• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[Hogwart, 1961] Wszystko przez te wścibskie dzieciaki

[Hogwart, 1961] Wszystko przez te wścibskie dzieciaki
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
30.06.2025, 08:42  ✶  
Gdy portret zgrzytnął za nimi, Brenna obróciła się gwałtownie, wyciągając różdżkę przed siebie – ale nie wydawała się szczególnie przerażona tym, że zostali tutaj uwięzieni. Prawdopodobnie powinna, w tej chwili jednak ta jej słynna, gryfońska odwaga w dużej mierze była w rzeczywistości absolutną nie wiarą w to, że może spotkać ją coś złego.
– Trochę w sumie się tego spodziewałam – odparła Cassianowi, posyłając mu beztroski uśmiech. – Ale spokojnie, ten tunel dokądś musi prowadzić, prawda? A jak nie, to się tu wrócimy i będziemy tak długo krzyczeć pod ścianą aż w końcu ktoś nas usłyszy. Myślisz, że faktycznie znajdziemy tu coś wartego opisania? A to żeby napisać poemat nie trzeba posługiwać się tym słowem jeszcze sprawniej…? Wiesz, wiersze i takie tam…
Jeśli szło o Brennę i książki, to sprawa wyglądała tak, że je uwielbiała, o ile były ciekawe albo ładnie napisane. Lubiła powieści przygodowe i baśnie. Jeżeli jednak szło o Brennę i poezję… to zasadniczo sporej jej części zwyczajnie nie rozumiała. Umiała docenić dobrze brzmiący wiersz, ale zdecydowanie nie nadawała się na znawcę poezji.
Tunel po chwili zakręcił gwałtownie, a potem przed nimi pojawiły się schody, bardzo wąskie i kręte. Brenna zerknęła na Cassiana, sprawdziła poręcz i pierwsze stopnie – gryfońska brawura gryfońską brawurą, ale jednak Brenna miała głęboko zakorzenioną dbałość jeśli nie o bezpieczeństwo własne, to cudze – a potem zaczęła się wspinać.
– Mam nadzieję, że wydostaniemy się stąd, zanim wybije godzina zbiórki, bo zaraz będą posyłać też grupę na poszukiwanie zaginionych prefektów… totalny wstyd. Nie chcę być zaginionym prefektem. Poza tym Victoria będzie mi potem mówić, że nie powinnam wchodzić sama do niesprawdzonych, tajnych korytarzy. Chociaż nie weszłam właściwie sama, tylko z tobą, prawda? – zaczęła paplać, gdy pokonali kilkanaście stopni i cała ta wspinaczka straciła trochę na tajemniczości, i Brenna przestała się spodziewać, że znajdą tu szkielety, duchy albo tajne skarby. – Zastanawiam się, kto wybudował te wszystkie tajne korytarze. Założyciele? A może poprzedni właściciel zamku? Pewnie budowano je na wypadek ataku, co? A może na wypadek, gdyby chcieli na przykład podsłuchiwać swoich gości? Mam wrażenie, że zaraz dobijemy do jakiejś wieży, te stopnie jakoś się nie kończą… – rzuciła. Wspinanie codziennie do Wieży Gryffindoru sprzyjało kondycji, ale pod koniec zaczynała być już zadyszana aż…
…schody się skończyły: nad nimi znajdował się po prostu sufit.
– Hm… nie wierzę, że ktoś zrobił takie schody donikąd… musi być tu jakieś wyjście.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
Magia przemija. Słowo zostaje.
Wysoki na 185 cm, szczupły, elegancko ubrany, ma bardzo ciemne oczy, w których tęczówki zlewają się ze źrenicami. Pachnie fiołkami, mówi cicho i kwieciście.

Cassian Blishwick
#12
01.07.2025, 17:05  ✶  
Cassian szedł za nią w milczeniu, uważnie stawiając kroki na wąskich, kamiennych stopniach. Światło ich różdżek odbijało się od ścian, rzucając podłużne, niestabilne cienie, które zdawały się pełzać tuż za nimi. Gdy Brenna rzuciła przez ramię pytanie o poezję, uniósł lekko brwi i pozwolił sobie na ledwo zauważalny uśmiech.
– Poezja to nie zawsze słowa. Czasem to tylko rytm zdarzeń. Albo to, jak światło drży na ścianie, kiedy ktoś przechodzi z różdżką…
Nie dokończył. Sam nie był pewien, czy to myśl, czy tylko próba usprawiedliwienia tej całej romantycznej maniery, którą zbyt często mu wypominano. Szedł dalej, blisko za nią, i tylko czasem zerkał w dół, mierząc wysokość, na którą się wspinali. Było ich więcej, niż się spodziewał. Znacznie więcej.
Gdy w końcu stanęli przed sufitem, który zablokował im drogę, zatrzymał się za nią i spojrzał w górę. Cassian zmarszczył brwi i przesunął dłonią po chłodnym kamieniu nad sobą. Czysta, surowa powierzchnia nie zdradzała żadnych oznak życia - żadnych symboli, żadnych ukrytych zawleczek, żadnych run czy sprytnie zakamuflowanych klamek. W zasadzie wyglądała jak... zwykły mur. A jednak coś w nim nie dawało mu spokoju.
– Może ten korytarz był tylko zapasowy... może po prostu prowadzi donikąd – mruknął, nie do końca przekonany. Oparł się nieznacznie ramieniem o fragment ściany, pozwalając sobie na chwilę zmęczenia. – W powieściach to ten moment, w którym bohater orientuje się, że źle wybrał i powinien był iść za głosem rozsądku...
Nie dokończył.
Ściana, o którą się opierał, zaskrzypiała cicho, a potem, z przeciągłym, nieprzyjemnym jękiem kamienia na zawiasach, uchyliła się nagle jak tajemne drzwi. Cassian zachwiał się, próbując odzyskać równowagę… i nie zdążył. Zniknął w przejściu z pełnym godności (a raczej jego brakiem) łoskotem, jakby właśnie cały zamek zdecydował się go połknąć.
Głośne TRACH, potem stuk... i wreszcie BĘC.
Gdyby Brenna zajrzała w głąb nowo odkrytego pomieszczenia, zastałaby widok godny kroniki żenujących upadków prefektów: Cassian leżał rozwalony na podłodze, w otoczeniu wiadra, przewróconej miotły i sterty zapomnianych skrzynek. Głowę miał niemal do połowy wsuniętą w metalowy kubeł, z którego sypał się kurz i pajęczyny.
– Nic mi nie jest – odezwał się stłumionym głosem gdzieś spod brzegu wiadra. – Choć muszę przyznać, że dawno nie miałem tak bliskiego kontaktu z wyposażeniem gospodarczym Hogwartu...
Chwilę potem uniósł się lekko, próbując wygrzebać się z kompromitującej pozycji, i dodał cicho:
– Możemy umówić się, że jeśli kiedykolwiek opowiesz tę historię, to ten fragment pominiesz...?

//(Cassian padł ofiarą cechy pechowca. Znowu... Pewnie nawet nie jest zdziwiony)
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
03.07.2025, 09:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.09.2025, 21:13 przez Brenna Longbottom.)  
Maniera Cassiana ani trochę Brennie nie przeszkadzała – zasadniczo przywykła przyjmować ludzi takimi, jakimi byli, ze wszystkimi dziwacznymi zachowaniami, bo sama takich też miała całkiem sporo. Widziała, że patrzył na świat inaczej i po prostu przyjmowała to do wiadomości, ale inna sprawa, że czasem zawieszała się na moment, próbując przetworzyć jego słowa i upewnić się, że na pewno zrozumiała to, co powiedział.
Właściwie była całkiem pewna, że czasem zupełnie nie rozumiała.
– Nie wierzę. Nikt nie buduje korytarzy donikąd. Tutaj coś musi być, inaczej to nie ma żadnego sensu – uparła się Brenna, zabierając za opukiwanie sufitu, szukanie luźniejszych cegieł albo jakichś znaków. Jak się jednak okazało, niepotrzebnie.
– Cassian!!!
Huk sprawił, że obróciła się gwałtownie, i nie tyle zajrzała do korytarza, do którego wpadł drugi prefekt, a dosłownie się ku niemu rzuciła – tak szybko, że omal nie potknęła się o wiadro, musiała nad nim przeskoczyć i ostatecznie z impetem wpadła na ścianę.
Obróciła się błyskawicznie i tym razem dopadła chłopaka.
– Na pewno nic ci nie jest? – spytała, sięgając ku chłopakowi, żeby ściągnąć mu z głowy metalowy kubeł, a potem szybko wydobyła z kieszeni chusteczkę i niewiele myśląc zaczęła wycierać mu twarz, dokładnie tak, jak zrobiłaby z którymś z licznego kuzynostwa albo przyjaciół z dzieciństwa. – Mocno walnąłeś. Te miotły i wiadra, jestem pewna, że się tutaj na ciebie niecnie zaczaiły – oświadczyła, wreszcie rozglądając się. Wyglądało na to, że trafili do jakiegoś schowka, a sądząc po tym, jak wiele pokonali schodów po drodze, prawdopodobnie był położony przy którejś z Wież. – Nie mam pojęcia, o jakim fragmencie mówisz. I w ogóle o jakiej historii mówisz, przecież gdybyśmy się natknęli na tajny korytarz, o którym nie wiedzą inni, chociaż na żaden się nie natknęliśmy, nie powinniśmy opowiadać o nim na prawo i lewo, bo wtedy jakbyśmy chcieli z niego skorzystać, to mogłoby się okazać, że nauczyciele go zablokowali albo coś takiego – wypaplała bez mrugnięcia okiem. To nie tak, że nie miała może zamiaru powiedzieć o tym absolutnie nikomu, bo pewnie prędzej czy później zaciągnie kogoś do tego korytarza, ale niekoniecznie planowała ujawniać jego istnienie zbyt wielu osobom… – Nie obiłeś się? Zaraz powinniśmy wrócić do punktu zbiórki.
Przyjrzała się mu uważnie, szukając siniaków, krwi czy dziwnie wygiętych kończyn, a potem opuścili pomieszczenie i ruszyli na miejsce zbiórki - a Brenna tylko trzy razy spytała, czy na pewno nie chciał iść do pielęgniarki.

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2948), Cassian Blishwick (2384)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa