Mabon, południe
Czy mogła ogarnąć się wcześniej? Owszem. Czy wpadła na to, że część sklepów będzie dzisiaj zamknięta? A gdzieżby znowu. Co prawda dostała od Cioci Lorien kilka sukienek, które były przeznaczone dla jej kuzynki, Sophie, ale wycięte metki uwierały ją w móżg tak bardzo, że postanowiła mimo wszystko spróbować poszukać czegoś na własną rękę. Nie była pewna, czy Lorien zrobiła to specjalnie czy też nie, ale miała nieodparte wrażenie, że te sukienki to jednak są od Rosiera i metki wycięła dlatego, żeby Lotte w ogóle je założyła. Oczywiście mogła się mylić, ale po co wtedy te podchody?
Kręciła się więc wzdłuż Alei Horyzontalnej, szukając jakiegokolwiek otwartego sklepu. Była już w dwóch, ale nie znalazła dla siebie niczego, co by było w jej dość niskim budżecie, a przy okazji było ładne i nadawało się na spotkanie rodzinne. Kilka dni temu odwiedziła Głębinę i obstawiła pojedynek Stanleya ze złodziejem i wygrała 2 sykle, więc łącznie miała 4 na sukienkę - powinno wystarczyć. Gdy wyszła z kolejnego sklepu, wzdychając ciężko, wydawało jej się, że mignęła jej znajoma sylwetka. Hmmm... Kiedyś pewnie by się zawahała przed krzyknięciem imienia starszego kuzyna, ale teraz wiedziała, że nie mogła się pomylić. Śmierć Roberta była dla niej przykra, bo może i nie byli blisko, to trochę z nim rozmawiała i mimo że wydawał się mieć kija w dupie, to nawet go lubiła. Trzymał nos w swoich sprawach i nie truł jej dupy o tym, jaka powinna być - Charlotte bardzo to doceniała. Ruszyła więc za postawnym mężczyzną, a gdy zakradła się wystarczająco blisko, popukała go w lewe ramię, samej jednak przesuwając się na prawą stronę, żeby odwrócił się w lewo i nie zobaczył nikogo.