktoś ma do ciebie słabość, prawda? - odchylił pomarańczowe szkiełka okularów przeciwsłonecznych, którymi zaczesał zakręcone, ciemno-srebrne kosmyki. Uśmiechnął się zawadiacko, dumny z siebie i tego, co powiedział.
- Mają taki okres w roku, w którym tylko jedzą te jabłka, podobno sprawiają, że starzeją się wolniej i muszę przyznać, Jamal na pewno nie wygląda na 80 lat, co najwyżej 40. Co ja mówię, on wygląda lepiej niż mój ojciec, a jest od niego znacznie starszy - spojrzał na Baldwina z wyczekiwaniem, jakby chciał usłyszeć komentarz o swoim rodzicielu, o jego atrakcyjności czy wręcz przeciwnie.
- Te jabłka, w każdym razie, to podobno te same, które Herakles kradł od Hesperyd. Zapytałem matki, aby dała mi jakieś książki na temat wykopalisk czy kronik z tamtych okresów, Merlin jeden wie czy to te same owoce, czy nie. Mam ich trochę dla Ciebie, jak je zjesz to działają bardzo... odurzająco. Trochę tak, że chce ci się przelecieć całą okolicę, a najlepiej to zbiorowo, wszystkich na raz. Bardzo chciałem tam pojechać w tym okresie, kiedy jedzą tylko te jabłka, żeby wiesz się oczyścić - zaśmiał się perliście i zafalował znacząco brwiami - ale musieliby mnie ochrzcić, przechrzcić, a matka by mnie chyba wyrzuciła z domu jakbym jej powiedział, że zrobiłem to dla jakichś magicznych jabłek, które robią ci z mózgu spermę - uniósł chłodny kieliszek, pozwalając samotnej kropli skapnąć na odsłonięty dekolt, gdy raczył się smakiem białego wina.
- Jak ci się podobało u projektanta, tak swoją drogą? Uderz mnie czymś interesującym zanim zmienimy lokal i odbierzemy kosmetyki z Avonu. Właśnie, nie powiedziałeś mi w końcu, używasz tego scenicznego makijażu, prawda?
“Why can't I try on different lives, like dresses, to see which one fits best?”
♦♦♦