• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence

[18.09.1972] chaos makes the muse | Ambroise & Prudence
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#11
13.08.2025, 09:27  ✶  

To też było całkiem przydatną umiejętnością - zaakceptować, że ktoś ma inną opinię i odpuścić. Nie próbować na siłę przepychać swoich mądrości, udowadniać drugiej osobie, że się myli i gówno wie. Można było postąpić jak oni, przyjąć, że każdy ma swoje doświadczenie, a takie, a nie inne podejście nie wynika znikąd.

Prawda. Bletchley przywykła do analizowania, było to dla niej chlebem powszednim, rozkładanie wszystkiego na czynniki pierwsze i szukanie dziury w całym. Jej mózg tak już miał, nie walczyła z tym jakoś specjalnie, nie było to też dla niej jakoś szczególnie obciążające, może nieco ograniczające, ale nie potrzebowała w swoim życiu zbyt wiele ekscytacji. Tak właściwie ostatnio zaczęła nieco odpuszczać, pozwalała sobie na luz, którego raczej jej brakowało, jednak nie zmieniła się, aż tak bardzo przez te kilka dni.

- Oczywiście, korzystną... - Nadal biła od niego pewność siebie, może to i lepiej, wiara w swój własny sukces była czymś, na co nie każdy miał odwagę. Zdecydowanie łatwiej było podążać za spełnianiem w swoich marzeń z taką pewnością siebie.

Zdawała sobie sprawę z tego, że Ambroise świadczył już prywatne usługi, to mogło być dobre na początek, chociaż nie do końca wierzyła, że wszystkich ze swoich pacjentów przyjmowałby oficjalnie w swojej własnej praktyce. To bowiem mogło wzbudzać kontrowersje, ale na pewno jakiś procent z nich mógłby być niezłym zalążkiem na rozpoczęcie własnej działalności.

- Niby tak, ale wiesz, jak to jest. - Wylosowała sobie kartę, zdawała sobie sprawę z tego, że mogła trafić lepiej, była więc nieco rozczarowana tym, co zobaczyła. Jasne, nie wierzyła jakoś specjalnie we wróżby, ustalili to już, tyle, że skoro już postanowili sięgnąć po tego tarota, a on zasugerował jej to, co może się wydarzyć akurat tą kartą... to bardzo łatwo jej było dopasować do tego historię. O tym też rozmawiali, że do każdego symbolu, wróżby jakoś można ułożyć opowieść, ta jej spinała się nie najgorzej. Miała ręce i nogi.

- Mhm. - Może i chuja miały, może i nie powinny sugerować jej jak miała się bawić, jednak nieco ją to otrzeźwiło. Łatwo było zatracać się w tych przyjemnych chwilach, nie przejmować się tym, co miało nadejść, a teraz karty przypomniały jej o tym, że jest to ulotne, niedługo minie, znowu znajdzie się zupełnie sama w swoim mieszkaniu i jakoś będzie musiała wrócić do swojej szarej, może nawet bardziej czarnej codzienności.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#12
13.08.2025, 11:22  ✶  
Tak, bez wątpienia wiedział jak to jest. Być może niespecjalnie interesowały go tajniki zgłębiania wiedzy na temat przyszłości, jednakże w jego dosyć długim i raczej chaotycznym życiu kilka razy zdarzyło mu się wysłuchać przepowiedni w jakimś stopniu dotyczącym jego własnego losu. Być może w większości przypadków nie był główną postacią podobnego scenariusza. Jak na osobę trzymającą się raczej twierdzenia, że dopuszcza do siebie tylko wąskie grono bardzo określonych ludzi, był poboczną figurą w życiu zatrważająco wielu osób.
Ba, przez ostatnie miesiące miał wrażenie, że jest tym w aż nazbyt rozległym stopniu. Poniekąd przestając być głównym bohaterem jego własnego życia, a zaczynając stanowić tylko punkt oparcia dla otoczenia. Być może nie dając o sobie zapomnieć, jednak w znacznym stopniu skupiając się głównie na cudzych problemach, aby nie pogrążyć się w myśleniu na temat własnych.
Doszedł do tego z końcem lata, uświadamiając sobie, od jak dawna w istocie nie robił zbyt wiele dla siebie. No, przynajmniej nie po to, aby być szczęśliwym. Teraz zamierzał to zmienić. Prywatna praktyka od dawna była czymś, o czym myślał, więc może nadeszła najwyższa pora, by rzeczywiście pchnąć sprawy w tym kierunku? Jeszcze nie wiedział, ale wydawało mu się to jedną z najbardziej logicznych opcji.
Nie zamierzał jednak siedzieć i myśleć o tym w tej chwili. Nie był sam. O dziwo, doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nie zamierzał być teraz pępkiem świata, podczas gdy Prudence wyraźnie przygasła. Wiele dało się powiedzieć na jego temat, ale nie był wampirem energetycznym. Nie czerpał satysfakcji z nieszczęścia ludzi, którzy nie życzyli mu źle.
Nie, nie dziwił się takiej a nie innej reakcji dziewczyny. Wbrew pozorom, nietrudno mu było zauważyć, że w ostatnich dniach zrobiła się zdecydowanie szczęśliwsza. Być może nie mógł jej zarzucić zachowywania się jak dzierlatka. W głównej mierze nadal była sobą, nie przestawiła się całkowicie w tryb młodej gołąbeczki, ale bez wątpienia stała się mniej ponurą i wycofaną wersją siebie. Ciężko byłoby zaś zupełnie nie dostrzegać tego, co stanowiło powód tej zmiany.
I równie trudno byłoby nie połączyć jednej kropki z drugą (przynajmniej wedle jego logiki), dochodząc do wniosku, czego tak właściwie doszukiwała się w tej nieszczęsnej wróżbie z tarota. Nie trzeba było być wielkim odkrywcą czy wyśmienitym profetą, najjaśniejszą gwiazdą pokolenia. Wystarczyło wyłącznie orientować się co nieco w dotychczasowej historii dziewczyny siedzącej przed Greengrassem. Reszta raczej sama nasuwała się na myśl.
No, przynajmniej do pewnego stopnia, bowiem założenia, jakie powstały w głowie Ambroisa były znacznie dalsze od zwykłego końca turnusu, po którym wszystko powróci do szarej, a może nawet czarnej normy. Instynktownie dopisywał temu trochę inną część i dodatkowe obawy kierujące Bletchleyówną, bo nie mógł tego nie robić. Nie, gdy przecież był postacią poboczną w jej wcześniejszym życiowym dramacie.
- To nie przepowiednia, której nie możesz zmienić, wiesz. Poza tym, to tylko jedna karta, nie cały rozkład. Ułamek obrazu - stwierdził zatem, nie zamierzając jednak wdawać się w żadne szersze dyskusje na ten temat.
Nie. Nie uważał się za kogoś, kto posiadał jakiekolwiek predyspozycje, aby stanowić wsparcie moralne innych ludzi. Nie był ekspertem od psychiki i nie próbował swoich sił w magii z tym związanej. Był dosyć konkretnym człowiekiem o ugruntowanych przekonaniach, czasami może nieco nazbyt twardych, ale cóż. Tak już miał. Był w tym niezwykle stabilny, co sam bez wątpienia cenił.
Nie próbował zatem pocieszać Bletchleyówny, nie. Zamiast tego mogli odłożyć karty, spędzając jeszcze chwilę na rozmowie i pozbywaniu się reszty przekąsek z talerzy, po czym rozejść się do swoich sypialni. Na szczęście dla dziewczyny, idąc dokładnie w tym samym kierunku, więc nie miała szans zgubić się drugi raz tego wieczoru. To już mógł dla niej zrobić.

Koniec sesji


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Prudence Bletchley (2367), Ambroise Greengrass (3530)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa