• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[26 czerwca 1972] Robert & Laurent

[26 czerwca 1972] Robert & Laurent
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#1
14.05.2024, 19:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.07.2024, 22:05 przez Eutierria.)  
adnotacja moderatora
Sesja rozliczona w osiągnięciu Badacz Tajemnic przez Roberta Mulcibera.

wieczór, 26 czerwca 1972
Robert & Laurent


Dawno nie poświęcał rodzinnemu biznesowi takich ilości czasu, jak to miało miejsce w ostatnich tygodniach. Po powrocie z Francji, po swojej ponad miesięcznej nieobecności, zmuszony był do tego, żeby na nowo nad wszystkim zapanować. Uporządkować sprawy, które w znacznej mierze pozostawione były samym sobie. Tym samym też, zdecydowanie częściej niż wcześniej, bywał w Olibanum. Towarzyszył nienawykłemu do tego pracownikowi przede wszystkim późnym popołudniem oraz wieczorem. Rzadziej natomiast pozwalał sobie na wcześniejsze wizyty, przeznaczając pozostałą część dnia na inne zajęcia. Bo przecież to nie tak, że jego życie kręciło się jedynie wokół tych cholernych świec, kadzideł i suszu.

Koniec miesiąca oznaczał konieczność przeprowadzenia kontroli stanu zaopatrzenia. O ile dostawy były regularne, za każdym razem zawierały te same ilości, tak w maju sprzedaż znacząco spadła. Dostawa odbyła się natomiast taka jak zwykle. Co za tym idzie - następne zamówienie, te składane wraz z końcem czerwca, należało odpowiednio skorygować. Nie było bowiem sensu zamawiać wszystkiego w większych ilościach niż wskazywałoby na to aktualne zapotrzebowanie. Zwłaszcza, że oznaczałoby to wyższe koszta. Wyrzucenie w błoto pieniędzy, które niestety nie rosły na drzewie.

Właśnie z tegoż względu, większość poniedziałku postanowił spędzić na Nokturnie. W sklepie zlokalizowanym w Podziemnych Ścieżkach. Zjawił się tu krótko obiedzie, dając sobie dobrych kilka godzin na zajęcie się tym, co wymagało uwagi. Zaangażował również we wszystko pracownika, który poza bieżącą obsługą, zajmował się również liczeniem. Sprawdzaniem, co i w jakich ilościach znajdywało się na półkach. Dla młodego chłopaka musiał być to więc nieco cięższy dzień niż zazwyczaj. Nie ograniczał się bowiem wyłącznie do dbania o porządek oraz stania za ladą.

Chłopak stał właśnie przed jednym z regałów, z podkładką i kilkoma kartkami papieru w jednej ręce, długopisem w drugiej. Młody. Ciemnowłosy. Ktoś kto bywał na Nokturnie, ewentualnie odwiedzał Olibanum - mógł go rozpoznać. A nawet kojarzyć imię. Wołano na niego Will. Zapewne od William. Oderwał spojrzenie od świec, które właśnie starał się przeliczyć, kiedy do jego uszu dotarł odgłos otwieranych drzwi.

- Dzie... - chciał się przywitać, ale wystarczyło, żeby tylko niebieskie oczy zatrzymały się na obliczu klienta, aby zmienił zdanie. Zdecydował się wypowiedzieć inne słowa. - Pan Mulciber jest na zapleczu. Poinformować? - upewnił się, będąc zaznajomionym z tą garstką klientów, którzy pojawiali się w sklepie względnie regularnie. I zawsze obsługiwani byli przez samego Roberta. Z reguły miało to miejsce pod koniec miesiąca, ewentualnie na jego początku. Termin więc zdawał się pasować.

Nie czekając na odpowiedź jasnowłosego, odłożył na regał podkładkę, kartki, długopis. Praca przecież nie ucieknie, a klientem należało się odpowiednio zająć. Zwłaszcza, kiedy Mulciber był ledwie kilka kroków dalej. I mógł zauważyć, ewentualnie usłyszeć coś, co niekoniecznie miałoby mu się spodobać. A o tym, co mu się nie podobało, potrafił mówić prosto z mostu. I w bawełnę owijać nie zwykł.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
15.05.2024, 19:48  ✶  

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był w Olibanum. Musiałby się skupić, zatrzymać, zastanowić. Czy możliwe było wyciągnięcie ostatnich odwiedzin z pamięci, czy osnute były one wciąż mgiełkę odurzenia? Tracił niejednokrotnie kontrolę nad tym, co robił i co się z nim działo, kiedy narkotyki krążyły w jego krwi i zatruwały ją, a po żyłach dostawały się prosto do serca, z serca do umysłu, z umysłu do ducha. Wszystko mieniło się czernią i niebieską barwą jak nieludzkie oczy, które w swoich odbiciach kołysały świat lazurem morskich fal. Więc, panie Prewett..? Kiedy ostatnim razem miał pan okazję odwiedzić ten sklep i jego właściciela. Wyniosłego, dumnego, stonowanego i stanowczego jednocześnie. Nie lubiącego nadmiernych komplementów i nie lubiącego prowadzić tych wszystkich small talków, kiedy przychodziło do robienia biznesu - tak się zapisał w jego pamięci Robert Mulciber. Brak potrzeby utrzymywania stałego kontaktu i odstręczenie od ulicy, z którą miał złe wspomnienia, nie zachęcały do tego, żeby się tutaj kręcić. Minął miesiąc, drugi, piąty. Czas przemykał przez palce, życie niektórych biegło ku lepszemu, innych zaś rozpadało się w ich własnych ramionach. Niezależnie od tego, jak mocno starasz się je przytulić do siebie samego.

Pamiętał Olibanum bardzo dobrze i bardzo dobrze je kojarzył. Tak jak pamiętał doskonale właściciela, tak i Willa - Williama? Być może, tak. Miał słabość do tego imienia jak i do urody tego młodzieńca, więc może to i lepiej, że więcej uwagi poświęcał mężczyźnie, który swoją treściwością skutecznie odsuwał od siebie jakiekolwiek anonse, zanim te się w ogóle zaczęły. Być może byli tacy, którzy chętnie przebijali się przez niewzruszony mur, jaki trzymał wokół siebie Robert, ale Laurent trzymał swoje dłonie z dala od tego, co mogło oparzyć. Tak więc, jak wszystko pamiętał, tak wszystko zostało. Nowy asortyment, to na pewno, może jakaś podmiana mebli, albo i nie..? Nie miał przecież pamięci idealnej, a minęło trochę czasu. Tak samo zapamiętał go Will. I tak on wiedział, że jeśli przychodziło do dyskretnych transakcji to kierować się prosto do Roberta. Kreatywna księgowość była, zdaje się, mocnym atutem tego człowieka. Nie żeby go oskarżał o nieuczciwe deale, ALE...

Laurent uśmiechnął się do mężczyzny przelotnie i skinął głową, chociaż miał wrażenie, że tego już jegomość nie widział. Chyba nie potrzebował widzieć. Pewna standardowa procedura musiała zostać odbębniona - o niej niemal też zapomniał. Trzymał na swojej smyczy jarczuka, którego szpiczaste uszy i diable, złote ślepia z uwagą spoglądały na każdy ruch młodzieńca. Smyczy krótkiej tak, że stworzenie nie miało szans ruszyć się bez woli pana nawet o milimetr. Nie zamierzał jej luzować, skoro był w sklepie. I nie zamierzał jednocześnie zostawiać go na zewnątrz bez wyraźnej woli właściciela, bo przecież ta bestia bardzo skutecznie odstraszyłaby każdego klienta. Jarczuk stał na swoich długich nogach w pełnej gotowości do... czegoś. Laurent wiedział, że to była gotowość do obrony jego samego. Jeśli jednak został poproszony o wyprowadzenie bestii to została ona posadzona pod drzwiami sklepu. I tam przykazano jej zostać.

- Dzień dobry, panie Mulciber. - Bardzo wiele negatywnych czynników składało się na to, żeby chcieć znowu zachwycić się kadzidłami, które ułatwiały... sporo rzeczy. Tych trywialnych, prostych i względnie oczywistych, które młodemu Prewettowi, bękartowi głowy rodu Prewett, sprawiały problemy. - Dobrze pana widzieć. - Tak, te malutkie, angielskie pogawędki wstępne...



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#3
19.05.2024, 12:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.05.2024, 12:45 przez Robert Mulciber.)  

Poinformowany przez pracownika o pojawieniu się stałego klienta, jednego ze specjalnych klientów, Robert oderwał się od swojego dotychczasowego zajęcia. Kiwnięciem głowy dał Willowi znać, żeby chłopaka wpuścił do środka. I następnie czym prędzej zostawił ich tutaj samych. Bo to co działo się w tym dość obskurnym gabinecie... nie było przeznaczone dla jego uszu i oczu.

- Laurence Prewett. - nieświadomie przekręcił imię młodego chłopaka. Może była to kwestia zmęczenia, a może tego, że nigdy nie poświęcił wystarczająco dużej uwagi temu, aby zapamiętać jego właściwą wersje. Jakie to miało w tym przypadku znaczenie? - Widzę, że tym razem nie przyszedłeś sam. - na moment zawiesił spojrzenie na jarczuku, nie zdecydował się jednak na to, aby poprosić o pozostawienie zwierzęcia na zewnątrz. Uznał to za nie najlepszy pomysł. Przy okazji starał się też nie pokazać, że obecność tego konkretnego zwierzęcia sprawiała, iż czuł się we swoim własnym lokalu nieszczególnie komfortowo. - Co konkretnie sprowadza Ciebie w moje skromne progi? Bo nie uwierzę, że przypadkiem zaszedłeś do Podziemnych Ścieżek i naszła Ciebie tutaj ochota na małą pogawędkę...

Niby jasnowłosego zapytał, ale przecież mógł w tym przypadku na spokojnie założyć, że rozchodziło się o najzwyklejsze świece oraz kadzidła. Bo Laurent Prewett najpewniej nie miał nawet zielonego pojęcia o innych rzeczach, które miały tutaj miejsce. O wszystkich tych innych rzeczach, którymi Robert się zajmował, które można było w Olibanum pozyskać. Niby człowiek pewne związki z Nokturnem posiadał, ale ten zawsze krył przed nim jakieś tajemnice. Pozostawiał sporo niespodzianek, które dopiero mogłeś odkryć - wraz z biegiem czasu, o ile tylko byłeś tym zainteresowany.

Czekając na odpowiedź, sięgnął po różdżkę, którą zaraz machnął raz i drugi, wyciszając tym samym pomieszczenie. Tak samo jak to robił wielokrotnie wcześniej. Dbając tym samym o to, aby nic co padło w gabinecie, nie dotarło do niewłaściwych uszu - do takich, dla których dane słowa nie były przeznaczone. Laurent nie musiał się przy tym niczego obawiać. Bo skoro w Olibanum bywał już wcześniej; skoro miał już wcześniej okazje poznać Roberta, to zapewne wiedział, że coś takiego nastąpi. Może nawet czekał na ten moment, zanim powie coś więcej? Przedstawi swoje potrzeby? Złoży konkretne zamówienie?

- Masz jakieś konkretne potrzeby? - doprecyzował pytanie, bo przecież te bywały różne. Niektórzy chcieli zyskać świece i kadzidła odpowiednie do rytuałów. O właściwościach ochronnych. Leczniczych. Oczyszczających. Uspokajających czy nasennych. Bywało, że w grę wchodziły działania czarnomagiczne. Zdarzało się również, że potrzeby czarodzieja były związane z posiadanym trzecim okiem. Miały pozwolić wejść w trans. Uskutecznić choćby widmowidzenie. W przypadku Prewetta jednak... większość z tego wykluczyć mógł już na dzień dobry. Dotąd takich zainteresowań nie wykazywał. Czy coś jednak przez te miesiące nie uległo zmianie?

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
20.05.2024, 13:41  ✶  

Zawsze preferował, żeby wszystko dookoła pachniało fiołkami i różami. Nokturn taki nie był. Nie był nadmiernie czysty, nie był rozjaśniony, nie tętnił tak życiem, a wieczorem strach było przechadzać się po tych uliczkach. Bał się tego nawet za dnia, dlatego nie rozstawał się na tych uliczkach z Dumą - wielkim, metrowym jarczukiem o czarnym ubarwieniu, złotych ślepiach i złotych oczach. Nie miał na szyi obroży - nosił mocne, skórzane szelki zrobione przez rzemieślniczego mistrza, który swoją pracownię również miał na Nokturnie. Jeszcze trochę i Prewett stanie się tutaj częstszym bywalcem, chociaż miał nadzieję raczej omijać te okolice. Kiedyś był tutaj zdecydowanie za często. Więc nie było tu pięknie, a i tak wchodząc do takich miejsc jak Olibanum odnajdywał w nich unikalny klimat. Powietrze było tu dość ciężkie od zapachów świec i kadzideł, które piękniły się na wystawach, albo leżały uporządkowane w pudełkach. Lubił to, jaki porządek tu panował. Możliwość przyglądania się poszczególnym produktom zachęcała wręcz do tego, żeby spróbować tego, tamtego, owego... Wszystko, co na widoku - a co można było dostać pod ladą? Bardzo, bardzo wiele ciekawych rzeczy, których Laurent potrzebował między innymi do rytuału, by powołać do życia tę bestię, której jedno kłapnięcie szczęk łamało kości. Teraz ta bestia grzecznie stała przy nodze swojego pana i wywalała jęzor na wierzch, łapiąc powietrze w nozdrza. Lecz rzeczywiście - nie znał nawet trzech czwartych tego, co można było tutaj uzyskać, bo przychodził tutaj jak dotąd po kadzidła. Niekoniecznie całkowicie normalne, niekoniecznie takie, które chcesz kupować w sklepie i dzielić się z tym światem. Szczególnie, kiedy walczył z odstawieniem narkotyków i potrzebował wszystkiego co by mu w tym pomogło.

- Uznałem, że wolałby Pan, żebym nie zostawiał go przed drzwiami do sklepu. - Przeszedł do niewielkiego gabinetu i do wolnego krzesła. Usiadł on, usiadł i jarczuk nawet bez konieczności wydawania mu jakiegoś polecenia. - Jest dobrze wytresowany. - Ludzie zazwyczaj woleli to usłyszeć - upewnić się, że pies nie rzuci się na nich, kiedy, no nie wiem, chociażby kichną. Że to zwierzę nie zepnie się, nie zestresuje i nie zrobi czegoś, czego potem wszyscy będą żałowali. - Nie docenia pan własnych zdolności krasomówczych? - Uśmiechnął się delikatnie przy tym pytaniu, bo oczywiście był to lekki żart. Laurent nie chadzał po tej ulicy przypadkiem, chociaż niekoniecznie Mulciber musiał o tym wiedzieć, za to jasne było, że nie łączyła ich żadna relacja na tyle bliska (jeszcze?), żeby mówić o wpadaniu do siebie na herbatkę i pogadanie o tym, co tam na świecie/w Londynie/w życiu słychać.

- Szukam silnych, uspakajających kadzideł. Kiedyś już od pana je brałem... niestety nie pamiętam, jakie to były dokładnie, o ile nadal pan sprzedaje te same. - W końcu to się zmieniało, a i formuły ulegały poprawianiu. Lekko machnął ręką, dając znać, że to nawet nie jest istotne było to, że potrzebował takich kadzideł. Bo je można było dostać tutaj i nie była potrzebna pojenia się eliksirami. - Ponadto chciałem zapytać, czy to w ogóle jest wykonalne... - Coś nietypowego, albo może właśnie całkowicie typowego - nie był pewien. Ludzie zazwyczaj dobrowolnie nie chcieli rezygnować z darów, jakie mieli. - Dotyczy mnie mnie przypadłość wrażliwości na kontakt z Limbem, z duchami. Odpowiednie świece rytualne ułatwiają ten proces, natomiast czy możliwe jest nabycie świec, które pozwolą proces całkowicie odwrócić i zamknąć się na kontakt z takim światem? - Resztę rytuału już pozostawiał na sobie. Ot i była delikatność tej sprawy. - Drugi problem dotyczy jeszcze bardziej specyficznej rzeczy. Nieustannie słyszę zew morza. Być może brzmi to abstrakcyjnie, ale problem jest bardzo realny. Nie ma na to wspaniałych rozwiązań czarów ani eliksirów. Więc może u Pana znajdę coś, co sobie z tym problemem poradzi.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#5
21.05.2024, 14:51  ✶  

Nauczył się, że podobne preferencje potrafią przemienić się w kulę u nogi. Utrudnić działania. Ograniczyć dostępne opcje. Na to zaś nie zamierzał pozwolić. Nie zamierzał do czegoś takiego dopuścić. Dlatego też starał się dostosować. Stać się być możliwie najbardziej elastycznym. Nie przychodziło mu to jednak z łatwością, o którą można byłoby podejrzewać człowieka posiadającego sklep na Nokturnie; w tutejszych Podziemnych Ścieżkach. Może to właśnie z tego względu, tak po prawdzie to jednak niekoniecznie pasował do obrazka? Wyróżniał się, niewątpliwie się wyróżniał, pośród wszystkich tych czarodziejów, którzy prowadzili interesy w tym miejscu. Prezencją. Zachowaniem. Porządkiem jaki panował w należącym do niego sklepie. Niby Olibanum wyglądało niczym kolejna obskurna nora, jakich wiele w tej okolicy, ale kiedy poświęcałeś mu nieco więcej uwagi, nagle okazywało się, iż wszystko zorganizowane było tutaj jak należy. Z dbałością o każdy jeden szczegół.

Choć do obrazka nie pasował, przez te wszystkie lata, Robert Mulciber nauczył się po Nokturnie poruszać. Odpowiednio poruszać. Zdołał wywalczyć tutaj dla siebie stałe miejsce. Ugruntować własną pozycje. Do pewnego stopnia zabezpieczyć plecy. Posiadał odpowiednie znajomości. Nawiązał przez lata właściwe kontakty. Nie groziło mu więc to, że nagle stanie się stałym bywalcem w tej okolicy. Obecnie był bowiem jej integralną częścią. Częścią nieodłączną. Choć o tym aspekcie nie wiedzieli wszyscy. Nie była to wiedza, którą określić można było mianem powszechnej. Zwłaszcza, że osobą, którą można było spotkać w Olibanum, był przede wszystkim ciemnowłosy i dużo od niego młodszy Will. Oddany pracownik, który na tej współpracy wychodził nie najgorzej.

Nie z nim, nie z Willem, interesy robili jednak klienci tacy jak Laurent Prewett.

- Mogłoby się nie okazać to najszczęśliwszym pomysłem. – przyznał jasnowłosemu racje, odnośnie pozostawienia jarczuka na zewnątrz. Przed wejściem do lokalu. Choć daleki był od tego, żeby wygłaszać w tym momencie tego rodzaju mądrości, uważał że nawet najlepiej wytresowane stworzenie, czasami mogło wyrwać się spod kontroli. To zaś w najlepszym razie mogło prowadzić do drobnych niedogodności, zaś w najgorszym skutkować katastrofą. Zwłaszcza w takim miejscu jak te. – Może zwyczajnie nie wyglądasz w moich oczach na kogoś, kto kolejnych znajomości poszukuje akurat na Nokturnie. – choć dostrzegał, iż odpowiedź była po części żartobliwa, sam był jednak człowiekiem poważnym. Niezbyt często pozwalającym sobie na to, aby w czyimś towarzystwie się rozluźnić. Opuścić gardę. Odsłonić cokolwiek więcej na swój temat. Na temat tego, jakim człowiek krył się pod wszystkimi tymi warstwami. Dlatego też na ten żart zareagował czymś, co żartem nie było. Raczej uwagą wygłoszoną w oparciu o to, co widział. Co sam dostrzegał, choć niekoniecznie musiało być prawdą.

Mylić się jest rzeczą ludzką i co istotne – coś takiego przytrafia się nawet i ludziom większym od niego.

Skupił się na tym, czego Laurent poszukiwał. Potrzebował. Uważnie słuchał, zastanawiając się nad tym, jak wiele z tego było możliwym do zrealizowania. Im więcej informacji otrzymywał, tym więcej pytań pojawiało się w głowie. A także wątpliwości. Oparł się wygodniej o oparcie wiekowego fotela. Nie śpieszył z tym, żeby cokolwiek odpowiedzieć. Nie wchodził w słowo. Milczał jeszcze chwilę po tym, jak jasnowłosy chłopak (albo może – młody mężczyzna?) skończył swoją wypowiedź. Umysł pracował. Robert to wszystko powoli analizował.

- Uspokajające kadzidła to najmniejszy problem, wybór mamy szeroki, choć niekoniecznie na stanie znajdziemy te, z których korzystałeś poprzednim razem. – przyznał mu tym samym racje odnośnie tego, że asortyment się zmieniał. Modyfikowane były receptury. Zmieniały się przepisy. Finalnie zyskiwał na tym produkt końcowy. A przynajmniej zyskiwać powinien. – Nie wiem natomiast w jaki sposób rozumieć wrażliwość na kontakt z Limbem i duchami. Potrzebowałbym uzyskać tutaj więcej informacji, jeśli miałbym cokolwiek ze swojej strony zaproponować. – bo i czym miała być ta wrażliwość? W jaki sposób się ona przejawiała? Jak często problem się uaktywniał? W zależności od opisu tej przypadłości, mógłby rozważyć zaproponowanie Laurentowi pewnych silniejszych kadzideł bądź świec uspokajających, oczyszczających, a nawet odpychającym. Tylko czy jakakolwiek opcja miała szansę zadziałać skutecznie? Miał co do tego wątpliwości. A i nie chciał wciskać stałemu klientowi kitu. Okłamywać go odnośnie proponowanego rozwiązania. – Podobnie nie jestem pewien w jaki sposób ograniczyć ten… zew morza. – kontynuował po chwili milczenia. – Zapytam tutaj jednak czy nie wpływają na tą przypadłość może środki uspokajające bądź nawet odurzające? – co miał na myśli? W zasadzie wszystko. Od narkotyków, poprzez alkohol, kończąc na kadzidełkach, z których Laurent korzystał dawniej. Nie zamierzał mu co prawda proponować białego proszku jako lekarstwa na wszystkie problemy, ale jeśli miał on na Prewetta pewien wpływ… cóż, warto było się temu przejrzeć.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
22.05.2024, 17:29  ✶  

Niewinność potrafiła być bronią. Jeśli nie pasujesz odpowiednią aparycją do danego miejsca to musisz wyciągać inne karty, które masz w rękawie. Na przykład korzystać z tego, że wyglądasz jak aniołek i nie stanowisz wyraźnego zagrożenia. Z tego, że oczy prędzej gotowe są skupić się na wielkim jarczuku, czarnomagicznej bestii, która jest przy twojej nodze i tracić tobą zainteresowanie. Plus albo minus - wynik mógł być naprawdę różny i czasami więcej na tym się traciło niż zyskiwało. Jarczuk nie był z nim tutaj dziś do odwrócenia uwagi, bo nie było od czego. Odpowiedział mężczyźnie przed sobą uśmiechem, łagodnym i ciepłym. Właśnie - zostawianie tej istoty na zewnątrz nie było najmądrzejsze, bo to była prawda - nawet najlepiej wytresowana bestia pozostawała bestią. Wystarczyła nieuwaga, zły ruch po stronie zwykłego przechodnia, żeby dać jej jakiś sygnał do ataku. Ta osoba potem tego nie zrozumie, że to zawsze było jej hasło do tego, by skoczyć do gardła. Nie zdecydował się też Dumy zostawić w domu - dlaczego? Ano dlatego, że ta niewinna twarz niekojarząca się z Nokturnem mogła też przyciągnąć w niechciany sposób kłopoty. Wydawał się łatwym celem - i łatwym celem był. Chudy, bez refleksu, nie mogący bronić się fizycznie i całkiem kiepski w zaklęciach - taka była jego codzienność. Starał się więc wykorzystać te atuty, które mogły go bronić, skoro sam obronić się nie potrafił. Jeden z tych atutów był wynikiem bardzo długiej nauki i bardzo ciężkiej pracy. Ale to nie była przypowiastka na ten moment, bo przecież wcale nie zamierzał zdradzać się ze swoimi tajemnicami przed tym człowiekiem. Robert Mulciber. Laurent niewiele wiedział, czy jego rodzina robi z tym rodem interesy na Nokturnie, ale kasyna i kadzidła na pewno chodziły ze sobą dobrze w parze. I na pewno Mulciberom dobrze było, kiedy możliwość przeprania pieniędzy przechodziła przez ich rączki. Nie było to coś, co leżało w ramach przemyśleń platynowowłosego młodzieńca. Jemu bliżej było do myślenia o tym, że mógłby usiąść na kolanach Mulcibera i przekonać się o tym, czy ma szorstkie dłonie. Czy mocno zaciskały się na udach. Tymczasem pozostawał bezruch i przyglądanie się wzajemnym walorom.

- To prawda. Cieszę się, że ta znajomość zdołała przetrwać lata. Sklep wydaje się dobrze prosperować. Aż zachęca do pojawiania się częściej. - Czy ta pogadanka była konieczna? Jasne, że nie. Laurent teraz zaczął badać grunt. Nie widział tego człowieka całkiem sporo czasu, ale chyba ten czas się dla nich obu jednocześnie zatrzymał. I zarazem nie zatrzymał się wcale. W końcu bardzo dużo rzeczy zdążyło się podziać. Bardzo wiele zdążyło się zmienić. Zgadzał się z tym, że nie wyglądał jak człowiek szukający znajomości na Nokturnie. Za to Robert wyglądał na osobę, która ludzi z Nokturnu trzymała pod butem. Dawał dokładnie to wrażenie - żartowanie i podłapywanie żartu tylko by je rozpraszało. Zbliżało wtedy do człowieka. Miało to swoje własne plusy, możliwości zyskania czegoś innego niż ten suchy kontakt wypracowujący szacunek. Każdemu służyło coś innego. Laurent bardzo wychodził do ludzi i się przed nimi otwierał. A przynajmniej to wrażenie sprawiał.

- Jestem otwarty na nowe propozycje. Poprzednie działały dobrze, więc mniemam że to kwestia podobnej bazy... - Albo nawet tej samej. A skład dookoła mógł się już zmieniać. Włącznie z zapachami. W każdym razie był świadom, że to zazwyczaj kwestia odpowiedniej bazy. - Chyba że ma pan coś w ogóle nowego do zaproponowania. - Byle tak samo wyłączało. Byle mógł zasnąć i nie płakać, że spać nie chce. Kiedy ktoś chce cię zamordować we śnie to jakoś... gorzej się zasypiało. Z zainteresowaniem posłuchał następnych słów. - Więc to nie jest klasyczny produkt ani przypadłość... - Bardziej pozwolił sobie na komentarz na głos, umknięcie myśli, niż faktycznie zwracał się do mężczyzny. Bo z jego strony to było badanie, dlatego też zaznaczył, że to może być całkiem nietypowe. - Żeby nie marnować pana czasu zrobię najpierw odpowiednie rozeznanie u egzorcystów. - Bo nie był specjalistą, a i sam Robert najwyraźniej nie tworzył podobnych zamówień. Liczył na to, że jednak nie jest to takie... enigmatyczne zamówienie. Nieco go to sfrustrowało wewnętrznie, bo miał naprawdę ochotę odciąć się od tematu. Szczególnie kiedy teraz były te widma... - Jestem selkie. To bardzo pierwotne, tkwiące w naturze. Nie stanowi żadnego wyniku odurzenia narkotycznego. - Zapewnił mężczyznę. Tutaj już nie musiał się z nikim konsultować, choć nie miał pojęcia, czy inne selkie odczuwały coś podobnego. Żadnej nie znał. - Środki nasenne i uspakajające potrafią działać różnie. Czasami wręcz uwypuklają ten efekt. Czasami rzeczywiście go gaszą. Przyznam, że jest to uzależnione od stanu emocjonalnego. Nostalgia. Smutek. Samotność. Takie emocje potrafią ten efekt uwypuklić. - To zapewne będzie kwestia prób i błędów... a może w ogóle nie będą mogli mówić o czymś takim? Laurent gotów był spróbować. Ostatnio przez taki zew prawie stracił swoje życie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#7
25.05.2024, 16:20  ✶  

Prawda była taka, że bronią mogło się okazać praktycznie wszystko czym dana jednostka dysponowała. Potrzeba było tylko odrobiny sprytu. Odpowiedniego podejścia do sprawy. Odwagi i chęci do działania. Odrobina ryzyka potrafiła się czasem zwrócić. O ile bowiem zbyt duże jego ilości bywały zgubne, tak jeśli znaleźć w tym wszystkim właściwy umiar... można było przekroczyć własne oczekiwania. Sięgnąć po to, co do tej pory zdawało się znajdywać poza zasięgiem naszych rąk.

Nie na tym zagadnieniu jednak skupiony był Robert Mulciber. Zupełnie inne myśli krążyły po jego głowie. Zajęty wcześniej sprawami związanymi z rodzinnym biznesem, nie do końca zdołał się jeszcze od tego oderwać. Starał się jednak przestawić. Poświęcić możliwie najwięcej uwagi klientowi, który nawet jeśli nie odwiedzał Olibanum regularnie, zaliczał się do grona tych, których mężczyzna sobie cenił nieco bardziej. Gdyby było inaczej, nie zajmowałby się nim osobiści. Nie traciłby na to swojego cennego przecież czasu.

- Radzimy sobie, powiedzmy przyzwoicie. - przytaknął, tym samym kończąc temat.

Nie była to do końca prawda. Miesięczna nieobecność zdołała się bowiem dość boleśnie odbić na interesie. Wiele spraw należało wyprostować. Pomocna była w tym wszystkim jednak obecność brata. Dzięki temu nie musiał zajmować się tym wszystkim sam jeden. Miał na wyciągnięcie ręki zaufanego człowieka, z którym mógł podzielić się wszystkimi zadaniami. Zadaniami naprawdę licznymi, a do tego również - wymagającymi.

Wiedział zarazem, że ten stan rzeczy nie będzie trwał w nieskończoność; że ta pomoc była tymczasowa. Miała trwać do czasu, aż pewne sprawy zostaną wyjaśnione, uporządkowane. Dla Richarda praca przy świecach i kadzidłach nigdy nie była szczytem marzeń. Nie była czymś, z czym chciałby związać swoją przyszłość. Czasami nawet wywoływało to u Roberta prawdziwą irytacje. Bo podczas gdy on tutaj utknął, bliźniak mógł prowadzić życie dokładnie takie, jakiego dla siebie chciał. Może i nie było ono idealne, ale wydawało się lepsze. Znacznie wygodniejsze.

Nawet jeśli sporo go to kosztowało, to zrealizował swoje młodzieńcze marzenia.

- Pamiętasz na czym opierał się skład kadzideł zakupionych poprzednim razem? - zapytał, zanim zdecydował się podejść do znajdującej się kawałek dalej komody. Gdyby udzielenie odpowiedzi na to pytanie miało stanowić problem, to rozwiązaniem były prowadzone przez Roberta zapiski. Przy każdym realizowanym zamówieniu, rzecz jasna mowa tutaj o tych, które przygotowywał osobiście, odnotowywał najważniejsze informacje. Pozwalało mu to w późniejszym czasie do wszystkiego powrócić. Na razie jednak z tym się nie śpieszył. Być może nie będzie bowiem takiej potrzeby. - Ze swojej strony mogę polecić dodatkowo produkty, które oparte zostały na walerianie, melisie, chmielu, męczennicy bądź lawendzie. To najpopularniejsze dostępne opcje.

Najpopularniejsze niekoniecznie oznaczało najlepsze. Warto jednak było od czegoś zacząć. Sprawdzić, które rozwiązania przynosiły najlepsze efekty. Znalezienie odpowiedniego specyfiku nie zawsze było możliwe już przy pierwszym podejściu. Zdarzało się czasem, że była to metoda prób i błędów. Wymagająca kolejnych podejść. Przeprowadzania testów. Dopiero po wykluczeniu najprostszych, najbardziej oczywistych opcji, należało sięgnąć po te mniej znane. Mniej popularne. Czasami też bardziej specyficzne.

Nie zamierzał namawiać Laurenta do tego, aby omówić tu i teraz szerzej problem, który wiązał się z limbo. Zarazem jednak odczuł w związku z tym pewien zawód. Lekki zawód. Było to bowiem zagadnienie naprawdę ciekawe, któremu chętnie poświęciłby nieco więcej swojej uwagi. Zwłaszcza, kiedy wiele mówiono o tym w kraju. Zainteresowanie tematem znacząco wzrosło po tym, co wydarzyło się podczas Beltane. Kiwnął więc tylko głową. No cóż. Prewett wie gdzie należało go szukać, gdyby jednak przyszło do tego wrócić. Był tutaj dostępny. Można było też o spotkanie poprosić listownie.

- A więc selkie... - powtórzył, tym razem z wyraźnie widocznym w oczach zainteresowaniem przyglądając się blondynowi. Nie miał o tym zielonego pojęcia. Nigdy dotąd nie było okazji, żeby to wypłynęło. - Wiesz może jakie środki do tej pory działały w... dany sposób? Które pomagały, szkodziły, wydawały się neutralne? - najchętniej by mu teraz zalecił po prostu prowadzenie dziennika. Testowanie różnych opcji. Zapisywanie informacji dzień po dniu. Regularne konsultacje. Podejście typowe dla badacza. Naukowca, którym był dawniej. Być może mogące udzielić odpowiedzi, ale jednocześnie... nie dające pewności co do stanu, w jakim Laurent by się znalazł gdyby dany środek okazał się zadziałać w sposób niekoniecznie właściwy. Oczekiwany?

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
27.05.2024, 10:55  ✶  

Nie było prawdą to, co płynęło z ust Roberta, a jednak Laurent nawet nie wpadł na pomysł, żeby mogło być inaczej. Gładkość wypowiedzi, jaką sobą prezentował, to niewzruszenie, ta aura profesjonalności i przede wszystkim - ten spokój. Każdy element nakładał się na siebie jak doskonale dopasowany puzel i tworzył enigmę człowieka siedzącego przed nim. Człowieka zdolnegod o baraszkowania w głowach innych, kiedy ci inni zastanawiali się, co chodzi po głowie jemu. Lekkie przytaknięcie ze strony blondyna było też potwierdzeniem tego, że nie miał o nic więcej do zapytania w tym temacie.

- Bazą na pewno była waleriana. - To mógł potwierdzić bez problemu. - Cedr himalajski i drugie, jeśli mnie pamięć nie myli - eukaliptus. - To jeśli chodzi o zapachy, bo cała reszta składowa po drodze, która ułatwiała osiągnięcie tego ułudnego (niemalże) błogostanu - cóż, Robert najlepiej wiedział, co w swoim sklepie posiada. Tak jak najlepiej wiedział, jak mocno jego przeszłość uciskała jego przyszłość. Jak wiele potrzebnych było poświęceń i jak wiele należało poświęcić od strony innych dociskając palce na ich gardle, żeby w końcu osiągnąć chociaż pozór oczekiwanego sukcesu, w którym osiągnie się szczęście. Każdy tego szczęścia chciał. Bajdurzył o najlepszym życiu i o tym, że ktoś mógł mieć je lepsze od siebie samego. Jak ten brat, na którego możesz liczyć, a jednak kręci się jakaś sól w oku przez to, że ma lepiej. Jak siostra, która miała być głową rodu, a tobie kręciła się sól w oku, że miała to ona, a nie ty. - Wolę zapachy łagodniejsze od lawendy, zapachy lasu, morza... są mi chyba najbliższe. - Dlatego drzewna woń cedru i eukaliptusa była miła. Taki zapach, którym naprawdę można się otulić i zasnąć, nakrywając wstęgami dymu.

Przychodząc do Mulcibera z czymś więcej ponad kadzidło, które pozwalało odpłynąć od codziennych problemów, liczył się z tym, że niekoniecznie otrzyma gotową odpowiedź. Liczył się też z tym, że nie ma gotowego rozwiązania. Że może pojawić się takie, którego działanie wręcz będzie powodowało skutek odwrotny. Mimo wszystko tak to jakoś bywa, że kiedy klient przychodzi i płaci - to klient wymaga. Jak po złośliwości losu ciężko było w swoje dłonie dostać selkie, żeby to przetestować i dać gotowy produkt, a i nawet Laurent sam wolał doświadczyć negatywu niż narażać na to kogokolwiek innego. Tylko dlatego, że chciał mieć trochę spokoju i przestać myśleć o tym, że ukrycie się w falach było rozwiązaniem na wszystko, albo o tym, że kolejny raz jakaś klątwa wciągnie go do wody. I wtedy nie będzie już kogoś, kto go zatrzyma.

- Mam drobne obserwacje. - Wyciągnął z kieszeni etykietę zerwaną z eliksiru nasennego, spojrzał na nią, czy to to i wyciągnął w stronę Mulcibera, żeby ten sam ocenił. - Waleriana i lawenda, powracający czynnik oraz śluz gumochłona. Eliksir jest natomiast zdecydowanie za mocny, żebym mógł mówić o stosowaniu go tymczasowo w celu odcięcia się od tego magnetycznego przyciągania. - Bo nie wiedział jak to bardziej dosadnie i obrazowo przedstawić, to przyciąganie. - Natomiast same eliksiry uspakajające, nawet o podobnej bazie, niekoniecznie mają na problem duży wpływ, kiedy naprawdę tego potrzebuję. Zresztą potrzebuję tego odcięcia, żeby móc funkcjonować trzeźwo, a nie otumaniać się eliksirami. - Mógł również szukać odpowiedzi na te pytanie w eliksirach, przy czym kadzidła i opioidy znakomicie sobie radziły z bezpośrednim i szybkim wpływaniem na receptory. - Środki pobudzające potrafią ten efekt potęgować. I mam tu na myśli nawet samą kofeinę czy kakao, nie wspominając o silniejszych. Uprzedzając zawczasu - jestem świadom ewentualnego ryzyka, że kadzidło może zadziałać lepiej lub gorzej.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#9
30.05.2024, 17:05  ✶  

Waleriana, według Laurenta stanowiąca baze niegdyś zakupionych kadzideł, nie była zaskoczeniem. Opierała się na niej znaczna część tych wyrobów, które posiadały właściwości uspokajające. Nasenne. Nie była szczególnie droga. Do tego łatwa w pozyskaniu. Bardzo chętnie wybierana przez klientów. Nic więc dziwnego, że do produkcji świec oraz kadzideł, wykorzystywana była naprawdę często. Nie tylko przez samego Roberta. Problem stanowić mogły natomiast pozostałe składowe. Na chwilę obecną na pewno nie miał produktów zawierających w sobie eukaliptus. Nie lepiej miała się sytuacja z cedrem himalajskim. Niewiele wyrobów zawierających ten składnik, wystawiał w Olibanum. Pojawiały się tutaj sporadycznie. Nie były bowiem czymś, czego zwykli poszukiwać tutaj klienci.

Klienci specyficzni.

Nie bez powodu robiący sprawunki w Podziemnych Ścieżkach.

- Na pewno problemem będzie eukaliptus. Obecnie niestety nie jest dostępny. Cedr wymagałby kilku dni na dostarczenie zamówienia. - poinformował, nakreślając tym samym sytuacje. - Odnośnie zamienników, które mogłyby pasować pod wskazane preferencje, zaproponować mogę trawę cytrynową. Oprócz zastosowań typowo zdrowotnych, pomaga również się zrelaksować i może ułatwiać zasypianie. Podobnie działa wetyweria. Te dwie opcje powinny być warte rozważenia.

Gdyby Laurent nie był przekonany, Robert mógłby mu przykładowe kadzidła z tymi składnikami zaprezentować. Na razie jednak niczego takiego nie zaproponował. Wolał nie wychodzić przed szereg, póki nie było takiej potrzeby. Istniała szansa, że i bez tego blondyn zdecyduje się na jeden z jego produktów. Zwłaszcza, że nie był klientem przypadkowym i co za tym idzie - musiał wiedzieć, że za ich nazwiskiem stały porządnej jakości wyroby.

Kiwnął głową, kiedy usłyszał o popularnym eliksirze. Sam miał okazje z niego korzystać. Sporadycznie, bo jednak preferował kadzidła, ale czasami trzeba było wspomóc się czymś innym. Znał tym samym skład. Etykietkę mimo wszystko przyjął. Nawet rzucił na nią okiem.

- Śluz gumochłona to bardziej wypełniacz niż środek mający faktyczny wpływ na organizm. Pozostają Waleriana i lawenda, przy czym ustaliliśmy już, iż ta druga niekoniecznie Tobie odpowiada. - westchnął. Coś mu podpowiadało, że bez dodatku lawendy, choćby niewielkiego, Laurent może mieć problem z osiągnięciem oczekiwanego efektu. Bo skoro właśnie ta konfiguracja działała, należało wziąć składnik pod uwagę. Tak to czasami bywa. Porównać można to do niezbyt smacznego syropu, co do którego musisz się jednak poświęcić. Z niego skorzystać. Nie masz w tym przypadku większego wyboru.

Tylko czy był to w zasadzie jego problem? On, Robert Mulciber, powinien był na tym przede wszystkim zarobić. Czasami zdawał się jednak o tym zapominać - niekoniecznie z dobroci serca; z powodu chęci udzielenia pomocy bliźniemu. Prędzej chodziło tu o zbadanie problemu i znalezienie rozwiązania.

- Nie jestem pewien czy byłbym na ten moment w stanie zaproponować coś innego niż zaprezentowane już propozycje. Nie jestem medykiem, moja wiedza jest w tym aspekcie ograniczona. - wspomniał jeszcze, podkreślając to ostatnie. Bo choć na swoim zawodzie znał się jako tako, w zasadzie nie najgorzej, to nie był medykiem. I co za tym idzie, miał ograniczone możliwości, kiedy chodziło o udzielenie pomocy w tym konkretnym przypadku.

 
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
31.05.2024, 17:42  ✶  

Owszem, nie były to nadmiernie popularne składniki, bo zwyczajnie były drogie. Niedostępne tutaj, w Anglii, trzeba było je sprowadzać zza granicy. Miały specyficzne zapachy, do których też niekoniecznie Anglicy byli przyzwyczajeni. Tym nie mniej było to też to, co jemu samemu podpasowało przy różnych poszukiwaniach. Nie oczekiwał, że będzie to na miejscu, za to nie wątpił, że było to możliwe do realizacji. Kwestia tego, kiedy się po to zgłosić, albo czy w ogóle zgłaszać się trzeba. Coś takiego jak kadzidełka były delikatnymi tworami, ryzyko wysyłania ich pocztą... och, cóż.

- W porządku. - Zgodził się bez przeszkód, przesuwając dłonią po łbie siedzącego obok niego wielkiego psa. - Czy mogę liczyć na to, że kadzidła o wspomnianym składzie pojawią się u pana w sklepie? - Dopytał, żeby nie było wątpliwości, że stracił nimi zainteresowanie. - Ze względu na dawną współpracę jestem w stanie przedłożyć zaliczkę. - Nie było niczego złego w braniu częściowej zapłaty za wyroby czy zamawiane przedmioty. W końcu trzeba na to kupić produkty, jest to konieczność wyłożenia pieniądzy z kasy sklepu, a może akurat ona musiała być płynna... Specyficzne zamówienia - specyficzna cena. Prewett nie mógł powiedzieć, że ta nie grała roli. Zawsze grała. Był pazerny na pieniądze i nie lubił ich przepłacać, natomiast nie był jednocześnie skąpcem, żeby za swoje widzi mi się żądać teraz od sprzedawcy absurdalnie niskiej ceny. Wiedział, czego chciał i miał świadomość, że to nie jest towar dostępny od ręki, więc proszę bardzo - galeony na stół. - Niech będzie też to pudełko waleriany i lawendy. Sprawdzę, czy działa. - Albo JAK działa. Machnął lekko dłonią, chociaż to nie był gest stricte skierowany do Mulcibera. Wynikał z przeżucia własnych myśli i wrażeniu, że to była naprawdę dość nędzna próba walczenia z wiatrakami. - Dziękuję za pański czas, panie Mulciber. Prosiłbym o zapakowanie trzech pudełek trawy cytrynowej i jednego waleriany z lawendą. - Po swoje zamówienie zaś zgłosi się, kiedy zostanie dostarczone.

Dopełnili formalności, przesypały się galeony i każdy mógł się rozejść w swoją stronę. Uważnie obserwujący Mulcibera jarczuk, który nienaturalnie mało się nawet ruszał, jakby sylwetka mężczyzny go zaklęła swoją osobą, przeniósł w końcu złote ślepia na swojego pana i podniósł się z miejsca, żeby grzecznie wyjść za nim z pomieszczenia. Psu nawet przez głowę nie przeszło, że mógłby pchać się pierwszy. Laurent pożegnał się z uroczym Willamem i opuścił sklep ze swoim zamówieniem.


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (2813), Laurent Prewett (2886)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa