09.10.2024, 10:40 ✶
—07/08/1972—
Sklep Ollivandera, ulica Pokątna
Garrick Ollivander & Woody Tarpaulin
Woody znał niejednego twórcę różdżek z Nokturnu. Niektórzy nawet robili je całkiem przyzwoite i w pełni legalne; takie, z którym można śmiało wpaść w szpony patrolu Brygady i mucha na różdżce nie siada. Co jednak Ollivander to Ollivander — zupełnie inna jakość. Wiele rzeczy zmienił w Tarpie Nokturn, lecz tego nie zdołał: gdy tylko Woody stanął przed koniecznością nabycia nowej różdżki, od razu pomyślał o tym zakurzonym, ollivanderowym zakładzie z tradycjami i przez myśl mu nie przeszło, że miałby szukać nowej towarzyszki gdzieś indziej.
Przed drzwiami sklepiku zjawił się z samego rana, ledwo wybiła godzina otwarcia. Wciąż był nieco skwaszony i wcale nie zachwycała go ta konieczność, ale zdążył przez noc pogodzić się ze stratą. Przekonał się także, że nabycie nowej jest dość pilne, bo do szału doprowadzała go ta tandetna fałszywka spod własnej lady. Choćby jego stara różdżka miała odnaleźć się następnego dnia, nie zamierzał znosić dłużej tego, jak ustrojstwo się przegrzewa, gdy próbuje zrobić coś więcej niż zaklęcia z elementarza pierwszoklasisty.
Pierwszoklasistów, swoją drogą, miał nadzieję uniknąć u Ollivandera. Niebezpiecznie zbliżał się początek roku szkolnego, ale Tarp bardzo liczył, że matki jeszcze się nie obudziły z ogarnianiem wyprawki i nie będzie zmuszony wybierać nowej różdżki wśród tłumu dzieciaków biegających mu między nogami. Chciał to załatwić cicho i sprawnie. Bez małego Brianka testującego na ślepo swoją pierwszą różdżkę wybuchami magii bardziej chaotycznymi niż te produkowane przez ćpunów wypełzających z Podziemnych Ścieżek.
— Dobry — przywitał się, przekraczając progi ollivanderowego przybytku.
Wyglądał tego dnia dość schludnie, jak na siebie, bez szaleństw. Proste szaty, nie żadne wariactwa z mugolskich żurnali. Przez chwilę poczuł się znów jak detektyw Longbottom, uczciwy obywatel. Być może powodowała to jakaś aura tego miejsca przypominająca mu dzieciństwo i czasy, kiedy pierwszy raz tu był.
— Widzi pan, wczoraj doszło do małego incydentu. — Podszedł do lady i oparł na niej łokieć. — Ukradziono moją różdżkę. — Miał wrażenie, jakby od wczoraj powtórzył te słowa już setki razy, w mowie i piśmie. — Potrzebne będzie coś w jej miejsce, niestety.
Rozejrzał się ciekawsko po rzędach pudełeczek z różdżkami. Obok żalu zaczęła rodzić się w nim lekka ekscytacja wizją nowego. W końcu, pomijając przykre okoliczności, kto nie lubi zakupów?
piw0 to moje paliwo