• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł 03.09.1972 Nie szata zdobi człowieka... a jednak?

03.09.1972 Nie szata zdobi człowieka... a jednak?
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#1
27.12.2024, 03:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.01.2025, 14:43 przez Regina Rowle.)  
3 września 1972 r. późne popołudnie

Ten dzień nie zaczął się nadzwyczajnie, ani nie potoczył się zaskakująco. Płynął zgodnie i spokojnie, przywodząc na myśl nurt Tamizy, przecinającej Londyn na wskroś. Pochmurne niebo nie zapowiadało odstępstwa od pogody, jaka utrzymywała się w tej części Wielkiej Brytanii od mniej więcej połowy sierpnia. Było szaro, buro i momentami siąpił nieprzyjemny deszcz, który z każdą kroplą przypominał, że oto lato mija i strzeżcie się, bo nadchodzi pani Zima, a przed nią morowa dziewica Jesień. Porywy wiatru szarpały ubraniami i nakryciami głowy, jak złośliwy poltergeist, którego każdy uczeń Hogwartu świetnie znał. Wyglądało to, jakby wiatr był heroldem nadchodzących pór roku i miał za zadani upewnić się, że każdy czarodziej i czarodziejka nie omieszkają odpowiednio przygotować się na schyłek roku.

Regina spoglądała na ulicę Pokątną z góry, zza nieco brudnawej szyby swego pokoju w Dziurawym Kotle. Przysiadła na parapecie i gładziła po krótkich ciemnoszarych piórach na głowie lelka wróżebnika, który siedział na jej ramieniu. Ptaszysko było spore, bo od czubka głowy do szponów liczyło około trzy i pół stopy. Pióra miało w odcieniach szarości z miejscowymi brązowymi przebarwieniami. Z głowy sterczały mu pojedyncze i bardzo długie szare pióra, które przy końcach przechodziły w kolor malachitowy.

Lelek co i raz otwierał dziób, jakby chciał zaskrzeczeć, zapiać lub wydać z siebie jakikolwiek lelkowy dźwięk, ale nic się z jego gardzieli nie wydobywało prócz świstu powietrza i różowo-niebieskiego języka. Ptak wydawał się tym faktem coraz bardziej zdenerwowany, na co Regina uśmiechnęła się smutno.

— Poke, przestań się wysilać, bo to nie ma sensu, mój mały. — pogładziła go czule po czubku głowy i sięgnęła do leżącego na parapecie woreczka.

Wyciągnęła z sakiewki trzy ciastka i jedno z nich podsunęła ptakowi pod dziób.

— Przecież dobrze wiesz, że nic się z tego dzioba nie dobędzie, fy machgen. — i podała zwierzowi kolejne ciastko, lekko przekrzywiając głowę.

Lelek nim zjadł drugi przysmak, chciał potwierdzić słowa kobiety. Przynajmniej tak to wyglądało, bo spojrzał na nią żółtawymi oczami, przekrzywił głowę i rozwarł dziób. Regina zaśmiała się cicho, gdy kłapnął nim ze stukotem i zaraz pożarł łapczywie oferowane mu ciastko.

Przypadek Poke'a nie był ani czymś nowym, ani nietypowym. Wielu ludzi rzucało na lelki zaklęcie wyciszające, bo w deszczową pogodę jęczały i skrzeczały niemiłosiernie. Żaden czarodziej czy czarownica nie był w stanie słuchać tych dźwięków dłużej niż godzinę bez przerwy. Zwłaszcza w taką pogodę jak ta, kiedy co i raz siąpiło.

Normalne zaklęcie wyciszające było dla zwierzęcia bezbolesne i z czasem przestawało działać. Z Poke było inaczej, bo poprzedni właściciel stwierdził, że nie chce mu się co i raz rzucać uroku, więc eksperymentował na biednym ptaku, aż nie odebrał mu głosu permanentnie. Regina próbowała odwrócić to zaklęcie, ale z jakichś powodów się to nie udawało.

Nie przepadała za jękami wróżebników, ale widziała, że Poke coraz częściej frustruje się tym, że nie może z siebie wydobyć żadnego dźwięku. Pogładziła go po karku i zacmokała cicho, chcąc zwrócić jego uwagę.

— Nie denerwuj się, mój mały, może znajdziemy na to rozwiązanie tutaj, w Londynie.

Ptak przekrzywił głowę i jakby zrozumiał to, co do niego mówiła, zatrzepotał skrzydłami. Kobieta uśmiechnęła się szerzej i wstała. Przeszła przez pokój, ku sporej klatce, która stała na lewo od drzwi. Nim dotarła do samej klatki, lelek sfrunął z jej przedramienia i umościł się w środku na żerdzi. Regina skłoniła się przesadnie, a w jej tonie dźwięczało rozbawienie:

— Ależ bardzo dziękuję za współpracę.

W tym samym momencie, w którym odwracała się plecami do klatki, rozległo się pukanie. Spojrzała w kierunku drzwi i zmarszczyła brwi. Następnie omiotła wzrokiem pokój. Był spory i jakby podzielony na trzy części. Dwie z nich były niszami, z czego jedna większa mieściła ogromne łóżko z baldachimem, częściowo skryte za zielonkawym parawanem. W drugiej niszy stał fotel, kanapa i kawowy stolik. Na prawo od drzwi stało masywne biurko i odsunięte krzesło. Na ścianach, tam, gdzie nie było regałów wmontowanych w ścianę, wisiało pełno przeciętnych landszaftów. Nie było przesadnie czysto, ale przynajmniej na podłodze leżały tylko i wyłącznie dywany, a nie zmięte kartki, książki czy ubrania, jak to miało miejsce jeszcze dzisiejszego ranka. Było w miarę, choć jej babka pewnie by dostała zawału. Całe szczęście zmarła dosyć dawno pożarta przez smoka, którego chciała wykąpać. Podobno.

Zerknięciem na zegarek, który wysupłała z kieszeni, potwierdziła swoje domysły. To musiał być...

— Pan Enzo, jak się domyślam? — spytała, podchodząc i otwierając drzwi przed przybyłym stojącym na progu.

Jednakże, by to zrobić, musiała się nieco pochylić, bo inaczej przez swój wzrost twarz gościa zasłaniałoby nadproże, które zazwyczaj miała na wysokości oczu.

Osoba na zewnątrz mogła w pierwszej chwili się zlęknąć i pomyśleć, że w Dziurawym Kotle, w pokoju numer trzy zamieszkał olbrzym lub - ale to tylko ci, którzy na własne oczy widzieli olbrzyma - półolbrzym. W drugiej chwili do czarodzieja lub czarownicy docierało, że stojąca naprzeciwko kobieta jest po prostu bardzo wysoka i dosyć barczysta. W trzeciej zazwyczaj człowiek brał głębszy oddech, bo w końcu zawędrował spojrzeniem do kanciastej twarzy o orlim nosie i lekko uwydatnionych kościach policzkowych. A tam gościł tak jak teraz, ciepły uśmiech, okraszony miękkim spojrzeniem miodowych oczu.

— Proszę wchodzić, śmiało i... — zaczęła Regina, przesuwają się tak, by mężczyzna mógł wejść do środka i zaraz skierowała spojrzenie na coś, co było nad wejściem. — Nie, Cymbał, nie będziesz mi tu latał!

Potężna dłoń, która dopiero co wskazywała, by Enzo wszedł do środka, powędrowała do góry i odgoniła coś, co tam latało. Jeżeli Remington zdecydował się wejść do środka i zerknąłby na powałę, to pod nią zobaczyłby wesoło pląsającego smoczognika, z którego ogona sypały się co i raz iskry. Cymbał niepyszny odleciał od drzwi i przysiadł na oparciu krzesła przy zawalonym pergaminami i tomiszczami biurku. Paciorkowate oczy spoglądały ciekawsko na przybysza, a długie czułki biegnące od nasady głowy, lekko falowały do taktu z przekrzywianą co i raz głową.

Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#2
01.01.2025, 16:27  ✶  
Od czasu otrzymania listu od Reginy Rowle, w głowie Lorenza krążyło jedno pytanie: czy on również wyśmiewał ją ze względu na wzrost (lub, prawdę mówiąc, cokolwiek innego)? Nie było to ani miłe, ani mądre, ale oni byli dziećmi, tak niewinnie brutalnymi w swojej naturze. Dzieci nie akceptują odmienności, czego Enzo mógł doświadczyć również na własnej skórze, będąc nieco bardziej aktywny aniżeli reszta uczniów. On był jednak również wyszczekany, a nie pamiętał, by Trollica, jak brzydko ją przezywali, miała w sobie na tyle samozaparcia, by odeprzeć ataki. I chociaż Remington nie pamiętał, by sam brał udział w szykanowaniu Reginy, to czy jego pamięć nie wyparła tych przykrych wydarzeń? Jednego był pewien: jeśli rzeczywiście jej dokuczał, to Regina o tym nie zapomniała. Takich rzeczy się nie zapomina.

Kiedy wkraczał do Kotła, duszę miał na ramieniu. Czy nie powinien odmówić? Oszczędziłby sobie nerwów! Dusza artysty kazała mu jednak przyjąć zlecenie, bo chociaż Regina mogła być dawną znajomą mającą do niego uraz, to była również przecież całkowicie i niezaprzeczalnie niesamowita. W sztuce inność była zaletą, a jej piękne, duże ciało miało być płótnem. Takie sytuacje nie zdarzały się często. Należało złapać dzika za kły. Byka za rogi. Trollicę za dłonie.

- Pani Regino! - Ucieszył się, choć ogrom klientki nieco zbił go z tropu. Pamiętał, że była wysoka, ale czy też tak potężna? - Dziękuję, dziękuję! Jak się pani miewa? - Zagadywał grzecznie, starając się odgonić od siebie wizje tych silnych dłoni miażdżących jego czaszkę jak skorupkę jaja. Czy przyszedł tu, by zapłacić za szkolne wyzwiska? Wziął głębszy wdech i przekroczył próg pokoju. Jeśli miał umrzeć, to umrze w imię nauki. - Co za ciekawe stworzenie! Pani pupil, domyślam się? - Trzymał bezpieczny dystans od smoczognika, a raczej od jego iskier. Potrafił wyobrazić sobie jak wypalają dziurę w ubraniu! - I problem pani garderoby? - Uśmiechnął się, gdy wszystko zaczęło układać się w jedną całość.

Sam ubrany był skromnie jak na swoje standardy. Granatowy garnitur na czarnej koszuli mógł wydawać się ekstrawagancki w niektórych kręgach, ale nie dla niego. Wzorzysta apaszka zawiązana na szyi miała rozświetlać kreację, tak jak biały kwiat wciśnięty w butonierkę. I chociaż nie powalał dziwnością, to wolałby, by jego strój pozostał w jednym kawałku, bez żadnych dodatkowych wypalonych dziurek!
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#3
04.01.2025, 02:24  ✶  

W głowie Reginy wreszcie kliknęło. Nazwisko czarodzieja, jego twarz i głos ułożyły się w jedną całość, kiedy to Enzo przekroczył próg. Już mniej więcej kojarzyła, że ma do czynienia z chłopaczkiem z Gryffindoru, którego wszędzie było pełno. Szkolna gazetka, mecze quidditcha, chór, przedstawienia i Merlin jeden wie, co jeszcze. Wszystko miało jeden wspólny mianownik i był nim właśnie Lorenzo Remington i jego szeroki uśmiech.

Nie kojarzyła, by kiedykolwiek uprzykrzał jej życie w czasach szkolnych, ale być może, gdzieś tam w odmętach pamięci miała to, jak śmiał się wraz z innymi z przytyków serwowanych przez jego kolegów lub innych uczniów. Czy skrywała jakąś zadrę w sercu? Nie, tam zdecydowanie starała się nie robić miejsca dla tych, którzy wyśmiewali ją w Hogwarcie. Natomiast do Enzo nie chowała żadnej urazy. W większości przeprosiła się ze swoją przeszłością, choć wygląd, a zwłaszcza wzrost był nadal drażliwym dla niej tematem. Między innymi przez to, czego doświadczyła w trakcie szkoły.

Odwzajemniła uśmiech mężczyzny, zamykając za nim drzwi. Głuche szczęknięcie zamka mogło wzbudzić u czarodzieja nieufność, jakby właśnie odcięła mu drogę ucieczki. Jednakże całkowicie temu przeczyły uśmiech oraz ciepłe spojrzenie, jakim go obdarzała.

— Dobrze, dziękuję, próbuję na nowo rozgościć się w Londynie. — odpowiedziała i skierowała wzrok na Cymbała. — Tak, to Cymbał, zupełnie niegroźny, chyba że dosięgną pana iskierki z jego ogona i tak, to właśnie jest problem mojej garderoby.

Krótkie skinienie i przeszła do niskiego stolika, jaki znajdował się na lewo od drzwi. Podniosła z niego czarną tabliczkę wielkości koperty, po czym znów spojrzała na Enzo i spytała:

— Coś do picia lub jedzenia?

W odpowiedzi ubiegł czarodzieja smoczognik, który przeciągle ni to skrzeknął, ni to zaświergotał, jakby składał zamówienie u swojej opiekunki. Regina zmarszczyła brwi i posłała mu karcące spojrzenie, mówiąc:

— Nawet o tym nie myśl, Booby, bo przysięgam, że zaraz wrócisz do klatki.

Ostrzeżenie mogło wydawać się ostre, ale rysy Reginy prędko zmiękły, a sam głos nie był taki groźny, co pupil zauważył. Mimo to przekrzywił łepek i tylko cicho prychnął, jakby dawał do zrozumienia, że tylko sobie żartował.

— Więc tak, przepraszam, wracając... Coś panu zamówić?

I ujęła w lewą dłoń kredę, gotowa napisać to, na co Remington miał ochotę. Był to prosty i szybki sposób na składanie zamówień, których treść po napisaniu na tabliczce ukazywała się na drugiej tabliczce przy barze na dole. Dzięki temu goście nie musieli chodzić w tę i z powrotem. Nieco gorsze rozwiązanie dla tych, którzy bazgrolili jak sowa pazurem...

Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#4
14.01.2025, 22:36  ✶  
Chociaż powitanie Reginy było przyjemne, Lorenz nie uspokoił się ani odrobinę. Ogrom panienki Rowle onieśmielał go, a nie było to coś, co przydarzało się mu często. Wręcz przeciwnie, to zwykle on był onieśmielający! Teraz jednak, gdy kobieta stała przed nim, mógł co najwyżej zerkać w górę, na jej całkiem niebrzydką, szlachetną, a przede wszystkim uśmiechniętą twarz.

- Oho? Powróciła pani skądś? - Zagadnął, czepiając się jej wyznania. - Wydaje się, że wiele osób wyjechało z Londynu, a nawet z Anglii, niedługo po szkole, by wrócić do ojczyzny po latach. Ze mną było tak samo. - Odwzajemnił uśmiech. Wymiana doświadczeń była dobrym sposobem na zaczęcie rozmowy.

Uśmiechnął się też do Cymbała, ale trzymał się na dystans, nie wyciągając do niego nawet dłoni. Iskierka z ogona mogła wypalić okropną dziurę w mankiecie, a nie wszystko dało się łatwo naprawić zaklęciem. Wolał nie próbować.

- Cudowne stworzenie, doprawdy! A do picia herbatę, bardzo dziękuję. - Dodał, przechodząc wgłąb pokoju, pozostawiając za sobą bezpieczeństwo zamkniętych drzwi. Czy wielka baba ze stadem miniaturowych smoków mogła mu zaszkodzić? I to jak! Enzo postanowił jednak nie dać się uprzedzeniom, nawet jeśli ognik wydał dźwięk paszczą. - Co chciał zrobić? - Zainteresował się, zanim zdołał to przemyśleć. - Jesteś w stanie z nim... porozumiewać się? - Dodał, unosząc wysoko ciemne brwi. - To niesamowite!
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#5
16.01.2025, 15:49  ✶  

Skinęła głową, a w ruch poszła kreda, którą napisała krótkie zamówienie: dla Enzo herbatę, a dla siebie kawę. Przeskoczyła wzrokiem po słowach, by dać i sobie i czarodziejowi czas, gdyby przyszła im ochota na coś jeszcze.

Ponieważ tak się nie stało, to odłożyła tabliczkę wraz z kredą na wcześniejsze miejsce i poświęciła swoją uwagę czarodziejowi.

— Porozumiewać się? — zmarszczyła brwi, jakby nie do końca zrozumiała, ale zaraz jej twarz pojaśniała, a z ust wyrwał się cichy śmiech. — Tak, można tak powiedzieć, ale proszę nie przypisywać mu nadmiernej inteligencji. Po prostu nauczył się, że za każdym razem jak sięgam po tabliczkę, to za chwilę pojawia się coś do jedzenia. A jest obżartuchem i sępi jedzenie od każdego.

Przeszła ku centralnej części pokoju, zerkając na smoczognika z rozbawieniem. Cymbał wysunął gadzi język, zupełnie jakby chciał jej go pokazać, bo zrozumiał słowa o swojej niezbyt wielkiej bystrości. To tym bardziej rozbawiło Reginę, która cmoknęła na niego.

— Zapraszam tam, herbata pewnie zaraz będzie. — wskazała ku kanapie i fotelom, otaczającym niski stolik. — Tak, niespełna miesiąc temu wróciłam do Anglii. Wcześniej przez blisko dwa miesiące siedziałam na Islandii, więc na nowo przyzwyczajam się do widoku drzew.

Tu ponownie się uśmiechnęła, ale tak jakby bardziej do siebie, niż do swojego rozmówcy. Nie wiedziała, czy Enzo kiedykolwiek był na tej wyspie i jeżeli tak, to czy też uderzył go tamtejszy krajobraz. Na Reginie wywarł on ogromne wrażenie i nadal nie mogła wyrzucić sprzed oczu tych ogromnych połaci zastygłej lawy, porastanej przez mech. I brak lasów.

— Tak? Gdzie pan wyjechał zaraz po szkole, jeżeli można wiedzieć?

Zadając pytanie, usiadła w fotelu, który stał naprzeciwko kanapy. Mebel był w kolorze ciemnobrązowym, obity miłą w dotyku tkaniną i zdecydowanie większy niż tego typu sprzęty.

— Ach. Momencik, żeby było panu wygodniej... — i wysupłała z kieszeni różdżkę, którą następnie skierowała w stronę kanapy.

Delikatny ruch ręką i sofa nieco się skurczyła, dzięki czemu czarodziejowi nie będzie wyglądał jak przedszkolak, majtający nogami, bo nie dosięgają do ziemi. Co innego Regina, która na zwyczajnych krzesłach, fotelach czy kanapach czuła się, jakby miała kolana pod brodą.

Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#6
21.01.2025, 15:03  ✶  
Nie zamierzał korzystać nadmiernie z uprzejmości Reginy, gdy jeszcze nie miał okazji pokazać jej swoich usług. Panna Rowle była niesamowita pod każdym względem i naprawdę miał nadzieję, że ich współpraca będzie podobnie niecodzienna.

Tak potężna, tak groźna, władczyni smoków potrafiła chichotać. Mimo swych rozmiarów i powagi, wciąż była kobietą, przypomniał sobie.

- Och, proszę się nie martwić, to nie jemu przypisuję szczególne umiejętności, a tobie! - Zaśmiał się, gładko przechodząc na mniej formalny ton. - Mój ojciec, choć był Londyńczykiem z krwi i kości, zawsze powtarzał, że można ufać tym, którzy potrafią nawiązać więź ze zwierzętami. Pracujesz z nimi? Czy to tylko pupil?

Mimo swoich słów, nie zamierzał podchodzić do smoczognika zbyt blisko, już nie tylko przez obawę o swoje ubranie, ale i o resztę związanych z tym powodów. Nigdy nie był osobą, która garnęła się do zwierząt, bo i nigdy nie miał zbytniej okazji z nimi obcować.

Przeszedł w stronę kanapy. Był dość wysoki, lecz nie mógł równać się Reginie. Bycie malutkim przy kimś innym było dziwaczne, ale też w pewnym sensie odświeżające.

- Dziękuję, Regino. Ach, Islandia! Tyle słyszałem, lecz nigdy tam nie byłem. - Westchnął z głębi płuc. - Ja dotarłem aż za ocean, do Ameryki. Rozwijałem umiejętności.

Już chciał wdrapywać się na kanapę, lecz Regina go ubiegła, zmniejszając mebel. Podziękował krótko i usiadł, od razu opierając się wygodnie i zakładając nogę na nogę. Zmrużył lekko oczy przyglądając się olbrzymce, lecz nie było w tym kpiny, a zwykła ciekawość. Teraz, gdy miał ją przed sobą, mógł się dokladnie przyjrzeć jej twarzy, sylwetce, rozmiarom.

- Jesteś jak płótno, Regino. Masz tak szlachetne rysy i posturę! Moja droga, powinnaś zająć się modelingiem. Dziwię się, że Rosierowie jeszcze cię nie dostrzegli. Wiesz, mój patron... - Po raz pierwszy od czasu wydarzenia Muzy wrócił do chwili otrzymania lauru, lecz zawahał się tylko na moment, wspominając Raphaelę. - Mój szanowny patron poprosił, bym ubrał posąg Ateny, starożytnej bogini. Ach, Regino, ty mogłabyś stać się boginią naszych czasów. Mogłabyś stać się natchnieniem dla posągów, by zachować twoją twarz na wieki.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#7
22.01.2025, 19:32  ✶  

Regina nie zdawała sobie sprawy, jakie emocje budzi jej postać w głowie Enzo. Gdyby wiedziała, to nie odpowiedziałaby tak lekkim tonem. W takt za Remingtonem porzuciła zwrot “pan”, gładko przechodząc w następnych słowach na per ty.

— Opiekuję się nim, więc bardziej określiłabym go mianem podopiecznego i… przyjaciela. — wyjaśniła z chwilowym zawahaniem. — Co do więzi, to poniekąd się zgodzę, rzeczywiście zwierzęta w jakimś stopniu potrafią wyczuć czyjeś zamiary. Już nie wspominając o tych, które dzięki swojej naturze odgadują to, co kryjemy w sercu.

Pauza w jej odpowiedzi wynikała z doświadczenia, jakie miała, kiedy mówiła o stworzeniach, jako swoich przyjaciołach. Często widziała ten błysk niedowierzania, a później nutę współczucia, jakby posiadanie zwierząt za przyjaciół było pierwszym krokiem do obłędu.

Dla Reginy było wręcz odwrotnie. Od najmłodszych lat dzieliła się swoimi sekretami oraz troskami ze zwierzętami, które były w jej rodzinnym domu. Powiernikami była między innymi suczka psidwaka, Cari, podstarzały smoczognik Józef czy kot Bedwen. Nie mówiąc o abraksanach w przydomowej stajni, na których nie jeździła po wypadku, ale za to lubiła spędzać czas, doglądając ich czy przynosząc im marchewki.

Cymbał, widząc, że dwunożni zajęli miejsca nieco dalej, niż mu to odpowiadało, poderwał się i wylądował na oparciu fotela Reginy. Zgrabnym, wężowym ruchem zsunął się stamtąd na jej ramię, gdzie rozprostował skrzydła, po czym zwinął się w mały kłębuszek łusek.

Dla Reginy było to tak naturalne, że odruchowo posmyrała go po główce i powiedziała:

— Polecam, choć nie wszystkim odpowiada tamtejszy surowy klimat. Wiatr nie oszczędza nikogo, ani ludzi, ani zwierząt, ani nawet krajobrazu. Z kolei w Ameryce byłam, żebym nie skłamała, z rok lub dwa lata temu, odwiedzałam rezerwat w Yellowstone i przy okazji kilka innych miejsc. Też niesamowity kraj i te nieprzebrane tereny. Niesamowite, naprawdę…

Na chwilę odpłynęła do swoich wspomnień.

— Co takiego dokładnie skłoniło cię do wyjazdu tam? O ile to nie tajemnica.

Zadała pytanie z uśmiechem i wybrzmiewającą w głosie szczerą ciekawością. Całym sercem kochała podróże i zawsze zastanawiało ją, co takiego pcha innych czarodziejów do wyjazdu.


Wypowiedź Enzo o tym, że była jak płótno, o jej rysach, o posturze godnej starożytnej bogini, wprawiło Reginę w osłupienie. O mały włos, a otworzyłaby usta i tak została, z rozdziawioną gębą, patrząc na czarodzieja, jak na nie do końca zdrowego umysłowo.

Przed tym faux-pas uratowało ją pukanie. Nadal zdziwiona i skrępowana tak bezpośrednią wypowiedzią, podeszła do drzwi, po czym je otworzyła. Smoczognika rozbudził ten ruch i z niezadowoleniem przycupnął na jej ramieniu, ziewając, jakby ostentacyjnie.

Do pokoju wleciała srebrna taca, a na niej stały dwie filiżanki, cukiernica i pękaty mlecznik. Taca obkręciła się z gracją wokół własnej osi, następnie wylądowała na niskim stoliku między nimi.

— Hm, nie wiem panie… To znaczy Enzo, czy mogłabym stać się natchnieniem dla kogokolwiek. — zaczęła bardzo powoli i z wyraźnym zakłopotaniem, z powrotem zajmując miejsce na swoim fotelu. — Ten modeling to też chyba nie dla mnie. A moja… hm... budowa czy tam postura, to też tak… Nie za bardzo…

Po pierwsze nawet nie wiedziała czym dokładnie jest ten “modeling”, tylko domyślała się, że może mieć coś wspólnego z modelkami. Po drugie wątpiła, by ktokolwiek chciał podziwiać kobietę wielką jak górę, o rysach, jak wyciosanych z kamienia i to miejscami tępym dłutem.

Szczerze wątpiła w słowa Enzo i to do tego stopnia, że zaczęła się zastanawiać, czy on sobie z niej nie żartuje. Byłoby to naprawdę okrutne z jego strony.

— Twoja słowa są oczywiście bardzo miłe, ale… Ale nie sądzę, żeby cokolwiek we mnie było warte uwieczniania na wieki. Nawet na chwilę, też nie.

Posłała mu cierpki uśmiech i poprawiła się na fotelu, bo jakoś tak nagle poczuła się nieswojo.

— Mleka do herbaty?

Na brodę Merlina, zmieńmy temat, zaczęła błagać w myślach. Jednocześnie zsunęła miodowe spojrzenie na tacę i sięgnęła po naczynko z mlekiem.

Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#8
27.01.2025, 21:44  ✶  
- Niesamowity przyjaciel. - Uśmiechnął się Enzo, rozumiejąc, skąd brała się miłość do zwierząt. Wiele osób, z którymi pracował, miało swoich pupili, lecz zwykle były to miniaturowe pieski lub inne całkiem normalne stworzenia. Szczytem była małpka! Regina okazywała się jednak bardziej oryginalna, mając przy sobie smoczka. Szanował to. - Magiczne zwierzęta są przerażające! Stworzenie, które widzi to, co ukrywam przed światem? Albo testrale? Na Matkę, to okropne! - Pokręcił głową, odsuwając od siebie te myśli. Przerażające konie, które można zobaczyć tylko po przerażających wydarzeniach... to wszystko było zbyt, zbyt! Zdecydowanie zbyt dla Enzo.

Remington obserwował Cymbała, ale powstrzymanie się przed odsunięciem, gdy smoczognik się zbliżył, wykorzystało wszystkie jego pokłady siły woli.

- Och, wybranie się na Islandię na tydzień lub dwa nie powinno być problemem. - Lorenz złapał się tematu wyjazdów. - Słyszałem o ich gorących źródłach, miałaś może okazję do nich zajrzeć? Woda podgrzewana gorącem wulkanu! Myśl szaleńca lub geniusza. - Westchnął z rozmarzeniem na myśl o zanurzeniu ciała w takiej kąpieli. - Tam żaden wiatr nie jest straszny. Do Stanów zagnała mnie pogoń za karierą. Muszę przyznać, że wiele się tam nauczyłem, ale obowiązki rodzinne zmusiły mnie do powrotu. Teraz realizuję się tutaj. Ach, właśnie!

Widział jej zdziwienie i w ogóle, ale to w ogóle go nie zaskoczyło! Kobiety o niestandardowej urodzie wiedziały, jaki stosunek do nich ma świat. Enzo nie zamierzał okłamywać Reginy, bo i nie widział w tym celu, za to dostrzegł w niej szlachetność, której nie miały kolejne identyczne modelki, o identycznych wymiarach, identycznym wzroście, identycznych twarzach. Nie było sukcesem uszycie stroju dla kogoś, kto prezentował piękno tak sztampowe, że i bez ubrania wyglądał dobrze. Sztuką było podkreślić subtelne piękno tych, których wdzięki potrafili dostrzec tylko ci najbardziej wyrafinowani.

Poczekał, aż napoje zostaną podane, po czym sięgnął za pazuchę i rozwinął metr krawiecki. Był on jak jego zwierzątko, bo zaczarowana taśma uniosła się i zaczęła wić jak wąż, zawisając naprzeciw Reginy.

- Kiedy tylko będziesz gotowa. - Obiecał jej, spokojny, pogodny, ale też poważny. Nie kpił z panny Rowle. - Ale nie spiesz się, bardzo proszę. Jesteś już natchnieniem dla mnie, to jakiś start? Jeśli miałabyś ochotę... może mógłbym uszyć dla ciebie parę kreacji? Oczywiście nieodpłatnie. W zamian chciałbym tylko dodać zdjęcia do mojego portfolio. Jesteś niesamowita, Regino, nie zapominaj o tym. A mleko tak, tak, poproszę, nie za dużo, dziękuję.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#9
16.02.2025, 22:02  ✶  

— Przerażające? — zmarszczyła brwi i zerknęła na smoczognika, siedzącego na ramieniu, zastanawiając się nad tym słowem.

Tak, można uznać, że niektóre z magicznych zwierząt są przerażające, chociaż Regina nie użyłaby tego słowa w stosunku do żadnego z nich. Były niesamowite, fascynujące, zachwycały nie tylko swoim wyglądem, ale przede wszystkim tym, jak przystosowywały się do życia. Jak dostosowały się do magii, jak wykorzystywały ją do obrony, do zdobywania pokarmu, do życia.

Czy wspomniane testrale były okropne? Przecież nie wybierały tego, jak wyglądają, czym się żywią i że widzą je tylko ci, którzy byli świadkami czyjejś śmierci. Czy smoki przerażały, bo ziały ogniem lub pluły jadem i mogły połknąć dorosłego człowieka w całości? Przerażające? Okropne? Nie, zdecydowanie nie. Fascynujące, pomyślała Regina, z czułością muskając niewielki smoczy łepek.

— Można je tak określić… — zgodziła się, ale bez przekonania.

Nie chciała wdawać się w dyskusję na ten temat. Nie tu i nie teraz, bo wątpiła, że Enzo byłby skłonny słuchać o magizwierzętach przez następne kilka godzin. Z pewną ulgą przyjęła, że przeskoczyli na temat wyjazdów.

— Tak, miałam. To właśnie te gorące źródła były celem mojego wyjazdu. Obserwowałam tamtejsze ptaki, które opierają swoje bytowanie na nich.

Przestała głaskać Cymbała i uśmiechnęła się na widok rozmarzonego spojrzenia Enzo. Ani trochę się mu nie dziwiła, bo tak jak powiedział, siedząc w takim “kotle” żaden wiatr, ani deszcz lub śnieg nie były straszne.

— Niesamowite prawda? Niby ogień i woda są tak przeciwne, a współtworzą coś takiego. Natura, po prostu, natura.

Dolała mleka do herbaty Remingtona w takiej ilości, w jakiej sobie zażyczył. Zaproponowała mu również cukier i jeżeli chciał kostkę lub dwie, to od razu mu wsypała. Do swojej kawy wrzuciła aż trzy i zamieszała niedbale, cichutko stukając sztućcem o porcelanę.

Przez chwilę wodziła spojrzeniem za drgającym, niczym wąż, krawieckim metrem, by zaraz poświęcić uwagę rozmówcy. Bardziej ów przyborem zainteresował się Cymbał, który najpierw otworzył oko, by skontrolować, co się dzieje dookoła. Zaraz też podniósł głowę. Maleńki łepek przesuwał się w takt za drganiem metra, a pionowe źrenic zwęziły się drapieżnie. Końcówka ogona zaświeciła się, ale nie posypały się z niego iskry.

— Kreacji…? — powtórzyła za Enzo, mrużąc lekko oczy. — Znaczy... Jeżeli rzeczywiście uważasz to za warte twojego czasu i pracy.

Nieznacznie i odruchowo wzruszyła ramionami, nie będąc ani przekonaną co do pomysłu, ani też zdecydowaną, by mu odmówić. Przede wszystkim chciała załatwić to, o czym pisali, ale kiedy to będą mieli za sobą, to czemu nie miałaby poddać się jego wizji.

Wstała z fotela i przełożyła jaszczura na oparcie. Przyszedł czas, żeby zająć się tym, co było celem całego tego spotkania. Skierowała różdżkę w stronę biurka i przywołała z niego kilka kartek; szkicy i wycinków z gazet modowych, w dodatku mugolskich. Z cichym szelestem wylądowały na stoliku od strony Enzo.

— Potrzebuję nowej, wytrzymałej kurtki na moje wyprawy. Myślałam o czymś takim.

I znowu różdżka poszła w ruch, a dwie z kartek przesunęły się na wierzch. Przedstawiały krótki, ale obszerny płaszcz z grubej wełny, z dużymi kieszeniami, kapturem i nietypowym zapięciem w postaci szlufek i drewnianych kołków.

— Natomiast przy drugiej rzeczy jeszcze się zastanawiam pomiędzy mugolskim płaszczem a peleryną, tyle że znowu, z kieszeniami. — ruchem głowy wskazała na resztę kartek. — Zebrałam wycinki i zdjęcia tego, co mi wpadło w oko. Może mi doradzisz? Niekoniecznie interesuje mnie, żeby iść krok w krok z tym co modne, ale nie chciałabym wyglądać, jak...

Troll w stroju baletnicy, powiedziała w myślach, jednocześnie gryząc się w język. Zamiast tego dokończyła:

— Po prostu myślałam o czymś bardziej formalnym, kiedy jestem w cywilizowanym świecie.

Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#10
20.02.2025, 22:32  ✶  
Enzo posłał Reginie słaby, krótki uśmiech, uznając sprawę zupełnie przerażających zwierząt za skończoną. Owszem, może i miały swój urok, ale w większej części były właśnie przerażające. Testrale, smoki, smoczogniki… wszystkie, bez wyjątku. No, może pufki nie były takie straszne.

- Och, ptaki! Mogłem zgadnąć, że wyjazd nie opierał się tylko na przyjemnościach. - Zaśmiał się, gdy zrozumiał, że łączenie wszystkiego z pracą było widać sposobem na życie Reginy. - Mówią, że przeciwności się przyciągają, moja kochana. Ja uważam, że przeciwności po prostu muszą żyć obok siebie. Czym byłoby światło, gdyby obok nie było ciemności? Czym byłaby magia, gdybyśmy nie mieli mugoli do porównania naszego życia z ich. - Zahaczył o tematy niemal polityczne, gdy przyjął filiżankę herbaty, przygotowanej tak, jak tylko lubił. Westchnął cicho, z uznaniem. Nie było niczego lepszego od dobrze zaparzonej herbatki. - Ying i yang, wedle chińskiej myśli, a między nimi równowaga. Woda i ogień, tworzące doskonały balans gorących źródeł!

Metr był tylko narzędziem i zbyt wiele brakowało mu do żywego stworzenia, by wyczuł zagrożenie ze strony Cymbała. Powędrował jednak za wolą właściciela w pobliże Reginy, gotów do działania, gdy tylko da mu się odpowiedni znak. Enzo musiał odstawić na chwilę filiżankę, by wyjąć niewielki szkicownik.

- Nie uważam, że to jest warte. Ty jesteś tego warta, Regino. - Poprawił ją z miną, jakby tłumaczył dziecku, jakiego koloru jest niebo. Lekkość, beztroska, ale też zupełna pewność, nie pozostawiająca nawet cienia wątpliwości. Był przekonany, że mówi to, co mówić powinien.

Jego twarz zmieniła wyraz, gdy dostrzegł wycinek, który podsunęła mu panna Rowle. Uniósł wysoko brwi, zdziwiony, lecz nie w pozytywnym sensie.

- Och, Regino... jesteś pewna? - Zagadnął, podsuwając sobie obrazek. - Powiedz, na czym ci zależy? Co podoba ci się w tym ubiorze, co chciałabyś inne? Rozumiem, że zależy ci na kieszeniach. Och, ale ta pelerynka jest bardzo interesująca! Pasowałaby do ciebie, Regino. - Uśmiechnął się, nie chcąc krytykować wszystkich jej wyborów modowych.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Regina Rowle (2931), Enzo Remington (1636)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa