Prue spędzała południe całkiem przyjemnie. Napisała kilka listów, przeczytała kilka interesujących ją fragmentów książki, która wpadła jej w ręce. Nie mogła narzekać na to jak zaczął się ten dzień, mimo dość nerwowej nocy, która doprowadziła jednak do tego, że była spokojniejsza. Ponownie czuła się pewniej, miała wrażenie, że tymczasowo znowu posiadała jakąś kontrolę nad tym, co działo się w jej życiu, a to zawsze w jej przypadku niosło ze sobą wewnętrzny spokój.
Za kilka godzin powinna zacząć zbierać się do pracy, nie, żeby jakoś szczególnie spieszyła się, aby znaleźć się w kostnicy. Był to bardzo wyjątkowy czas, kiedy ministerstwo nie było miejscem, w którym chciała przebywać, jednak musiała pracować, jak przystało na odpowiedzialnego, dorosłego człowieka.
Znad książki wyrwały ją dźwięki dochodzące z ogrodu, nie mogła ich ignorować. Położyła ją więc na stoliku, a sama znalazła się przy oknie, by zobaczyć, co działo się na zewnątrz. Dostrzegła trzy, znajome sylwetki. Przysiadła więc na parapecie, aby sprawdzić, co kombinowali. Oczywiście nie chodziło o to, że była wścibska, wcale, no chciała tylko popatrzeć na swojego chłopaka, szczególnie, że nie wspomniał jej wcześniej o swoich planach.
Rozsiadła się więc całkiem wygodnie, w jej rękach znalazła się nawet filiżanka z herbatą, może nieco zimną, ale nie przeszkadzało jej to wcale. Najwyraźniej przygotowywali miejsce, żeby stoczyć pojedynek. Zdawała sobie sprawę z tego, że utrzymywanie formy w ich przypadku było dość istotne, więc może miało to jakiś sens, tylko być może, znalazłaby pewnie kilka argumentów za tym, że nie był to odpowiedni czas na podobne zabawy, jednak nie jej było oceniać.
Zaczęli się tłuc, niewiele widziała z tego miejsca, przynajmniej na samym początku. Nie dało się bowiem później nie dostrzec czerwonej mazi na twarzy Benjy'ego. Wpatrywała się w szybę nie mrugając, bo chyba ich kurwa poniosło. Wstrzymała na moment oddech, a serce zaczęło bić jej szybciej, martwiła się. Powstrzymywała się przed tym, aby w pośpiechu nie znaleźć się na zewnątrz, nie sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Kogo właściwie oszukiwała, nic nie było w porządku, bo Benjy miał całą twarz we krwi.
Nie powinna jednak wybiec stąd jak opętana, bo dowiedzą się, że ich podglądała. Prowadziła ze sobą naprawdę trudną, wewnętrzną walkę, nie mogła tego przecież zignorować. W końcu Fenwick się podniósł, trochę jej ulżyło, ale tylko odrobinę.
Zamiast wyjść na zewnątrz zeskoczyła z parapetu dość żwawo i zaczęła spacerować po sypialni. Na pewno nie omieszka wspomnieć Greengrassowi o tym, że powinien nad sobą panować. Co to byli za imbecyle, czy naprawdę uważali, że był to odpowiedni moment na takie durne zabawy, szczególnie, że nie potrafili zapanować nad swoimi emocjami, dawali się im ponieść, jak jacyś gówniarze.
Confusion in her eyes that says it all
She's lost control