• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[9.09.1972] Memories | Faye, Leviathan

[9.09.1972] Memories | Faye, Leviathan
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#1
29.09.2025, 09:20  ✶  
9 września 1972
noc z 8 na 9 września

Nie spodziewała się, że to wszystko tak się potoczy. Nie spodziewała się, że wieczorem 8 września Londyn oraz sąsiadujące miasta zajmą się ogniem, a z nieba posypie się popiół. Nie spodziewała się, że w jej dom uderzy niszczycielska siła ognia. Nie spodziewała się tego, że gdy upora się ze wszystkim i pośle listy, a potem pójdzie do Rejwachu, ktoś ją zaatakuje. Nie spodziewała się odnalezienia Maddoxa i ostrej wymiany zdań. Nie spodziewała się też wcześniejszego spotkania z Leviathanem. I zdecydowanie nie spodziewała się, że Rowle ją odwiedzi tak szybko.

Piętro jej domu zostało ugaszone całkowicie - nie tylko przy pomocy jej i Dory, ale także mugoli i czarodziejów, którzy rzucili się na pomoc. Jej sąsiadka została zabrana do szpitala, a Faye zastanawiała się, czy starowinka to przeżyje. Była okropnie, okropnie stara, a takie osoby były wrażliwe na każdą fizyczną zmianę w ich ciele - kobieta nałykała się dymu, została też mocno poparzona, a i sama Travers nie była zbyt delikatna, gdy ratowała jej życie i wywlekała kobiecinę na zewnątrz. Pewnie złamała jej to i owo, bo kości starszych ludzi były bardzo kruche.

Zamiast rzucać się w wir sprzątania, siedziała przed wejściem do domu, na ziemi, i paliła papierosa. Była cała uwalana czymś czerwonym, co już wcześniej Levi zidentyfikował jako farbę, nie krew. Do tej mieszanki dołączył pot oraz popiół. Włosy Faye, w tak ładnym kasztanowym kolorze, były teraz pozlepiane w strąki. Miała pełno kołtunów, ale nie wyglądało na to, by się tym przejmowała. Po prostu siedziała na ziemi i paliła papierosa, patrząc na dom. Zastanawiała się, jakim cudem ogień zniszczył wszystko na dole, a górę zaledwie liznął? Nie doszukiwała się w tym co prawda jakiejś magicznej siły: raczej Losu, boskiej opatrzności.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#2
09.10.2025, 04:25  ✶  
Pan go nagrodził za wierną służbę, pozwalając uchronić domostwo i bliskich od kary, jaką była Spalona Noc. Matka natomiast pokarała tymi wszystkimi obietnicami i interakcjami, których musiał dzisiaj doświadczać. Mógł się nie wychylać i nic jej nie obiecywać - Faye znaczy. Mógł grzecznie udać się w przeciwnym kierunku, życząc jej szczęścia, ale przecież spodziewałaby się tego. Najgorsze jednak było to, że nie był pewien czy to co ugrał swoją dobrą wolą, w ogóle było czegokolwiek warte.

Aportował się z charakterystycznym trzaskiem, parę metrów od rudery, która nazywała domem. Domek stał, dokładnie tak jak zaplanował, ale jego parter nie nadawał się do niczego. Piętro natomiast było osmalone, ale w gruncie rzeczy oszczędzone przez płomienie. Wyglądało to więc, jego skromnym zdaniem, absolutnie komicznie ale chyba podlegało też pod parę paragrafów bezpieczeństwa budowlanego.

Przez moment lustrował ponurą sylwetkę, zanim opadł spojrzeniem gadzich oczu niżej, na drobną sylwetkę usadowioną na schodach. Nie był pewien w jakim stanie spodziewał się, że ją znajdzie, albo co będzie robić, ale spokojne palenie papierosa chyba nie znajdowało się w tym zestawie.
- Miałaś niesamowite szczęście - rzucił, podchodząc do niej powoli, przeciągając znacząco wzrokiem po konstrukcji budynku. - Wygląda jakby zaraz miał się zawalić.


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#3
09.10.2025, 08:55  ✶  
Słyszała trzask aportacji - ale nie zrobiła nic więcej poza uniesieniem wzroku. Widząc Leviathana, nie uniosła kącików ust. Zamiast tego powoli podniosła papierosa i wetknęła go między wargi. Faye zaciągnęła się dymem, tak jakby chciała się ukarać za to, że dopuściła do spalenia całego parteru. Jakby to miała być jej wina. Gardło, i tak już podrażnione przez dym w Londynie, zadrapało nieprzyjemnie, a mięśnie skurczyły się, gdy dowaliła im dymem tytoniowym. Traversówna zaniosła się kaszlem, a jej oczy nabiegły łzami.
- Ja owszem. Sąsiadka - nie. Jest w szpitalu - odpowiedziała cicho, wypuszczając papierosa spomiędzy palców. Po chwili namysłu zgniotła niedopałek butem, rozprawiając się z nim dość brutalnie. Po jej ruchach widać było zdenerwowanie - dłonie, którymi wycierała teraz oczy, trzęsły się, a te łzy to nie wiadomo było czy od kaszlu, czy z bezradności.

Bo na tyle, na ile zdążył poznać Faye, to musiał wiedzieć, że nie znosiła bezradności. Była kobietą, która chciała działać, która wręcz się do tego rwała - a teraz... Teraz nie mogła zrobić w zasadzie nic. Wstała jednak, a potem weszła głębiej do środka, mimo że faktycznie budynek wyglądał, jakby miał się zawalić.
- Ściany nośne są nienaruszone, ogień nie strawił kamienia - powiedziała, nie odchodząc od niego specjalnie daleko. Nawet pokazała jedną z głównych ścian, jakby to był dowód na jej rację. - Spłonęła podłoga, meble, drzwi, w sumie wszystko co drewniane. Okna wywaliło, ale kamień został.
Czy dałoby się tu cokolwiek odbudować? Cholera jasna, nie miała pojęcia, nie znała się na tym. Kopnęła bez przekonania nadpalony kawałek czegoś, co chyba kiedyś było stołem.
- Tak, miałam szczęście w nieszczęściu - powiedziała przeciągle, ale dużo słabszym i mniej pewnym siebie głosem niż zwykle. Patrząc na ostatnie miesiące, to zdecydowanie mogła uważać, że przyciągała pecha. Spojrzała w końcu na Leviathana, a w jej oczach czaił się ból. - Myślisz, że przyciągam nieszczęścia?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Leviathan Rowle (197), Faye Travers (597)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa