• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve

[17.08.1972, późne popołudnie] Pretty Little Psycho | Charles, Rodolphus, Maeve
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
05.11.2024, 19:22  ✶  
17 sierpnia 1972
Herbaciarnia Changów

Razem z Charlesem teleportowali się przy Herbaciarni Changów. Rodolphus, który często bywał na Nokturnie, mniej-więcej kojarzył gdzie znajduje się to miejsce, lecz to było zdecydowanie zbyt mało wiedzy, by odważył się na teleportację. Charles wiedział trochę więcej, więc postanowił zaryzykować. Gdy więc cichy trzask zasugerował otoczeniu, że znaleźli się we dwójkę (+1, bo z kwiatem, przykrytym materiałem), pierwsze co Lestrange zrobił, to puścił Mulcibera i sprawdził, czy wszystkie części ciała miał na swoim miejscu.

Nie znał Maeve - prawdę mówiąc nigdy o niej nie słyszał. Ale skoro Alexander ich umówił listownie, nie mógł tak po prostu zmienić zdania. Być może nie do końca ufał drugiemu z Mulciberów (co nie było żadną nowością w przypadku Rodolphusa: typ nie ufał nikomu, czasem nawet sobie), ale tu również postanowił podjąć ryzyko. Głównie dlatego, że absolutnie nie zamierzał użerać się potem z Victorią, gdy ta odkryje, że tak bestialsko zamordowali prezent od niej. Widelec, który polecił mu wziąć Alexander, ciążył mu w kieszeni marynarki nieprzyjemnie. Nie wiedział po co ta cała farsa, ale uznał, że to kolejna rzecz, o którą nie powinien pytać. Może żeby dostać się do Palarni Changów należało komuś wydłubać oko? Na przykład tej kobiecie, która stała niedaleko, i wyglądała... Cóż, jak Azjatka.
- Maeve Chang? - wolałby nie wydłubywać jej oczu - wyglądała na Changównę. A skoro jedna z nich miała im pomóc, to rozsądnym było zacząć w miarę uprzejmie, chociaż zabrakło tu klasycznego dzień dobry. O bezczelnym stereotypowaniu nieznajomej nie wspominając.

wiadomość pozafabularna
Rodolphus i Charles są umówieni z Maeve Chang, która zaprowadzi ich do Herbaciarni na Ścieżkach - brak rzutu kością, ponieważ Mewa ma Znajomość Półświatka III
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#2
06.11.2024, 18:59  ✶  
Nokturn był niesamowitym miejscem. Charles bywał na nim do niedawna codziennie, pracując z wujem w Olibanum, lecz z oczywistych względów musiał przerwać swoją przygodę z tym miejscem. Tak było lepiej. Kto wiedział, co mogło czaić się w ciemnych uliczkach...

Przynajmniej kojarzył, gdzie znajduje się herbaciarnia Changów. Z czasem zrozumiał też, że "herbaciarnia" była tylko wymówką, nazwą, która miała odwrócić uwagę od innych zajęć tej rodziny. Charles nie wnikał. Mulciberowie również nie mieli czystej karty, jeśli o to chodzi. Czy sam nie palił opium razem z Laurentem? W porównaniu do tego, co działo się na Nokturnie, sprawa z kwiatem była wręcz komiczna i Charliemu nie chciało się wierzyć, że ktoś, kto miał im pomóc w osuszeniu chabazia, spotka ich właśnie w tej najmroczniejszej dzielnicy. Nie mógł jednak wątpić tak w słowa Rodolphusa, jak i, co ważniejsze, wuja Alexandra.

- Jestem tuż za tobą. - Obiecał, gdy znaleźli się już na Nokturnie, a nieopodal znajdowała się, cóż, kobieta. Charles otrzepał ubranie, jakby to miało zabrudzić się przez podróż. Nie był w swoim najlepszym wydaniu, bo i nie planował wychodzić z domu, ale nie miał czasu, by przebierać się w bardziej wytworne szaty.

Wedle obietnicy podążył za Rodolphusem i nie zamierzał pozostawiać uprzejmości niewypowiedzianymi.

- Dzień dobry. - Odezwał się do Maeve i nawet uśmiechnął się lekko. - Byliśmy umówieni.
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#3
12.11.2024, 00:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.11.2024, 00:31 przez Maeve Chang.)  
Cygani to bezczelni byli jednak.

Stała, podpierając ścianę i wyjadając coś z papierowej paczki z niezadowoleniem, choć widać było, że nie z powodu tego, co je, a z tego, co łazi jej po głowie. Gdyby ten zawszony Mulciber nie napisał, że zleceniodawca jest kumplem Stanleya, to by naprawdę włamała się do jego posiadłości, polizałaby mu każdą kartę tarota z osobna, skleiła je gumą do żucia, a potem na odchodne podlałaby te ich nieszczęsne kwiatki, którymi niechybnie nie miał się kto w tej ruderze zajmować. Niby tutaj przyszła, ale dalej trzymała urazę, że śmiał jej zaproponować legalne zlecenie.

Spostrzegła, że dwóch typów się teleportowało przed jej oczyma, ale nie wykazała zainteresowania. Nie była pewna, czy to oni, bo Alexander wspomniał tylko o niejakim Rudolfie Czerwononosym, czy jak mu tam było, a reklamowanie się jako przewodnik po Nokturnie do losowych gości mogło się skończyć różdżką wbitą w oczodół. I to nawet nie przez nich - raczej przez tubylców, którym nie spodobałoby się pokazywanie bezpiecznych ścieżek i sposobów na przetrwanie w tej dziczy.

Jeden jednak zaczął się zbliżać. Zmrużyła oczy oceniająco, próbując wyczaić, czy faktycznie wygląda jak ktoś, kto ma na sumieniu roślinę. Miał spojrzenie równie tęskne za rozumem co Akordeonista, więc możliwe. Natomiast jego... towarzysz patrzył na świat z dziwaczną niewinnością kogoś, kto za żadne skarby nie powinien postawić nogi w takiej okolicy.

- Aha - przytaknęła, słysząc swoje nazwisko. Chrupnęła głośno, wrzucając kolejną grzankę do buzi. Owszem, wyjadała z papierowej torebki suchy chleb i nie zamierzała robić sobie przerwy na mówienie. - Lestrange, jak mniemam? - Przeżuwając, zagaiła do pierwszego, który ewidentnie razem z Alexandrem był członkiem klubu niewitających się gburów, a potem przesunęła spojrzeniem na jego kolegę, który maniery już znalazł. Uśmiechnęła się lekko, widząc, jak grzeczny próbuje być. Było w tym coś uroczego.
- A ty, to kto? Jesteś jego młodszym bratem, czy przydupasem? - Wolała się upewnić, nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś z tak znamienitego rodu jak Lestrange wynajął pachołka do noszenia doniczki. Już miała do czynienia z innym członkiem tej rodziny, ukochanym Loulou, który definitywnie uważał się za lepszego od wszystkich, więc mogło to być genetyczne.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#4
12.11.2024, 13:19  ✶  
Dla Rodolphusa Nokturn był miejscem przede wszystkim brudnym. Brudnym i pełnym męt, wyrzutków, którzy nie byli dość dobrzy by wyrwać się z marazmu biedy i ścieżki przestępczej. Nie lubił tutaj bywać, chociaż nie mógłby powiedzieć, że nigdy nie zawitał na tę konkretną ulicę. Ba, zdarzało mu się nawet kilkukrotnie wchodzić na Podziemne Ścieżki, czego osobiście bardzo nie lubił.

NIe odpowiedział chłopakowi, rzucił mu tylko zaskoczone spojrzenie. “Jestem tuż za tobą” - zupełnie tak, jakby chciał mu dodać otuchy? A przecież on wcale jej nie potrzebował. Nie bał się, kogo tu może spotkać, nie bał się także ewentualnej konfrontacji. W sumie to w ogóle się nie bał. Kiwnął jednak głową na znak, że słyszy Charlesa, żeby nie było, że zignorował jego słowa.
- Tak - odpowiedział krótko, gdy również usłyszał swoje nazwisko. Powieka mu lekko drgnęła, gdy Chang zaczęła mówić z pełnymi ustami. I to nie byle jak: mówiła, jednocześnie chrupiąc. Powieka drgnęła znowu, lecz nadludzkim kurwa wysiłkiem powstrzymał się przed tym, by cokolwiek powiedzieć. Może to po to był jej ten widelec? - Alexander mówił, że może ci się przydać.
Płynnym ruchem sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął posrebrzany widelec, którym zakręcił w palcach. Był zwyczajnie niezwyczajny - od klasycznego sztućca różnił się ornamentem na rękojeści. Był widoczny, ale z tej odległości Maeve nie mogła dostrzec więcej szczegółów. Posłał jej lekki, neutralny uśmiech. Nie wyrobił sobie jeszcze o przeżuwaczce opinii, a więc i jego oczy pozostawały obrzydliwie neutralne. Poza tą jedną iskierką rozbawienia na słowa o przydupasie.
- To jest winny tego morderstwa, pani Chang - zgrabnie przeszedł do uprzejmej kurtuazji słownej, wyciągając na dłoni widelec w kierunku Maeve. - Nie tylko przelał roślinę, ale i… Nawiózł ją czymś.
Skrzywił się lekko na wspomnienie smrodu, który zapaskudził na zawsze jego mieszkanie. Czy czuł się lepszy od Charlesa? Cóż, zapewne tak, ale nie dlatego Mulciber się tu znalazł. Musiał sam nauczyć się jak rozwiązuje się podobne sprawy: prośba o kontakt, rozmowa, zapłata… I brak osoby, która będzie przyjmować gniew małej Azjatki na swoją klatę. Rodolphus podejrzewał, że absolutnie każda osoba, która miała rękę do kwiatów, reagowała dziwną agresją i złośliwością, gdy ktoś te kwiaty zabijał. Nie był pewny czy Maeve do tych osób należy, ale wolał się nastawić na najgorsze, tak na wszelki wypadek.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#5
14.11.2024, 11:36  ✶  
Kobieta była tak niesamowita, jak i cały Nokturn. Niepozorna, a jednak wyjątkowa przez swoje pochodzenie. Charles nie miał wielu okazji do spotykania osób o etniczności innej, niż europejska i chociaż nie chciał przyglądać się kobiecie zbyt uważnie, to nie mógł oderwać wzroku. Cóż za niezwykła uroda! Do tego całkiem atrakcyjna. A może to nie drobna buzia dziewczyny tak na niego działała, a to, że chrupała jakieś pyszności? Jak głodny pies ciągnął do tej, która miała jedzenie, bo przecież nie jadł jeszcze obiadu, a Azjaci mieli przecież w zwyczaju dobrze gotować, jak głosił stereotyp.

Uśmiechnął się nieco szerzej, gdy usłyszał domniemania Maeve. Nie miał jej za złe mówienia z pełnymi ustami. Różnice kulturowe były do zaakceptowania.

- Nie jestem ani młodszym bratem, ani przydupasem. - Powiedział, zerkając przy tym na Rolpha, któremu chyba nie podobało się jego wsparcie w zetknięciu z kobietą! Wolał nie mówić nic więcej w jego kierunki póki nie załatwią sprawy zgnilca. - Jestem winnym. Przyznaję się. - Dodał, sięgając za pazuchę, by wyciągnąć pudełko z kwiatkiem. Zapakowana w kartonik zmniejszona roślinka i tak wydzielała intensywny zapach, wypełniając uliczkę smrodem odchodów. - Chciałem zadbać o niego nieco zbyt mocno i... Cóż, przelałem. Próbowałem ratować to nawozem, tak polecono mi na ulicy Pokątnej, w sklepie zielarskim. Cóż... Nie wiem, czy łajno smoka zmieszane z kugucharzym zrobiło coś ponad... Nieładne zapachnienie. - Stworzył wyrażenie, nie do końca wiedząc, jak wyrazić delikatnie coś takiego po angielsku. Norweski wciąż był jego pierwszym, najczęściej używanym językiem i niektóre słowa w innych językach w jego ustach brzmiały obco i dziwacznie, a do tego nie musiały być poprawne. - Nazywam się Charles Mulciber. - Dodał. - Charles Robert Mulciber.

Pojawienie się widelca nieco zbiło go z tropu. Sztuciec był bardzo nie na miejscu i Charliemu zupełnie nie spodobało się to, co insynuował Rodolphus. Zmarszczył delikatnie brwi i wyciągnął dłoń, by oprzeć ją na ręku Rolpha, sugerując, że powinien zabrać swój dar. Nie miał pojęcia o upodobaniu Azjatki do sztućców.

- Niektóre rzeczy można jeść rękoma, Rodolphusie. - Upomniał go grzecznie, choć nieco chłodno. - To tylko przekąska.
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#6
28.11.2024, 00:29  ✶  
Kiedy usłyszała zakazane imię cygańskiej przybłędy, wyraźnie się skrzywiła, jakby samym wspomnieniem jego osoby Rodolphus jej ten suchy chleb obrzydził. Powstrzymała się jednak od nieprzyjemnego komentarza, bo miała paskudną tendencję do błyskawicznego nakręcania swej własnej nienawiści, w efekcie czego przy okazji wyzywania Alexa wszystkich by tutaj na wpół przeżutymi grzankami opluła.

Jednakże kiedy zobaczyła, co takiego mogłoby się jej przydać, grymas był już tylko wspomnieniem; twarz Maeve rozpromieniła się, a oczy zalśniły niczym u dziecka ze Ścieżek, które przeżyło zimę i pod topniejącym śniegiem znalazło knuta.
- Och, mój drogi... - mruknęła, choć ciężko było ocenić, czy do Rodolphusa, czy do widelca. Kiwnęła głową z uznaniem, a potem na moment rozproszyła swoją uwagę, by skierować ją na tego drugiego chłopaka i przekazać mu torebkę z mizerną resztką grzanek. - Potrzymaj no - zarządziła głosem nieakceptującym sprzeciwu, w pośpiechu wciskając tę torbę w niego tak, że papier aż zaszeleścił nieznośnie gniotąc się o jego tors.
Uniosła sztuciec w górę, tym razem oburącz, bo po to przecież uwolniła ręce. Obracała go w powietrzu, prawie jakby chciała złapać w srebrze odbicie słońca, ale jego blasku na próżno było doszukiwać się na Nokturnie. Przymknęła jedno oko, prawie jak jubiler oceniający jakość szlachetnego kamienia, a potem prawie nagryzła widelec u nasady. Powstrzymała się, bo przypomniała sobie w porę, że tak się robiło ze złotem.
- Niezły - oznajmiła wreszcie, choć ten komentarz był jakoś niewspółmierny do emocji, które przed chwilą przebiegały jej po twarzy. Chyba próbowała udawać, że wcale się nie podnieciła jak nagi w pokrzywach. - Rodowy, prawda? - Wolała się upewnić. Przecież nie miał wygrawerowanego nazwiska Lestrange z boku.

Z niechęcią spuściła wzrok z widelca i skupiła go na domniemanym winnym popełnionego morderstwa. Westchnęła ciężko, chowając widelec za pazuchę, a potem spojrzała na młodego uważnie. Zmarszczyła brwi jakoś dziwnie, kiedy usłyszała Robert oraz Mulciber tak blisko siebie.
- Jeszcze podaj mi swój numer buta i ocenę z zielarstwa na trzecim roku - burknęła, wywracając oczyma. Nie potrzebowała całego jego nazwiska, nie musiał się popisywać, że z tak wspaniałej rodziny się wywodził, że rodzicom chciało się wymyślać dla niego drugie imię. - A widelcem nie zamierzam jeść, głuptasie. Widzisz, ja sztućce kolekcjonuję. - Ostatnie słowo wyartykułowała tak dokładnie, jakby chciała się obwieścić koneserem sztuki godnym wszelkiego podziwu. A potem wróciła spojrzeniem do czegoś, co wyglądało jak skitrany przed światem kwiatek.
- Przelałeś, mówisz? Ale wodą, tak? Nie wpadłeś na pomysł sikania do doniczki? - Uniosła jedną brew, jakby w powątpiewaniu. - Nie wyglądasz mi na tak nieletniego, żeby mieć problem z nietrzymaniem moczu, ale wolę się upewnić, bo mam zbyt wiele kolegów i wiem, jakie głupoty rodzą się w waszych łbach. - Widziała, co się działo z psianką w Głębinie, kiedy towarzystwo pochlało. Po trzecim przesadzeniu jej z tego samego powodu zaczęła strzec jej niczym Cerber.

- Chodźmy do Palarni, mam tam swój sprzęt. Skoro jest przelany, to pewnie trzeba będzie go przesadzić i po krzyku, o ile korzenie mu nie zdążyły pognić. A co do nawozu z łajna... - zaczęła, zerkając na Lestrange'a, który wcześniej skrzywił się widocznie na wspomnienie smrodu. Chyba próbowała powstrzymywać śmiech. - Kiedy zejdziemy na Ścieżki, jeszcze zaczniecie za tym zapachem tęsknić. - Prychnęła, a potem ruszyła w kierunku zejścia pod ziemię, machając ręką przy tym, aby zaczęli iść za nią.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
02.12.2024, 16:07  ✶  
Zerknął na Mulcibera z podniesioną brwią. Jego wzrok był zimny i ostry jak stal, której barwę miały jego tęczówki. Poruszył ustami, jakby chciał powiedzieć, że jeszcze jeden taki wybryk na oczach obcej kobiety, a urżnie mu język, lecz żadne słowo nie opuściło jego ust. Tak samo jak nie opuścił dłoni. Patrzył tylko na Charlesa, wwiercając się jego spojrzeniem, by zabrał tę dłoń, zanim mu jej nie przetrąci. Nie nawykł do tego, by ktoś publicznie go pouczał: szczególnie wśród obcych.
- Rodowy, z zastawy Lestrange'ów. Tej, którą zwykło wyciągać się na Yule, raz do roku, byle by tylko nie zostawić zbyt wielu odcisków palców na posrebrzanej rękojeści - potwierdził, przekazując widelec kobiecie. Cóż, BYĆ MOŻE podpierdolił ten widelec swojej matce lub ciotce, gdy ta nie patrzyła. BYĆ MOŻE później będą z tego problemu, lecz przecież do zimy było jeszcze bardzo daleko. Pewnie obwinią o zaginiony sztuciec skrzata domowego, no bo przecież nie kogoś z ich własnego rodu? - Jest twój. Prezent, za który nie oczekujemy rekompensaty w żadnym stopniu, za obejrzenie i uratowanie kwiatka oczywiście zapłacę.
Uniósł nieco kącik ust, lecz grymas, który pojawił się na jego twarzy sugerował, że naprawdę stara się, by nie parsknąć śmiechem. Odczuwał dziwną satysfakcję z faktu, że Chang strofowała Mulcibera, chociaż przecież on starał się dla niej jak najlepiej. Ale to dobrze: niech chłopak się uczy, by nie pchać się przed szereg, gdy nie ma pełnego obrazu sytuacji. To była lekcja numer jeden.
- Daruj mu, proszę, zżerają go wyrzuty sumienia - powiedział łagodnie, chociaż z wyczuwalną nutą rozbawienia. W przeciwieństwie do swojego kuzyna nie pałał do Maeve niechęcią. Nie pałał też sympatią, szczególnie że jej sposób bycia był w większości tym, czego nienawidził, lecz nie dało się jej odmówić ciętego języka, którego zawsze miło było posłuchać. - Umiesz pocieszać, nie ma co.
Dodał na koniec, lekko wzdychając. Darował już sobie paniowanie, Maeve dała mu wystarczająco wyraźny obraz swojej osoby, by zorientował się, że nic tym nie wskóra. O kolegach i nietrzymaniu moczu również się nie wypowiedział - nie miał nic do dodania poza tym, że wierzył, że Mulciber naprawdę nie zalał tego kwiatka żółtą cieczą. Można o nim było powiedzieć wiele, ale nie to, że jest debilem.
- Chodź, teraz będziesz miał okazję się wykazać i porozmawiać - szepnął do Charlesa, a ten mrok i ostrzeżenie, które pojawiło się w jego oczach na początku, zniknęło. Ruszył za Maeve w stronę Palarni, upewniając się, że Mulciber idzie z nim.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#8
10.12.2024, 21:00  ✶  
Charles wyłapał skrzywienie na sam dźwięk imienia Alexandra i musiał przyznać, że nie spodobało mu się to ani trochę. Maeve straciła w jego oczach w jednej sekundzie, ale nie chciał tego po sobie pokazać. Potrzebowali jej, więc dyskretnie zwrócił spojrzenie ku chodnikowi, jakby tam, pośród połamanych płytek i błota, znalazł coś ciekawego.

I wtedy dostał w ręce torebkę grzanek, gdy został potraktowany jak właśnie przydupas, który może przytrzymać przekąskę. I to również mu się nie spodobało, a jeszcze bardziej spojrzenie, które rzucił mu Rodolphus. A więc tak mieli pogrywać na Nokturnie, gdy Lestrange grał zimnego i niedostępnego. Nie taki był, gdy przytulił go serdecznie w ramach pocieszenia za przelany kwiatek. Nie miał jednak wyjścia; pozostał przez dłuższą chwilę milczący, trzymając w rękach torebkę z grzankami i pilnując, by nie pognieść jej zanadto. Scena, która rozegrała się przed jego oczyma, była zupełnie niezrozumiała.

- Rodowy... sztu... ciec? - Mruknął do siebie, wahając się nad prawidłową wymową słowa, którego przecież wcale tak często się nie używało. Na szczęście farsa miała się ku końcowi i skupili się na tym, co ważne: na podgniłym, nawiezionym łajnem kwiatku, tylko chwilowo jeszcze nawiązując do widelca. - Obawiam się, że ja nie mam dla ciebie takiego prezentu, lecz skoro znasz Alexandra, to wiesz, że on ma lepszy dostęp do rodowych sreber. - Wyjaśnił niepewnie, samemu nie wiedząc, jak czuć się z niemiłymi komentarzami na temat swoich uprzejmości. Co więcej, próby rozładowania napięcia przez Lestrange'a teraz były zupełnie nieproszone. Musiał zdecydować się, czy chce gnoić go wzrokiem, czy wspierać. Wyciągnął torebkę do Maeve, chcąc wręczyć jej z powrotem przekąskę.- Radziłbym zmienić kolegów, skoro zabawnym wydaje im się sikanie do kwiatów.

Nie wydawało mu się, by wdawanie się w pyskówki poskutkowało czymkolwiek dobrym, więc tylko kiwnął głową, zgadzając się z propozycją Maeve. Tym samym potraktował Rolpha, nie odpowiadając na jego słowa.
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#9
19.12.2024, 00:45  ✶  
Gdzieś kątem oka spostrzegła spojrzenia Rodolphusa posyłane w kierunku tego młodego - wydały jej się nieco nieprzychylne, ale po ulotnej chwili namysłu uznała, że generalnie to głęboko w dupie ma ich ewentualne niesnaski, zwłaszcza teraz, kiedy wręczono jej widelec. Kolejny eksponat do kolekcji był znacznie ważniejszy niż jakikolwiek facet, a co dopiero ich kotłujące się emocje. Nie spodziewała się, że zaczną się kłócić w towarzystwie, bo czystokrwiści robili sobie nawzajem zawody w zakopywaniu afer pod dywan, więc nie było innej opcji niż to olać.

- Dobrze, że nie liczysz na rekompensatę, to realistyczne - odparła, mrugając do Lestrange'a z szalonym uśmiechem. Otóż bez tego sztućca nie byłoby tego spotkania. Nawet gęby do nich by nie otworzyła, gdyby Alexander wcześniej nie zapewnił, że dostanie taki prezent. Ba, może gdyby nadal imała się jej ta nieposkromiona kurwica, jaką napełnił ją list od tego Cygana, w zamian napuściłaby na nich jakieś szumowiny z okolicy, które pobiją każdego za darmo, a za knuta zaraziliby ich jeszcze jakimś uciążliwym syfem. Ten widelec, choć pozornie skromny, był kamieniem węgielnym ich współpracy. Białą chorągwią powiewającą na smolistym wietrze pędzącym przez ulice Śmiertelnego Nokturnu. Gołębicą, którą za rogiem trafi szlag, bo trafi na wygłodniałe wilkołaki.

Spojrzała z pewnym politowaniem na Charlesa. Trochę złagodniała za radą jego towarzysza, żeby leżącego nie kopać, trochę widząc samodzielnie, że to chłopiec z gatunku nieobsrana łąka. Przechyliła głowę, przysłuchując się jego słowom. Wyłapała, że nie jest stąd; kiedy wcielasz się w setki osób w skali miesiąca, zboczenie zawodowe nakazuje ci zwracać uwagę na takie mankamenty, na drobne zmiany w akcencie, manieryzmy wszelkiej maści. A jednak, mimo wyraźnie zagranicznego brzmienia, było w jego zachowaniu coś, co było tak paskudnie swojskie. Zatrważająco tutejsze.
- Znam Alexandra, zgadza się. Wbrew własnej woli, ale znam - mówiąc to, uśmiechnęła się kwaśno, unosząc kąciki ust tak mocno, że aż policzki przymknęły jej oczy. Uśmiech był fałszywy, na usta cisnęło się powiedzieć, że niestety rodziny się nie wybiera, ale wcale nie chciała się chwalić pokrewieństwem z Mulciberami. - Za radę serdecznie dziękuję, ale z niej nie skorzystam. Widzisz, kochasiu, w tych okolicach o prawdziwych przyjaciół bardzo trudno. Kiedy już na takich trafisz, przestajesz się interesować, gdzie sikają w czasie wolnym. Lepsze to, niż podejmowanie prób zaszlachtowania cię gdy śpisz. - Tym optymistycznym akcentem odebrała od Charliego torebkę z grzankami, poklepała go w ramach podziękowania po ramieniu i ruszyła w kierunku Palarni.

Prowadziła ich dziwaczną drogą, ewidentnie próbowała ich zgubić w alejkach Nokturnu. Mewa nie wyznawała zasady, że na około jest bliżej, po prostu wolała im namącić we łbach, żeby potem tak łatwo zejścia na Ścieżki nie odnaleźli. Rodolphusowi trochę dziwnie z oczu patrzało, miała wrażenie, że prędzej czy później przyciągnie się swój do swego i do Podziemi znowu trafi, ale ten drugi... Nie wróżyła temu skarbowi świetlanej przyszłości w tym rejonie. Wolała, żeby nie był w stanie znaleźć drogi dla własnego dobra.

- W zasadzie to byliście kiedyś tutaj? - Zagaiła ciekawa, czy to ich pierwsze spotkanie z klimatem Ścieżek. - Czy to raczej wasze pierwsze rodeo? - Spojrzała na nich przez ramię - przelotnie na Mulciberątko, bo wiedziała, że odpowiedź będzie twierdząca; z uniesioną brwią na Lestrange'a, bo pokładała w nim jakąś większą nadzieję.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#10
31.12.2024, 15:43  ✶  
Maeve była naprawdę interesującą kobietą. Jej sposób bycia, sztuczne uśmiechy których nie sposób było odróżnić od tych realnych, i te skrzywienia na wieść o Alexandrze. Nic sobie z nich nie robił, bowiem z całej swojej rodziny był chyba jedyną osobą, która lubiła Mulcibera i - chyba - z wzajemnością. Podejrzewał, że Louvain nienawidzi mężczyzny i gdyby tylko się dowiedział, że Rodolphus nie ma nic przeciwko zadawaniu się z nim, to ukręciłby mu łeb. Czasem miał ochotę złapać jego i Lorettę w klatkę, przetestować na tej dwójce kilka zaklęć i sprawdzić, jak reagują mózgi bliźniąt. Taką samą ochotę miał w przypadku dwóch Mulciberów, lecz niestety: w przypadku jednych i drugich nie miał tak łatwego dostępu. Poza tym Louvain był kimś więcej, niż tylko kuzynem. Był lewą ręką Voldemorta, kimś z kim trzeba było się liczyć. Na dodatek mimo niesławnego pojedynku z Nottem Rodolphus wiedział, że jego kuzyn był osobą niebezpieczną, drażnienie go byłoby przejawem głupoty. Dlatego nie wspominał o tej małej znajomości, którą miał z Mulciberem. Nawet nie miał mu za złe, że niby wziął ślub z Lorettą - plotki owszem, doszły do niego, ale kto by się nimi przejmował? Podejrzewał, że Mulciber po prostu ją przeleciał, tak jak pół Londynu, po co więc się tym przejmować? Wiadomym było jednak, że Louvain będzie miał na ten temat inne zdanie. W końcu to była jego siostra, i zapewne przed nim grała kogoś innego. On sam zbierał Lorettę, naćpaną, do kupy, gdy się do niego kleiła. Westchnął, wciskając dłonie do kieszeni spodni.
- Raz czy dwa - odpowiedział kobiecie wymijająco. Czy wtedy wiedział, gdzie znajdowało się przejście na Ścieżki? Na pewno wiedział, gdzie znajdował się sklep Roberta. Czy przejście zostało teraz zmienione? Nie miał, cholera, pojęcia, bo prawda była taka, że nie przełaził nigdy przez nie, a aportował się prosto do sklepu Mulciberów. Nie musiał schodzić krętymi schodami, nie musiał kręcić się koło Palarni Changów. Zauważył, oczywiście, że Mewa prowadzi ich jakoś naokoło, bo rozpoznał niektóre alejki, ale uznał że tak będzie lepiej niż gdyby miała im zawiązać oczy: na to nigdy by się nie zgodził. Niech kluczy, on nie miał zamiaru tu wracać w najbliższej przyszłości. Albo najlepiej to nigdy. Nie zapamiętywał więc drogi czy jakichkolwiek szczegółów, skupiając się na tym, by nie zgubić kobiety. Podejrzewał, że jakby ta zniknęła im z oczu, to mieliby bardziej niż przesrane. Nokturn cieszył się złą sławą, ale Ścieżki... Ścieżki to była zupełnie inna para kaloszy. - Powiedzmy, że to nie jest część miasta, która słynie z ciepłego witania turystów. Znajdują się tu jednak osoby, które ukrywają swoje wspaniałe talenty. Wielka szkoda, że świat nie pozwala im na cieszenie się wolnością w każdym tego słowa znaczeniu.
Czy miał na myśli ją samą? Zapewne tak. Chociaż gdyby prowadziła zwykłą, głupią kwiaciarnię na Pokątnej, to pewnie nie byłaby tak interesująca. Na Pokątnej należało uważać na każde słowo i nielegalne myśli, które przewijały im się przez głowę. Na Nokturnie i Ścieżkach mogli pokazać się w pełni.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Maeve Chang (2439), Rodolphus Lestrange (2374), Charles Mulciber (1692)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa