08.07.2025, 17:46 ✶
– Daj spokój. To była w sumie krótka wizyta i niemal nic mnie nie kosztowała. Zwłaszcza, że inaczej musiałbym być już w domu, a przypomniało mi się dzisiaj, że dalej jestem zirytowany moim rodzeństwem za coś – To ostatnie było kłamstwem. Basilius rzeczywiście był zirytowany zachowaniem Icarusa i Electry w sprawie szukania mu dziewczyny, ale to było w sierpniu. Teraz już nie czuł żadnych konkretnych emocji na myśl o tym idiotycznym przedsięwzięciu.
– Piwo brzmi dobrze. Dziękuję – powiedział, siadając przy kuchennym stole, ale jego wzrok uciekł na chwilę w stronę pokoju matki Peregrinusa. Nie miał pojęcia jak pomóc tej kobiecie. Magimedycyna w teorii znała wiele podobnych przypadków, a jednak tamte dało się wyleczyć, lub chociaż załagodzić, a ten? Ten był oporny na jakiekolwiek próby leczenia. Zupełnie jakby częścią jej przypadłości, było to że nie może zostać zniesiona. Gdyby chociaż udało się dotrzeć do jej źródła, ale nie... Nic. Ciężko było unormować w ciele coś, kiedy nie miało się pojęcia czemu w ogóle jakaś anomalią zachodziła. Sam mógł frustrować się czasem, że nie można było całkowicie, wyleczyć jego przypadłości, ale przynajmniej wiadomo było co mu dolegało. Przynajmniej miał leki łagodzące objawy. A tutaj, co? Jedynie leki uspokajające?
Prawdę mówiąc był pod wrażeniem tego, jak dobrze wydawał się to wszystko znosić Peregrinus.
– Bo lepiej by było, abyś nie zawołał uzdrowiciela – mruknął ironicznie, chcąc już wyciągnąć swój własny zestaw kart, ale kiedy zorientował się, że w domu Trelawneya było ich pod dostatkiem szybko zrezygnował z tego pomysłu. Wolał jednak sprawiać wrażenie kogoś, kto nie nosi ze sobą zawsze kart do pokera. I to dwóch talii. – Zresztą gdybyś miał czekać na dzień w którym nie byłbym zmęczony, musiałbyś się chyba umówić na termin po moim pogrzebie. Po prostu wróciłem dzisiaj z wyjazdu, a wczorajsza podróż była dość męcząca. I tyle. Mniejsza o to. Wiesz zastanawiałem się... – Zamilkł na chwilę, przywołując swój łagodniejszy ton głosu. – Myślę, że oboje byście skorzystali na tym, aby twoja matka została przeniesiona na kilka dni do Munga, lub Lecznicy. Lepiej, aby ktoś się jej przyjrzał po tym... Incydencie. Fizycznie nic nie powinno jej być, ale nie wiemy jak na niego zareagowała psychicznie.
– Piwo brzmi dobrze. Dziękuję – powiedział, siadając przy kuchennym stole, ale jego wzrok uciekł na chwilę w stronę pokoju matki Peregrinusa. Nie miał pojęcia jak pomóc tej kobiecie. Magimedycyna w teorii znała wiele podobnych przypadków, a jednak tamte dało się wyleczyć, lub chociaż załagodzić, a ten? Ten był oporny na jakiekolwiek próby leczenia. Zupełnie jakby częścią jej przypadłości, było to że nie może zostać zniesiona. Gdyby chociaż udało się dotrzeć do jej źródła, ale nie... Nic. Ciężko było unormować w ciele coś, kiedy nie miało się pojęcia czemu w ogóle jakaś anomalią zachodziła. Sam mógł frustrować się czasem, że nie można było całkowicie, wyleczyć jego przypadłości, ale przynajmniej wiadomo było co mu dolegało. Przynajmniej miał leki łagodzące objawy. A tutaj, co? Jedynie leki uspokajające?
Prawdę mówiąc był pod wrażeniem tego, jak dobrze wydawał się to wszystko znosić Peregrinus.
– Bo lepiej by było, abyś nie zawołał uzdrowiciela – mruknął ironicznie, chcąc już wyciągnąć swój własny zestaw kart, ale kiedy zorientował się, że w domu Trelawneya było ich pod dostatkiem szybko zrezygnował z tego pomysłu. Wolał jednak sprawiać wrażenie kogoś, kto nie nosi ze sobą zawsze kart do pokera. I to dwóch talii. – Zresztą gdybyś miał czekać na dzień w którym nie byłbym zmęczony, musiałbyś się chyba umówić na termin po moim pogrzebie. Po prostu wróciłem dzisiaj z wyjazdu, a wczorajsza podróż była dość męcząca. I tyle. Mniejsza o to. Wiesz zastanawiałem się... – Zamilkł na chwilę, przywołując swój łagodniejszy ton głosu. – Myślę, że oboje byście skorzystali na tym, aby twoja matka została przeniesiona na kilka dni do Munga, lub Lecznicy. Lepiej, aby ktoś się jej przyjrzał po tym... Incydencie. Fizycznie nic nie powinno jej być, ale nie wiemy jak na niego zareagowała psychicznie.