To musiał być przypadek, prawda? Jak to możliwe, że był przygotowany na to, żeby wyciągnąć zupełnie znikąd pierścionek, chociaż to chyba świadczyło o tym, że nie był to przypadek, że myślał o tym wcześniej, że chciał to zrobić wcześniej, może później, a może po prostu czekał na odpowiedni moment. Nikt, kto nie był pewien swojej decyzji nie nosił przy sobie pierścionka. Sprowokowała go do jego wyciągnięcia przez to swoje zaczepne ohajtajmy się. Trafiła w idealny moment, najwyraźniej. Ostatnio wszystko samo im się układało, jakby naprawdę nic miało nie stanąć im na drodze. Była to całkiem miła odmiana po tym paskudnym półtora roku, które spędzili bez siebie.
Niektórzy pewnie mogli uznać, że się spieszyli, ale tak naprawdę przecież nie mieli po co zwlekać. Było to raczej oczywiste, że kiedyś podejmą podobną decyzję, stało się to teraz, cóż, była z tego powodu zadowolona, zresztą widać to było po uśmiechu, który nie schodził jej z twarzy, pomimo zmęczenia, pomimo tego, że była okropnie senna, to wydawać się mogło, że pojawiła się w niej jakaś nowa energia spowodowana tym, co się wydarzyło.
- Wiem, że wiesz, nie chcę tylko, żebyś mi mówił, że Cię nie ostrzegałam. - Na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że w jej przypadku raczej za późno było na jakieś radykalne zmiany, zbyt dobrze się znali, żeby mógł jeszcze nadzieję na to, że stanie się prostszym w obyciu człowiekiem. Zresztą nie wydawało jej się, aby tego chciał. Wybrał ją sobie taką, jaka była, przy nim nie musiała nosić masek, mogła być sobą, a niewielu pewnie byłoby to w stanie zaakceptować. Była trudnym w obyciu człowiekiem, często dość szorstkim, chociaż to były tylko pozory, przy głębszym poznaniu na pewno była w stanie nieco zyskać. Nikt jednak nie znał jej na tyle, na ile znał ją Roise, nie odsłaniała się przed nikim, aż tak bardzo.
Oczywiście, że nie dało się ukryć iż aktualnie próbowali po prostu nacieszyć się tym, co odzyskali. Czerpali ze wspólnych chwil garściami, byli raczej optymistycznie nastawieni do wszystkiego, nie szukali powodów do kłótni. Te pewne kiedyś same ich znajdą, ale i z tym potrafili sobie radzić, przeżyli ze sobą chyba wszystko, co się dało i nadal pragnęli zostać małżeństwem, to mówiło samo za siebie.
Uniosła spojrzenie w stronę nieba, gdy usłyszała krakanie. Najwyraźniej jednak nie byli tutaj sami. Natura coś im sugerowała, pewnie sama by się zaśmiała widząc, jacy nieporadni byli w tej chwili, ale można to im było wybaczyć, w końcu zaręczali się pierwszy raz, mogły nastąpić drobne potknięcia. Drugiego razu miało nie być, więc będą na pewno to wspominać w swoim dalszym życiu.
- Trochę im się nie dziwę. - Nie mogła udawać, że jest inaczej, jednak nie czuła, że coś poszło nie tak. Wszystko wydarzyło się naturalnie, może nie do końca z gracją, ale pieprzyć grację, nie ona była najbardziej istotna, a to, co się wydarzyło.
Mieli wziąć ślub, Ambroise właśnie wsuwał jej pierścionek zaręczynowy na palec, oficjalnie zamierzali połączyć swoje drogi. To było naprawdę niespodziewane, czekała na to od wielu lat, a teraz w końcu mieli doprowadzić to do skutku. Skoro był już pierścionek to i ślub musiał nadejść, nie widziała innego rozwiązania.
- Nie zamierzam nawet myśleć o innych możliwościach. - Po co miałaby to robić, skoro to była jedyna opcja, która jej odpowiadała. Trochę czasu zajęło im dojście do tego, ale mieli przed sobą jeszcze wiele lat, więc nie było, aż tak źle. Mogli się opamiętać za jakieś dwadzieścia, wtedy wyglądałoby to dużo gorzej, chociaż przecież i tak by na niego czekała.
W końcu pierścionek znalazł się na jej palcu. Uniosła wtedy dłoń wyżej, w kierunku światła, aby dokładniej mu się przyjrzeć. Pasował jak ulał, nie, żeby ją to dziwiło, Ambroise zawsze był bardzo szczegółowy o dokładny.
- Pasuje, na mnie i do mnie. - Odpowiedziała uśmiechając się przy tym od ucha do ucha, nie dało się zaprzeczyć, że Greengrass nie mógł lepiej trafić, nie dostała typowej biżuterii, która pasowałaby do wszystkich, a zarazem do nikogo. Sięgnął po coś wyjątkowego, co idealnie wpadało w jej gust.