• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[26.08.1972] Noc w Mauzoleum

[26.08.1972] Noc w Mauzoleum
Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#21
08.10.2024, 01:55  ✶  
Płyn pachniał niczym i tak samo jak w przypadku Rodolphusa, Nicholas pijąc go nie mógł doszukać się w nim jakiegokolwiek smaku. Fawley odebrała od niego szklankę i odstawiła ją na podwyższenie, przez chwilę jeszcze podchwytując spojrzenie Traversa.

Działanie było takie samo; powoli narastające ciepło wezbrało gdzieś w klatce piersiowej, rozgrzewając ciało i krew, aż wreszcie stało się nieprzyjemne. Potem już było tylko gorzej, bo wrażenie parło dalej i w końcu w głowie obydwu śmierciożerców pojawiła się nieznośna myśl, że palą się od środka. Krew wrzała im żyłach, skóra jakby pęczniała, sprawiając wrażenie jakby w czasie rzeczywistym rosły na niej bąble, zbierała się opuchlizna, jakby zaraz mięso miało zacząć odchodzić od kości, zmiękczone przez temperaturę. Ale kiedy patrzyli na siebie, na swoje ręce, wszystko było tak samo. Tak jakby nic im nie było.

Upadli na podłogę, skoszeni bólem który towarzyszył całemu doświadczeniu, mając wrażenie jakby, cóż, faktycznie mieli tutaj zaraz umrzeć. Wypaleni od środka, pozostawieni jako pusta, wysuszona skorupa.

A potem ogarnęła ich ciemność.

Cela w której znajdował się Nicholas była niewielka. Odrobinę niższa nić wzrost Traversa, nie pozwalając mu w pełni się wyprostować, jeśli spróbował to zrobić. Bo kiedy otworzył oczy, pierwsze co sobie uświadomił to to, że siedział na ziemi. Gdyby się położył, wymiary podłogi byłyby tak samo niewygodne, uniemożliwiając rozciągnięcie się i wyprostowanie kości. Na jednej ze ścian znajdowały się potężne, żelazne drzwi, a w nich małe okienko odsuwane od zewnątrz. Z jakiegoś jednak powodu było teraz uchylone, a zza niego słychać było niezrozumiałe głosy innych ludzi. Cierpiętnicze, pozbawione nadziei i pełne świadomości, że nie było stąd ucieczki. Świadomości, która opadła nagle na Nicholasa całym ciężarem.

Rodolphus leżał na czymś okropnie niewygodnym. Niby miękkim, ale miejscami coś wbijało mu się w plecy i uwierało. Nad nim znajdowało się ciemne niebo, ale w tej ciemności nie było typowego dla nieboskłonu błękitu, a raczej brudne odcienie czerwieni. Jeśli się rozejrzał, krajobraz był płaski, ciągnący się niemal po horyzont bez wzniesienia, drzew czy zarysu domów. A kiedy spróbował się unieść, podeprzeć rękoma, poczuł jak to na czym oparł dłoń ustępuje z chrupnięciem, a skórę oblewa lepka, sprężysta masa. Dłoń trwiła w ludzkiej czaszce. Nacisk sprawił, że zapadła się lewa strona twarzy, ale reszta pozostawała w miarę nienaruszona. Lestrange zobaczył jasne, skręcające się w loki włosy, znajome rysy twarzy i nieruchomo patrzące ku górze oko jego młodszego brata.

Palące uczucie ustąpiło całkowicie, pozostawiając za sobą jakiś odległy dyskomfort, jakby wspomnienie chwilowo umykało im i poddawało się aktualnej chwili.

żeby nie było, nie wymagam od was trzymania się kolejki, tym bardziej że każde z was znajduje się teraz w swoim własnym miejscu
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#22
08.10.2024, 11:09  ✶  

Bezzapachowy, bezsmakowy płyn w karafce posiadał jednak jakieś właściwości. Coś powodował. Rozgrzewał od środka, a później odczuwało się rozpalanie wnętrza. W pierwszych sekundach nie czuło się nic, ale później, kiedy Nicholas widział jak reagował Rodolphus, sam padł temu ofiarą. Nienawistnie spojrzał na Cassandrę, ale nie był wstanie nic powiedzieć. Ból wewnątrz był tak silny, że upadł na kolana, podpierając się jedną ręką z trzymaną różdżką posadzki, drugą chwytając się za klatkę piersiową. Choć miał błędne wrażenie, że dotykając się, pogarsza sprawę. Tracił powoli świadomość osuwając się na bok.


Gdy otworzył oczy, powoli dochodząc do siebie, nie leżał na podłodze, ale siedział oparty plecami o jedną ze ścian. Kamiennych? Czystych betonowych? Stalowych? Skądś dochodziły jakieś głosy. Nie był obecnie wstanie zlokalizować skąd i o czym rozmawiano. Przetarł dłonią twarz, próbując sobie przypomnieć, co się właściwie stało. Ale wtedy do jego umysłu dotarło coś innego. Nie miał na twarzy maski. Spojrzał na siebie, dotykając koszuli, nie miał na sobie szaty śmierciożercy. Miejsce w jakim się znalazł, nie przypominało mu piwnicy Fawleyów z Mauzoleum. Serce zabiło mu mocniej. Nie było korytarzy o których mówiła Cassandra. Siedział pod ścianą, a dookoła widział te same. Poza jedną, gdzie znajdowały się żelazne drzwi, z uchylonym okienkiem.

"Więzienie? Cela? Azkaban?" – Poderwał się na równe nogi, uderzając czubkiem głowy o sam sufit. Skrzywił się z bólu i od razu skulił się, jedną ręką dotykając obolałego miejsca aby rozmasować. Drugą ręką dotknął samego sufitu. jakby badał, czy jest prawdziwy. Z czego zrobiony. Klitka? Niby pomieszczenie wydawało się duże, ale nie na jego wzrost. Kucnął z obawą, zaczął się macać w poszukiwaniu różdżki. Próbował także doszukać się jej na podłodze. Nie znalazł. Zabrano mu? Czyżby Cassandra okazała się zdrajczynią i wydała go Ministerstwu? Bez maski mogła poznać jego tożsamość. Znała go z klubu Sanctum. Z obawą spojrzał nawet na lewe przedramię, jakby chciał upewnić, czy zaklęcie maskujące wciąż działało i czy jego mroczny znak był ukryty, czy zaklęcie przestało działać był widoczny? Ogarnęła go wewnętrzna panika. Jeżeli został zamknięty, to czy wydano już na niego wyrok czy dopiero zostanie poddany przesłuchaniu? Próbował uspokoić myśli, że to musi być kurwa jakiś koszmar. 

"Brak szansy na ucieczkę…" – przeszło przez jego myśl. To nie może być prawda. Prędzej wolałby umrzeć niż spędzić resztę życia w zamknięciu. Wolałby oddać się w objęcia Śmierci, którą próbował dogonić i poznać jej tajemnice niżeli zgnić w zamknięciu.

Zbliżył się do drzwi, szukając klamki. Skoro słyszał rozmowy, to czy wyłapie coś ważnego? Próbował skupić się, aby wyłapać cokolwiek z tych słów.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#23
09.10.2024, 08:27  ✶  
Nawet jeżeli chciałby odpowiedzieć Nicholasowi, to by nie mógł. Nie mógłby, bo na początku było za krótko, by odczuć jakąkolwiek zmianę. Płyn miał dziwny smak, a konkretniej: nie miał żadnego smaku. Pił dużo wody, potrafił odróżnić smak wody w Szkocji od smaku wody z Anglii. Woda miała posmak, chociaż sama w sobie smaku żadnego nie posiadała. W zależności od ujścia, z którego ją pobierano, a także rur i innych rzeczy, mogła przenikać posmakami innych przedmiotów, nawet cynowego kubka. Płyn który wypił nie miał jednak żadnego smaku, co przyjął z pewnym zaskoczeniem. Nie podejrzewał, że się tak dało - dodatkowo uczucie, które towarzyszyło wypiciu tego czegoś, tej "próby", było naprawdę dziwne i nieprzyjemnie swędziało w jego zmysły. Od wody różniło się jednak gęstością. Nie lubił gęstych napojów, a szczególnie tych, które oblepiały przełyk w ten charakterystyczny sposób. Na szczęście pod maską mógł wykrzywiać twarz ile wlezie, bo nikt się nie zorientuje.

Chciał odpowiedzieć Nicholasowi, ale poczuł że nie może mówić. Za dzieciaka, gdy zdarzało mu się próbować zbyt słodkich herbat, miał podobnie. Jego zmysły nie były przyzwyczajone do tego rodzaju słodyczy. Podobnie jak miał jadł więcej niż jedną kostkę czekolady naraz. Gardło wtedy się ściskało tak mocno, że nie był w stanie mówić, a całym ciałem wstrząsał dreszcz. To nic, to przejdzie - powinno. Za kilka sekund. Jednak zamiast ulgi poczuł, że dziwne ciepło zaczęło pęcznieć w nim od środka. Nie spodobało mu się to uczucie, niemalże od razu go zaalarmowało. Odwrócił się w stronę Nicholasa i Cassandry, ale nie zdążył nic więcej zrobić. Dziwne, palące uczucie narastało z zadziwiającą prędkością, której nigdy by się nie spodziewał. Padł na ziemię, przyciskając dłoń do klatki piersiowej. Zawsze podejrzewał, że spala się od środka, jednak były to podejrzenia czysto metaforyczne. Nigdy nie podejrzewał, że faktycznie czeka go taki koniec. Cóż...

A potem ogarnęła go ciemność.

Słodka ciemność, która oblepiła jego umysł nie mniej mocno niż ta dziwna ciecz, która oblepiła jego gardło, gdy wypił eliksir. Zupełnie jakby spał wiecznym snem. Przez głowę przemknęło mu durne powiedzenie, które kiedyś usłyszał. Śpij słodko, aniołku, ale w tej sytuacji nie mógł spać. Nie mógł spać, bo coś wbijało mu się w plecy i chyba to coś sprawiło, że w końcu otworzył oczy i spróbował się podnieść. Krajobraz przypominał raczej pogorzelisko, koniec świata, niż podziemia mauzoleum. Cassandra ich przeniosła? A może po prostu ich zdradziła i postanowiła wykorzystać do jednego z eksperymentów, mimo umowy zawartej z Louvainem? Te natrętne myśli przebijały się na powierzchnię, ignorując zdrowy rozsądek. Coś chrupnęło, a gdy spojrzał w co wpadła jego dłoń, zbladł.

Zbladł tak gwałtownie i tak nagle, że zakręciło mu się w głowie, gdy krew nagle z niej odpłynęła.
- Nie... - szybko zabrał rękę. To musiała być pomyłka. Rabastan żył - pewnie znowu miał katarek i siedział u rodziców w piwnicy, udając że nie może iść do pracy. Rozpaczał po śmierci swojej ukochanej, ale przecież w końcu się podniesie. Uda mu się pozbierać po tym ciosie, który go spotkał. Umysł Rodolphusa wypierał myśl, że to mógł być on. To musiał być ktoś podobny. Mimo wypierania tej myśli Lestrange szarpnął się tak, by zlecieć z truchła. Obojętnie czy był to trup jego brata, czy kogoś podobnego, nie chciał na nim leżeć. Poczuł, jak żółć podchodzi mu do gardła ale wciąż uparcie odmawiał uznania, że to on tu leży.

Rzut na percepcję - przyjrzenie się ciału oraz jego otoczeniu
Rzut O 1d100 - 72
Sukces!

Rzut O 1d100 - 16
Akcja nieudana
Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#24
11.10.2024, 02:33  ✶  
Nicholas rozejrzał się po wnętrzu klitki nieco dokładniej. Całość była zbudowana z kamienia; ciężkich i dużych bloczków, które składały się tak samo na ściany jak i podłogę czy sufit. Na jednej ze ścian, tej przeciwległej do drzwi, znajdowało się wmontowane w nią metalowe oczko, o które najprawdopodobniej można było coś zaczepić.

Ubranie które natomiast miał na sobie było ciężkie do zidentyfikowania. Szara koszula i spodnie w tym samym kolorze były brudne i podarte, jakby spędził w nich już nieco czasu albo nikt nie kwapił się by rzucić na nie proste zaklęcie czyszczące. Ale przynajmniej nie śmierdziało. Chyba, bo w powietrzu unosił się lekki zapach wilgotnej stęchlizny, nie ważne gdzie się obrócił.

Różdżki też nie był w stanie znaleźć. Tak samo jak i maski czy broszy, która pozwalała uaktywnić mechanizm kromlechu i dostać się do środka. Nie miał przy sobie niczego. No, może poza tatuażem śmierciożerców, pozbawionego ochronnych zaklęć maskujących.

Przysunął się do drzwi w poszukiwaniu klamki, ale ta nie istniała. Jeśli wejście dało się otworzyć to mechanizm najpewniej znajdował się tylko na zewnątrz. Nadstawiając uszu natomiast, niewiele się dowiedział. Ktoś w jakiś monotonny i cichy sposób wypowiadał słowa jednej z wielu modlitw do Matki. Ktoś inny mówił dosadnie, żeby wszyscy byli cicho. Ktoś szlochał, ktoś krzyczał. Przyjdą, znowu przyjdą. Ja nie dam rady. Nie.
- Hej, hej ty za drzwiami - usłyszał w końcu wyraźnie, chyba z naprzeciwka. Najwyraźniej ktoś dostrzegł ruch za okienkiem. - Mam dla ciebie bardzo ważne pytanie. Tylko potraktuj je poważnie. Wyszedłeś na spacer i nie masz najmniejszych trosk pod słońcem, ale nagle natrafiasz na żółwia, który przewrócił się na plecy i nie może się obrócić. Dlaczego mu nie pomagasz?



Im dłużej Rodolphus wpatrywał się w twarz martwego mężczyzny, tym ciężej było mu odsunąć od siebie myśl, że to faktycznie był Rabastan. Podobieństwo było nie do pomylenia. Czy faktycznie siedział w piwnicy rodziców, udając katarek, skoro teraz był na wyciągnięcie ręki?

Lestrange zszedł z brata, uświadamiając sobie że to jego dziwnie wykrzywione ręce musiały go uwierać w plecy. Ale jeśli chciał nie stać na ciałach... cóż, to było dość trudne do wykonania zadanie, bo kiedy wreszcie oderwał spojrzenie od Rabastana i rozejrzał się dookoła, uświadomił sobie że tu wszędzie były ciała. Walały się dookoła niego, leżąc jedno na drugim, a on stał na tym wszystkim - jedyny żywy w tym dziwnym świecie końca. Śmierdziało tu, ale był to słodkawy zapach krwi mieszający się z popielnymi nutami, a nie zgnilizna której można by się spodziewać po tym jak łatwo zapadła się czaszka jego brata. Kiedy się odwrócił, uważniej oglądając otoczenie, doszło do niego że ciała tworzą swoistą ścieżkę, która w oddali wznosi się w formę kopca.

Podchwycił też uczucie, że miał nagą twarz - maska zniknęła, podobnie z resztą jak charakterystyczne szaty, które miały sprawiać że cięzko było odróżnić jednego śmierciożercę od drugiego. Zamiast tego miał jakieś typowe dla siebie ubranie.
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#25
11.10.2024, 13:17  ✶  

To nie była iluzja. Złudzenie. Dotykając ścian, sufitu czy podłogi, czuł kamień. Lęk narastał, że faktycznie mógł zostać tutaj zamknięty, wydany Ministerstwu przez Cassandrę. Mroczny znak był widoczny na lewym przedramieniu. Nie chroniły go zaklęcia. Mogły nawet stracić na działaniu, albo zdjęto mu w celu sprawdzenia. Dlaczego tego nie pamiętał? Ile czasu był nieprzytomny?

Podszedł do drzwi, nieco schylony, szukając klamki. Tej oczywiście nie było. "Szlag..." – przeklął w myślach. Kucnął pod drzwiami, dotykając ich obiema dłońmi. Jedyne światło jakie tutaj padało, było najpewniej z tego uchylonego okienka od drzwi. To jedyne światło, pokazało mu wygląd jego koszuli. Gdy spojrzał na siebie, zauważył zmianę. Czy to były jego ubrania?  Czy przebrano go w coś innego? Rozejrzał się ponownie po "celi". Nie było tutaj okna. A jedynie jakaś obręcz na ścianie. Domyślał się, do czego mogła służyć.

W tej ciszy, gdzie waliło mu serce i nie mógł się uspokoić wewnętrznie, usłyszał czyjś głos po drugiej stronie. Nie potwierdził mu. Słuchał jedynie, czego ten od niego chciał. Zmarszczył brwi, jakby w skupieniu, o czym on do niego pierdoli. Co z tą całą cholerną sytuacją ma związek żółw?

- Ile czasu tu jestem?
Nie odpowiedział na pytaniem, które dla kogoś za drzwiami mogło wydawać się ważne. Dla niego nie było. Ważny dla niego był czas, ile tutaj spędził. Czy faktycznie to wszystko było prawdziwe, rzeczywiste, realne? Czy to jebany koszmar, z którego powinien się obudzić?

Musiał się skupić. Może jest tutaj coś, co nie pasuje do niczego. Co z Rodolphusem? Tak. Teraz przypomniał sobie o jego osobie. Byli razem, teraz osobno. Czy też przebywał w jednej z celi obok? Czy odezwie się, jeżeli usłyszał jego głos? Nie chciał o niego pytać. Tym samym zdradziłby go chyba nazwiskiem, imieniem, pseudonimem? Bądź wiedzą, że go zna.
”To jakiś koszmar… To tylko koszmar…" – pocieszał się. Próbował.

Odsunął się na bok pod ścianę z boku po lewej stronie od drzwi. Usiadł pod nią, próbując zebrać myśli. Skoncentrować się, skupić. Szukać rozwiązania. Nie może tutaj spędzić wieczności.

Rzut na Percepcję, w celu dostrzeżenia czegoś, co tutaj nie pasuje. Chcąc uwierzyć, że to nie jest realne.
Rzut N 1d100 - 17
Akcja nieudana

Rzut N 1d100 - 28
Akcja nieudana
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#26
11.10.2024, 21:59  ✶  
Starał się odsunąć od siebie natrętną myśl, że to był on. Odmawiał uznania, że to był on. Nie chciał wierzyć, że to był jego rodzony brat. Brat, który niczemu nie zawinił. Miał swoje momenty, głównie te złe, ale na wszystkich bogów - był niewinny. Tak, to co teraz rodziło się w głowie Rodolphusa, było przejawem czystej hipokryzji, bo przecież ile razy słyszał to zdanie? Ile razy gdy mordował mugoli lub mugolaków z zimną krwią ci piali ze strachu, wyjąc żeby oszczędził już nawet nie ich samych, ale ich dzieci, małżonków, rodziców? Nie zliczyłby tego, nie pamiętał, szczególnie że nie wszystkie jego działania były bezpośrednie. Przez jego pośrednie poczynania zginęło więcej osób, niż przez brutalne mordy, których dokonywał.

I to naprawdę była hipokryzja, lecz on jej nie dostrzegał. Bo Rabastan był niewinny. Był czystej krwi, stał po dobrej stronie. Szlamy, mugole - to oni byli problemem. I tej myśli się uczepił. Jeżeli jego brat nie żył, jeżeli właśnie sturlał się z jego truchła, to wiedział już, kto był przyczyną tego wszystkiego. Wściekłość zastąpiła rozpacz - czerwona mgła zasnuła mu umysł i przesłoniła zdrowy rozsądek, a krew w żyłach zaczęła płonąć niemal tak samo jak wtedy, gdy wypił dziwny eliksir z butelki. I gdyby nie te emocje, pewnie połączyłby kropki i uznał, że przecież to jest próba, przecież próbę wypił, próbą nazwała to wszystko Cassandra. Ale nie mógł teraz logicznie myśleć, bo gdyby zaczął, to wpadłby w otchłań rozpaczy. Wyciągnął więc mentalne dłonie w kierunku tej najsilniejszej emocji, która w nim tkwiła: gniewu. Spojrzał na kopiec, który dostrzegł, i wstał.

Pomści go. Pomści go tak, jak tego by chciał Rabastan, jego cała rodzina, Louvain, ojciec i Czarny Pan. Nie wiedział czemu, ale czuł, że to było właściwe. Zemsta. Śmierć za śmierć, chociaż jeżeli dostałby teraz kogoś odpowiedzialnego za to, co tu się stało, we własne ręce, to na jednej śmierci by się nie skończyło. Ruszył przed siebie, ostrożnie stawiając kroki po trupach, by spróbować dotrzeć do celu: kopca. Czuł, że nie ma na sobie maski ani szat, ale z początku nie zwrócił na to uwagi. Szukał różdżki, a dopiero potem przesunął dłonią po twarzy. Zdjęli mu ją? Nie, niemożliwe: miał na sobie inne ubranie niż to, które miał pod szatami. Ale nie zatrzymywał się, tylko postarał się skupić na celu, jednocześnie pozostając czujnym - zarówno na to, co miał pod nogami, jak i na to, co miał obok siebie. Czy coś tu nie pasowało do tego makabrycznego obrazka? Bo ścieżka z ciał, kopiec oraz dziwne niebo zadziwiająco paskudnie do siebie pasowały. Szukał więc czegoś, co tu nie pasowało.

Rzut na percepcję
Rzut O 1d100 - 55
Slaby sukces...

Rzut O 1d100 - 86
Sukces!
Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#27
16.10.2024, 23:23  ✶  
Wszystko wydawało się jak najbardziej prawdziwe i chyba w tym tkwił cały problem - ciężko było oszukać zmysły i dopatrzyć się wszelkich nieprawidłowości. Leżące na Nicholasie ubranie było obce, a przynajmniej nie było tym samym, które miał na sobie jeszcze w Mauzoleum pod szatami śmierciożercy. Smutne pasy sugerowały więzienny uniform, który przysługiwał każdemu więźniowi.
- Ile? Ile... hm... - męski głos chyba odrobinę posmutniał, kiedy nie uzyskał spodziewanej odpowiedzi. - Tyle ile ja, a może trochę krócej? Nie pamiętam nawet sam od kiedy tutaj jestem, a co dopiero inni... Ej... ej... jak ci właściwie na imię, co? Może gdybyś mi przypomniał to sam bym sobie... przypomniał? - zapytał gorączkowo, z jakąś taką dziwną nadzieją w głosie. Jakby chociaż najmniejsza z utraconych informacji miała nieco rozjaśnić mu dzień i pozwolić uczepić się czegoś pośród tej szarej rzeczywistości wzniesionej z kamienia.



Rabastan był niewinny i nie powinien tutaj leżeć, a przeświadczenie Rodolphusa co do tego kto był temu wszystkiemu winien, zdawało się umacniać z każdą kolejną chwilą. Kolejne ciała wydawały się dziwnie obojętne, posiadające twarze wyciągnięte prosto ze snu - z kategorii tych które podczas śnienia wydawały się jak najbardziej znajome, ale na jawie i po przemyśleniu wizji nie dało się w pełni określić, do kogo powinny należeć. Dopiero po dłuższej chwili jedna z nich wybiła się z reszty, niczym kamień milowy określająca kolejny punkt podróży, kiedy oczy Lestrange'a natrafiły na wzniesione ku górze oczy swojej matki. Przekrwione i puste, na tak samo nieruchawej twarzy którą powoli obsiadały muchy. Leżała pod jakimś zwalistym ciałem, z ręką wyciągniętą w stronę syna.

Dłoń sięgnęła w poszukiwaniu różdżki i znalazła ją bez większego problemu. A kopiec znajdował się bliżej i bliżej. Z tej odległości Rodolphus mógł zauważyć, ze zamiast budować się z kolejnych ciał, albo stanowić jakiś naturalny nasyp, bielił się w oddali, ale jeszcze nie był na tyle blisko by stwierdzić co dokładnie składało się na jego strukturę. Co jednak do niego doszło, to to że na jego szczycie znajdowały się dwie sylwetki.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#28
18.10.2024, 14:30  ✶  
Być może tego było już dla niego za wiele - być może nie kochał brata tak, jak matki. Być może ostatnie uczucia, które co prawda zepchnął gdzieś na samo dno swojego jestestwa, nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego, lecz teraz... Teraz to wszystko nie miało znaczenia. Widział w oddali utworzony kopiec i dwie sylwetki, które stały na samej górze. I pewnie podążyłby po tej ścieżce usłanej trupami w ich kierunku, być może starałby się jakoś ukryć, być może... Być może. Za dużo tu było być może, za dużo tu było emocji. Wściekłość, która przesłoniła jego zdolność logicznego myślenia, zaczęła słabnąć. Słabła coraz bardziej i bardziej, wypierana przez rozpacz.

Dotychczas robił wszystko, by oszczędzić matce bólu. Ukrywał przed nią większość swoich poczynań, starał się chronić ją przed tym, co miało nadejść. Czy zawiódł? Chyba tak. Zawodził samego siebie, zawodził osoby w swoim otoczeniu, zawodził najbliższych. Chciał przeć dalej, ale nie potrafił. W chwili, gdy jego wzrok ponownie natrafił na martwą matkę, Rodolphus osunął się na kolana i wyciągnął ku niej rękę. Chciał zgarnąć ciało, którym była przyciśnięta. Nie zasługiwała na to, nie ona. Nie Rabastan, nie ktokolwiek. Gdzie był jego ojciec? Ojciec, który tak dbał o to, by ich rodzina była pełna, cała i spójna? I, przede wszystkim, bezpieczna?
- Pomyśl, że to sen - wyszeptał dewizę, która nie należała do jego rodu, ale była cholernie adekwatna do tego, co się tu działo. Chciał dotknąć matczynego policzka, przegonić wstrętne owady, bezczeszczące zwłoki, sprawdzić czy to, co widział, było realne. Sam mówił wielu osobom, że żyli w koszmarze, z którego musieli się obudzić. - Koszmar, z którego wszyscy się obudzimy.
Powtórzył na głos to, co mówił Charlesowi nie tak dawno temu. Karmił się złudną nadzieją, czując że misternie tkana pajęcza sieć, której był autorem, zaczyna się zrywać. Czy był w stanie oszukać własny umysł tak, jak oszukiwał umysły innych? Drżącą dłonią uniósł różdżkę.
- To sen, to musi być sen - jebać sylwetki na dziwnej, bielonej górze. Musiał spróbować. Rzucił zaklęcie rozpraszające, modląc się, by to wszystko okazało się snem. Wściekłość gotowała się gdzieś na dole, w każdej chwili mogła wybuchnąć. Ale jeszcze nie teraz. Musiał się upewnić. Przecież był Niewymownym - doskonale wiedział, że mózg potrafi zostać omamiony. Iluzją, zaklęciami, czymkolwiek. To była chyba jego ostatnia próba poznania rzeczywistości przed gwałtownym wybuchem.

Rzut na rozproszenie
Rzut Z 1d100 - 99
Sukces!
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#29
19.10.2024, 19:55  ✶  

Stał się więźniem. Więźniem tego miejsca, albo swojego losu. Na sobie nie miał swojego ubrania. Miejsce w jakim go zamknięto, było rzeczywiste. Wręcz, realne. Tylko pytanie, jak długo tutaj tkwi? Nie miał pojęcia. Mogło to zostać ukartowane, aby myślał, że przebywa tutaj znacznie długo. Godziny? Dni? Miesiące? Lata?

Z tego przerażenia, przeczesał swoje włosy dłonią, jakby chciał sprawdzić ich długość. Dotknął także brody, czy porządnie zarósł. Tak być może mógł sprawdzić, czy faktycznie to wszystko jest realne.

Głos dobiegający zza ściany, nie umiał odpowiedzieć mu na pytanie. Kazał domyślać się? Zgadywać? Ile tamta osoba przebywała w tym więzieniu? Chyba nie chciał wiedzieć.

Ta osoba coś do niego mówiła. Próbowała nawiązać rozmowę, kontakt. Nicholas nie reagował. Siedział wpatrzony przed siebie w ścianę. Z przerażeniem.

- Pomyśl że to sen...
Zaczął szeptać mantrę, inkantację słów innego rodu.
- To tylko sen...
Zamknął oczy chcąc się uspokoić. Przekonanym będąc że to tylko koszmar.  To jebany koszmar.
- To tylko sen… To tylko sen…
Chciałby wierzyć, że gdy otworzy oczy, obudzi się na posadce posiadłości Fawleyów. Serce mu waliło, oddech przyspieszał. Panika rosła. Nie tak sobie wyobrażał życie. W izolacji. Zamknięciu. Służył widocznie nieodpowiedniej osobie. Do czego go to doprowadziło? Mroczny znak… Chciałby go sobie teraz wydrapać…

Otworzył oczy. Jeżeli nic się nie zmieniło, odchylił głowę o ścianę na której opierał się plecami. Nie miał pojęcia jak stąd wyjść. Ale uświadomił sobie jedno. Strach jaki w nim panował, może przykuć uwagę  Dementorów, jeżeli jest faktycznie w Azkabanie. Czy aby to sprawdzić, powinien sięgnąć po Eksterioryzację?
Przysunął nogi do siebie, objął je rękoma i pochylił się, wzrok utkwiwszy w podłodze.

Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#30
21.10.2024, 19:50  ✶  
Być może cokolwiek starał się robić Rodolphus musiało kiedyś doprowadzić do bólu. Bólu, który teraz pozostawał aż nazbyt wymowny i wyraźny, w nieruchawej twarzy jego matki. Jej sztywnej ręce, jakby z nadzieją wyciągniętej w jego stronę, ale mimo tego wymownego gestu nie było w nim wiele z matczynego ciepła, jakie mogła w sobie posiadać Rosalie. To było tylko ciało, porzucone i zostawione na pastwę czasu i robactwa, które powoli torowało sobie drogę przez obumierającą tkankę. Właścicielce już niepotrzebną, ale dla nich stanowiącą pożywny pokarm.

Rodolphus przez moment zastanawiał się gdzie podziewał się jego ojciec, ale nie musiał szukać daleko. Bo kiedy znajdował się na kolanach, kiedy wyciągał dłonie w kierunku matki zdał sobie sprawę, że ciało które na niej leżało należało do Reynarda. Nie widział jego twarzy, bo mężczyzna spoczywał plecami do góry, ale dość szybko podchwycił myśl że i on był martwy.

Pomyśl, że to sen.

Gdyby tylko wszystko było takie proste. Ale mantra nie przyniosła ani ulgi jego obolałemu sercu, ani nie poruszyła fundamentami otaczających go obrazów. Nic się nie zatrzęsło, nie zafalowało i nie rozmyło. Leżące dookoła ciała pozostawały bezimienne, z rozmazanymi twarzami i nawet zmrużenie oczu nie pozwalało rozwikłać ich tożsamości oprócz trzech tak dla niego kluczowych.

Rodolphus, jako badacz umysłu, powinien to już wiedzieć dawno; czasem rzeczywistością było dokładnie to, czego ktoś sobie życzył, niezależnie od tego jak postrzegała to reszta. Prawda była subiektywna i w tym momencie Lestrange czuł jak stoi nad przepaścią z otchłani której zmarli wyciągali w jego stronę ręce. Rzucone przez niego zaklęcie nie zmieniło wiele; mężczyzna poczuł to dziwne, lepkie uczucie w gardle, które wcześniej spowodował wypity przez niego płyn z karafki. Ale oprócz tego?

Jego matka i ojciec wciąż byli martwi. A przed nim ciągnęła się droga ku górze na szczycie której czekały na niego dwie osoby.



Nic się nie zmieniło; włosy i zarost Nicholasa znajdowały się w dokładnie takim samym stanie jak w momencie kiedy udał się do Mauzoleum i napił z karafki.

To było trochę jak umieranie. Powolne i cholernie świadome, kiedy czuł narastające przerażenie, które usadziło go pod ścianą i wciskało mu w usta dewizę Mulciberów. Ale z każdym kolejnym powtórzeniem, Travers miał wrażenie że to wszystko odnosi odwrotny skutek. Panika narastała, wraz z ciążącym przeświadczeniem, że tak będzie wyglądać reszta jego życia.

Pomyśl, że to sen...

To nigdy nie była dobra dewiza. Nie, kiedy odrzucenie rzeczywistości często prowadziło do zatracenia samego siebie. Teraz zdawała się tylko ukorzeniać mocniej otoczenie. Kamienne ściany wydawały się jakby ciaśniejsze, może odrobinę bardziej duszne, a wpadające przez otworzone okienko światło było nieco mniej zachęcające. Nawet odgłosy więźniów ciągnące się po korytarzu brzmiały na nieco bardziej przygnębiające.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Nicholas Travers (4206), Baba Jaga (6738), Rodolphus Lestrange (5371)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa