Yaxleyówna biegła przed siebie ile tylko miała sił w małych stópkach. Nie miała pojęcia dokąd biegnie wilkołaczyca, ale podążała za nią w Knieję, która nie była bezpiecznym miejscem. Niestety miała tego świadomość. Przez to jeszcze bardziej obserwowała otoczenie, nie mogła pozwolić na to, aby coś jeszcze ich zaskoczyło.
Cóż, poza wilkołakiem biegł przed nią niedźwiedź. Naprawdę wspaniałe połączenie, a na końcu ona - skunks, który ledwie dawał radę nadążyć za nimi na swoich drobnych nóżkach. Nie poddawała się jednak, była zawzięta, tego nie można było jej odmówić.
Ger miała w naturze ryzykowanie, tak, raczej nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich czynów, bez wahania pakowała się w kłopoty, ale nawet ona wiedziała, że włażenie do Kniei było bardzo głupim posunięciem, to prosiło się o to, aby one je zżarły. Spotkała je już kilka razy, wiedziała, że prędzej, czy później ich wyczują, to musiało się tak skończyć.
Niedźwiedź biegł za wilkołakiem, a ona biegła za niedźwiedziem. Było to jakieś rozwiązanie, nie powinni jej dzięki temu zeżreć. Miała świadomość, że były stworzenia zdecydowanie brutalniejsze od tych stworzeń, które mogły się tutaj pojawić, to ich się przede wszystkim obawiała. To one były najgorszym, co mogło ich tutaj zastać.
Na moment się odwróciła, bo przeszło ją znajome uczucie chłodu, i wtedy zobaczyła ślepia między drzewami. Wiedziała, co to oznacza, nie byli bezpieczni, musieli stąd uciekać, tylko właściwie dokąd, skoro zmierzały do nich z każdej strony. To musiało skończyć się źle, widma niszczyły wszystkich, którzy pojawiali się na ich drodze, wysysały całą energię życiową.
Bała się, kurewsko się bała, bo widziała, czym się to może skończyć. Nie chciała umierać, to nie był jeszcze jej czas.
Biegła za swoimi towarzyszami w tej niedoli, nie zamierzała zostawać w tyle, była zdesperowana. Zdawała sobie sprawę, że nie może sobie pozwolić nawet na drobny błąd, bo może on się zakończyć śmiercią.