• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[08/09.09.1972 (noc)] Night of fire and noise | Hannibal & Henry

[08/09.09.1972 (noc)] Night of fire and noise | Hannibal & Henry
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#1
29.05.2025, 23:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2025, 20:02 przez Hannibal Selwyn.)  
Noc z 8 na 9.09.1972

Mówią, że w show-biznesie trzeba być twardym. Kiedy paparazzi śledzą każdy twój krok, fani czują się oburzeni twoimi wyborami, od poglądów na kwestie czystości krwi, po dobór fasonu spodni, a choreografowie, instruktorzy i reżyserowie oceniają to, jak twoje pośladki spinają się w trakcie wyskoku albo czy twoja sylwetka pozwala obsadzić cię w wymarzonej roli, nie da się inaczej. Słabi giną.
Hannibal spełniał te oczekiwania. Wstawał, kiedy Carlos kazał mu kręcić piruety, aż upadnie. Odpowiadał na kłopotliwe pytania dziennikarzy. Tańczył z zerwanym ścięgnem. Uśmiechał się do swoich niekorzystnych zdjęć w “Czarownicy”, które komuś udało się zrobić po jakiejś wybitnie dzikiej nocy w mugolskim klubie. Wychodził na scenę obolały albo skacowany, albo kiedy miał tylko ochotę zwinąć się w kłębek i płakać.

W tym jednak momencie Hannibal wcale nie czuł się twardy.
Znajdował się w atrium Ministerstwa Magii, prawdopodobnie najbezpieczniejszym punkcie na trawionej pożogą mapie Londynu, i miał szczerą nadzieję zostać tam do rana. Obszedł atrium dookoła, wypatrując znajomych twarzy. Odwiedził prowizoryczny punkt medyczny, gdzie sanitariusz po raz drugi tej nocy oczyścił jego rany, zabandażował go fachowo, a potem nieśmiało zapytał, czy może dostać autograf. Odmówił herbaty wydawanej w bufecie, bo inni potrzebowali jej bardziej. I czuł się coraz bardziej przytłoczony ogromem strachu i cierpienia. Ludzie nawoływali się, wybuchali radością na widok odnalezionych bliskich albo płaczem na wieść o nieszczęściach, a niektórzy po prostu trwali w stuporze, niezdolni do niczego więcej.
Selwyn nie był aurowidzem, ale wystarczyło mieć oczy i odrobinę empatii - tyle nieszczęścia i to przez co? Przez jakieś wydumane podziały, przez grupę ludzi, którzy musieli zaznaczyć swoją wyższość i poczuć się lepsi, a reprezentowali sobą tak mało, że opierali swoją wyższość na rzeczach całkowicie od nich niezależnych. Płeć. Kolor skóry. To, na czyj widok im staje. Tym razem - czystość magicznej krwi.

Dlatego, kiedy zobaczył o jedno za wiele płaczące za matką dziecko, trzymane przez unurzanego po łokcie we krwi i sadzy ojca, który wbijał nieobecny, pusty wzrok w przestrzeń, o jedną za wiele starszą czarownicę, która pytała, jak długo będzie można zostać w Ministerstwie, bo jej dom spłonął całkowicie, stwierdził, że nie wytrzyma tu ani chwili więcej.
Jakaś dziennikarka zaczepiła go, prosząc o komentarz, ale nie był w stanie wykrztusić słowa. Przełknął ślinę raz i drugi, a potem pokręcił głową i zamrugał, odpędzając łzy. Kobieta popatrzyła na niego ze współczuciem, dłonią dając dyskretny znak towarzyszącemu jej fotografowi.
Pstryk.
“Spalona Noc nie oszczędziła nawet znanych i lubianych! Aktor, Hannibal Selwyn poruszony wydarzeniami!”
albo może:
”Krokodyle łzy? Nad czyim losem płacze czystokrwisty celebryta?”

Nie dbał o to w tej chwili. Czując, że granica między względnym opanowaniem, a załamaniem nerwowym jest niebezpiecznie blisko, wyminął dziennikarkę, otulił się szczelniej pożyczoną kurtką i ruszył do wyjścia z budynku. 

Miał nadzieję, że nocny chłód go otrzeźwi. Powietrze na zewnątrz nie było jednak chłodniejsze, niż w środku. Było po prostu gorące w inny sposób. Wszechobecny niski huk ognia tworzył dźwiękowe tło dla wszystkiego innego. Dym pachniał czymś, czego absolutnie nie powinno się wdychać. Mimo to, Hannibal odetchnął z ulgą i oparł się plecami o ścianę. Co dalej? Chciał wrócić do domu. Chciał napisać do rodziców. Chciał się wykąpać i przebrać. Chciał położyć się do łóżka i spać, i udawać, że to wszystko się nie dzieje naprawdę. Niech ta noc się już skończy. Tak, jakby mający po niej nastać dzień miał być w jakikolwiek sposób lepszy.

Zniecierpliwionym gestem potarł oczy palcami.


// Odgrywam: Rozpoznawalność V
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#2
31.05.2025, 20:13  ✶  
Mówią, że w dziennikarstwie trzeba być twardym. Bezkompromisowość, gotowość do pakowania się w sytuacje skrajnie niebezpieczne, aby potem opisać je i zapobiec następnym takim wydarzeniom. Nazywano to czwartą władzą. Fotograf zaś był w niej jak sekretarz — mało doceniany, ale niezbędny dla działania całego przedsięwzięcia. To on łaził po okolicy z aparatem, uwieczniał obraz spalonej nocy na magicznej kliszy. Pocieszała go odrobinę myśl, że jego fotografie mogły zachować się i być przedrukowane w podręcznikach. Takich, które by przestrzegały, by już do takiej sytuacji nigdy nie dopuścić.

Przy wejściu do Ministerstwa od ulicy Pokątnej gromadziły się prawdziwe tłumy. Miejsce to było niczym tykająca bomba. Tylko trzeba było czekać, aż wszyscy rozpierzchną się. Jeśli Śmierciożercy chcieli za jednym zamachem wymordować wielu niewinnych, mieli ku temu doskonałą okazję... Jednak fotograf, wbrew pozorom, nie był przyjmowany z taką wrogością, jak by można było sądzić. Wiele osób naprawdę chciało znaleźć się na tych zdjęciach. Ludzie chcieli, by władze wiedziały, jak cierpieli.

W jasnych włosach Henry'ego gromadził się popiół, czasem chłopak strzepywał go ostrożnie. Zdawał sobie sprawę z faktu, że spadające z nieba drobiny były niebezpiecznie łatwopalne. Lepiły mu się też do koszuli, która już niestety też nie była pierwszej czystości. Poza tym, kończyła mu się woda, był zmęczony i głodny. Ironiczny głosik w jego głowie narzekał, że Śmierciożercy przy tym ataku nie wystawili żadnego stoiska z jedzeniem. Mogliby wabić głodnych obywateli i ich załatwiać. Henry dałby się na to nabrać. Swoją drogą, zastanawiał się, czy może w atrium Ministerstwa podawali coś do jedzenia...

Chłopak przysiadł pod jedną ze ścian. Nogi i plecy bolały go od kilkugodzinnego łażenia. Zaczynał już się przyzwyczajać do zadymionego powietrza, choć spodziewał się, że odczuje skutki oddychania tym smrodem w najbliższej przyszłości. Dla nikogo coś takiego nie było zdrowe...

Nagle zobaczył znajomą sylwetkę... opuszczającą Ministerstwo. Henry westchnął ciężko i podniósł się. Widok przyjaciela rzeczywiście stanowił ulgę. Wcześniejsze spotkanie z Hannibalem było przecież dla niego jedynym odrobinę jaśniejszym punktem tej nocy. Wspomnienie o tym pomagało Henry'emu iść dalej. Istnieli na świecie jacyś dobrzy ludzie.

— Han! — Henry zawołał w jego stronę, po czym uśmiechnął się słabo. Wyglądał zdecydowanie gorzej niż wcześniej. Tak naprawdę pragnął tylko wrócić do domu. Odpocząć, odciąć się od całego tego zła. Chociaż... nie wiedział, czy jego mieszkanie nie spłonęło... Tylko tego by brakowało. Henry dopadł do przyjaciela, uściskał go. Tego właśnie w tym momencie potrzebował, jakiegokolwiek ugruntowania w świecie. Po chwili odsunął się, wciąż trzymając ręce na ramionach Hannibala. Kurtka Lockharta dobrze mu pasowała.— Czemu wyszedłeś z Ministerstwa? Tu jest niebezpiecznie, w każdej chwili coś może pierdolnąć.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#3
31.05.2025, 21:50  ✶  
Aktor wpadł w ramiona Henry'ego, wydając z siebie nieokreślony dźwięk, coś między jękiem, a szlochem. Miał nadzieję, że udało się to zamaskować, jako kaszlnięcie.  Na chwilę ukrył twarz w ramieniu przyjaciela, malutka, lecząca odrobina ludzkiego ciepła w morzu cierpienia, które wlewało się w niego z zewnątrz niepowstrzymanym, przerażającym strumieniem. Niechętnie pozwolił się odsunąć na odległość ramion, ale Henry nie wypuścił go z silnego, osadzającego z powrotem w ciele uścisku. Może trochę desperackiego, ale Han nie zamierzał narzekać.

- Nie mogę… - pokręcił głową, przełknął ślinę zbierając myśli i rozpaczliwie walcząc o odzyskanie zimnej krwi - Musiałem... Tam w środku… tyle bólu… póki byliśmy na ulicy, coś się działo, było łatwiej - słowa, rozpierzchnięte wcześniej i poukrywane po zakamarkach umysłu, powoli wracały na swoje miejsca. Przedziwne doświadczenie. Westchnął nierówno.
- Myślę, że… chyba spróbuję wrócić do domu…

Działanie było łatwe. To znaczy, owszem, bał się płomieni, bał się agresywnych przechodniów, bał się Śmierciożerców. Czuł chłód nocy, ból oparzenia, żar ognia. Obawiał się samotnej podróży przez - dotąd znajome, ale teraz całkowicie zmienione - ulice. Ale przynajmniej był w ruchu, czuł, że ma przed sobą jakiś cel, choćby było nim tylko dotarcie z punktu A do punktu B. Oczekiwanie nie wiadomo na co wśród zimnych marmurów urzędu, jako część anonimowego tłumu czarodziejów, z emocjami, które zdawały się topić jego wnętrzności na obrzydliwą breję, było jeszcze gorsze.

Przyjrzał się Lockhartowi. Pozornie opanowany, wyglądał jednak nie mniej żałośnie, niż on sam. I nie chodziło tylko o ten dziwny, niebezpieczny popiół. Jego oczy były zaczerwienione od dymu i pełne obawy, ramiona przygarbione. Hannibal bezmyślnym ruchem zdjął jakiś paproch z koszuli fotografa. Jego ręka na chwilę zawisła między nimi, potem Hannibal przeczesał własne włosy, zgarniając popiół w tył. Miał nadzieję, że żaden z nich - ani nikt inny narażony na ten nienaturalny opad - nie stanie w płomieniach. Przynajmniej nie na moich oczach… pomyślał i skarcił się zaraz za ten egoizm. W ogóle, kurwa, niech nikt nie stanie w płomieniach. Proszę.

- A ty? Myślałem, że masz już dość gorących fotek i adrenaliny jak na jeden wieczór?

Henry miał rację, tu w każdej chwili mogło coś pierdolnąć. A jednak znaleźli się tu obaj i Selwyn czuł się tu lepiej, niż w dusznym od tłumu i strachu atrium Ministerstwa. Przynajmniej nie napastowali go tu dziennikarze… poza tym jednym, którego towarzystwo akurat mu nie przeszkadzało. Henry… cóż, pewnie zamierzał nałapać jeszcze jakichś dramatycznych ujęć tego, jak płonie ich świat. Hannibal miał nadzieję, że redakcja Proroka da mu za to poświęcenie awans albo przynajmniej premię. Diabli wiedzą, czy ta kurtka będzie się jeszcze do czegoś nadawała po dzisiejszej nocy, a to dobra skóra, nowa pewnie będzie droga… Właśnie!

- Twoja kurtka! - poruszył się, by zdjąć okrycie i zwrócić je właścicielowi. Nie wypadało przywłaszczać sobie ciuchów kumpla, nawet, jeżeli były ciepłe i bezpieczne. Szkoda.
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#4
06.06.2025, 14:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.06.2025, 14:21 przez Henry Lockhart.)  
Henry był w stanie wyczuć, że Hannibal drżał. Przypominało mu to ludzi zgromadzonych na ulicach, przytłoczonych tym całym cierpieniem. Nikogo nie omijało to uczucie, chyba, że posiadalo się psychopatyczne skłonności. Były dwie strategie radzenia sobie z nimi: można było się im poddać lub stłumić je, by potem dać im wyjść na wierzch w innych okolicznościach. Henry był zmuszony zdusić uczucia. Nie dopuszczał do siebie myśli, które rodziły się w jego głowie. Tęsknił za dziadkami, a nawet za nieznanymi sobie rodzicami. Chciał tak naprawdę schować się w ich ramionach, zacisnąć powieki i odciąć się od tego koszmarru. Teraz jednak to on musiał być oparciem dla Hana, którego ta noc jakby pokruszyła. Henry miał nadzieję, że nie dokonała tego na stałe.

— Hej, spokojnie. Jesteś tu ze mną, tak? Przetrwamy to — zapewnił przyjaciela, zmuszając się do tego, by choć na chwilę uwierzyć w te słowa. — Pójść tam z tobą? Może czarodziejem jestem miernym, ale wiesz, że potrafię się obronić — uśmiechnął się słabo, by choć odrobinę pocieszyć Selwyna.

Obecność chłopaka sprawiała, że Lockhart przestawał błądzić we własnych ponurych przemyśleniach. Tamte były zapewne kwestią tej przytłaczającej samotności, która stanowiła jedno z wielu przekleństw spalonej nocy. Henry zakładał, że Hannibal czuł się podobnie. Na pewno przeżywanie tego z kimś, a nie samotnie, było lepszą z dwóch okropnych opcji.

— Co jakiś czas widzę tutaj dziennikarzy, więc póki oni są na mieście, ja też muszę. Prorok chce jak najwięcej zdjęć, chyba dlatego, że sytuacja jest dynamiczna. W każdej chwili może dojść do jakiegoś przełomu, a takie rzeczy najlepiej mieć na fotach, nie? — wzruszył ramionami. — Szczerze mówiąc, marzę o tym, żeby wrócić do domu i powiedzieć Prorokowi, żeby spierdalali, jeśli chcą mieć żywego fotografa. No, ale galeony nie rosną na drzewach...

Kiedy Hannibal zaczął zdejmować kurtkę, Henry położył mu rękę na ramieniu. Znowu się uśmiechnął. Chyba tej nocy uśmiechał się na razie jedynie do Selwyna.

— Zatrzymaj ją, przynajmniej do końca nocy. Oddasz mi jutro lub po prostu przy następnej okazji. A zawsze jest dobrze mieć powód, by się spot...— nie skończył mówić, bo nagle przepchnął się obok niego jakiś nieznajomy typ, który trącił go ramieniem. — Uważaj, jak łazisz, dobra?! — zirytował się Henry.

Rzut na to, czy Henry zauważy, że nieznajomy kradnie mu portfel z kieszeni (percepcja).
Rzut PO 1d100 - 100
Krytyczny sukces!
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#5
18.06.2025, 23:26  ✶  
To był wprawiony złodziej, ale twoja reakcja była szybka - o wiele szybsza, niż mógł spodziewać się po tobie pechowy jegomość. Zanim jego palce dotknęły twojej sakiewki, ty już wiedziałeś, co się dzieje. Usłyszałeś szelest materiału, dojrzałeś cień w kąciku oka i nagle ten wielki, poważny, doświadczony w fachu kieszonkowiec wydawał się działać jak amator. Odwróciłeś się dokładnie w momencie, kiedy jego ręka wsunęła się tam, gdzie nie powinno jej być. Zaskoczony (a nawet przerażony) obrotem sytuacji, potknął się o własną nogę i wylądował u twych stóp, pchając cię nieco w tył, ale nie taki sposób, który mógł wpłynąć na twoje poczucie równowagi. Kiedy zbierał się w popłochu i wyraźnej panice, zaczął gubić rzeczy. Niby nic szczególnego: kilka świstków, opróżniona wcześniej portmonetka, lizak z Miodowego Królestwa (zapakowany w folijkę!), trzy knuty i... nie twoja sakiewka!

Mogłeś natychmiast podnieść alarm i wezwać pomoc, ale czy na pewno ktoś zainteresuje się twoim krzykiem? Zresztą - Brygadziści mieli ręce pełne roboty i znajdowali się daleko, a ty... zachowałeś swoją własność.

Postać pozyskała sakiewkę, która została ukradziona postaci innego gracza w scenariuszu Kieszonkowiec lub sakiewkę należącą do postaci niezależnej. Może ją zachować lub zwrócić. Jeżeli jest to sakiewka postaci gracza, za zgodą tego gracza może ona posiadać adres lub elementy charakterystyczne, które pozwolą na jej zwrot wraz ze znajdującymi się w niej przedmiotami.

Interwencja na prośbę, mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki. Zdarzenie zostało odnotowane, a postać otrzyma za to dodatkowe punkty doświadczenia przy rozliczeniu wydarzenia. @Henry Lockhart @Hannibal Selwyn


there is mystery unfolding
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#6
19.06.2025, 01:59  ✶  
Hannibal, który powoli, kawałeczek po kawałeczku zbierał się  do kupy, zesztywniał, słysząc pocieszający ton Henry’ego. Nagle, całkiem znienacka przypomniał sobie, jak w zeszłym tygodniu Lauretta wykrzyczała mu na próbie, że jest słaby. A potem, jak jego pierwszy nauczyciel tańca oznajmił mu, że nigdy do niczego nie dojdzie, bo miał siedem lat i nie chciał kręcić tych cholernych piruetów. Zamknął oczy i z wysiłkiem przełknął ślinę.
Wcale nie chciał przeżywać załamania nerwowego właśnie teraz, na środku ulicy, na oczach przechodniów, Henry'ego, czy dowolnego innego dziennikarza. Ale od czterech godzin mierzył się z całkiem innym rodzajem stresu, niż ten, do którego był przyzwyczajony. Rzadko kiedy w życiu czuł się bezradny, rzadko kiedy znajdował się w sytuacji, której nie mógł poprawić swoimi pieniędzmi, nazwiskiem, talentem, albo gładkimi słówkami. Nigdy nie znalazł się w takich okolicznościach, nie bez uspokajającej znajomości scenariusza, którego tu NIE BYŁO! Nigdy wreszcie nie czuł się tak cholernie anonimowy!
A teraz  w dodatku Henry uważał go za słabego.
Poczuł palący wstyd, bardzo stary i dobrze znajomy. Uchwycił się tego uczucia, jak koła ratunkowego. Z nim przynajmniej wiedział, co robić.

Niemal słyszał w swoich uszach chichot losu. Jeszcze po południu, na próbie, marzył o tym, żeby nie spędzać tej nocy samotnie. Gdyby nie rozgrywająca się wokoło apokalipsa, pewnie w najlepsze sączyłby drinki w klubie. Pewnie nie sam.
Pewnie nie poświęciłby nawet myśli Henry'emu, który najpierw umiejętnie przekierował zachwyty uratowanej przez siebie Penelopy na Hannibala, a teraz trzymał go, zapewniał, że potrafi się (a więc w domyśle ich obu) obronić, proponował, że co, że odprowadzi go do domu? I co dalej?...
”Marzę o tym, żeby wrócić do domu i powiedzieć Prorokowi, żeby spierdalali…”
To brzmiało, jak sugestia i Hannibal pomyślał, że też chciałby powiedzieć Prorokowi, żeby spierdalali. Że może obu im przydałoby się wrócić do domu, teraz, razem. Nie być samemu, chociaż przez tę jedną, straszliwą noc. 
Miałem perfekcyjnie dobry plan, żeby sobie zapewnić towarzystwo, nie musiał cały Londyn płonąć!

Nieważne. Kawałeczek po kawałeczku.

Dlatego spróbował zdjąć kurtkę, w prostym akcie rozbierania się znajdując coś znajomego, uspokajającego. Okazję, by na chwilę odwrócić uwagę rozmówcy, ukryć się i przegrupować. Zwykle, kiedy zaczynał zrzucać ubranie, nikt za bardzo nie patrzył na jego twarz… ale Lockhart zatrzymał go. Selwyn znieruchomiał posłusznie. Powoli podniósł wzrok na Henry'ego i odpowiedział na jego uśmiech własnym, zapraszającym, trochę bezczelnym. Znajomy taniec.
Poruszył się i dotknął palcami dłoni blondyna na swoim ramieniu - delikatnie, ale w oczywisty sposób celowo. Zwilżył  usta, chcąc powiedzieć coś w stylu ”Oddasz mi ją jutro” - masz na myśli rano, prawda?...

I właśnie ten moment wybrał sobie jakiś koleś, żeby na nich wpaść.

Hannibal, tkwiący wciąż w wagoniku emocjonalnego rollercoastera, spodziewający się w każdej chwili ataku, eksplozji, czy jakiejś nowej odsłony horroru, w jakim najwyraźniej przyszło mu wystąpić, wyciągnął ręce, by podtrzymać Henry’ego. Miał ochotę skląć złodziejaszka, albo posłać w niego jakieś zaklęcie, ale nie zdążył. Zmęłł przekleństwo w ustach i zamiast tego zapytał:
- Stoisz? Zabrał coś?




// Odgrywam: Wysoka stawka (Hanni boi się niespełnienia wydumanych oczekiwań), Wyuzdany, Kokieteria
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#7
29.06.2025, 11:56  ✶  
Mówi się, że okazja czyni złodzieja. Jednak, gdy złodziej był amatorem, mogło się zdarzyć, że próba kradzieży kończyła się klęską. A kiedy Henry poczuł obce palce w okolicach kieszeni, cofnął nogę, by dłoń odsunęła się zapobiegawczo. Złodziej potknął się o nią i upadł jak długi na ziemię. O  nie, Henry nie miał zamiaru zostać okradzionym tej nocy ani żadnej innej. Miał czynsz do opłacenia, jedzenie do kupienia. Nie sądził, by altruistycznym aktem było dawanie swoich pieniędzy komuś, kto nie był gotów ich zarabiać w uczciwy sposób. Cholera, on sam był biedny, a nigdy nie przyszło mu do głowy, by coś komuś ukraść. Może była to kwestia wychowania? A może ludzka przyzwoitość? Pewnie, gdyby znalazł się na krawędzi i nikt nie byłby skory mu pomóc, mógłby posunąć się do czegoś takiego. Tyle, że człowiek, który leżał pod nogami Henry'ego, wcale na takiego biednego nie wyglądał.

Nieznajomy nawet nie zdążył pozbierać manatek. Z luźnych kieszeni (który złodziej w ogóle takie nosił?) powypadały mu różne przedmioty. Lizak, pieniądze (zawsze się przydadzą)... i portfel. Henry podniósł to wszystko, przyjrzał się uważnie portfelowi. Uznał jednak, że zajrzy do środka, gdy już się uspokoi. Akurat, jako fotograf, umiał dobrze znajdować odpowiednich ludzi. Właściciela na pewno też miał odnaleźć.

— Masz, na osłodzenie tej zjebanej nocy — rzucił, podając Hannibalowi lizaka. On sam nie był koneserem takich słodyczy. Zawsze wolał ciasta i karmelki, a nie landrynki, które sprzedawali w Miodowym Królestwie. — Myślisz, że warto wołać BUM? Chyba mają wystarczająco roboty, jak na jedną noc.

Od razu pomyślał o Hestii. Wciąż bał się o to, czy w ogóle przeżyła. Była w jednej z najbardziej narażonych grup... A co jeśli dostała jakąś klątwą? Nie chciał nawet myśleć, co w tym wypadku mogłaby czuć jej rodzina... Jak on mógłby się z tym czuć. Nie chciał stracić przyjaciółki.

— Szkoda, że nie zdążyłem zrobić zdjęcia. Po zawartości kieszeni tego gościa wnioskuję, że to bynajmniej nie taki amator, jak by się mogło zdawać. Nie wiem, jak można jeszcze w taką noc... No, ale widzieliśmy, że to nie jest odosobniony przypadek.

Zawada: biedak (wspomniana)
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#8
29.06.2025, 20:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.07.2025, 22:18 przez Hannibal Selwyn. Powód edycji: literówka )  
Jedynym, co skradł pieprzony złodziejaszek, była uwaga Henry’ego - i ta pozornie niewielka strata całkiem zburzyła tę odrobinę dobrego humoru, jaka mogła się jeszcze tlić w Hannibalu i resztki jego poczucia kontroli nad sytuacją. 
Przyjął lizaka - zapewne natrafi się jeszcze jakieś dziecko do pocieszenia - na tę myśl stanęła mu przed oczami pełna cichej rozpaczy scena z atrium, ojciec i może czterolatek, oboje brudni, dorosły w ewidentnym szoku, dziecko we łzach, jeszcze nie rozumiejące traumy, jaką waśnie mu zafundowano. Matki nie było w zasięgu wzroku i niewyraźne, zadawane przez łzy pytania dziecka, sprawiały, że w głowie Hannibala pojawiały się wizje tego, skąd pochodzi krew na rękach i ubraniu ojca. Każda gorsza od poprzedniej, każda bardziej tragiczna.
Poczuł, jakby węzeł w jego piersi zacisnął się bardziej. Kolejne emocje, z którymi najwyraźniej musiał sobie poradzić sam, bo ta noc właśnie to pokazywała. Hannibal Selwyn mógł mieć wokół tłum ludzi, ale ostatecznie był sam. Na scenie. W atrium. Na ulicy.

Zacisnął usta, z godnością poprawił na ramionach kurtkę i przybrał pozory nonszalancji, odsuwając się o krok od Lockharta. Nie patrząc nawet w stronę, w którą uciekł kieszonkowiec, ze wzruszeniem ramion odpowiedział:
- Niech spierdala. BUM pewnie i tak nie przejmie się drobnym złodziejaszkiem, kiedy płoną lasy - skrzywił się na myśl, że jego alegoria stawiała tego gnojka na pozycji róży. To już nawet nie była ironia losu, chyba prędzej przejaw jego bezguścia. Losu, oczywiście, bo przecież nie Selwyna. Przynajmniej jego głos był już całkiem równy i opanowany, nawet, jeżeli przed następną wypowiedzią musiał odkaszlnąć.

- Do atrium nie wracam, atakują mnie tam pismaki - słowa były napędzane z trudem skrywaną irytacją, ale miał nadzieję, że Henry zrozumie, że pozbawione szacunku określenie nie rozciąga się na niego - ale słyszałem, że w Norze Nory można dostać jedzenie i pomoc. I może w bezpieczny sposób uda ci się zdobyć jakieś inne zdjęcia, niż to, co pojawi się wszędzie jutro rano - wskazał głową na wejście do budynku Ministerstwa, gdzie zapewne większość dziennikarzy poszukiwała sensacyjnych newsów lub chwytających za serce ujęć tej nocy. Mimo całej swojej frustracji, nie mógł ich winić za to, że nie kwapili się do biegania z aparatem po ulicy, jak Henry. Sam też pragnął spokoju i wytchnienia, ale jeżeli jego nowo mianowany przyjaciel zamierzał się narażać - odważnie, czy głupio, pozostawało kwestią otwartą - Hannibal nie chciał go zostawiać samego. Albo może sam nie chciał zostawać sam… Czy to było ważne w tym momencie?




// Odgrywam: Primabalerina (Hannibal złości się, że nie jest w centrum zainteresowania)
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#9
14.07.2025, 12:01  ✶  
Nora Nory... Henry kojarzył ten lokal, choć raczej tam nie bywał. Jak się nad tym dłużej zastanowić, to w ogóle rzadko był widziany w miejscach, gdzie wydawało się pieniądze na coś, co mógł sobie przyrządzić w domu. W Dziurawym Kotle zdarzało mu się zostawiać rower, a na przykład takie Convivium zdecydowanie nie było na jego kieszeń, jako lokal dla napuszonych czystków. Nie był więc typem osoby, która by jadła na mieście.

Może teraz to nie był najgorszy pomysł? Może w Norze Nory mógłby ogarnąć, czyj portfel właściwie wpadł mu w ręce i jak znaleźć właściciela. Może mógł zamieścić ogłoszenie w gazecie? Matka wiedziała, czy w ogóle znajdzie na to czas... Przeszło mu też przez myśl, by zatrzymać pieniądze. Jak by jednak zareagowali na to jego dziadkowie? Rodzice? Pewnie, ich już nie było, ale być może obserwowali go z góry? Może pokładali w nim jakieś nadzieje? Bycie przyzwoitym człowiekiem w tym wypadku stanowiło minimum.

Problem tkwił w tym, że Henry'ego paraliżował strach. Przyszłość nie była pewna, jasne, ale gdyby wyrzucili go z Proroka... To byłby koniec. I tak już przewidywał, że po tej nocy nastąpią cięcia budżetowe. Nie chciał być uznany za nadmiarowego pracownika, którego można było wywalić z kiepską odprawą. A jaka inna gazeta by mogła go chcieć? Nie znał się na Quidditchu, magicznej nauce ani wróżbiarstwie. Pewnie, był tylko fotografem, ale nie chciał przechodzić przez kolejną rozmowę o pracę, szczególnie teraz, gdy raczej obcinano wakaty, niż je dodawano.

— Odprowadzę cię, ale potem muszę wracać do pracy — pokazał dłonią wiszący na jego szyi aparat. Czy doznawał teraz ucisku klasowego? A może sam go na siebie projektował, bo w głębi duszy wiedział, że bez zdanych Owutemów i tak był skazany na wieczne bycie życiową porażką? A może bał się spędzić ten czas z Hannibalem? Może nie chciał, by jego skorupa pękła? — Myślę, że w Norze Nory dadzą ci już spokój. Właścicielka pewnie pilnuje, żeby pismaki nikogo nie napastowały.

Śmiesznie, bo on robił to wszystko, ryzykował życie, by wreszcie może udowodnić, że na pismaka się nadaje. Czy ci, którzy wcześniej ganiali Hannibala po atrium byli w jakikolwiek sposób lepsi od Henry'ego? Zapewne zdali ten jeden egzamin i tyle. Albo mieli wsparcie rodziny, kiedy znajdowali pracę. A może... może po prostu lepiej się do tego nadawali?
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#10
14.07.2025, 18:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.07.2025, 18:04 przez Hannibal Selwyn.)  
Hannibal westchnął ciężko. No i zjebałem. Henry ewidentnie poczuł się dotknięty, nastrój prysł i z powrotem byli tylko dwójką znajomych, próbujących przetrwać.
Nie, nie ja. To wszystko wina tego pieprzonego złodzieja.
Poczuł się trochę lepiej, zrzuciwszy winę z siebie, co nie zmieniało faktu, że Lockhart najwyraźniej planował dalej się narażać. Hannibal nie miał już na to siły. Strach, frustracja, poczucie bezsilności mieszały się ze zmęczeniem, głodem i uczuciem, że popiół dostał się już absolutnie wszędzie. Za dużo.

Miał ochotę płakać. Miał ochotę się napić. Miał ochotę oznajmić Henry'emu, że otóż nie, nie wraca do żadnej pracy, idą do niego, teraz, nie odmawia się takiej propozycji od Selwyna. Zaciągnąć go siłą, jeżeli będzie trzeba. Zamknąć go w mieszkaniu. Zatrzymać w bezpiecznym miejscu.

Mógłby to zrobić.
Hannibal spojrzał w oczy towarzysza.
Ciepły brąz. Chłodny błękit. Taki sam strach.
A jednak tylko jeden z nich chciał uciekać.

Mógłby to zrobić, złapać za pasek aparatu na szyi, przyciągnąć go do siebie, teleportować ich stamtąd razem, a "Proroka" w razie potrzeby przekupić albo zastraszyć z pomocą Jonathana albo nawet ojca, gdyby chcieli go wyrzucić… ale był pewien, że Henry nigdy by się na to nie zgodził i nie miałoby to nic wspólnego z niewystarczającym darem przekonywania Hannibala.
Młody fotograf mógł do woli wyrażać irytację na swoich pracodawców, zwalać na nich winę, ale w uporze, z jakim był gotów wybiec z bezpiecznego gmachu, w gotowości, z jaką zaproponował odprowadzenie go, w potrzebie uchwycenia prawdy było coś więcej, niż tylko obawa o swoją pracę. Poczucie misji? Potrzeba… zrobienia chociaż czegoś, czegokolwiek właściwego w tej sytuacji, nieważne, jak małego?
Selwyn nie mógł nic poradzić na to, że czuł podziw dla odwagi takich ludzi, jak Henry Lockhart czy Guinevere McGonagall. Jeżeli głupi "Prorok" zwolni go mimo wszystko, jeżeli Hannibal nie zobaczy go na najbliższej premierze... cóż, na pewno znajdzie się sposób, by uprzykrzyć życie kierownictwu gazety.

Lockhart powiedział wcześniej, że mierny z niego czarodziej. Hannibal wiedział, że chłopak nie zdał wszystkich egzaminów. Zamknęło to przed nim wiele drzwi, los nie do pomyślenia dla Malfoya, Longbottoma, czy Selwyna, ale nie do uniknięcia, kiedy było się niezamożnym czarodziejem półkrwi. Czy czuł się gorszy z tego powodu?

Niektórzy pokładali tak wiele wiary w potencjale magicznym, jakby długość różdżki miała być jedyną miarą wartości człowieka. Selwyn miał w tej chwili głęboko gdzieś wyniki Owutemów przyjaciela, ale przecież sam wiedział, jak to jest czuć się gorszym. Nie znosił tego. Całe życie był poddawany presji, napotykał wokół oczekiwania, daj z siebie więcej i więcej, pokaż, że jesteś wart miłości i podziwu, encore une fois, głośniej, wyżej, plecy proste, oddychaj i uśmiechnij się do cholery! - wszystko po to, by nie zostać w tyle.
Rozumiał, jak to jest - potrzebować się wykazać. Udowodnić swoją wartość.

Henry - uparty, niedomyślny, opiekuńczy, pełen ideałów Henry, w jego oczach był całkiem wystarczający, ale najwyraźniej uznał, że ma tu zadanie do wykonania. Hannibal zorientował się, że prawdopodobnie jest w tej scenie postacią drugoplanową. I z całkiem nietypową dla Selwynów skromnością, ale za to z całkiem właściwą im gracją postanowił usunąć się i pozwolić głównemu aktorowi błyszczeć.

Włożył otrzymanego przed chwilą lizaka do ręki Henry’ego i zamknął jego dłoń wokół słodycza. Trzymał - tym razem całkiem niewinnie, nie próbując żadnego podrywu.
- W atrium jest dzieciak, który potrzebuje osłody bardziej, niż ja - powiedział.
Ze smutnym uśmiechem pokręcił głową, odmawiając propozycji odprowadzenia go. Skoro Henry nie potrzebował niańki, to on też nie.
- Przepraszam za tych “pismaków” - powiedział cicho, ani na chwilę nie odrywając wzroku od twarzy Lockharta - Twoja praca jest ważna. Ty jesteś ważny.

Wokół nich walił się świat, ale to było tylko tło, jak scenografia, jak statyści. Gdyby to była scena w mugolskim filmie, powinni się teraz pocałować. Gdyby to była scena w mugolskim filmie, jeden z nich byłby kobietą.

To nie była scena w filmie - ale tak było łatwiej. Udawać. Nie dopuszczać do siebie tego, że każde rozstanie tej nocy mogło być ostatnim. Morpheus. Guinevere. Henry.

- Pokaż im prawdę - Hannibal ścisnął dłoń Henry'ego, wypuścił ją niechętnie i dodał - Nie daj się zabić.

I teleportował się stamtąd, zanim zdążył wypaść z roli.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (246), Hannibal Selwyn (2623), Henry Lockhart (1516)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa