29.07.2024, 23:15 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.07.2024, 23:15 przez Sebastian Macmillan.)
Cóż, zdecydowanie potrzebował nieco czasu, aby oswoić się z nową sytuacją. I staro-nowym towarzyszem podróży. Gdyby mógł, najchętniej poprosiłby o przydział do kogoś o podobnym temperamencie do jego własnego, jednak... Nawet on nie był w stanie zignorować plusów płynących z posiadania rozgadanego faceta u swojego boku. Na przykład: praktycznie w ogóle nie będzie musiał rozmawiać z innymi ludźmi, tak długo, jak pozostanie w jego towarzystwie. To... To już wywołało szerszy uśmiech na jego twarzy.
— Nie — odparł machinalnie, gdy Alastor zaczął dopytywać o kwestię swojego poczucia humoru. Wbił na dłużej wzrok w jego twarz, łudząc się, że taka odpowiedź go usatysfakcjonuje. Jeśli jednak czarodziej był, chociaż w połowie podobny do znacznej większości społeczeństwa, to zapewne pomyśli, że kłamie. Albo jest bucem. — Nie, nie przeszkadza mi. To nie jest jakieś wielkie utrapienie. Po prostu jesteś bardzo... hmm… podekscytowany.
Biorąc pod uwagę wychowanie Macmillana, można by sądzić, że swoje preferencje towarzyskie wyniósł prosto z głównej siedziby kowenu na Charing Cross Road. Mogłaby to być prawda. Bądź co bądź, wielu kapłanów i kapłanek wolało spokojne życie, gdzie skupiali się na pielęgnowaniu swojej więzi z Panią Księżyca i służyli zgromadzeniu, dbając o liczne miejsca kultu rozsiane po całym kraju. To jednak nie wychowanie pośród wierzących sprawiło, że Sebastian tak bardzo cenił sobie ciszę i spokój. A przynajmniej nie tylko.
Odkąd pamiętał, stronił od ludzi głośnych. A za takowych uznawał wszystkich, którzy w jego mniemaniu nie potrafili usiedzieć na miejscu. Tych, co musieli doświadczać kilkudziesięciu bodźców jednocześnie, aby normalnie funkcjonować. Byli jak stado chochlików kornwalijskich, które opiły się kilkoma kubkami mocnej kawy na poranne rozruszanie organizmu. Z racji na to, że Sebastian musiał jednak żyć w społeczeństwie, musiał poniekąd przywyknąć, że nie zawsze trafi do towarzystwa, które... w stu procentach odpowiadało jego standardom. Takie życie.
— Poza tym, wydajesz się mieć sporo myśli, które muszą znaleźć jakieś ujście, zamiast pozostać w głowie...? — skomentował po dłuższej pauzie.
Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ofensywnie mogły zabrzmieć te słowa w uszach Moody'ego. A przecież nie miał na myśli niczego złego! Jedynie wskazywał, że Alastor... bardzo łatwo dzielił się z innymi swoimi przemyśleniami. Uznawał to za pokaz jego charyzma. Towarzyskości. Otwartości. Wszystkiego tego, czego zdecydowanie brakowało Sebastianowi w jego własnym życiu towarzyskim. W dużej ilości.
— Mam nadzieję, że wasz departament pokrywa koszty naszego pobytu tutaj? — spytał z wyraźną nutką zdziwienia w głosie, gdy wskazano mu skrzący się na fasadzie jednej z kamienic napis.
Czarodzieje na Pokątnej czy Horyzontalnej pewnie byliby w stanie uzyskać podobny efekt, tworząc coś w rodzaju magicznych półprzezroczystych modeli poszczególnych liter, które świeciłyby na określony kolor. Pytanie tylko, czy stałe zaklęcie budynku w taki sposób było warte tych wszystkich galeonów wydanych na specjalistę od tego rodzaju czarów. Macmillan zerkał co rusz podejrzliwie w stronę budynku, a niepokój w jego oczach wzrastał wraz z każdym kolejnym metrem.
— Niech zgadnę, zaczęli już narzekać na awarie w środku? — rzucił konkretnie, z góry zakładając, że Alastor mógł korzystać z czarów w wynajętym pokoju. Bądź co bądź, wiedzą powszechną było, że technologia niemagów nie lubiła się zbytnio z jakimikolwiek czarami.
— Nie — odparł machinalnie, gdy Alastor zaczął dopytywać o kwestię swojego poczucia humoru. Wbił na dłużej wzrok w jego twarz, łudząc się, że taka odpowiedź go usatysfakcjonuje. Jeśli jednak czarodziej był, chociaż w połowie podobny do znacznej większości społeczeństwa, to zapewne pomyśli, że kłamie. Albo jest bucem. — Nie, nie przeszkadza mi. To nie jest jakieś wielkie utrapienie. Po prostu jesteś bardzo... hmm… podekscytowany.
Biorąc pod uwagę wychowanie Macmillana, można by sądzić, że swoje preferencje towarzyskie wyniósł prosto z głównej siedziby kowenu na Charing Cross Road. Mogłaby to być prawda. Bądź co bądź, wielu kapłanów i kapłanek wolało spokojne życie, gdzie skupiali się na pielęgnowaniu swojej więzi z Panią Księżyca i służyli zgromadzeniu, dbając o liczne miejsca kultu rozsiane po całym kraju. To jednak nie wychowanie pośród wierzących sprawiło, że Sebastian tak bardzo cenił sobie ciszę i spokój. A przynajmniej nie tylko.
Odkąd pamiętał, stronił od ludzi głośnych. A za takowych uznawał wszystkich, którzy w jego mniemaniu nie potrafili usiedzieć na miejscu. Tych, co musieli doświadczać kilkudziesięciu bodźców jednocześnie, aby normalnie funkcjonować. Byli jak stado chochlików kornwalijskich, które opiły się kilkoma kubkami mocnej kawy na poranne rozruszanie organizmu. Z racji na to, że Sebastian musiał jednak żyć w społeczeństwie, musiał poniekąd przywyknąć, że nie zawsze trafi do towarzystwa, które... w stu procentach odpowiadało jego standardom. Takie życie.
— Poza tym, wydajesz się mieć sporo myśli, które muszą znaleźć jakieś ujście, zamiast pozostać w głowie...? — skomentował po dłuższej pauzie.
Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ofensywnie mogły zabrzmieć te słowa w uszach Moody'ego. A przecież nie miał na myśli niczego złego! Jedynie wskazywał, że Alastor... bardzo łatwo dzielił się z innymi swoimi przemyśleniami. Uznawał to za pokaz jego charyzma. Towarzyskości. Otwartości. Wszystkiego tego, czego zdecydowanie brakowało Sebastianowi w jego własnym życiu towarzyskim. W dużej ilości.
— Mam nadzieję, że wasz departament pokrywa koszty naszego pobytu tutaj? — spytał z wyraźną nutką zdziwienia w głosie, gdy wskazano mu skrzący się na fasadzie jednej z kamienic napis.
Czarodzieje na Pokątnej czy Horyzontalnej pewnie byliby w stanie uzyskać podobny efekt, tworząc coś w rodzaju magicznych półprzezroczystych modeli poszczególnych liter, które świeciłyby na określony kolor. Pytanie tylko, czy stałe zaklęcie budynku w taki sposób było warte tych wszystkich galeonów wydanych na specjalistę od tego rodzaju czarów. Macmillan zerkał co rusz podejrzliwie w stronę budynku, a niepokój w jego oczach wzrastał wraz z każdym kolejnym metrem.
— Niech zgadnę, zaczęli już narzekać na awarie w środku? — rzucił konkretnie, z góry zakładając, że Alastor mógł korzystać z czarów w wynajętym pokoju. Bądź co bądź, wiedzą powszechną było, że technologia niemagów nie lubiła się zbytnio z jakimikolwiek czarami.