21.02.2024, 10:02 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:03 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic
4 czerwca 1972, Lecznica Dusz
Alastor wciąż pamiętał promyk nadziei przecinający swoją jasnością strudzone myśli, kiedy siedząc obok łóżka siostry w klinice uzdrowicielskiej, usłyszał jak poruszyła ręką. Pamiętał też jak ten promyk nadziei zgasł momentalnie, dokładnie w chwili, kiedy uzdrowicielka kolejny dzień z rzędu przekazała mu, że nie ma z nią żadnego kontaktu. Tak, Millie ozdrowiała z ran i zadrapań, nie nosiła już na ciele żadnych znamion walki, poruszała rękoma, czasami odwracała głowę w jakimś kierunku, raz nawet odetchnęła przeciągle wpatrując się w bezkres ciemności, jaką musiała dostrzegać analizując wzrokiem oczyma kompletną nicość. Bo chociaż otwierała oczy i poruszała nimi, zawsze wydawała się... spać. Była tu, leżała obok, ale nie reagowała na jego obecność i słowa. Na tym etapie snuł już tak wiele możliwych scenariuszy o tym, co ją spotkało - w końcu skoro Bones dosłownie umarła i powróciła do żywych, to może Mills spotkało to samo, ale nie potrafiła znaleźć drogi powrotnej. Ale Bones po tym wszystkim była zimna jak lód, o czym boleśnie przekonał się, kiedy niósł jej pozbawione ducha, zmarznięte ciało przez Knieję Godryka. Mills była ciepła. Czasami nawet gorąca, kiedy przychodziła jedna z tych niespokojnych nocy, a ona od gorączki zaczynała się szarpać, miotać rękoma, a on udawał, że nie musi powstrzymywać łez. No bo Alastor Moody przecież nie płakał - nie płakał nawet jako dziecko, faceci nie płakali, oni tutaj byli żeby zaoferować swoje ramię i być tą silną stroną, oparciem. Tylko dla kogo on miał być tym oparciem? Dla Millie? Czy tego co po niej zostało? Czy to jeszcze była jego siostra?
Zadawał sobie te pytania z głębokim bólem, coraz mniej rozumiał własne uczucia, więc jeszcze mocniej zduszał je w zarodku. I tak były okropne, obrzydliwe wręcz - nie były mu potrzebne - na pewno nie po tym, kiedy w Mungu przekazali mu, że w jej stanie pomogą już chyba tylko uzdrowiciele z Doliny, a on żeby móc jej towarzyszyć, musiał przenieść się tam i okupować pokój gościnny Bertiego. Nie lubił żyć w taki sposób, więc maj spędził na regularnych walkach z własnym umysłem - zarówno z nasilającą się paranoją, jak i tymi małymi chochlikami przedstawiającymi szyk zdań, wplatającymi pomiędzy wiersze niechciane słowa, zalewającymi umysł myślami, jakich dobry brat nie powinien mieć.
Te okropne myśli ginęły zwykle wtedy, kiedy przekraczał próg pokoju, w którym leżała. Widział ją leżącą na tym łóżku, stukającą palcami o materiał pościeli, z wytrzeszczonymi oczyma wlepionymi w plamę na suficie, po czym siadał w fotelu przy oknie i zabierał się za lekturę kolejnej książki, bo wyobrażał sobie, że może jakimś cudem ona to słyszy, a jeżeli to słyszy, to może ją to w minimalnym stopniu uspokoi. Mógłby jej coś opowiadać, ale co dokładnie - straszyć ją prawdą o tych wszystkich okropieństwach dziejących się wokół? Chwytał więc za coraz to dziwniejsze tomiska mugolskich powieści, których sam nigdy nie przeczytał, bo przecież nie było na to czasu. W ciągu ostatniego miesiąca pochłonął więcej książek niż przez całe życie... To udowodniło mu, że kompletnie nie miał wyobraźni, na pewno nie takiej artystycznej, brał wszystko zawsze aż zbyt dosłownie - Sen Nocy Letniej - tytuł skojarzył mu się nachalnie wręcz z tym co przeżywała, nie mógł spodziewać się dokładnej treści, ale... Na pewno nie spodziewał się czegoś takiego. Absurdalne. Głupie. Śmieszne. Zachwyciło go to i jednocześnie sprawiło, że poczuł się dziwacznie - bo to było tak odległe od tego w jaki sposób myślał i czuł - wyobrażał sobie te postacie jako ludzi, których znał.
- Na tej trawie śpij głęboko! Ja naprawię twoje oko niezawodnych lekarstw siłą! - Czytał głosem Puka. - Puk wyciska cytrynę w prosto w jego oczy. - Znów zbudzony bądź jej cieniem, zachwycony jej spojrzeniem. Wszystko będzie znów, jak było. Swój do swojej znowu wróci, nikt się niczym nie zasmuci, i chłop klaczy swej nie straci.
Przewrócił kolejną stronę. Oczy miał już trochę zmęczone, chyba od tej zepsutej lampy, która miała już od dłuższego czasu. Ale to też był bardzo senny wieczór - jeden z tych, kiedy delikatny, letni deszcz obijał się o znajdującą się za jego plecami szybę, w Lecznicy było zadziwiająco cicho, a słońce już dawno skryło się za horyzontem. Powinien iść do domu.
fear is the mind-killer.